Kraj

Nie jesteś sama. Aborcja w czasach pandemii

Fot. Jakub Szafrański

Politycy mogą zapraszać do Sejmu Kaję Godek i innych przeciwników kobiet, debatować w nieskończoność nad moralnością obrońców i obrończyń prawa wyboru, próbować zaostrzać i tak już skandalicznie restrykcyjne przepisy dotyczące przerywania ciąży w Polsce albo kneblować lekarzy klauzulą sumienia. Czy to sprawi, że aborcja zniknie? Nie, bo – jak piszą przedstawicielki Aborcyjnego Dream Teamu – ona się dzieje „również teraz, kiedy to czytasz” i częściej, gdy trwa pandemia. O tym, gdzie i jak szukać pomocy w tym trudnym czasie, rozmawiamy z Justyną Wydrzyńską.

Koronawirus to ogromne zagrożenie dla zdrowia reprodukcyjnego kobiet na całym świecie – alarmuje Instytut Guttmachera, wskazując, że z powodu pandemii możliwości uzyskania świadczeń w zakresie profilaktyki, bezpieczeństwa seksualnego i opieki medycznej – w tym m.in. badań prenatalnych i zabiegów legalnego przerywania ciąży – znacząco spadają. Problem stanowią zakazy lub ograniczenia przemieszczania się do klinik i na wizyty u lekarza (zastąpione w dobie lockdownu przez konsultacje online i telefoniczne), zamykanie oddziałów, jak również brak personelu, który obecnie poświęca się walce z COVID-19 lub przebywa na kwarantannie.

Jeśli dodamy do tego trudności w zaopatrywaniu się w skuteczne środki antykoncepcji – zarówno te wymagające wypisania recepty, jak i te awaryjne – czynniki ekonomiczne (bezrobocie) i konieczność przebywania w zamknięciu z przemocowymi, zmuszającymi do seksu partnerami, okaże się, że liczba niechcianych ciąż drastycznie wzrasta.

Seks w czasie pandemii? Może nam pomóc przetrwać izolację

Eksperci policzyli, że jeśli dostępność i jakość usług zdrowotnych związanych z reprodukcją ulegnie pogorszeniu o zaledwie 10 proc. (w wielu miejscach ten odsetek będzie zapewne znacznie wyższy), wówczas nawet 15 milionów kobiet z samych tylko krajów o niskim i średnim dochodzie będzie musiała zmierzyć się z nieplanowanym macierzyństwem. To oznacza, że wiele z nich zdecyduje się na aborcję. Najbezpieczniej i najłatwiej byłoby jednak, by miały szansę przeprowadzić ją samodzielnie w domu za pomocą tabletek.

„Jednak w trakcie tej pandemii zła polityka i bariery instytucjonalne mogą przyczynić się do utraty dostępu wielu osób do tych podstawowych usług” – piszą Zara Ahmed i Lauren Cross z Instytutu Guttmachera, wskazując na konieczność odgórnego poluzowania przepisów dotyczących kontroli urodzeń i przede wszystkim – zadbania o zwiększenie zakresu usług telemedycznych, która pozwoliłaby kobietom uzyskać pomoc bez wychodzenia z domu. Na taki krok zdecydowali się już Brytyjczycy. Na Wyspach środki farmakologiczne można uzyskać przez telefon. Ale to wyjątek na europejskiej i światowej mapie.

Gdzie indziej kryzys – taki jak obecny – pogłębia nierówności, wzmaga genderową niesprawiedliwość, a także staje się pokusą dla radykalnych grup i rządów do ograniczania praw człowieka. Kobiety w tym momencie są na pierwszej linii ognia, na co dowodów nie trzeba szukać daleko. Propozycja, by niemal całkowicie zakazać aborcji, była dyskutowana w parlamencie w czasie epidemii właśnie w Polsce, choć i bez tego nawet farmakologiczne wywoływanie poronienia jest metodą – jak piszą członkinie Aborcyjnego Dream Teamu – „zupełnie nierozpoznaną i nieuznawaną przez polityków, ustawodawców i niestety lekarzy – ze szkodą dla pacjentek”.

Wybuchła pandemia? Zakażmy aborcji!

Polki nie są jednak ze swoimi problemami same. Mogą dzwonić na infolinię uruchomioną w grudniu w ramach akcji Aborcja bez granic. O szczegóły udzielanej pomocy zapytaliśmy jedną z pomysłodawczyń tej inicjatywy, przedstawicielkę Aborcyjnego Dream Teamu i współzałożycielkę Kobiet w Sieci, Justynę Wydrzyńską.

„Aborcja bez granic” – prawo do wyboru trochę bardziej dostępne dla Polek

Aborcja bez granic

Paulina Januszewska: Tylko w marcu do Aborcji bez granic zgłosiło się ponad 400 osób, a kolejne setki wysłały wiadomości za pomocą komunikatorów. Czy w czasie pandemii kobiety dzwonią częściej?

Justyna Wydrzyńska: Zdecydowanie tak.

O co pytają?

Pytają przede wszystkim, jakie mają możliwości, ponieważ obawiają się, że z powodu koronawirusa nie będą mogły poradzić sobie z sytuacją, w jakiej się znalazły. Wiele osób do tej pory w celu przerwania ciąży jeździło na przykład do klinik na Słowację. W tej chwili ze względu na zamknięte granice zrobić tego nie mogą, więc szukają jakiejś alternatywy. Ratunkiem okazuje się aborcja farmakologiczna. W Aborcji bez granic kobiety otrzymują szczegółowe informacje, gdzie zamówić leki, jak je przyjąć itd. I takich właśnie wskazówek oraz wsparcia poszukują.

Dostajemy też telefony od osób, które mają wskazania medyczne do przerwania ciąży, ale zderzyły się ze ścianą i nie uzyskały opieki u polskich lekarzy. Kiedy nie mają już siły na walkę z systemem, który odmawia im dostępu do legalnych i gwarantowanych prawem zabiegów (a to w Polsce zdarza się nagminnie), zwracają się do nas z prośbą o pomoc w zaplanowaniu wyjazdu za granicę do krajów, gdzie takie świadczenia są normalnie wykonywane.

Głośno i wprost mówimy, że mamy prawo do wyboru. #aborcjajestok

Aborcja za granicą, sprowadzanie tabletek – czy teraz jest trudniej to wszystko zorganizować? Z jakimi obciążeniami spotykają się kobiety?

Przede wszystkim z brakiem informacji. Staramy się ich na bieżąco dostarczać, jednak cała sytuacja związana z epidemią destabilizuje życie i wprowadza wszystkich w stan paniki. Przez mainstreamowe kanały idzie przekaz, że granice są zamknięte, przez co wiele osób myśli, że nie można opuścić kraju. W praktyce jednak nie możemy wjechać tylko na Słowację, do Czech oraz na Ukrainę. Wprawdzie kierunek wschodni jest mniej „atrakcyjny” aborcyjnie niż pozostałe, ale tańszy i niekiedy trzeba wziąć go pod uwagę.

Teraz sytuacja jest znacznie utrudniona, ale na szczęście wciąż można udać się do krajów zachodnich – do Niemiec i stamtąd również do Holandii. Jeśli więc chcemy skorzystać z aborcji w klinice – nadal możemy to zrobić. Niestety przeszkodą jest brak transportu publicznego w Polsce, bo w tej chwili nie mamy możliwości dojechać do granicy pociągiem. Ruch jest dość ograniczony. Nie kursują także autobusy. Jeszcze na początku stanu zagrożenia epidemicznego Flixbus oferował przejazd bezpośredni z Warszawy do Berlina. Dziś nie ma możliwości podróżowania, trzeba więc skorzystać z własnego środka transportu. Najlepiej i najbezpieczniej przejechać ten dystans samochodem, bo nie narażamy się wówczas na możliwość zainfekowania wirusem. To właśnie staramy się tłumaczyć osobom, które się do nas zgłaszają. Bardzo wiele z nich nie posiada jednak własnego auta. To bardzo duża bariera. W takiej sytuacji niektóre osoby wykorzystują środki niepubliczne, czyli np. podróż BlaBlaCarem. Kobiety się na to decydują, ale jest ich zdecydowanie mniej niż przed pandemią.

Dlaczego?

Po prostu się boją albo wyjazd nie wchodzi w grę, bo na przykład ktoś ma pod opieką dziecko czy starszą osobę. Sporym utrudnieniem jest też obowiązkowa 14-dniowa kwarantanna, na którą nie wszyscy mogą sobie pozwolić. Co innego aborcja farmakologiczna – tu nie ma żadnych problemów. Przesyłki docierały i wciąż docierają, a zamknięte granice nie mają wpływu na łańcuch dostaw. Co więcej, organizacje zapewniające tabletki, jak Women Help Women, zdecydowały się rozszerzyć nieco warunki zamawiania środków.

To znaczy?

Jeżeli wcześniej można było u nich zamówić tabletki do wykonania aborcji farmakologicznej do 10. tygodnia ciąży, w niektórych przypadkach jest możliwość zakupienia ich po tym terminie. Organizacja wie, że wiele osób nie ma możliwości wyjazdu na zabieg, więc musi przerwać ciążę samodzielnie. Wskazania WHO i innych podmiotów medycznych mówią jasno, że do 12. tygodnia można to zrobić całkowicie bezpiecznie i bez niczyjej pomocy. Jeśli przesyłka szybko przyjdzie, to nie ma powodu do obaw. Ale nie jest też tak, że 12. tydzień to jakaś magiczna granica, po której dzieją się cuda i aborcji nie da się przeprowadzić. Przeciwnie – to możliwe i wiele osób decyduje się na zażycie tabletek, będąc w bardziej zaawansowanej ciąży. Obserwujemy znaczny wzrost liczby takich przypadków, co można uznać za jeden z głównych efektów pandemii.

Aborcja farmakologiczna w drugim trymestrze ciąży – co musimy o niej wiedzieć?

Na pewno nie możemy obarczać jej większym piętnem niż tej w pierwszym trymestrze, a tak się niestety często dzieje. To do kobiet należy decyzja o przerwaniu ciąży i nie można ich straszyć terminami. Osoby, które przeprowadzają aborcję w późniejszym terminie, zwykle nie mają po prostu innego wyjścia – bo tabletki przyszły za późno, bo wcześniej lekarz odmówił legalnego zabiegu i wszystko przeciągnęło się w czasie, bo musiały uzbierać pieniądze, bo się bały. Tych powodów jest wiele. Chcę jednak podkreślić, że w drugim trymestrze można przyjąć tabletki bez obaw o swoje bezpieczeństwo. Oczywiście trzeba pamiętać, że kobiety powyżej 12. tygodnia ciąży mają już wytworzone łożysko, które w trakcie poronienia może się nie odkleić w całości i wtedy dochodzi do bardzo silnego krwawienia. Dlatego tak ważne jest, by dobrze się do tego przygotować.

„STOP barbarzyńcom!”. Polki walczą z zakazem aborcji

Czyli jak?

Kobietom, które do nas dzwonią, tłumaczymy krok po kroku, jak będzie wyglądać poronienie. Staramy się, by taka osoba była jak najlepiej przygotowana pod względem czysto technicznym oraz na widok płodu. Zalecamy więc, by obejrzała wcześniej zdjęcia w internecie. Przede wszystkim jednak ważne jest, by w tym czasie był obok niej ktoś bliski, kto będzie mieć przygotowane numery telefonów na pogotowie czy do lekarza i w razie potrzeby zadzwoni po pomoc.

Pod uwagę należy wziąć jeszcze jedną kwestię – co zrobić z płodem. Jeśli nie jesteśmy w gotowości, by podjąć tę decyzję, wystarczy zadzwonić na pogotowie i powiedzieć: byłam w którymś tygodniu ciąży, dostałam bóli i poroniłam. Pomoc medyczna, która przyjedzie, wszystkim się zajmie.

Przypominam, że aborcja farmakologiczna jest dozwolona, więc nie grozi za nią żadna odpowiedzialność karna. Staramy się możliwie jak najszerzej uświadamiać kobiety, że mogą bez obaw zadzwonić po pomoc, a wręcz powinny to zrobić, gdy sytuacja je przerasta. Jeśli nie chcą, nie muszą przyznawać się do wzięcia tabletek, ale równie dobrze mogą powiedzieć – tak, przyjęłam środki farmakologiczne, przerwałam ciążę na własne życzenie, nikt mi w tym nie pomagał ani mnie nie zmuszał. I to jest okej. Nie ma za to żadnych konsekwencji prawnych.

Wiemy, że obecne prawo aborcyjne wyklucza osoby znajdujące się w trudnej sytuacji finansowej. Czy teraz, gdy wiele osób traci źródło dochodu, kwestie ekonomiczne uderzają w kobiety bardziej?

To nie ulega wątpliwości, choć nie zauważyłam, by dzwoniące do nas osoby z powodu pieniędzy wybierały na przykład aborcję farmakologiczną zamiast zabiegu. Aborcja bez granic, Women Help Women i inne organizacje oferują pomoc zarówno w kwestii kupna tabletek, jak również organizacji wyjazdu za granicę. Nie pytamy o sytuację finansową, chyba że ktoś sam nam powie, że brakuje mu środków. Wtedy staramy się je znaleźć. Mam jednak wrażenie, że pandemia sprawia, że wsparcie finansowe nie jest argumentem decydującym ani wartością dodaną, która sprawiłaby, że kobiety podejmują takie, a nie inne działania.

Na wzrost popularności aborcji farmakologicznej wpływają nie tyle finanse, co sytuacja rodzinno-zawodowa. Barierą dla części kobiet jest fakt, że podróż oznacza przymusową kwarantannę. Trzeba zamknąć się na 2 tygodnie w domu, co rodzi ryzyko, że ktoś się dowie, że trzeba będzie się tłumaczyć, dlaczego i w jakim celu wyjechałam za granicę, skoro np. normalnie nie podróżuję. Stygmat, ocenianie, krytyka – to są kwestie, których kobiety obawiają się najbardziej. A już w szczególnie trudnej sytuacji są te, które żyją w przemocowym związku lub rodzinie. Myślę, że na pewno kwestia ekonomiczna może decydować o sytuacji kobiet, ale bardziej – chęć zorganizowania swojego życia na własnych warunkach i determinacja. Co nie znaczy, że nie dostajemy takich wiadomości, jak na przykład: „zostało mi ostatnie 20 zł na koncie, nie wiem, co robić, bo straciłam pracę, mój mąż też, a mamy już dwoje dzieci”.

Przez koronawirusa znów najbardziej ucierpią kobiety

W trakcie pandemii i w związku z sejmową debatą nad projektem Zatrzymaj aborcję wiele kobiet chętniej dzieli się swoimi doświadczeniami, mówi wprost: „tak, przerwałam ciążę”, narażając się zazwyczaj na publiczny lincz. Dlaczego tak istotne jest publikowanie tych historii?

To powszechne doświadczenie kobiet i nie powinno być tabuizowane, przemilczane. Osoby, które do nas dzwonią, bardzo często myślą, że są same na świecie i tylko one mierzą się z problemem niechcianej ciąży. Gdy dowiadują się jednak, że w tym samym momencie na forum internetowym są dwie inne kobiety, które przyjmują leki, to – proszę mi wierzyć – od razu przynosi to ogromną ulgę psychiczną. Wiedzą, że nie muszą się z tym mierzyć samotnie, że nie robią niczego złego. Dzięki publikacjom tych historii zawiązuje się swego rodzaju poczucie wspólnoty. Zdanie „nie jesteś sama” na niektórych działa po prostu jak balsam na bardzo dużą i bolesną ranę.

Aborcja po polsku

W tej chwili wraz z Aborcyjnym Dream Teamem szykujemy zbiorowy manifest, w którym chcemy tak, jak dekady temu zrobiły to Amerykanki, Francuzki czy Niemki, stanąć ramię w ramię i powiedzieć publicznie: „tak, miałyśmy aborcję”. Mamy już 80 osób, które są gotowe podzielić się swoimi historiami. Jestem przekonana, że możliwość ich przeczytania pozwoli pozostałym kobietom zrozumieć i zaakceptować własne położenie i pomyśleć: „to, że zdecydowałam się przerwać ciążę, bo moje mieszkanie jest za małe na większą rodzinę, jest okej, bo przytrafiło się nie tylko mnie”. Albo: „przerwałam ciążę, bo mam 17 lat i chciałabym w życiu coś osiągnąć, czegoś się nauczyć, zdobyć zawód”. Kiedy zobaczę, że ktoś myśli podobnie, łatwiej będzie mi przejść przez to doświadczenie. To tak jak z historiami o przemocy domowej – jest mi łatwiej, gdy wiem, że to przytrafiło się nie tylko mnie.

W całej Europie pseudokliniki okłamują kobiety w ciąży

Skala przemocy fizycznej i seksualnej drastycznie rośnie w czasie izolacji. Kobiety są pozamykane z oprawcami w czterech ścianach i nie mają się do kogo zwrócić…

I dlatego infolinie i strony taki, jak Aborcyjny Dream Team okazują się jedynym miejscem, gdzie kobiety mogą uzyskać wsparcie, poczuć, że mają prawo o siebie zawalczyć i mają z kim porozmawiać, w dodatku anonimowo. Bardzo wiele osób, które znajdują się w niechcianych ciążach, doświadcza równolegle przemocy ze strony partnera, rodziny – to są bardzo trudne historie. Od kobiet przytłoczonych emocjami innych osób i koniecznością postępowania wbrew sobie, trudno wymagać woli walki. Ale jeśli zobaczą one, że innym się udało i są sposoby na to, by zmienić coś w swoim życiu, być może wybiorą dla siebie jakieś rozwiązanie i zadbają o swoje bezpieczeństwo lub poproszą o pomoc.

„Prezerwatywa? Po co? Przecież jestem zdrowy”

Czy jest coś, co chciałaby pani powiedzieć wszystkim kobietom, które zrobiły test ciążowy i nie wiedzą, co dalej?

Tak, chciałabym przekazać wszystkim, że nie są same. Jakkolwiek będzie wyglądał stan naszych granic i dalszy rozwój epidemii: Aborcyjny Dream Team, Aborcja bez granic, Kobiety w sieci – działają i będą działać. Przygotowujemy różne scenariusze na różne sytuacje i nie przestaniemy wspierać kobiet nawet wtedy, kiedy władze całkowicie zamkną nas w kraju. Najważniejsze, żeby kobiety wiedziały, że mogą się do nas zgłaszać. Nie zostawimy was bez pomocy, cokolwiek by się nie działo. Straciłaś pracę, nie zadziałała antykoncepcja, nie masz dostępu do tabletki „dzień po”, zostawił cię partner, zostałaś zgwałcona, płód ma nieuleczalną wadę? Nieważne. Chcesz aborcji? Będziesz ją miała. I to jest okej.

**

Więcej informacji znajdziesz na stronie Aborcja bez granic.

Jeśli potrzebujesz pomocy, skontaktuj się z:

– Kobietami w Sieci: tel. +48 222922597 (08:00 – 20:00), www.maszwybor.net, [email protected]

– Federą: tel. +48 22 635 93 95, [email protected], federa.org.pl

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij