Kraj

Dorn: PiS dostaje ciosy na korpus i coraz ciężej mu oddychać

Fot. Adrian Grycuk CC-BY-SA-3.0-PL, Edycja KP

W tej chwili podstawowe uzasadnienie tych rządów, tzn. że „dobra zmiana” jest dobra, mocno słabnie. Dobra zmiana była dobra, bo przyszli dobrzy, a przynajmniej swojscy ludzie, którzy dbają o zwykłego człowieka, są w miarę uczciwi, robią porządek i, co najważniejsze, nie wywyższają się. A już przy aferze hejterskiej było widać, że ci dobrzy robią dobrze sobie, że nie dbają o państwo – mówi Ludwik Dorn w rozmowie z Michałem Sutowskim.

Michał Sutowski: W ostatnich tygodniach wokół PiS afera goni aferę. Ostatnio najgłośniej o żonie ministra, ale ważniejsza chyba jest jednak wciąż nierozwiązana sprawa Mariana Banasia na czele NIK i toczone przeciw niemu śledztwo. Zacznijmy może od tego, czy to, co wiemy z materiałów dziennikarskich i oświadczeń stron, dyskwalifikuje prezesa NIK na jego stanowisku.

Ludwik Dorn: Oczywiście, że dyskwalifikuje. Banaś w ogóle nie powinien był stanąć na czele NIK. Że coś jest z nim nie tak, zwracali uwagę w Sejmie posłowie opozycji, a postępowanie w CBA toczyło się od wielu miesięcy.

Ale opozycji wyłączono mikrofon, gdy padło pytanie o oświadczenie majątkowe kandydata.

Bo wiadomo, że psie głosy nie idą pod niebiosy, więc niebiosa nie dały nawet dojść do słowa i nikt na to nie zwrócił uwagi. Czasami jednak warto posłuchać, co mówi opozycja, nawet jeśli jej intencją jest rządzącym zaszkodzić…

Nie ulega wątpliwości, że jakaś wiedza o problemach Mariana Banasia w opanowanych całkowicie przez PiS instytucjach państwa była, pytanie brzmi, czy utknęła na niskim szczeblu – bo kto wie, jak przełożeni zareagują – czy też przekazano ją na poziom wyższy, a ten nie wykazał zainteresowania.

A gdyby to była druga opcja, to jakie byłyby powody, żeby zignorować informację o czymś tak ryzykownym? Pokoje na godziny prowadzone prze gangsterów – to bardzo śmierdząca sprawa dla rządu, nawet jeśli formalnie nie łamano prawa.

Bardzo dobre pytanie, ale ja nie znam na nie odpowiedzi. Podobnie jak na to, jak dużo i jak dokładnie wiedziano. Czy tylko nieścisłości w oświadczeniach majątkowych, czy też typ działalności prowadzonej w krakowskim hotelu.

W kamienicy Banasia nie było żadnego „domu schadzek”

Wiemy, że w sprawie pośrednio z tym powiązanej, to znaczy gdy Jakub Banaś, syn Mariana Banasia, miał być zwolniony z Polskiej Grupy Zbrojeniowej, w jego obronie interweniował osobiście premier Morawiecki.

To akurat niewiele nam mówi. Marian Banaś był ważnym i zasłużonym sekretarzem stanu odpowiedzialnym za kluczową dla PiS instytucję, czyli Krajową Administrację Skarbową, którą stworzył, integrując służbę celną, izby skarbowe i urzędy kontroli skarbowej. Jego ranga była de facto wyższa niż takiego na przykład ministra sportu, którego może w ogóle nie być, natomiast państwo kosztuje, ergo: skądś podatki trzeba ściągać. I nagle z jakiegoś powodu chcą mu syna wywalić z pracy. No to premier chce mieć święty spokój, byleby ten ważny sekretarz stanu był zadowolony. A syn może być zdolnym młodym człowiekiem, może być zupełnym matołem i tylko wyżerać konfitury z państwowego słoika, ale to naprawdę drugorzędne. O wiedzy bądź niewiedzy premiera w kwestii biznesów pana Banasia i jego syna nie świadczy to nijak.

Pan powiedział o „zasłużonym” dla PiS Banasiu. To był dobry urzędnik?

Kiedy organizował KAS, zrobił to całkiem skutecznie, a sama reforma odwoływała się do materiałów studyjnych zamawianych jeszcze przez Platformę Obywatelską, bodaj w Ernst & Young. Szacowano tam lukę VAT-owską i wskazywano jej przyczyny, a jedną z nich była strukturalna dezintegracja aparatu skarbowego…

Afera Banasia to koniec rządów „bez żadnego trybu”

Ale dziś widzimy, że choć pakiet paliwowy okazał się sukcesem, podobnie jak tzw. odwrócony VAT i Jednolity Plik Kontrolny, to luka VAT-owska pozostaje duża i większa, niż rząd by sobie życzył. Czyli nie do końca się PiS udało. Choć i tak chyba więcej niż rządowi PO.

Zarzut do PO jest taki, że na informacje o luce w ściągalności VAT zareagowała – z nieznanych mi powodów – z połtorarocznym opóźnieniem.

Jak pan to tłumaczy?

Być może nie chcieli dociskać przedsiębiorców w czasie kryzysu, na zasadzie: niech już nawet cwaniacy kradną, byle ci, co są w miarę uczciwi, nie czuli dodatkowego obciążenia kontrolami i spokojnie rozkręcali biznes… Typowo platformersko-liberalne podejście, które nie jest przestępcze, nawet jeśli się z nim nie zgadzam.

Za czasów PiS ta luka podatkowa, która bierze się głównie z tzw. karuzeli VAT-owskiej, czyli czystego gangsterstwa, zmniejszyła się poważnie, bo w szczycie to było nawet 24 procent, a teraz mamy około 9,5, i to już jest poniżej średniej europejskiej. Dużo więcej się już nie zmniejszy, bo od pewnego momentu zyski ze wzmacniania kontroli podatkowych spadają, można powiedzieć, że użyteczność krańcowa procesu „uszczelniania” systemu po prostu maleje.

Wracając do samej postaci Mariana Banasia: on jest człowiekiem bardzo bliskim PiS? Bo na etapie, jak jeszcze był „kryształowy”, to przypominano jego historię w opozycji niepodległościowej, potem współpracę z rządem Jana Olszewskiego, czyli tym prawilnym, wreszcie sukcesy wiceministra w rządzie PiS. To był stary PiS-owiec czy nie?

Do NIK wziął go Lech Kaczyński w końcu lat 90. i tak jakoś przylgnął, natomiast ja go z polityki partyjnej tamtych lat nie pamiętam, ani z PC, ani potem z Prawa i Sprawiedliwości.

A czy to, że ktoś był przy Olszewskim, miało wtedy znaczenie, czy to tylko uzasadnienie ex post, że ktoś zawsze stał po drugiej stronie niż ZOMO?

Zdecydowanie ex post, relacje Jarosława Kaczyńskiego z Janem Olszewskim i jego rządem wcale nie były sielankowe.

A kogo Lech Kaczyński przyciągał do NIK? W sensie ludzi z jakiego klucza?

Bardzo istotny był wymiar merytokracji, Lech Kaczyński był wiele w stanie znieść u ludzi na poziomie trudnej osobowości czy odmienności ideologicznej, bo chciał mieć po prostu sprawną i fachową ekipę. Tam byli i ludzie od gdańskich liberałów, i od Macierewicza przy rządzie Olszewskiego, było też trochę ludzi z zakonu PC.

To sugeruje, że Banaś jest kompetentnym fachowcem?

Jeśli chodzi o jego kompetencje fachowe, to jeśli mam być szczery, po dziś dzień nie spotkałem się z poważnymi krytykami, a to o czymś świadczy. I to, że Lech Kaczyński widział w nim pewien potencjał, choć pamiętajmy, że było to kilkanaście lat temu.

Mamy zatem człowieka będącego od lat w pobliżu obozu PiS, który pracował z jakimiś sukcesami na odcinku służb celnych i skarbowych. Uchodzi za ideowego i zdeterminowanego. Jest głos opozycji, że są wątpliwości, ale nie ma jeszcze filmu TVN. Wiemy tylko, że nakazano mu sprzedaż tej nieszczęsnej kamienicy przed głosowaniem w sprawie stanowiska prezesa NIK.

