Lewica mogłaby oprzeć swój program na obietnicy budowy państwa opiekuńczego, o którym Polki i Polacy, zdawać by się mogło, tak bardzo marzą. Sprawa jednak wcale nie jest prosta. Katarzyna Kasia komentuje raport „Koniec hegemonii 500+”.
Nie ma wątpliwości, że sukcesy wyborcze Prawa i Sprawiedliwości w ogromnej mierze oparte były na obiecanym przez tę partię wprowadzeniu pierwszego w Polsce programu bezpośrednich transferów socjalnych „Rodzina 500 plus”. Mniejszą, choć niewątpliwie ważną rolę, odegrały historyczna polityka „godnościowa” oraz retoryka „oblężonej twierdzy” (prezentowanej również, w zależności od okoliczności, jako opowieść o „zielonej wyspie”). O ile jednak narracja „godnościowa” oferowała przede wszystkim „wstawanie z kolan”, wyznaczające eurosceptyczny cel odbudowywania polskiej suwerenności, zaś niestrudzone poszukiwanie wrogów szturmujących granice albo od wewnątrz atakujących tradycje, nie wiązały się z żadnymi doraźnymi korzyściami materialnymi, o tyle wprowadzenie bezpośrednich dopłat dla rodzin wychowujących dzieci przełożyło się na podniesienie jakości życia wielu Polek i Polaków.
W swojej pierwszej wersji program nie oferował 500 złotych wsparcia dla pierwszych dzieci, lecz został rozszerzony w 2019 roku. Warto dla porządku również zwrócić uwagę na to, że samo ogłoszenie pomysłu spotkało się na początku z ostrą krytyką ze strony rządzącej w 2015 roku koalicji PO-PSL, która zwracała uwagę na to, że związane z programem wydatki przerosną możliwości budżetu państwa. Kilka lat później to właśnie PO postulowała rozszerzenie możliwości przyznawania świadczenia, tak by obejmowało ono także pierwsze dzieci w rodzinach. PiS przejął ten postulat, dzięki czemu wygrał kolejne wybory.
Nie ma co się oszukiwać – politycznie podstawowym celem wprowadzenia (oraz późniejszego rozszerzenia) programu było wygranie wyborów. Wśród celów deklarowanych najczęściej pojawiało się jednak zwiększenie dzietności oraz podniesienie jakości życia obywatelek i obywateli.
Ze statystyk GUS jasno wynika, że pierwszego celu nie udało się zrealizować: 500 plus nie wpłynęło dodatnio na przyrost demograficzny. Nadal jest on w Polsce ujemny, więcej ludzi umiera, niż się rodzi. W 2020 roku na świat przyszło mniej niż 360 tysięcy dzieci, co oznacza wynik najniższy od 15 lat.
Jeśli chodzi o jakość życia, sprawa jest nieco bardziej złożona: Polacy co prawda dostali dodatkowe 500 złotych na dziecko miesięcznie, ale jednocześnie w związku z innymi reformami bądź ich brakiem wzrosły wydatki na usługi prywatne, co najwyraźniej widać w ochronie zdrowia i w edukacji. Wobec opisanego przez Łukasza Pawłowskiego zjawiska „drugiej fali prywatyzacji” wartość bezpośredniego transferu realnie okazała się znacznie niższa, niż jest nominalnie. Jednocześnie w aktualnych realiach polskiej sceny politycznej 500+ stało się aksjomatem, którego kwestionowanie jest postrzegane jako równoznaczne z samounicestwieniem.
Ochrona zdrowia pod rządami PiS-u. Druga fala prywatyzacji i jej skutki
czytaj także
Tym ciekawszą lekturą jest raport Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego, który już w tytule oznajmia „koniec hegemonii 500 plus”, wskazując na to, że tworzenie atrapy państwa opiekuńczego, które jedną ręką przelewa pieniądze bezpośrednio do kieszeni obywateli, a drugą je zabiera, ponieważ de facto nie funkcjonują w nim usługi publiczne, zaczęło być widoczne i przekłada się na zmianę preferencji politycznych wyborczyń i wyborców.
czytaj także
Widać to zwłaszcza w tej grupie, która w 2015 i 2019 roku głosowała na PiS „instrumentalnie”, czyli ze względu na transfery społeczne, jednocześnie negatywnie oceniając rządy tej partii. Autorzy raportu zwracają uwagę na to, że zdaniem badanych stan państwa jest „niemal katastrofalny”, co przekłada się na radykalny spadek zaufania społecznego i zaufania do władzy, a to w konsekwencji może odbić się na wszystkich ugrupowaniach politycznych. Jasno widać, że Prawo i Sprawiedliwość przestało być partią „teflonową”, a kolejne decyzje i afery zaczynają przekładać się na trwały spadek poparcia, którego przestają udzielać w pierwszym rzędzie wyborcy, których w swoim wcześniejszym raporcie, Sadura i Sierakowski, określili mianem „cynicznych”. Ja pewnie nazwałabym ich raczej „pragmatycznymi”, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że horyzont pożytku jest w tym przypadku egoistycznie zawężony.
Na pierwszy rzut oka dane z prezentowanych badań są szokujące i zmuszają do zdecydowanej redefinicji przekonania o aksjomatyczności programu „Rodzina 500 plus”: ponad 32 proc badanych uważa bowiem, że pieniądze z niego powinny trafiać wyłącznie do osób najbardziej potrzebujących, a niemal tyle samo, że jedynie do tych, którzy pracują. Pierwsza z tych opinii może wiązać się z obserwacją katastrofalnego stanu sektora usług publicznych, w którym mierzymy się z nieustannym niedofinansowaniem, zaś druga z przemeblowaniem rynku pracy, będącym ubocznym skutkiem bezpośrednich transferów socjalnych.
Według badań Igi Magdy, Anety Kiełczewskiej i Nicoli Brandt już w 2017 roku dało się zaobserwować 3-procentowy spadek aktywności zawodowej kobiet pobierających świadczenie. „Ze stwierdzeniem: «W Polsce za dużo wydaje się na świadczenia dla rodzin (np. 500 plus)», zgodziło się aż 54,81 proc. badanych (w tym prawie 30 proc. zdecydowanie). Przeciwnego zdania było 27,22 proc. (w tym 11,76 proc. zdecydowanie). To mniej, niż PiS osiąga w ostatnim czasie w sondażach” (Sadura, Sierakowski 2021, 9). Dla badanych program bezpośredniego wsparcia rodzin oznacza nieuzasadnione rozdawnictwo, przekłada się na wzrost cen i wycofywanie się z rynku pracy i jako taki nie ma nic wspólnego z systemowym wsparciem, rozumianym jako obejmowanie przez państwo szczególną opieką grup potrzebujących oraz budowanie i finansowanie sprawnie działających ochrony zdrowia i edukacji.
Autorzy raportu wiele miejsca poświęcają formułowaniu rad dla Lewicy, która mogłaby oprzeć swój program na obietnicy budowy państwa opiekuńczego, o którym Polki i Polacy, zdawać by się mogło, tak bardzo marzą. Sprawa jednak wcale nie jest prosta i nie ogranicza się do dokonania wyboru najlepszego spośród istniejących modeli, ponieważ wśród konkluzji raportu w tej sprawie dominują paradoksy.
czytaj także
Po pierwsze, że w Polsce zwolennikami Lewicy są ze względów światopoglądowych ludzie o wyższym statusie majątkowym, zaś ewentualni beneficjenci lewicowej polityki społecznej z klasy niższej ze względów światopoglądowych właśnie się od niej odwracają.
Po drugie, że Polacy bardzo chcieliby żyć w państwie opiekuńczym, ale nie mają na tyle zaufania do władzy, żeby zgodzić się na podniesienie podatków (bo pieniądze na pewno nie trafiłyby tam, gdzie trzeba).
I po trzecie, chociaż to właściwie nie jest już żaden paradoks, bo od wieków utrwalił się w nadwiślańskiej mentalności, z badań wynika, że najlepiej, żeby wszystkim było tak samo źle.
Szukając drogi, którą Lewica mogłaby pójść, Sadura z Sierakowskim proponują wprowadzenie programu wsparcia dla seniorów na podobieństwo 500+. Taki program z pewnością stanowiłby odpowiedź na potrzeby starzejącego się społeczeństwa – pojawia się jednak pytanie o to, czy w jakimś sensie pomysł nie został już zagospodarowany przez Prawo i Sprawiedliwość, które przyjęło 13. i 14. emeryturę, zwolnienia z podatków, program „Senior Plus” oraz „Opieka 75 plus”. Podczas pandemii osobom starszym przysługiwało szczepienie w pierwszej kolejności, zaś pomoc niósł im Korpus Wsparcia Seniorów. Zadać można oczywiście pytania o efektywność tych działań. Autorzy zwracają również uwagę na to, że wskutek pandemii na znaczeniu zyskały propozycje reformowania i dofinansowania systemu ochrony zdrowia, które wreszcie mają szansę rzeczywiście oddziałać na wybory polityczne Polek i Polaków.
Wnioski z raportu wydają się paradoksalne: koniec hegemonii 500 plus przekłada się bowiem na propozycję wprowadzenia kolejnego analogicznego programu albo zastąpienia wsparcia rodzin z dziećmi wsparciem w podobny sposób seniorów. Nie jestem pewna, czy w kontekście przeprowadzonych badań można w tym dostrzec rzeczywisty polityczny potencjał. Tym bardziej że doświadczenia PO z postulatem rozszerzenia programu „Rodzina 500 plus”, tak by obejmował on również pierwsze dziecko w rodzinie, wskazują na to, że licytowanie się z PiS-em w populizmie nie jest zwycięską strategią wyborczą.
***
dra Katarzyna Kasia – filozofka i publicystka. Prowadząca programy Szkło kontaktowe w TVN24 i Nowy świt w radiu Nowy świat. Współpracowniczka „Kultury Liberalnej”.