Petryczkiewicz: Koniec sojuszu piły, tronu i ołtarza

Jakie kwestie powinniśmy uznać za barometr rzeczywistej zmiany w kwestiach środowiskowych? Jakie trupy w szafie zostawił PiS i co zrobi z nimi nowy rząd?
Daniel Petryczkiewicz. Fot. Daniel Petryczkiewicz

Tematy ochrony przyrody – szczególnie lasów, rzek i obrony praw zwierząt – wybrzmiały w tej kampanii wyborczej głośno jak jeszcze nigdy dotąd. Nie jest to bynajmniej zasługa polityków.

Znamy już oficjalne wyniki wyborów parlamentarnych 2023. Choć do utworzenia rządu – zakładając, że PiS nie wywinie żadnego niedemokratycznego numeru – dzieli nas pewnie kilkanaście tygodni, to w niedzielę wieczorem, podobnie jak wiele i wielu z nas, którym na sercu leży przyroda i jej dobro – odetchnąłem z ulgą, a po policzkach popłynęły mi łzy wzruszenia.

Wydaje się, że po ośmiu latach zakończy się haniebny czas traktowania przyrody jak śmietnika, ścieku, a w ostateczności jako zasobu i bankomatu, z którego można wyciągnąć niezłą kasę. Choć osobiście jestem dość ostrożny w szybkich ocenach, to na pewno pojawiła się szansa na zmianę kierunku. Nadzieja na nowo rozświetliła mrok. Na horyzoncie pojawiły się nowe możliwości.

Co dla polskiej przyrody, rzek, starych lasów i parków narodowych oznacza koalicja złożona z KO (w tym Zielonych), Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy? Czy hasła wyborcze, które często były żywcem skopiowane z postulatów leśnych czy rzecznych organizacji przyrodniczych, nie okażą się tylko pustymi sloganami? Czy mamy szansę dopilnować ich realizacji?

„Eko” na liście priorytetów (mimo wszystko)

Jeszcze na początku roku wydawało mi się, że na fali gniewu po katastrofie odrzańskiej temat ochrony przyrody oraz zmian klimatu stanie wysoko na partyjnej agendzie przedwyborczej. Szybko jednak okazało się, że populistyczny ogień podkładany przez PiS rozniecił zupełnie inne ogniska w społeczeństwie, a brutalność kampanii, odbywającej się wszakże w miesiącach bijących historyczne rekordy temperatur, przesłoniła wszystko. Sama problematyka zmiany klimatu i jej konsekwencji została niemal zupełnie zignorowana przez polityków.

Rok po katastrofie. Odra żyje, ale jest w bardzo ciężkim stanie

A jednak tematy ochrony przyrody – szczególnie lasów, rzek i obrony praw zwierząt – wybrzmiały w tej kampanii wyborczej głośno jak jeszcze nigdy dotąd. Stało się to dzięki wielogłosowi i ogromnej aktywności organizacji przyrodniczych i społecznych – także przy okazji kampanii profrekwencyjnych skierowanych do kobiet, które powyższe tematy mają wysoko na swojej liście priorytetów.

Wśród głosujących pojawił się niespotykany wcześniej silny trend wyszukiwania konkretnych kandydatek i kandydatów zweryfikowanych jako „eko” (przy całym krzywdzącym uproszczeniu tego przedrostka) czy deklarujących się jako weganie. Warto tutaj podkreślić rolę organizacji i osób, które zadawały sobie trud zbierania deklaracji w tym zakresie od przyszłych posłanek i posłów, np. Karoliny Kuszlewicz czy Ekowyborców. Uważam, że to nasz ogromny sukces.

Po raz kolejny okazało się, jak ogromne znaczenie ma presja społeczna oraz sprawnie i swobodnie działające organizacje pozarządowe. Na próżno bowiem było szukać spontanicznej ekspozycji powyższych tematów nawet wśród progresywnych partii. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że gdyby komitety wyborcze i poszczególni politycy nie byli odpytywani przez NGO i indywidualnych aktywistów z przyrodniczej agendy, to te postulaty zostałyby przysypane innymi tematami. Chyba tylko niektóre kandydatki i kandydaci Razem i Zielonych same z siebie eksponowały tematy przyrodniczo-klimatyczne.

Manifest Leśny ściągawką dla przyszłego rządu?

Jedynym tematem przyrodniczym, który przewijał się w kampanii spontanicznie, a nawet pojawił się na niesławnej debacie w TVP, były lasy. Niestety, działo się tak głównie w kontekście przepychanek z Unią Europejską oraz politycznej korupcji uprawianej przez Solidarną Polskę, która z Lasów Państwowych uczyniła partyjno-prywatny folwark. Tym bardziej na uwagę zasługuje Manifest Leśny, stworzony przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot, Greenpeace, Lasy i Obywateli, Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze, OTOP, Inicjatywę Dzikie Karpaty, MODrzew i EkoUnię i podpisany przez dziesiątki organizacji przyrodniczych.

Co szkodzi lasom bardziej niż katastrofa klimatyczna? Rządy Lasów Państwowych

10-punktowy manifest przewiduje m.in. wyłączenie 20 proc. lasów spod gospodarki leśnej, reformę lasów państwowych, w tym zakaz wydatkowania pieniędzy Lasów Państwowych na cele niezwiązane z podstawową działalnością oraz większe finansowanie parków narodowych, a także społeczną partycypację w gospodarce leśnej – w zakresie sprawdzania jej legalności i w dostępie do informacji o niej.

Manifest w całości poparła Partia Razem, Zieloni i pojedynczy posłowie z partii prodemokratycznych, a niektóre z jego postulatów zostały skopiowane np. do programu wyborczego Koalicji Obywatelskiej, opublikowanego jako „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów”. Na ile świadomie i z intencją realnej zmiany?

Marta Jagusztyn-Krynicka z fundacji Lasy i Obywatele pokazuje mi ponad 170 deklaracji poparcia manifestu od osób kandydujących, wraz z informacją, co konkretnie chcą zrobić w kwestii polityki leśnej. – Wiele z tych osób wejdzie do Sejmu i Senatu. Teraz rolą zaangażowanych grup i organizacji jest dopilnować, by te deklaracje zostały dotrzymane i by klimat i przyroda zajęły na stałe należne im miejsce w polityce. Wokół katastrofy klimatycznej i przyrody można tworzyć wspólnotę i debatę na nowych zasadach, bo te najważniejsze z kwestii, z którymi się mierzymy, dotykają wszystkich – mówi współtwórczyni Lasów i Obywateli.

Zmierzch leśnej mafii

O zmianę kierunku na lepszy nie powinno być trudno, bo PiS traktował przyrodę – w szczególności lasy – jak prywatny folwark, który pomógł zasilać prywatną kasę ministrów, urzędników oraz krewnych, znajomych i proboszczów. Przychody z gospodarki leśnej były także narzędziem politycznej korupcji, szczególnie na poziomie samorządowym, gdzie sojusz piły, tronu i ołtarza jest szczególnie silny i widoczny.

Antoni Kostka z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze zamieścił na Facebooku długi wpis o przewidywanych kierunkach zmian w polityce leśnej po wyborach, w którym nie przebiera w słowach, mówiąc wprost nie tylko o wyrzuceniu na „zbity pysk” ludzi, którzy zhańbili mundur leśnika, ale też postawieniu zarzutów prokuratorskich tym, którzy naruszyli prawo. „Nie może być tak, jak wielokrotnie bywało, że nastąpi tylko chwilowa zamiana miejsc, a kanalie, które wypłynęły na fali polityki ostatnich lat, poukrywają się gdzieś na stanowiskach podleśniczych czy specjalistów od niczego w odległych zakątkach kraju” – konkluduje Kostka.

PiS „poniósł zwycięstwo”, czyli jak przegrać, wygrywając

W mojej ocenie kwestia zmian w polityce leśnej jest raczej przesądzona. Problem upolitycznienia Lasów Państwowych zaistniał w mainstreamie w sposób do tej pory niespotykany i z całą pewnością istnieje duża presja społeczna, aby go rozwiązać. Trudno spekulować teraz o personaliach, ale zgadzam się z kierunkiem myślenia Kostki: Ministerstwo Środowiska powinno przypaść raczej komuś z Zielonych lub z Trzeciej Drogi (na pewno nie z PSL czy ultraliberalnego betonu PO), a na czele Lasów Państwowych powinien stanąć ktoś z drugiego szeregu, nieumoczony w niemal mafijne układy, które powstały w tej instytucji po 2015 roku.

Z tematów leśnych, które zawarte zostały w programach wyborczych każdej partii przyszłej koalicji, na pewno najbardziej pilny jest postulat wyłączenia najcenniejszych przyrodniczo lasów z wycinki oraz utworzenie nowych rezerwatów. Dotyczy to nie tylko obszarów potencjalnych parków narodowych, np. Turnickiego, ale też lasów ważnych społecznie, o które walczy ponad 400 inicjatyw leśnych, zebranych pod parasolem fundacji Lasy i Obywatele. To tematy niezwykle pilne, ponieważ z uwagi na tempo prac leśników za chwilę może nie być już czego chronić.

Barometr zmiany

Poza lasami kluczowa jest uchwalona w ostatniej chwili ustawa, ochrzczona mianem lex knebel. Chodzi o nowelizację ustawy ocenowej, wprowadzającą do postępowania środowiskowego specjalną kategorię inwestycji strategicznych, które będą przechodzić tylko uproszczoną ocenę. Tym samym obywatelom odebrane zostało prawo do współdecydowania o tym, czy dana inwestycja może zostać przeprowadzona.

Kluczowe w tej kwestii jest także to, że status inwestycji strategicznej nadaje rząd mocą rozporządzenia. Lex knebel w kombinacji np. ze specustawą odrzańską (która przewiduje realizację 51 zadań inwestycyjnych i budowli hydrotechnicznych na doświadczonej katastrofą ekologiczną Odrze) będzie prowadzić praktycznie do bezkarnej dewastacji przyrody.

Wieczór nadziei, poranek wątpliwości: czy kolejki do komisji muszą być takie długie?

W tym samym obszarze plasuje się (również przepchnięta przez rząd PiS w ostatniej chwili) uchwała o realizacji stopnia wodnego Siarzewo na Dolnej Wiśle. Według Jacka Engela z Fundacji Greenmind to wyjątkowo nieświeża kiełbasa wyborcza, która dodatkowo nie została na razie – na szczęście – skonsumowana. Trzeba jednak uważnie patrzeć na to, co dzieje się w powyborczym okresie przejściowym, aby przypadkiem Wody Polskie nie ogłosiły przetargu na budowę stopnia. O ile uchwała o Siarzewie nie ma mocy wiążącej dla kolejnego rządu, o tyle dwa pozostałe akty prawne będą wymagały prac legislacyjnych w celu mitygacji ich skutków.

Tematy zatrzymania budowy zapór oraz sprzeciw wobec „użeglowienia”, regulowania i betonowania polskich rzek pojawiają się w każdym z programów partii, które najprawdopodobniej utworzą przyszłą koalicję. Są to więc zagadnienia, które powinny pilnie pojawić się na agendzie nowego Ministerstwa Środowiska, do którego też – zgodnie z postulatem każdej z prodemokratycznych partii – nastąpi pilne przesunięcie obszaru gospodarki wodnej, obecnie podlegającego Ministerstwu Infrastruktury. To właśnie te kwestie i pilność ich realizacji uznaję za barometr rzeczywistej zmiany w kwestiach środowiskowych.

Jeśli miałbym jakiś osobisty postulat, to pomimo faktu całkowitego pominięcia klimatu w kampanii wyborczej uważam, że ogromnie pilne jest spięcie potrzebnych zmian w obszarze środowiska poprzez uchwalenie przez nowy parlament ustawy o ochronie klimatu. Jesteśmy pod tym względem bardzo zapóźnieni na tle naszych europejskich sąsiadów. Apeluję tu do liderów Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy – proszę państwa, gotowa ustawa leży na biurku np. Fundacji Client Earth – Prawnicy dla Ziemi. Jeśli nie posiadacie, to służę kontaktem.

Puenta? Przede wszystkim wierzę w zdolność do rozmowy i kompromisu i mam nadzieję, że wykażemy się nią po obu stronach. Często bowiem po stronie, po której sam stoję, mamy tendencję do betonowania się na jednej, niewzruszonej pozycji, którą od lat zajmujemy, i traktowania świata na zewnątrz jako zła. I podobnie trochę do niedawnych przeciwników z PiS, każdą opcję kompromisu traktujemy jako zdradę ideałów. Mamy nowe otwarcie – skorzystajmy z tego bez uprzedzeń. A po drugie – prawie 40 proc. budującej się koalicji stanowią kobiety. To one wśród najważniejszych postulatów często stawiały te o obronie i ochronie przyrody. Traktuję to jako dobrą wróżbę dla przyrody po wyborach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Daniel Petryczkiewicz
Daniel Petryczkiewicz
Fotograf, bloger, aktywista
Fotograf, bloger, aktywista, pasjonat rzeczy małych, dzikich i lokalnych. Absolwent pierwszego rocznika Szkoły Ekopoetyki Julii Fiedorczuk i Filipa Springera przy Instytucie Reportażu w Warszawie. Laureat nagrody publiczności za projekt społeczny roku 2019 w plebiscycie portalu Ulica Ekologiczna. Inicjator spotkania twórczo-aktywistyczno-poetyckiego „Święto Wody” w Konstancinie-Jeziornej. Publikuje teksty i fotoreportaże o tematyce ekologicznej.
Zamknij