Kraj

Czy miliard złotych przejdzie Zgorzelcowi koło nosa?

PGE utajniła plany odchodzenia od wydobycia węgla w Turowie. Bez nich region nie dostanie ani złotówki z dotacji na łagodzenie skutków transformacji energetycznej. Milczenie PGE to dla Zgorzelca strata miliarda złotych.

Odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego w Turowie może działać nawet do 2044 roku – koncesję na wydobycie surowca do tak odległej przyszłości wydał w kwietniu tego roku minister klimatu. Przy podejmowaniu decyzji rząd zignorował mieszkańców czeskich miejscowości przygranicznych, którzy zgłaszali negatywny wpływ rozbudowywanej kopalni na ich życie.

W efekcie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej najpierw nakazał Polsce zatrzymanie pracy kopalni do czasu rozwiązania sporu z Czechami, a kiedy Polska się nie posłuchała, zareagował jeszcze ostrzej – zasądził karę w wysokości pół miliona euro dziennie za każdy dzień niewykonania postanowienia. Teraz okazuje się, że polska strona ignoruje nie tylko sąsiadów zza południowej granicy oraz unijne instytucje, ale też samych pracowników kompleksu energetycznego w Turowie oraz wszystkich mieszkańców regionu.

Nie będzie lepszego czasu na transformację energetyczną

Bez względu na wynik obecnego sporu zamknięcie i elektrowni, i kopalni na pewno kiedyś nastąpi. Plany redukcji emisji dwutlenku węgla oraz rosnące ceny energii produkowanej z tego surowca sprawiają, że utrzymywanie turowskiego kombinatu nie leży w dalekosiężnych interesach kraju. Zamknięcie kopalni, a w konsekwencji i elektrowni w Turowie jest zatem kwestią czasu.

Żeby zachęcić do zaprzestania wydobycia i spalania węgla, Komisja Europejska uruchamia Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który zapewni pomoc finansową regionom i sektorom zagrożonym skutkami przekształceń w kierunku zielonej gospodarki. Na inwestycje ułatwiające i łagodzące proces odchodzenia od węgla Polska ma otrzymać 4,4 miliarda euro. Pieniądze te mają trafić jednak wyłącznie do tych regionów, w których już zdecydowano o odchodzeniu od węgla.

O pieniądze z unijnego funduszu chce się ubiegać także powiat zgorzelecki, na którego terenie znajduje się turowski kompleks energetyczny. Gra toczy się o dotacje w wysokości nawet jednego miliarda złotych. Składający się z elektrowni i kopalni kombinat energetyczny zatrudnia około 5 tysięcy ludzi, ale zasięg jego oddziaływania jako największego lokalnego pracodawcy rozciąga się na cały powiat i ma decydujący wpływ na jego sytuację finansową i społeczną. Zamknięcie kopalni i elektrowni może oznaczać kryzys dla całego regionu. Gigantyczne środki z unijnego funduszu takiemu kryzysowi mają właśnie zapobiec.

Tajna przyszłość Turowa

Warunkiem otrzymania dotacji jest jednakże przedstawienie harmonogramu zamykania kompleksu, którego zabrakło w Terytorialnym Planie Sprawiedliwej Transformacji przygotowanym przez dolnośląski Urząd Marszałkowski. W brakach zorientowało się dopiero Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej, które dokument odesłało z powrotem do władz województwa.

To straszne, że bliższa jest nam idea wyższego muru niż dłuższego stołu

Wtedy o plany wychodzenia z wydobycia i spalania węgla Urząd Marszałkowski zapytał Polską Grupę Energetyczną, właściciela kompleksu w Turowie. Spółka przesłała odpowiedź, ale objęła ją klauzulą poufności. W efekcie informacje w niej zawarte zostały utajnione także przez Urząd Marszałkowski.

O takim rozwoju sytuacji poinformowało Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA. Jego prezes, Radosław Gawlik, uczestniczył w zdalnym spotkaniu, kiedy władze województwa relacjonowały przebieg działań. – Przedstawicielka władz poinformowała też, że w związku z utajnieniem informacji prace nad TPST zostają wstrzymane. A to oznacza zgodę na utratę miliarda złotych dotacji na transformację regionu – opowiada Gawlik. Wyjaśnia też, że utrata tak dużej kwoty oznacza skazanie mieszkańców na widmo masowego bezrobocia po zamknięciu kompleksu, wyludnianie się regionu i szereg problemów społecznych.

Tamto spotkanie odbyło się 18 października. Gawlik: – Dopiero na kolejnym zebraniu grupy roboczej padły zapewnienia ze strony Urzędu Marszałkowskiego, że będą się domagać odtajnienia harmonogramu odejścia od węgla w Turowie, ale bez żadnych szczegółów.

Jak ustaliła Krytyka Polityczna, Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego obecnie stara się o zgodę na upublicznienie informacji, które PGE opatrzyła klauzulą poufności. Stosowne pismo w tej sprawie władze województwa wysłały do państwowej spółki 2 listopada. „Poproszono również o uzupełnienie brakujących informacji w takim zakresie, aby możliwe było opracowanie planu niezbędnego do uzyskania wsparcia Funduszu Sprawiedliwej Transformacji dla obszaru powiatu zgorzeleckiego” – poinformował nas Michał Nowakowski, rzecznik prasowy Marszałka Województwa Dolnośląskiego.

Teraz kolej na ruch państwowego giganta energetycznego. Czy PGE opracowała już wyczekiwany harmonogram? Dlaczego utajnia informacje związane z przyszłością Turowa? Czy zamierza działać na rzecz opracowania wniosku o miliardową dotację? Pytania te Krytyka Polityczna zadała przedstawicielom spółki.

W odpowiedzi biuro prasowe Polskiej Grupy Energetycznej poinformowało nas, że dotychczas spółka przekazywała „dla subregionu zgorzeleckiego wszelkie możliwe informacje i dane, o które była proszona zarówno ze strony samorządu województwa dolnośląskiego, administracji krajowej, jak i Komisji Europejskiej”. Przekazało też, że „datą graniczną funkcjonowania Kompleksu Energetycznego Turów jest 2044 r.”, a decyzje dotyczące terminów zakończenia działania poszczególnych bloków tamtejszej elektrowni będą dopiero zapadać. Biuro prasowe nie odnosi się jednakże do kwestii braku harmonogramu oraz pytań o utajnione informacje.

Miliony na kary

Utajnienie informacji przez PGE pozwala spekulować, że spółka może mieć już opracowany harmonogram zamknięcia kompleksu w Turowie, ale z jakichś powodów nie chce go upublicznić. – Partia rządząca obiecała mieszkańcom wydobycie węgla do 2044 roku. Teraz mogą się bać ogłosić, że zamknięcie kopalni i elektrowni nadejdzie o wiele wcześniej. Tym samym zwodzą cały region dla politycznych zysków. A koszty poniosą mieszkańcy: bo nie będą mieli ani pracy, ani poważnych środków z UE na transformację regionu – komentuje Gawlik.

Takie podejście do Turowa dziwi, tym bardziej że ta sama spółka przedstawiła już odpowiednie informacje dla Bełchatowa. Dzięki temu lokalne władze mogą ubiegać się o dofinansowanie nadchodzącej transformacji.

Bal na Titanicu, czyli jak Bełchatów odchodzi od węgla (choć jeszcze o tym nie wie)

Upublicznienia informacji skrywanych przez PGE domaga się Małgorzata Tracz, posłanka Koalicji Obywatelskiej z ramienia Zielonych. Interpelację w tej sprawie wystosowała do ministerstw: Klimatu i Środowiska oraz Funduszy i Polityki Regionalnej. W piśmie posłanka pyta m.in., dlaczego nie został dotychczas udostępniony harmonogram transformacji regionu i czy rząd zgadza się z utajeniem planów i tym samym zablokowaniem dostępu do unijnych środków. – To sytuacja niedopuszczalna, bo wychodzi na to, że prezes państwowej spółki uzurpuje sobie kompetencje władz krajowych i samorządowych. Dziwi też postawa Urzędu Marszałkowskiego, który informował o zaprzestaniu prac nad pozyskaniem dotacji – mówiła w czwartek Tracz na konferencji prasowej w sprawie przyszłości Turowa.

Koszty kursu, jaki rząd obrał w Turowie, mogą się okazać niebotyczne. Licznik unijnej kary wskazuje już ponad 100 milionów złotych. Polubowne rozwiązanie sporu z Czechami to kolejne 50 milionów euro, czyli około 230 milionów złotych, brak ugody sprawi zaś, że licznik będzie tykał dalej w tempie ponad 2 milionów złotych dziennie. Mamienie mieszkańców wizją dekad węglowej prosperity to strata miliarda złotych i ryzyko społecznej katastrofy.

*

Materiał powstał dzięki wsparciu Fundacji im. Róży Luksemburg.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mateusz Kowalik
Mateusz Kowalik
Dziennikarz Krytyki Politycznej
Dziennikarz, stały współpracownik Krytyki Politycznej. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Wcześniej dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Zamknij