Kraj

Nowa lewica w Sejmie. Poznajcie Magdalenę Biejat

Ludzie mają dość monotematycznych kłótni facetów z PiS-u czy z PO. „Widzimy wyraźnie, że wyborcy stawiają na kobiety w polityce. Na współpracę i konstruktywne budowanie instytucji naszego państwa” – mówi lewicowa posłanka Magdalena Biejat w rozmowie Jana Smoleńskiego.

Jan Smoleński: Jesteś mamą, masz dwójkę dzieci. Łatwo jest kobietom z dziećmi przebić się do sejmowej polityki?

Magdalena Biejat, socjolożka, posłanka Lewicy: Nie.

Dlaczego?

Odpowiem w ten sposób – patriarchalne stereotypy nie stanęły mi na przeszkodzie z dwóch powodów. Po pierwsze partia Razem bardzo świadomie wspiera udział kobiet w polityce. Zawsze mogłam liczyć na zrozumienie, wsparcie organizacyjne i moralne. Nawet na naszym wieczorze wyborczym mieliśmy kącik dla dzieci.

Po drugie, mogę liczyć na ogromne wsparcie mojego męża. To ten drugi powód – dla mojego męża jest całkiem naturalne, że dzielimy się opieką nad dziećmi po równo. Cała moja rodzina bardzo się spięła na czas kampanii, żeby jakoś to wszystko grało.

Ludzie nie pytali cię w kółko: „A co robisz z dziećmi”?

Ciekawe właśnie, że nigdy to pytanie nie padło w moim kierunku w czasie kampanii. Co nie znaczy oczywiście, że ta bariera nie istnieje: kobiety, czasami nieświadomie, są odsyłane do mozolnej pracy na zapleczu. Rodziny też mają swoje zdanie na temat tego, ile kobiety powinny spędzać czasu ze swoimi dziećmi.

Mężczyźni do roboty (w domu)!

Ale istnieją też inne, całkiem przyziemne problemy, dlaczego mnie się udało, a innym kobietom jest trudniej. Ja mam też to szczęście, że mieszkam w Warszawie, mam tutaj rodzinę, a nawet sąsiadów tak zaufanych, że mogą się zająć moimi dziećmi, kiedy mój mąż nie może. Osoby spoza Warszawy mają dużo trudniej. Mówię osoby, bo to powinna być również sprawa mężczyzn, choć wiemy, jak to w praktyce wygląda. Na przykład Daria Gosek-Popiołek z Krakowa, która też ma małe dzieci, nie ma co z nimi zrobić, kiedy przyjeżdża do Warszawy na szkolenia. Musi szukać opiekunki lub mieć nadzieję, że ktoś z partii będzie mógł się nimi zająć. W Sejmie nie ma dziś infrastruktury, jak na przykład sejmowy żłobek, która by jej pomogła pełnić funkcję posłanki.

Kobiety z list Lewicy świetnie wypadły w tych wyborach.

Z moich rozmów z wyborcami wynika, że na Lewicę głosowali ludzie, którzy byli zdecydowani głosować na kobiety, nie wiedzieli tylko na którą konkretnie. To nie był tylko elektorat lewicowy, ale też ludzie o poglądach liberalnych, zmęczeni Koalicją Obywatelską.

Opublikowany przez Magdalena Biejat Poniedziałek, 16 września 2019

Wyborcy naprawdę dochodzą do wniosku, że kobiety zmienią politykę?

Dostawałam prywatne wiadomości od osób, które wiedziały, że chcą głosować na kobietę, a po zapoznaniu się z moją kandydaturą zdecydowali, że to będę ja.

Podobny mechanizm mógł zadziałać również w przypadku Koalicji Obywatelskiej. Z rozmowy z posłem Michałem Szczerbą wiem, że to samo wydarzyło się u nich na listach. Kobiety robiły świetne wyniki, a wyborcy głosowali domyślnie na kobiety.

Z czego to wynika twoim zdaniem?

Z rosnącego poczucia, że kobiet w polityce jest za mało. Z przekonania, że kobiety wnoszą trochę inny sposób pracy. Nie mówię tutaj o stereotypowej opiekuńczości czy o łagodzeniu obyczajów, tylko o tym, że jednak byt kształtuje świadomość. Zwracamy uwagę na nieco inne rzeczy, bo mamy inne doświadczenia i z innymi problemami się zmagamy. W efekcie inaczej rozkładamy akcenty, co jest dobre dla nas wszystkich, nie tylko dla samych kobiet. Konkretny przykład: dla mnie równość płci oznacza również to, że dajemy przestrzeń mężczyznom do tego, by mieli dobre relacje ze swoimi dziećmi.

ASZdziennik.pl – kiedyś strona z heheszkami, dzisiaj, chcąc nie chcąc, źródło poważniejszych komentarzy do naszej rzeczywistości politycznej – uwzględnił cię w zestawieniu „dziesięciu świetnych nowych kobiet w Sejmie, które powinnyśmy obserwować”. Sama wasza obecność chyba jednak niewiele zmieni. W Sejmie jest 460 posłanek i posłów, większość z nich nie ma poglądów lewicowych, do tego dochodzą podziały partyjne i klubowe. Lista przeszkód jest długa. Jak konkretnie możecie coś zmienić?

Z racji naszego wychowania – podkreślam, że wychowania, nie natury – kobiety są bardziej skłonne do dialogu. Również z racji wychowania często jesteśmy odsyłane do mrówczej roboty na tyłach. Wiele z nas ma doświadczenie w trzecim sektorze, jesteśmy aktywistkami, mamy doświadczenie w pracy oddolnej i współdziałaniu z ludźmi. Obecnie coraz więcej kobiet jest gotowych grać w polityce pierwsze skrzypce, ale ten bagaż wychowania oraz to doświadczenie mozolnej pracy i jej wartości jest w nas. Można to wykorzystać pozytywnie, zwłaszcza pracując w grupie, która jest nastawiona na promowanie kompetentnych kobiet, a nie na trzymanie nas na zapleczu. Nie będzie to rewolucja.

Będziecie się też kłócić o politykę.

Będziemy się różnić, bo jako kobiety reprezentujące różne opcje polityczne mamy oczywiście różne poglądy.

Ale jesteśmy też bardziej gotowe stawiać na swoim. Jeszcze przed wyborami była taka śmieszna sytuacja: podczas jednej z konferencji stałyśmy w kilka kandydatek lewicowych razem z chłopakami i rozmawiałyśmy o tym, jak byśmy chciały pracować w Sejmie. Śmiałyśmy się, że kto jak kto, ale my zbierzemy te piętnaście podpisów pod projektem ustawy. Jeden z chłopaków powiedział, że przecież ktoś może schować się przed nami w toalecie – co naprawdę miewa miejsce w polskiej polityce. Jedna z nas odparła: no i co, wyobrażasz sobie, że za kimś nie wejdę do łazienki? Swoją drogą, wszystkie kobiety, z którymi wtedy żartowałam, dostały się do Sejmu.

Skoro jesteśmy przy współpracy – w jednym z wywiadów mówiłaś, że nie będziesz współpracować z Konfederacją, bo w żadnej sprawie się nie zgadzacie. Na jakich warunkach byłabyś gotowa współpracować z PiS?

Jeśli powstałby projekt polityki społecznej, co do której moglibyśmy się zgodzić. Jako politycy i polityczki musimy się zachowywać odpowiedzialnie. A częścią tej odpowiedzialności jest – poza pokazywaniem, jak i dlaczego się różnimy – popieranie projektów korzystnych dla ludzi, których reprezentujemy. Chcemy konstruktywnego budowania instytucji naszego państwa. I oczywiście z PiS-em będzie nam bardzo nie po drodze, ze względu na to, jak traktują demokrację i prawa człowieka, ale uważam, że to nie jest powód, by z góry przekreślać współpracę nad czymkolwiek, co oni zaproponują.

W jednej z rozmów powiedziałaś, że nie poparłabyś pomysłu podniesienia płacy minimalnej do 4000 złotych.

Chcę jedną rzecz wyjaśnić à propos tego wywiadu: jestem za podniesieniem płacy minimalnej. Moja krytyka PiS-owskiego pomysłu tyczy się tego, że jest to propozycja podniesienia płacy minimalnej do arbitralnej kwoty. Dlaczego akurat 4 tys.? Tego nie wiemy. Ja mam taki problem z propozycjami PiS-u, że one nie wynikają z żadnych konsultacji, tylko są dekretowane odgórnie. W naszym programie proponowaliśmy na przykład podniesienie płacy minimalnej do 60 proc. średniej krajowej. Popieram podniesienie płacy minimalnej czy waloryzację 500+, ale nie podoba mi się też, że nie jest to element szerszej strategii, na przykład wspartej inwestycjami w usługi publiczne.

Czy sama pobierasz 500+?

Tak – jako matka pobierająca 500+ oraz jako członkini Razem wspieram ten transfer społeczny, ale uważam, że jest niewystarczający. To świadczenie obsługuje tylko część społeczeństwa i tylko do pewnego momentu. Za te 500 złotych nie kupię sobie żłobka, jeśli go nie będzie. To jest większy problem na terenach wiejskich, ale i ja zetknęłam się z nim na warszawskiej Pradze. W Sejmie będę więc głośno mówić o potrzebie budowania usług publicznych wysokiej jakości.

A nad czym mogłabyś współpracować z Koalicją Obywatelską?

Z Anną Marią Żukowską zaproponowałyśmy pakt dla pieszych i już widzę, że znajdziemy tam sojuszników. Najbardziej dla mnie zaskakujące poparcie popłynęło od Klaudii Jachiry, która na Twitterze broni pierwszeństwa pieszych.

Toksyczni obrońcy demokracji

To dobra sojuszniczka?

Jak już wspomniałam, przekraczanie tradycyjnych podziałów po to, by skutecznie wprowadzić dobre i potrzebne obywatelom rozwiązania, jest ważne i z tym przekonaniem idę do Sejmu.

Jakie propozycje rozwiązań systemowych masz ty?

Jedną sprawą są usługi publiczne dla rodziców, gwarantujące opiekę nad dziećmi do lat trzech w każdej gminie. To rozwiązanie realnie umożliwi też kobietom powrót na rynek pracy, jeśli tego zechcą. Kolejna rzecz to transport zbiorowy. Ta kwestia nie stanowi większego problemu dla ludzi mieszkających w Warszawie czy innych dużych miastach, ale w małych ośrodkach transport zbiorowy nie istnieje, a nawet jeśli istnieje, to autobusy kursują tylko rano i po południu. Takim transportem można dojechać do pracy i z niej wrócić, ale nie pojedzie się już wieczorem do kina lub do lekarza w środku dnia.

Na wsi auto to często konieczność, ale w mieście powinno być zbędne

Następna rzecz to edukacja, o czym zresztą mówiłyśmy z Anną Marią Żukowską podczas kampanii.

Nie jesteś zwolenniczką przywracania gimnazjów.

Bo to tylko spotęguje chaos wywołany przez deformę Zalewskiej, a to jest ostatnia rzecz, której i dzieci, i nauczyciele, i rodzice teraz potrzebują. Krótkofalowo możemy i powinniśmy ten chaos ograniczać. Musimy zebrać dane ze szkół, bo mam wrażenie, że albo rząd tego nie robi, albo się tymi danymi nie dzieli. Musimy wiedzieć, które szkoły naprawdę są przeludnione, w których brakuje nauczycieli, musimy się dowiedzieć, czy władze lokalne dysponują zasobami, dzięki którym część tych problemów będzie można rozwiązać. Trzeba też szybko znaleźć sposób na przyciągnięcie młodych ludzi do zawodu nauczyciela. Powinniśmy też oczywiście podnieść płace, ale też ułatwić studentom studiów kierunkowych po licencjacie wchodzenie do zawodu nauczyciela. Chodzi nie tylko o uzupełnienie braków kadrowych, ale też o wprowadzenie do zawodu młodych ludzi z nowymi pomysłami.

Gimnazja niwelowały nierówności.

Niwelowały i ich likwidacja to był błąd, podobnie jak błędem było cofnięcie sześciolatków do przedszkoli. To odbije się negatywnie na szansach młodych ludzi. Ale fundowanie im kolejnej rewolucji będzie przeciwskuteczne. Problem jest długofalowy i musimy się z tym pogodzić.

My proponujemy konstytucję dla edukacji. Ona miałaby wprowadzić ogólne ramy tego, jak realizować reformy edukacji w długim okresie. Miałaby też wprowadzać bezpieczniki dla reformatorów w przyszłości – takie jak zasada, że każda zmiana wchodzi w życie dopiero z nowym rocznikiem wchodzącym do szkoły, czy konieczność prowadzenia konsultacji społecznych z szerokim gronem ekspertów, wśród nich chociażby lekarzami medycyny pracy. Bo jeśli pomyślimy, że dla nas praca powyżej ośmiu godzin dziennie bez przerw, z odgórnymi dzwonkami i niepłatnymi nadgodzinami jest nie do zaakceptowania, to dlaczego fundujemy to naszym dzieciom i ich nauczycielom?

Parlamentarzyści z Łodzi zawiązali Łódzki Zespół Parlamentarny. Masz jakieś propozycje dla Warszawy, które można rozwiązać na poziomie centralnym?

Bardzo palącym problemem w Warszawie – tu szczególnie – jest reprywatyzacja. I to nie tylko z powodu oczywistych przekrętów i tego, że wyrzuca się ludzi z domów. Ale strach władz miasta przed roszczeniami uderza również w osoby niepokrzywdzone bezpośrednio przez przekręty. Na Pradze, i nie tylko, są kamienice, które należą do miasta i w które miasto nie inwestuje w obawie przed tym, że znajdą się ludzie, którzy będą sobie rościć do nich prawo, i w związku z tym ich mieszkańcy kolejne lata żyją w fatalnych warunkach.

Inną kwestią jest duża liczba pustostanów, przyznała to nawet wiceprezydent Renata Kaznowska. Część tych pustostanów nie jest dziś przystosowywana do tego, by tworzyć w nich mieszkania komunalne lub socjalne, także ze względu na potencjalne roszczenia. Tak że trzeba wreszcie przyjąć ustawę reprywatyzacyjną, żeby kwestię roszczeń raz na zawsze uciąć.

Kolejną rzeczą – dotyczącą dużych miast – jest kwestia zmian klimatycznych i tego, jak miasta powinny reagować. Na poziomie centralnym powinniśmy wprowadzać pewne minimalne standardy dotyczące tego, jak budujemy miasta. Powinniśmy ustawowo zagwarantować większy procent powierzchni biologicznie czynnej na nowych terenach.

A mówiąc prościej?

To nie mogą być trawniki na dachach, które zaraz uschną, tylko powierzchnie dobrej jakości, które są w stanie zatrzymywać w mieście wodę. To część szerszego wyzwania związanego z rozbudową tkanki miejskiej. Powinniśmy stworzyć standardy dotyczące tego, że nowe osiedla muszą mieć doprowadzony transport publiczny, w jakiej maksymalnej odległości od budynków mieszkalnych musi być przystanek tramwajowy lub autobusowy. To też szerszy problem tego, w jaki sposób tkanka miejska jest budowana i w jaki sposób nam się w miastach żyje, bo budowanie osiedli w szczerym polu nie jest zbyt odpowiedzialne.

Udało ci się zdobyć poparcie takich ludzi jak Adam Wajrak, Jan Mencwel czy Michał Boni. Jak ich przekonałaś?

Adam Wajrak sam zdecydował się udzielić mi poparcia. Podobnie Jan Mencwel, z którym się znam z działań wokół problemów miejskich.

Mencwel i Wajrak to działacze społeczni. Michał Boni wydaje się jednak osobą z innej bajki.

Michała Boniego z kolei znam z pracy w trzecim sektorze. Poprosiłam go, żeby udzielił mi wsparcia, i on się dość szybko zgodził, bo podobnie diagnozujemy problemy naszej sfery publicznej. Zgadzamy się co do tego, że powinniśmy zwiększać partycypację obywateli w procesie podejmowania decyzji na poziomie centralnym, że należy uzdrowić proces ustawodawczy, otworzyć politykę na kontrolę obywatelską i konsultacje publiczne.

W tych wyborach zdobyłaś 19,5 tys. głosów. To duży sukces!

Mieliśmy bardzo mało pieniędzy, więc musieliśmy postawić na coś, co da nam stosunkowo duży rozgłos. Nie mogłam liczyć na to, że mnie, mało rozpoznawalnej kandydatce z czwartego miejsca, uda się przebić do mediów. Postawiliśmy na media społecznościowe, na Facebook i Instagram. Udało nam się przekonać kilka ważnych instagramerek do tego, by mnie poparły, co też nie było bez znaczenia.

Dzisiaj szkolenie! W programie między innymi zasady wykonywania mandatu posła i posłanki, procedura głosowań i formy współpracy międzynarodowej.

Opublikowany przez Marcelina Zawisza Środa, 23 października 2019

Rozpoznawalność pomagał mi budować Adrian Zandberg, zapraszał na konferencje prasowe, upewniał się, że jestem zauważana i zapraszana przez media. Oprócz tego budowaliśmy moją kampanię bardzo mocno na relacjach bezpośrednich: robiliśmy kampanię bezpośrednią i door-to-door, rozmawialiśmy z ludźmi. Muszę powiedzieć, że udało mi się zbudować bliską relację osobistą z moimi wyborcami. Na tym fundamencie będę opierać całą swoją działalność w Sejmie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Smoleński
Jan Smoleński
Politolog, wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW
Politolog, pisze doktorat z nauk politycznych na nowojorskiej New School for Social Research. Wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Absolwent Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Stypendysta Fulbrighta. Autor książki „Odczarowanie. Z artystami o narkotykach rozmawia Jan Smoleński”.
Zamknij