Znów, trochę spekulujemy, ale mogę sobie tak wyobrazić stan ducha i umysłu pisowskich decydentów: jest jakaś kamienica, niby nic strasznego, ale opozycja będzie się czepiać, więc dla świętego spokoju niech się tego pozbędzie i wyczyści temat. Nakazać sprzedaż mógł mu tylko Kaczyński. Ale na zasadzie: nie dawaj pretekstów do ataków i wszystko będzie w porządku.

Wychodzi film Bertolda Kittla o krakowskim hotelu na godziny, na którym jakiś dziwny facet dzwoni do Mariana Banasia. I już widać, że nic nie jest w porządku. I teraz mamy tu szefa służb Mariusza Kamińskiego, któremu podległe CBA nie prześwietliło Banasia wystarczająco. Jest minister Ziobro ze swoją prokuraturą, jest oczywiście prezes Kaczyński, no i Andrzej Duda trzy miesiące do wyborów. Kto na tej sprawie może najwięcej skorzystać?

Jakieś gry i podchody wewnątrz obozu władzy zawsze się toczą, ale w tym przypadku kłopot jest wspólny.

Bo Duda może przegrać wybory?

Wszystkim musi zależeć, by problem Banasia szybko rozwiązać, bo to jest gra o sumie ujemnej, wszyscy tracimy. Znaczy oni tracą.

Pancernik Marian vs Prokurator Zero. Jaka jest stawka tej wojny?

Czyli PiS po prostu chciałby, żeby on się podał do dymisji – na zasadzie, że skoro ujawniono nieprawidłowości, to u nas nie ma świętych krów?

Tak, to byłoby najkorzystniejsze wyjście

On ponoć był gotów złożyć dymisję, tylko marszałkini Witek przeredagowała mu tekst i kazała mianować na p.o. wiceprezesa NIK Tadeusza Dziubę, człowieka PiS. O czym to świadczy?

Że w polityce o wielkich sprawach decyduje czasem pascalowski nos Kleopatry, czyli nie czynniki systemowe, tylko błędy ludzkie albo wręcz przypadki. No bo co jest absolutnym priorytetem: żeby Banasia nie było dłużej na stanowisku! Jak już składa dymisję, to trzeba ją brać i krzyż na drogę. To PiS załatwiało najważniejszą sprawę. Wprawdzie po rezygnacji Banasia mieliby potężną trudność w powołaniu nowego, swojego szefa NIK, bo kandydaturę musiałby zaakceptować Senat, gdzie nie mają większości. W rezultacie powstałby pat i obowiązki szefa NIK pełniłby i tak któryś z zastępców Banasia. Może nie byłby to preferowany przez Jarosława Kaczyńskiego Tadeusz Dziuba tylko ktoś inny, ale i tak nie byłby dla PiS toksyczny.

Tylko że pani Witek w sposób widoczny niczego nie ogarnia, nawet przy najlepszych chęciach. Może więc zadzwoniła do kogoś wyżej: przyjmować, nie przyjmować w tej formie? A może jakiś jej doradca przejrzał ustawę o NIK i uznał: niech jeszcze dopisze nominację zastępcy, bo chytrus chce nam numer wyciąć. No i Banaś się zbiesił i PiS zamiast kogoś przynajmniej neutralnego ma na stanowisku szefa NIK wroga. Drobny błąd ludzki, z którego zrobiła się sytuacja, z której szalenie trudno znaleźć wyjście.

Czy te kontrole NIK, które obecny jej szef urządza, mogą PiS zaszkodzić? Bo prezes Izby się najwyraźniej odwija: oni mu przeszukują mieszkania i gabinet, to on im wprowadza kontrole w Prokuraturze Krajowej i zapowiada w kolejnych instytucjach – w Narodowym Banku Polskim, Służbie Ochrony Państwa, Telewizji Polskiej, Narodowym Funduszu Zdrowia i w wojsku…

NBP jak NBP, ale jak się wezmą za telewizję, to znając fantazję jej prezesa, może być bardzo ciekawie. Jacek Kurski, którego znam od lat, nawet jak jeździ samochodem, to kompulsywnie łamie przepisy drogowe, jak widzi jakieś ograniczenie, to musi je naruszyć. On jest taki w każdej dziedzinie: nie sprawdzi, nie upewni się, tylko pójdzie na rympał. To nie jest „partia umiarkowanego postępu w granicach prawa”, więc jak już się dorwał do potężnych pieniędzy telewizyjnych, to musi sobie i innym robić nimi dobrze, nie wysilając się nawet, żeby to było w zgodzie z prawem. Nie twierdzę, że kradnie wprost, ale hipoteza, że mamy tam do czynienia z potężnym przepłacaniem przy zamówieniach i zleceniach przy outsorcingu, wydaje mi się warta postawienia.

I kontrola Banasiowego NIK może mu naprawdę narobić kłopotów?

Tak, pytanie brzmi, czy te jego zapowiedzi to jest deklaracja wojenna, czy argument negocjacyjny.

Lichocka przestawia wajchę… środkowym palcem

W więziennictwie zrobił kontrolę i wyniki nie były ciekawe dla wiceministra sprawiedliwości Jakiego.

Pokazał na niskim szczeblu, że może szkodzić. I dodaje przekaz: teraz pomyślcie, co będzie, jak ja wejdę do telewizji. W oczach Banasia PiS jest jako partner negocjacyjny niewiarygodny, chodzi więc o gwarancje. Trudno mi sobie wyobrazić, że pan Banaś rezygnuje z fotela prezesa NIK tylko za to, że jego synowi znów będzie dobrze, że nie będzie postępowań karnych, które zostaną umorzone. Przecież jak tylko Banaś zrezygnuje, to PiS może każdą taką umowę złamać.

To co on w takim razie zrobi? Gdyby pan był Marianem Banasiem, to jak by pan zagrał?

Jakbym walczył o swoją skórę, powiedziałbym: odczepcie się ode mnie, to ja się odczepię od was. Czyli będzie kontrola w NBP i okaże się, że jakaś pani dostawała 5 tysięcy miesięcznie za dużo. Będzie kontrola w telewizji i ona wykaże, że ekscesywnie zamawiano catering, bo bankiet można było zrobić za 30 tysięcy, a wydano 50. Bo coś zawsze trzeba znaleźć.

Ale może się też okazać, że przewalono tam pół miliarda?

Może i to jest właśnie karta przetargowa prezesa NIK.

A co PiS może mu zrobić?

Nic, stracili panowanie nad sytuacją. Wniosku o uchylenie immunitetu nie ma.

Ale sama opozycja mówiła, że on ma na sumieniu jakieś przekręty, więc chyba trudno byłoby nawet jej teraz zagłosować w jego obronie.

Tylko że samo uchylenie nie usuwa go ze stanowiska, można go nawet aresztować, ale przecież prezes Kwiatkowski miał postępowanie i nadal był prezesem.

PiS twierdzi, że może zmienić ustawę o NIK, choć to chyba problematyczne konstytucyjnie.

Pod tym względem konstytucja jest elastyczna, zresztą Trybunał Konstytucyjny powie, co trzeba. Natomiast jeżeli chodzi o ducha, to byłoby to bardzo niebezpieczne – bo jest ileś organów kontrolno-regulacyjnych, z NBP na czele, ale też Rzecznik Praw Dziecka, Inspektor Ochrony Danych Osobowych, Komisja Nadzoru Finansowego, Urząd Regulacji Energetyki itp., gdzie przesłanką odwołania szefa jest prawomocne skazanie wyrokiem sądu. Kiedy samo wszczęcie postępowania karnego przeciw danej osobie staje się ustawową przesłanką do jej odwołania, to ten, kto ma prokuratora generalnego, ma wszystkie ciała regulacyjne w garści, a one same przestają być niezależne od egzekutywy.

A Zbigniew Ziobro naprawdę staje się najpotężniejszym człowiekiem w kraju?

Nieważne, czy jest to akurat Zbigniew Ziobro, czy nie. To jest niebezpieczne, tak samo jak wchodzenie do gabinetów prezesa NIK, który ma przecież taką samą ochronę konstytucyjną jak marszałek Sejmu. Jak pani Witek zareagowałaby, gdyby funkcjonariusze ABW zajęli jej komputery? Widać tu słabość troski o państwo. Ja nie wypowiadam się w kwestii, czy immunitet dotyczy wolności osobistej, czy też nienaruszalności mieszkania i telefonu, ale brak reakcji jest skandaliczny. W Czechach doszło już do sytuacji, gdzie w ramach walki prezydenta z premierem aresztowano szefową gabinetu premiera, a potem wypuszczono bez postawienia zarzutów, premierowi zaś przeszukano biura i zmuszono go do dymisji.

Kosiniak-Kamysz nie musi wygrać z Dudą, by zrealizować swoje polityczne cele

Czyli pisowscy urzędnicy – we własnym interesie – nie powinni popierać wjazdu do mieszkań szefa NIK, jego rodziny i do jego gabinetu? Nawet jeśli dziś to ich wróg?

Ponieważ NIK jest organem Sejmu, to pani marszałek powinna – choć tego oczywiście nie zrobi – wezwać przynajmniej ministra Kamińskiego albo wprost premiera i zadać mu pytanie: ale tak bez ściemy, czy to było konieczne? To wejście do gabinetu? Jakie były przesłanki? A potem ewentualnie oświadczyć, że pan minister jej nie przekonał, że istnieją wprawdzie podstawy, by sądzić, że immunitet nie obejmuje mieszkania i gabinetu, ale zdrowy rozsądek i poczucie odpowiedzialności nakazuje, że nie można tego robić pochopnie. Że tego rozsądku panu Kamińskiemu i prokuraturze zabrakło, coś w tym stylu.

Co z tego wszystkiego rozumieją zwykli ludzie? Czy tu jest dla PiS jakieś zagrożenie poza sondażami?

Sondaż to zagrożenie pierwsze i najpoważniejsze. Wiele jest tu elementów, po których podstawowe uzasadnienie tych rządów, tzn. że „dobra zmiana” jest dobra, mocno słabnie. Dobra zmiana była dobra, bo przyszli dobrzy, a przynajmniej swojscy ludzie, którzy dbają o zwykłego człowieka, są w miarę uczciwi, robią porządek i, co najważniejsze, nie wywyższają się. A już przy aferze hejterskiej było widać, że ci dobrzy robią dobrze sobie, że nie dbają o państwo. Mówienie o wojnie gangów to oczywista przesada, ale już analogia zajazdów szlacheckich, gdzie ma się w garści jakiś fragment państwa i on służy do najeżdżania innego kawałka państwa, działa tu niewątpliwie.

Ale czy to pierwsza afera? Był NBP, były działki Morawieckiego, dwie wieże… I nie spada wyraźnie.

Bo wszyscy oczekują zapaści, tąpnięcia. A niby czemu? A po aferze taśmowej zjazd sondażowy był od razu? To zalega, akumuluje się.

Taśmy Kaczyńskiego: Czyj bój będzie to ostatni

A czy groźniejsze dla PiS nie jest poczucie, że oni nie ogarniają sytuacji? Że nie panują? No bo co to znaczy, że prokuratura PiS robi rewizję w gabinecie nominata PiS? A on im robi kontrolę w prokuraturze? To burdel na kółkach, a nie silne państwo.

Zamiast być oparciem, stajesz się źródłem niepokoju, w tym sensie tak. Ale to też się przenosi na słupki poparcia…

Podobno Kaczyński najbardziej bał się poczucia u ludzi, że oni są siebie warci, że są tacy sami jak Platforma.

Nie, nigdy nie będą tacy sami. Platforma to ośmiorniczki, wino za cztery tysiące i zegarki za trzydzieści, a tutaj: jakaś kamienica, panienki na godziny i kark obwieszony złotem. Oni są bardziej swojscy, nie wynoszą się ponad zwykłego człowieka, nawet w tych swoich zajazdach szlacheckich. Czyli dystansu nie ma.

PiS nie kiwnął palcem, by wyjaśnić aferę taśmową [rozmowa]

Tak czy inaczej, jeśli mówi pan, że to się odkłada i zalega w umysłach, to ma znaczenie dla wyborców. A Andrzej Duda jest wizerunkowo sklejony z PiS, więc te historie na pewno mu nie pomagają. Może się od swej partii odkleić?

Niech zawetuje te dwa miliardy na telewizję, to byłby jakiś wstrząs.

Ale ryzykowny i kosztowny.

To prawda, pokazałby w ten sposób, że opozycja miała właściwie rację. No i nie bardzo wiadomo, kogo miałby do siebie przekonywać. Bo ci, którzy są mu przeciwni, i tak uważają, że to pisowska marionetka, w niczym to nie zmieni ich nastawienia. A najtwardszy elektorat pomyśli, że prezydent nie ma jaj i że chce się przypodobać „Gazecie Wyborczej”. A przecież i tak mają większość w Sejmie, to po co głosować…

A opozycja co powinna zrobić w sprawie Banasia? Czekać na brzegu, aż rzeka przyniesie ciała wrogów?

Wujkiem dobra rada nie będę. Ale słyszę, że opozycja dziś krzyczy o wojnie gangów, Tusk mówi o odorze przestępczym, co jest nie tylko nietrafne, ale też nikogo nowego do PiS nie zniechęca.

Utwierdza przekonanych w ich zdaniu?

Opozycji brakuje czegoś w rodzaju doktryny państwowej, która pozwoliłaby jej przekonująco mówić o niszczeniu i kompromitowaniu państwa. Bo przecież PiS, najpierw nominując Banasia na szefa NIK, a zaraz potem podważając jego niezależność i próbując zmusić do odejścia wbrew konstytucji, podcina korzenie jednej z najlepszych instytucji, jakie sprawdziły się w III Rzeczpospolitej. Także za sprawą Lecha Kaczyńskiego, jej wyjątkowego wprost szefa z lat 90. PiS w ten sposób rozwala państwo. Przy sprawie Banasia widać jak na dłoni kłopot PiS-u z państwem, ale tak samo jest przy zmianie szefa CBA.

A to jak pan interpretuje?

Krążą różne spekulacje, że tu minister Kamiński ściera się z ministrem Ziobrą, że Ziobro się teraz wzmacnia itd. Ale można to też inaczej rozumieć, właśnie jako rozszerzenie kłopotów PiS-u z państwem.

Przy sprawie Banasia widać jak na dłoni kłopot PiS-u z państwem, tak samo jest przy zmianie szefa CBA.

Ja wiązałbym dymisję Ernesta Bejdy, człowieka Kamińskiego, z wyciekiem milionów w reklamówkach z funduszu operacyjnego. Kiedy się dowiedziałem o tej zmianie na szczycie, zacząłem podejrzewać, że ta afera to był tylko czubek góry lodowej.

A skąd ten wniosek?

Bo ta zmiana personalna jest wbrew pisowskiej logice tworzenia CBA. Ono tworzyło się na zasadzie, która nawiązuje do Szekspirowskiej mowy Henryka V na dzień św. Kryspina, przed bitwą pod Azincourt: We few, we happy few, we band of brothers [„Mała, ale szczęsna garstka braci” – przeł. Leon Ulrich]. A zatem nieliczna garstka braci, która kooptuje różnych agentów Tomków, sprawdzonych i wiernych, ale buduje też ścisłe relacje wewnątrz, prawdziwe więzi osobiste. To widać na tych słynnych zdjęciach nad walizkami pieniędzy, ale też z imprez, po skracaniu dystansu między przełożonymi a funkcjonariuszami niższego szczebla.

I co z nimi?

Najwyraźniej okazało się, że ta garstka szczęsnych braci zaczęła intensywnie uszczęśliwiać siebie – miliony wynoszone w reklamówkach przez księgową, i to latami, to tylko pewien fragment. Postanowiono więc sięgnąć po człowieka z zewnątrz, który nie będzie miał zobowiązań wobec owych braci, weźmie lancet i odetnie chorą tkankę. Bo nie chodzi o to, by rozwalić całą instytucję, ale precyzyjnie ciąć i odkażać. A taki Bejda był do tego niezdolny przez różne uwikłania, zobowiązania towarzyskie, moralne niemożności, by ruszać swoich.

To może być materiał na kolejną dużą aferę?

Zwracałbym uwagę na takie sprawy, bo jak tam się zacznie czystka, to i pojawią się ludzie, którzy po złości zechcą coś powiedzieć, jak agent Tomek. Ja na przykład na miejscu dziennikarzy śledczych poszedłbym tropem lokali kontaktowych, które ekscesywnie kupowano, a potem ulegały dekonspiracji. A wtedy kto je kupował? A to przecież kosztowało dziesiątki milionów. Jest wysoce prawdopodobne, że CBA stało się takim zaropiałym, mocno nabrzmiałym wrzodem i dlatego sięgnięto po chirurga z zewnątrz.

No i jak to wszystko wpłynie na wybory? Podobno ludzie pamiętają wydarzenia polityczne pół roku.

Pamiętają, jak pamiętają, ale wiele się odkłada, potem wraca czkawką.

Czy zatem Banaś to może być game changer?

Za czasów mojego dzieciństwa mawiało się: Lusiu, pomalusiu, zbieraj kamyczki do zapalniczki. Wszyscy czekają na Wydarzenie, które zmieni reguły gry, ale takie postaci czy przełomy tego rodzaju zdarzają się naprawdę rzadko. Żeby tak nagle wszystko okazywało się nieważne, wchodziły nowe tematy, nowe pytania – to się nie dzieje co chwilę… Ciągłość w polityce jest ważna, to ona jest podglebiem dla innowacji, one muszą na czymś wyrosnąć. Te wszystkie sprawy to takie ciosy na korpus, coś, co się odkłada. Zawodnik nie pada na deski, ale puchnie i ciężko mu oddychać.

Dorn o Gduli: To nie nowy autorytaryzm, to sadyzm społeczny

Mimo wszystko czy jest coś, co może „przestawić wajchę”, zmienić trend radykalnie?

Jeżeli cokolwiek może być bliższe game changera, to kwestia praworządności i spodziewane 9 marca postanowienie Trybunału Sprawiedliwości UE o środku tymczasowym w postaci zawieszenia Izby Dyscyplinarnej oraz reakcji władzy na to. Tu się zawiera niemal wszystko, co istotne: spór o praworządność, o Unię Europejską, czy się otorbiamy wewnątrz UE przeciwko niej, a ona traktuje nas jak cało obce i też nas izoluje… I nawet jeśli to nie dotyka każdego, to bardzo wielu, i będzie mocno przeżywane.

A druga rzecz to inflacja i drożyzna – to będą sprawy, które zadecydują. Kwestie dotyczące kondycji państwa będą się odkładać gdzieś ludziom z tyłu głowy, ale nie wiemy, jak zaprocentują w wyborach.

A czemu opozycja nie opowiada tego w ten sposób: PiS niszczy państwo, choć obiecywało, że naprawi jego patologie? Nie wiem, czy to efektywne wyborczo, ale przynajmniej prawdziwe…

A czemu ogórek nie śpiewa? I to o żadnej porze? Bo widać z woli nieba prawdopodobnie nie może, jak by powiedział Gałczyński. Pisałem niedawno w „Gazecie Wyborczej” tekst, którego przekaz był taki: odczepcie się od PO, że jest, jaka jest, bo inna być nie może. Odwołując się do Constanta i jego wykładu o wolności nowożytnych, pisałem, że na tę partię głosują i zostali jej wierni ci, co chcą kultywować wolność nowożytnych. To znaczy: głosują na polityków po to, żeby trzymali politykę z dala od nich, żeby oni, nie zwracając uwagi na państwo i politykę, mogli się poświęcać swoim karierom, przedsiębiorstwom, rodzinom, życiu towarzyskiemu. I nie chcą żadnych wielkich reform państwa – w 2005 roku klimat w tej kwestii był, ale to sprawa unikatowa. Już dawno nieaktualna.

Rząd obniża podatki. Na co zabraknie samorządom

**
Ludwik Dorn – socjolog, szef MSWiA w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, marszałek Sejmu w roku 2007, wieloletni poseł i polityk Porozumienia Centrum, Akcji Wyborczej Solidarność oraz Prawa i Sprawiedliwości. W roku 2015 kandydował do Sejmu z list Platformy Obywatelskiej. Od lat 70. zaangażowany działacz opozycji demokratycznej, w tym KSS „KOR”. Obecnie czynny jako niezależny publicysta (m.in. „Gazety Wyborczej”, „Polityki” i „Nowej Konfederacji”), analityk i komentator życia politycznego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij