Kraj

Otwarte Klatki: Odebraliśmy okaleczone lisy właścicielowi fermy [rozmowa]

Te zwierzęta nie mogły czekać.

Marcin Gerwin: Zabraliście z fermy w Kiełczewie pod Poznaniem dwa liski, które były tam hodowane na futra.

Julia Dauksza: To było odebranie w trybie interwencyjnym.

Jak do tego doszło? Skąd się o nich dowiedzieliście?

Pod koniec lipca otrzymaliśmy zawiadomienie, udokumentowane zdjęciami, że na fermie w Kiełczewie znajduje się lis bez jednej łapy. Nasze inspektorki pojechały to sprawdzić. Na miejscu zastały właściciela, który po przedstawieniu sprawy wpuścił je na fermę i pokazał im zwierzęta. Okazało się, że są tam nie jeden, ale dwa okaleczone szczeniaki, z których jeden nie ma tylnej, lewej łapy, a drugi nie ma obu tylnych nóg.

Dlaczego nie mają tych łap?

Właściciel fermy twierdzi, że okaleczyła je matka i że „obżarcie” kończyn zdarza się często, zwłaszcza u czarno-szarych lisów. Lisy zostały oddzielone od matki zgodnie z cyklem hodowlanym, ale nie udzielono im fachowej opieki weterynaryjnej. Jak sam właściciel powiedział: rany zasuszyły się. Tę wersję potwierdza diagnoza weterynarza, który dokonał oględzin lisów zaraz po odebraniu. Dwuipółmiesięczne lisy przebywały w tym stanie od wczesnych dni po porodzie. Stwierdził u nich konsekwencje zaniedbań – stan zapalny przy kikutach, nadmierny rozrost tkanki kostnej na skutek niewłaściwego gojenia się urazu i przetokę ropną. Do tego inne problemy zdrowotne: grzybicę i zakażenie świerzbowcem, kaszel, gorączkę ponad 40 stopni i szmery w sercu. Właściciel fermy obiecał poprawę warunków utrzymania tych zwierząt. Miał coś zrobić, żeby kikuty nie grzęzły im między kratami. Jednak nagrania sprzed samej interwencji pokazują, że się do tych zaleceń nie zastosował. Między innymi dlatego postanowiliśmy odebrać te lisy.

Na jakiej podstawie Otwarte Klatki mogą wejść na fermę z taką inspekcją?

Na podstawie artykułu 7, ustęp 3, ustawy o ochronie zwierząt. Pozwala on na odebranie zwierzęcia właścicielowi w niecierpiącej zwłoki sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia zwierzęcia. Na tej podstawie podjęliśmy decyzję, że te zwierzęta nie mogą czekać, aż wygramy batalię z miejscowymi służbami albo właściciel postanowi je oddać. Hodowca zapewniał, że mógłby nam je przekazać w grudniu, jednak uznaliśmy, że w ten sposób nas jedynie zbywa. Na odebranie zwierząt nie jest potrzebna zgoda właściciela, a gdy sprawa jest pilna, nie musi nawet się to odbywać w jego obecności. Interwencję mogą podjąć upoważnieni do tego przedstawiciele organizacji pozarządowej, której celem jest ochrona zwierząt, a taki cel mają w statucie Otwarte Klatki.

Jak dalej potoczyła się sprawa na fermie Kiełczewie?

Po odebraniu lisów zostawiliśmy na bramie fermy powiadomienie dla właściciela, a lisy zostały przewiezione na natychmiastową obdukcję weterynaryjną.

Z hodowcą ostatecznie spotkaliśmy się pod fermą; zareagował na tyle gwałtownie, że stwierdziliśmy, że na negocjacje z nim w tamtej chwili nie ma szans.

Znaliśmy już wynik kontroli weterynaryjnej i mieliśmy przygotowany wniosek o czasowe odebranie zwierzęcia. Naszym zamiarem było powiadomienie go o stanie zwierząt, z którego być może nie zdawał sobie sprawy, oraz o tym, z jakimi konsekwencjami może wiązać się dla niego traktowanie zwierząt w ten sposób. Polubownym rozwiązaniem byłoby, gdyby zdecydował się zrzec się tych zwierząt. Wówczas ich status prawny zostałby ugruntowany, mogłyby trafić na rehabilitację i do azylu. Jednak właściciel nawet nie pozwolił sobie przedstawić tej możliwości. Pojechaliśmy więc do wójta gminy Kościan, by złożyć powiadomienie o odebraniu zwierząt.

Dlaczego do wójta?

Wójt jest organem decyzyjnym, który po odebraniu zwierząt przez organizację wydaje decyzję o czasowym ich odebraniu przed procesem sądowym. Będziemy także składać zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, związanego przede wszystkim z utrzymywaniem zwierząt w sposób, który doprowadził do patologicznych zmian somatycznych. Mówimy tu o zwierzętach, które straciły łapy i nie została im udzielona fachowa pomoc weterynaryjna. Ale na dobrą sprawę moglibyśmy mówić tu również o ich matce, która musiała być w na tyle niedobrym stanie psychicznym, że zaatakowała własne dzieci.

O czym może zadecydować sąd?

Przede wszystkim o tym, że zwierzęta zostaną przekazane organizacji. Jest to tzw. przepadek.  Ponadto właściciel będzie musiał pokryć wszelkie koszty odebrania lisów – ich transportu, utrzymania i leczenia. Do tej pory te koszty ponosimy my. Jeśli chodzi o konsekwencje prawne dla właściciela, to wszystko zależy od tego, w jaki sposób jego postępowanie zostanie zakwalifikowane przez sąd. Może uznać, że było to znęcanie się, i wymierzyć karę. Może też uznać, że stan tych lisów był spowodowany nieumyślnie. Będzie to wówczas kolejny dowód na to, że warunki, jakie określa rozporządzenie w sprawie hodowli zwierząt futerkowych, są niewystarczające, skoro dochodzi do takich sytuacji.

Otrzymaliście zgłoszenie także w sprawie fermy w Kościanie, która znajduje się obok.

Nasze inspektorki poświęciły dwa dni na przyjazd do Kościana i zbadanie sprawy. Niestety, kontrolę na tej fermie uniemożliwiły zaproszone do współpracy służby.

Masz na myśli policję?

Również. Materiał, który posiadamy, wskazuje, że na fermie jest szczenię, które ma na łapie skórę zdartą do mięśni, z otwartą raną, i że ma problemy z poruszaniem się na kratach. To, że jest to lis z tej fermy, potwierdził jej właściciel. Na nasze wezwanie zjawiły się na miejscu dwa patrole policji, jednak policjanci odmówili wejścia z nami na fermę, a tym samym uniemożliwili odebranie zwierzęcia. Wykazali się nieznajomością przepisów ustawy o ochronie zwierząt i brakiem chęci współpracy. Złożyliśmy więc do prokuratury wniosek o zarządzenie przeszukania fermy.

Z kolei inspekcja weterynaryjna powiedziała, że może się zjawić na fermie dopiero za kilka dni. Jednak po naszym odjeździe inspektorka weterynaryjna przyjechała na fermę jeszcze tego samego dnia.

Od policji dowiedzieliśmy się potem, że jej zdaniem lis jest „w dobrej kondycji zdrowotnej, a rana jest zaleczona”. Naszej inspektorce poleciła cieszyć się piękną pogodą i przestać zajmować się lisami. Dla nich zakończyło to sprawę; ale dla nas pozostaje ona nadal otwarta.

Ile jest ferm lisów jest w Polsce?

Mniej niż 400. Liczba zwierząt na tych fermach jest kilkakrotnie mniejsza niż w przypadku ferm norek. Na fermie lisów utrzymuje się nie więcej niż kilkaset zwierząt, natomiast na fermach norek jest ich przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy. Liczbę lisów hodowanych w Polsce szacuje się na jakieś setki tysięcy. Ich fermy nie przynoszą zbyt dużych zysków, na co skarżą się hodowcy, uzależnieni od pośredników sprzedających skóry z ich zwierząt na międzynarodowy rynek. Fermy lisów nie generują dużego zatrudnienia, bo do obsługi takiej hodowli często wystarcza kilkugodzinna wizyta samego właściciela.

Jak wygląda życie lisa na fermie?

Zwierzęta rodzą się na wiosnę i żyją do późnej jesieni, kiedy następuje ubój przez porażenie prądem. Większość życia spędzają po kilka w klatce, na podłożu z krat.

Na tych kratach uczą się chodzić, wpadając łapami między druty. Samce rozpłodowe spędzają w ten sposób nawet kilka lat życia. To koszmar dla zwierząt, które na wolności przemierzają ogromne przestrzenie. Nawet polskie zoo gwarantuje lisowi 26 m² wybiegu. Tymczasem na fermie to zaledwie 1 m². Lisy mają silną potrzebę eksplorowania. W naturze żyją w norach. Nawet kalekie liski z interwencji grzebią i kopią w ziemi, zakopują rzeczy. Lubią leżeć na miękkim podłożu, tarzać się, skubać rośliny i obgryzać wszystko, co im wpadnie w łapki. Na fermie są tego pozbawione.

Co będzie się dalej działo z lisami, które zabraliście z fermy w Kiełczewie?

Im szybciej zostanie określony ich status prawny, tym szybciej uda się ustalić ich los. Jeżeli właściciel zrzeknie się praw do tych lisów albo zostaną mu one odebrane sądowo, wówczas zostaną przekazane na rehabilitację w azylu dla dzikich zwierząt, gdzie będą mogły spokojnie dochodzić do zdrowia. Wszyscy mamy nadzieję, że będą mogły się komfortowo poruszać, na przykład z pomocą protezy. Widziałam, jak zachowują się w normalnych warunkach, w kontakcie z naturą, z ziemią, z trawą czy z liśćmi. Przy ich ogromnej energii nawet niepełnosprawność nie będzie przeszkodą w codziennym funkcjonowaniu, w korzystaniu z życia w stopniu, który może je satysfakcjonować.

Życie z ludźmi nie będzie dla nich tym samym, co życie na wolności, gdyż nawet zdrowe lisy hodowlane nie mają szans na powrót do natury. Jednak będzie to życie bez cierpienia, z jakim wiąże się zamknięcie na fermie.

Organizacje zajmujące się ochroną zwierząt od lat starają się o wprowadzenie w Polsce zakazu hodowli zwierząt na futra. Co się dzieje w tej sprawie?

W ostatnich latach dokonał się znaczny postęp, jeśli chodzi o społeczną świadomość problemu. Prawami zwierząt zaczęli się także bardziej interesować politycy. Liczymy na to, że coraz wyraźniejszy głos społeczeństwa dotrze do uszu posłów i posłanek, którzy w końcu postanowią wprowadzić zakaz.

Julia Dauksza – aktywistka stowarzyszenia Otwarte Klatki. Obserwuje przemysł futrzarski, monitoruje i wspiera społeczny opór przeciwko tworzeniu nowych ferm.

**Dziennik Opinii nr 229/2015 (1013)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij