Kraj

Premier Gowin nie lubi państwa polskiego

PiS wygrał, obiecując, że skończy ze zwijaniem państwa. Premier Gowin właśnie zwija je dziś w nauce.

Jakub Majmurek: Minął prawie rok, odkąd PiS wygrał wybory, a Jarosław Gowin został wicepremierem ds. nauki. Czy dla nauki był to rok dobrej zmiany?

Aleksander Temkin: Po roku widać, że wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Przez osiem lat PO prowadziła fatalną politykę naukową, teraz mamy do czynienia z tą samą polityką, tylko w wersji hard.

Można było liczyć na cokolwiek innego? Poglądy Gowina na naukę nie były chyba zaskoczeniem.

Można było liczyć na innego ministra. Wizja społeczna Gowina stoi w rażącej sprzeczności z deklaracjami PiS na temat ogólnych koncepcji rozwoju Polski, przede wszystkim na temat zrównoważonego rozwoju. W 2013 roku w wywiadzie dla „Liberté” minister Gowin cieszył się, że państwo bankrutuje. W 2014 mówił, że jest zwolennikiem odpłatnych studiów. Już po wyborach finansowanie sieci publicznych uniwersytetów nazwał „komunistyczną urawniłowką”. To nie są z jego strony tylko słowa, ale przekładają się one na realne działania ministerstwa na rzecz wygaszenia ośrodków naukowych na tzw. polskiej prowincji. I nie mówię tu o Kołobrzegu czy Kaliszu, ale o miastach wojewódzkich, o ważnych ośrodkach miejskich: Opolu, Lublinie, Białymstoku. Swoją drogą ośrodkach związanych często z elektoratem prawicy. Prawo i Sprawiedliwość wygrało, obiecując, że skończy ze zwijaniem państwa. Premier Gowin właśnie zwija je dziś w nauce.

Co dziś jest największym problemem nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce?

Mówiąc najkrócej: bieda, skrajne niedofinansowanie. To przez nią reformy poprzedniej ekipy, opierające się na wzorcach anglosaskich, czyli menedżeryzacji uniwersytetu, finansowaniu badań naukowych ze środków grantowych – wyglądają trochę jak włoskie barokowe pałace budowane w Rosji w erze Piotra Wielkiego, czy Katarzyny II. Zmieniają się w karykaturę oryginalnego wzorca, bieda karykaturyzuje wszelkie przeszczepione na nasz grunt anglosaskie wzorce. Nie mówiąc o tym, że także na Zachodzie studenci, doktoranci i naukowcy zaczynają coraz głośniej protestować i coraz mocniej organizować się przeciw mutacji uniwersytetu w przedsięwzięcie czysto biznesowe

Wystarczy więc wpompować w system więcej pieniędzy?

Są też inne problemy. Przede wszystkim wewnętrznie sprzeczny system finansowania uczelni. Uczeni są przeciążeni pracą dydaktyczną, a rozliczani za pracę naukową, na którą nie mają ani czasu, ani środków. Nie ma etatów badawczych – badania można prowadzić albo w czasie wolnym, albo na grantach. Granty z kolei to krótkookresowa, wywrotna i nie dająca naukowcom podstawowej życiowej stabilności forma finansowania. To nie jest paliwo, na którym rozwinąć się może polska nauka.

Od 2010 roku o 13% spadła liczba naukowców zatrudniona na uczelniach. To w oczywisty sposób odbija się na jakości prowadzonych zajęć. Raport NIK z 2014 roku pokazał, że większość patologii związanej z plagiatami wynika z braku opieki promotorów nad studentami i doktorantami. Brak opieki z kolei wynika z przeciążenia promotorów pracą. Raport Nowego Otwarcia Uniwersytetu pokazał, że uczeni nie mają czasu na prowadzenie badań naukowych.

Wszystkie te problemy wynikają z ideologii „taniego państwa”, założenia, że kształcenie ma być tanie. Niestety, efektem tej taniości jest to, że młodzi ludzie dostają na uczelniach coraz częściej tylko namiastkę wykształcenia. A koszta tnie się właśnie kosztem najsłabszych: pracowników ochrony, sprzątaczek czy młodszych pracowników naukowych, na których przerzuca się coraz więcej obowiązków – nie tylko dydaktycznych, ale też biurokratycznych czy nawet biurowych.

Premier Gowin nie zdaje sobie z tego sprawy?

Premier Gowin przejął ostatnio część naszej retoryki. Problem jest taki, że robi to na bardzo powierzchniowym poziomie. Nowe zasady finansowania uczelni, jakie przedstawił, na pierwszy rzut oka wydają się racjonalne. Mają uniezależnić finansowanie od liczby studentów, co od dawna postulowaliśmy. Jeśli jednak wczytamy się w projekt, odkryjemy, że niesie on ze sobą potencjalnie przerażające skutki. Nie wprowadza żadnego okresu przejściowego, w którym proponowane zmiany mogłyby wejść w życie, dzięki czemu uczelnie mogłyby się do nich dostosować. Do tej pory uczelnie grały według starych reguł gry, wiedziały, że do prztrwania potrzebują przyjmowania jak największej liczby studentów. Teraz zostaną za to ukarane. Będą miały do wyboru – albo radykalnie ściąć liczbę studentów, albo ograniczyć liczbę kadry.

Sam pomysł nie jest jednak zły?

Nie, podobnie założenie, by jeden pracownik naukowy przypadał na 12 studentów. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. A szczegóły rozporządzeń Gowina są takie, że coś, co miało być działaniem mającym zachęcać wręcz uczelnie do zwiększania zatrudnienia, ze względu na wprowadzanie w trybie terapii szokowej zmusi je do oszczędnościowej redukcji kadry. Uczelnie te wpadną w błędne koło, nigdy nie uda się im osiągnąć wymaganych proporcji.

Jarosław Gowin tego nie policzył?

Jeśli jest to kwestia złych obliczeń, to za taką niekompetencję minister powinien polecieć. Jeśli nie, to intencje resortu premiera Gowina są jasne. Chodzi o wycięcie uniwersytetów – nie mówię o wyższych szkołach zawodowych – poza największymi ośrodkami.

Dlaczego właściwie miałby to robić?

Po to, by wpuścić na rynek największe uczelnie prywatne. Celem jest tu najprawdopodobniej pełzająca prywatyzacja systemu, na wzór tego, co PO robiła z NFZ. Kontraktowanie publicznych środków na kształcenie wyższe dla prywatnych ośrodków. 30 września na otwarciu roku akademickiego w warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego Jarosław Gowin wprost ogłosił, że studia stacjonarne na największych uczelniach prywatnych powinny być finansowane przez państwo. Taka prywatyzacja zysków to rzecz bardzo intratna dla ich właścicieli. To jest uwłaszczenie na środkach publicznych, bardzo poważna decyzja polityczna. Pytanie, czy PiS pozwoli na taki projekt, bo może mu on w pewnym momencie wybuchnąć w rękach.

Dlaczego to tak politycznie ważne?

Takie rozwiązania uderzają w interesy mniejszych, publicznych ośrodków akademickich i oddalonych od Warszawy regionów. A te uczelnie z mniejszych miast wojewódzkich odgrywają ważną rolę w lokalnej społeczności. Oczywiście, dziś nie zawsze uczą na najwyższym poziomie. Jeśli jednak chcemy, by mniej zamożne osoby i regiony miały dostęp do edukacji wyższej na sensownym poziomie, to te uczelnie powinny być wzmacniane a nie – likwidowane. Ale premier Gowin powinien je wzmacniać także, gdyby był szczerym liberałem. Przecież w sytuacji, gdy zasoby edukacyjne są bardzo skoncentrowane w kilku wiodących ośrodkach, trudno mówić o prawdziwej konkurencji. Premier Gowin wciąż wspiera model polaryzacyjno-dyfuzyjny albo mówiąc inaczej, zasadę św. Mateusza, zgodnie z którą, kto ma wiele, temu będzie jeszcze dodane; kto zaś nie ma, temu zostanie odebrane.

Jak określilibyście ogólny pomysł Gowina na naukę? Co waszym zdaniem chciałby osiągnąć po końcu swojej kadencji w tym resorcie?

Jarosław Gowin jest po prostu politykiem antypaństwowym. I jego projekt zakłada zwijanie państwa w nauce. Poza tym Gowin głęboko wierzy w koncentrację elit. W model rozwoju, oparty na inwestowaniu w kilka lokomotyw rozwoju w każdej dziedzinie i zostawienie reszty samej sobie. Ten proces otrzymał trafną nazwę w odniesieniu do zwijania publicznego transportu kolejowego do mniejszych ośrodków i pakowania wszystkich funduszy w spektakularne najdroższe pociągi – nazywa się to „pendolinizacją”. Resort Gowina chce takie właśnie pendolinizacji nauki. Nam taki projekt nie odpowiada. Po pierwsze dlatego, że jest głęboko niesprawiedliwy. Po drugie dlatego, że jest nieefektywny. Polska prowincja już dziś jest coraz trudniejszym miejscem do życia. Polska jest krajem skrajnie scentralizowanym.

Mniej niż na przykład Francja.

Faktycznie, mniej niż Francja. Nie wiem jednak, czy to od razu powód do radości. Są kraje, w których bywa gorzej, ale są też takie, gdzie bywa znacznie lepiej. Zastanówmy się raczej, do czego doprowadzi zwijanie uniwersytetów w takich miejscach jak na przykład Lublin? Do odpływu z tych miast inteligencji i klasy kreatywnej, jej koncentracji w dwóch, trzech ośrodkach w kraju albo wyjazdu za granicę. A dodatkowo do zablokowania możliwości edukacyjnych osób mniej zamożnych. Nie każdy odziedziczył mieszkanie po mamie na Żoliborzu, a koszty dojazdów, wynajęcia mieszkania i utrzymania w Warszawie czy Krakowie naprawdę nie są niskie. Mam nadzieję, że koledzy Gowina z rządu, który wygrał wybory na sprzeciwie wobec „pendolinizacji”, jakoś go powstrzymają.

Czy naprawdę PiS jest przeciwny „pendolinizacji” w nauce? Jarosław Kaczyński mówił kiedyś z uznaniem o tym, że we Francji większość klasy politycznej to absolwenci kilku grandes écoles , a w Wielkiej Brytanii Oxbridge i dwóch, trzech uczelni londyńskich. Wśród polityków panuje raczej konsensus, że uczelnie mają mieć funkcję elitotwórczą.

Nie wiem, czy to jest konsensus na prawicy. Dariusz Gawin, z którym o tym rozmawiałem, powiedział mi, że nie. Program Gowina w długiej perspektywie zwiększa różnice między Polską A i B. Uderza w interesy wielu ośrodków, gdzie poparcie dla PiS jest spore. To jest sprzeczność, którą jako środowisko będziemy starali się wygrywać. Okazją będą wybory samorządowe. Ja nie chciałbym żyć w świecie, gdzie uniwersytet zajmuje się głównie reprodukcją dotychczasowych elit władzy, pieniądza i rodzinnego przywileju. Ale jeśli nawet przyjmiemy taką logikę, to czy faktycznie województwo podlaskie albo zachodniopomorskie mają nie mieć swojego ośrodka elitotwórczego? W każdym mieszka po dobrych kilka milionów osób. Odcięcie i zatopienie prowincji to ma być efektywny model rozwoju? Traktowanie większości obszaru Polski jako obciążenia to recepta na rozwój?

Czy przyjmujesz w ogóle argument, że być może w okresie wyżu demograficznego uczelnie przeinwestowały i teraz jest konieczna korekta? Status uniwersytetu dostała prawie każda akademia rolnicza czy uczelnia techniczna.

Mówimy tu o uczelniach publicznych, o publicznym majątku. Korekta nie może oznaczać marnowania potencjału, w jaki włożono publiczne środki. To byłaby niegospodarność. Podkreślam, mówimy tu o uniwersytetach.

Problem polskiego szkolnictwa wyższego polega na tym, że nie było pomysłu na to, co zrobić z wyższymi szkołami kształcenia zawodowego, zaczęto więc o nich myśleć, jako o kiepskich uniwersytetach, instytucjach akademickich dla biednych ludzi z prowincji. A to zupełnie nie tędy droga.

Poza tym, co miałaby oznaczać ta korekta? Konsolidację uczelni? Gowin to postuluje. I w porządku, możemy rozmawiać. Współpraca uczelni, wspólna walka o granty to bardzo dobry pomysł. Ale nie tworzenie administracyjnych molochów. Już dziś Uniwersytet Warszawski jest trudny do administrowania ze względu na swój rozmiar.

Nie tylko Gowin i Kudrycka zgodzą się, że mamy problem z dużą ilością słabych uczelni czy przerostem zatrudnienia na uczelniach, gdzie na etatach są osoby, które ostatnio coś opublikowały 15 lat temu. Co robić z tymi problemami, nie idąc przy tym w „pendolinizację” albo likwidację słabych placówek?

Zgoda, te problemy są realne. Pracowaliśmy wspólnie z naukowcami z całej Polski i mamy propozycje, jak te problemy rozwiązywać. Ale reformy nie mogą niszczyć potencjału naukowego. Muszą dać uczelniom czas na przystosowanie. 4 października przygotowaliśmy taką listę postulatów. To bardzo proste rzeczy. Stworzenie mechanizmu systemowych zachęt dla prowadzenia zajęć w małych grupach akademickich. Druga rzecz to etaty badawcze. Możliwość elastycznego wyboru ścieżki kariery, pozwalającej w zależności od etapu skupić się albo na dydaktyce, albo na badaniach. Granty nam tego nie załatwią.

Wracając jednak do ogólnej wizji Gowina, bardzo niepokoją nas też jego pomysły powierzenia zarządzania uniwersytetami zewnętrznym radom, w skład których wchodziliby także przedstawiciele samorządu i biznesu. Powiedzenie, że zagrażałoby to autonomii nauki, to bardzo łagodne ujęcie sprawy.

Czy z drugiej strony uczelnie nie mają problemu z feudalizacją panujących na nich stosunków?

Oczywiście, że mają. Pytanie, czy rozwiązaniem tego problemu jest zwasalizowanie i sfeudalizowanie uczelni przez biznes i polityków. My w żadnym wypadku nie bronimy uczelnianego feudalizmu. Pokazuje to chociażby nasze zaangażowanie w demokratyzację procesu wyborczego na uczelniach. W tym roku wybierano rektorów uczelni wyższych. Jako Komitet staraliśmy się zaktywizować środowisko, walczyliśmy o to, by te wybory były jak najbardziej demokratyczne, by kandydaci faktycznie dyskutowali o swoich programach i prowadzili kampanie wyborcze, a nie tylko zakulisowe gry. Angażujemy się w sprawy doktorantów czy pracowników technicznych uczelni. Większość neoliberalnych krytyków feudalizmu uczelnianego nie ma odwagi, by w te sprawy się zaangażować.

Czy najważniejszym problemem nie jest jednak to, że kadra zarabia za mało? Możemy zachęcać do tworzenia etatów badawczych i małych grup, ale w sytuacji, gdy naukowcy nie będą zarabiali przynajmniej tych dwóch, trzech średnich krajowych, to będą ciągle łapać się wszelkich odciągających ich od nauki prac, pozwalających minimalnie wejść na poziom klasy średniej.

Zdecydowanie tak! Dramatyczne wzrosty wynagrodzeń są z pewnością niezbędne. Zobaczymy, jaka tu będzie polityczna siła Gowina. Jak dotąd nie wypada imponująco. Nawet Giertych za pierwszego rządu PiS wyciągnął więcej na podwyżki dla nauczycieli niż Gowin za drugiego PiS dla naukowców.

Mówisz o polityce Gowina jako kontynuacji polityki PO. Czy jednak zagrożenie nie tkwi gdzie indziej? Czy premier nie będzie próbował podporządkować nauki wąskiej, konserwatywnej wizji? Ograniczyć środków na przysłowiowy już gender. Na początku kadencji ministra padły pogardliwe słowa o braku sensu wydawania pism typu „Jakieś studia gejowskie lub lesbijskie”. Czy może to tylko retoryka wyborcza?

Ta retoryka bardzo się nam nie podoba, jest szkodliwa. Nauka musi mieć autonomię. Doszło do zmian w radzie programowej Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Osoby, które tam weszły są – każda z osobna – czcigodne. Bardzo lubię czytać Marka Cichockiego, wielokrotnie spotykałem się z profesorem Andrzejem Nowakiem. Ale jest to rada całkowicie wychylona w stronę konserwatywną. Poprzednia rada też nie była pluralistyczna, brakowało w niej przedstawicieli środowisk konserwatywnych. Nie była tak wychylona w stronę liberalną, jak ta w konserwatywną, ale nie udawajmy, że tam był pluralizm.

Jednak zasada „grab zagrabione” to żaden pomysł na naprawę państwa i nauki.

Rada ma też możliwość wyboru flagowych obszarów humanistyki, gdzie skoncentrowane zostać mają szczególne środki, co znów stwarza okazję do instrumentalizacji humanistyki. Do tego dochodzą różne instruujące wypowiedzi urzędników ministerstwa, jakie w żadnym wypadku nie powinny mieć miejsca, piętnujące przeszłe wyniki konkursów nie odpowiadających światopoglądowi obecnych władz Ministerstwa.

Do czego właściwie waszym zdaniem społeczeństwu potrzebny jest uniwersytet? Bo wszelkie dyskusje o reformach krążą wokół tego – bardzo ogólnego, przyznaję – pytania.

Dla nas to jest przestrzeń wolnej debaty. Nieinstrumentalnego poszukiwania wiedzy, niesprowadzającej się tylko do wartości ekonomicznej. Miejscem, które powinno wyznaczać standardy: demokratycznej debaty, uczciwego stabilnego zatrudnienia dla wszystkich swoich pracowników, w końcu – wolnego myślenia. Uniwersytet powinien być zakorzeniony w swoim otoczeniu społecznym i zarażać je wolnością.

Aleksander Temkin (1986) – kooordynator Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej. Doktorant filozofii w ramach MISH UW. Uczył filozofii i etyki w społecznym gimnazjum w Warszawie. Publikował w „Kronosie”, „Nowych Książkach”, „Znaku” i „Sztuce i Filozofii”.

Strzelecki-Zywe-konflikty

 

**Dziennik Opinii nr 287/2016 (1487)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij