Kraj

Konarzewska: Somewhere over the rainbow

„Tęcza” należy do narodowców, bo to oni nadali jej znaczenie i sens.

Wszyscy się biją o „tęczę”, ale o co w zasadzie chodzi, w tym już się wszyscy gubimy. Także debatujący. No bo tak: najpierw Julita Wójcik, artystka, wymyśla artefakt z kwiatów, w tęczowym kolorze, kształcie, nastroju i go majstruje. W Wigrach, na prowincji. Pary małżeńskie z dziećmi robią sobie z tęczą zdjęcia. Bo ładna, kolorowa i mówi o szczęściu. Potem tęcza staje w centrum Polski, w stolicy, na Placu Zbawiciela (jak chcą niektórzy – Placu Hipstera) i to się niektórym podejrzanie kojarzy. Wiadomo. Ale to jeszcze nic. Bo jednym tak, innym inaczej, a „tak naprawdę”, przekonuje (jeszcze wtedy) artystka, tęcza to symbol niepolityczny, znak wolności, miłości i Bóg wie, czego jeszcze (specjalnie piszę Bóg – tęcza to także symbol przymierza, niektórym się kojarzy). I tak sobie stoi kwiecista instalacja, aż ktoś ją podpala i tęcza płonie. Płonie przede wszystkim 11 listopada, a jest to dzień, pamiętajmy, niepodległy. Ktoś przypadkowy? Ktoś – chuligan? (słyszałam bowiem też takie głosy: „ja to widziałem, to pojedynczy gnojek, przypadek, cała reszta to interpretacja, dorobiona później, jak zwykle, no i po co?”). Potem tęczę odbudowują, a za chwilę 3 maja (uwaga na datę, sławetna wolnościowa konstytucja), kilka dni temu, znów ktoś próbuje ją podpalić. Hanna Gronkiewicz Waltz komentuje: „On po prostu pijany był”. Znów przypadek? Żadna ideologia? Chyba jednak nie. Bo razem z tęczą, a może nawet w miejsce/u tęczy, pali się wolność, pali się równość, palą się „pedały”, choć na razie tylko fantazmatycznie.

I właśnie w tym miejscu, miejscu apokaliptycznym (spalenia) zaczyna się owe: o co chodzi, bo  sieć symboli i odniesień zaczyna wypierać to, co realne – tęczę-teczę. Walka o „tęczę” to zatem walka o pole symboliczne, o narrację. A w Polsce kto ma władzę nad narracją i nad zbiorowym fantazmatem (który od dawna wypiera u nas to, co realne), ma władzę w ogóle.

Czyja zatem jest „tęcza”? Do kogo należy pole znaczeń?

Do środowisk LGBT tęcza wbrew pozorom wcale nie należy, a tym bardziej do pedałów, wotever i queer. Nie taki od początku był przekaz tęczy. W samej materii artystycznej tęczy pedalstwa nie było. „Wpisuję LGBT w tkankę miasta”? – nic takiego nie słyszałam od artystki (słyszę to teraz, i za to dziękuję, ale w akcie kreacji nie było tego znaczenia). „Odbudowuję tęcze na znak poparcia dla mniejszości LGBT”? – z ust prezydent miasta nic takiego nie padło. Więc nie. Nie i już, jakkolwiek byśmy tego chcieli. Nigdy nie czułam jako lesbijka, że tęcza na placu to ja. Dopóki mi tego narodowcy nie powiedzieli, ale o tym za chwilę.

Może tęcza należy po prostu do mieszkańców? – Ale oni mówią: Nikt nas nie pytał. Mieszkańcy okolic placu mówią nawet: „My jej nie chcemy, ona stoi na pasie ruchu, zasłania kościół” itd. Z sondaży wynika, że warszawiacy raczej lubią tęczę. 60 procent mówi: „chcemy tęczę, bo radosna, kolorowa, bo upiększa”. To fajnie. Ale którą tęczę? Tę polityczną? Nie wiem.

Może zatem tęcza i jej pole znaczeń należy do narodowców? No właśnie. Niestety. „Tęcza” należy do narodowców, bo to oni nadali jej znaczenie i sens. To oni nadali jej tożsamość LGBT, to przez ich gest ja teraz bronię tęczy jako swojej, choć „moja” wcale nie była. To oni nadali tęczy tożsamość symboliczną – w odniesieniu do własnej tożsamości („ja Polak – tęcza pedały, pedały z Polski Polaków won!”). Ich pole symboliczne – ich narracja. Dlatego, jak pisze Piotr Kozak, cokolwiek zrobimy z tęczą, wyjdzie na ich. I być może także dlatego chciałoby się mówić, jak chce Jakub Dymek o tęczy, nie o „tęczy”. Nie pytać, komu przeszkadza, co dla kogo znaczy, kto na niej zyskuje i dlaczego zawsze narodowcy. Chciałoby się bronić tęczy bez ale. Ale cóż. Już się nie da.

Problem bowiem w tym, że tęcza dawno upolityczniona, dawno over the rainbow, over samą siebie, przestała być realną, a stała się tylko wyobrażeniową (dla niektórych) i  symboliczną (dla reszty). Jako wyobrażeniowa jest fantazmatem o pedale, jako symboliczna – sceną politycznej wymiany i negocjacji.

Tęcza to także, a może przede wszystkim, więcej niż prosty symbol (LGBT czy przymierza między ludźmi). Mówić o niej w ten sposób to naiwność. Tęcza na placu to scena zbrodni.

Nie, tęcza nie jest znakiem przymierza! Tęcza jest właśnie przymierza rewersem. Sceną rozgrywanego w centrum Polski potwornego konfliktu.

Skąd ta nienawiść? Skąd to eskalujące poczucie krzywdy własnej, która domaga się ofiar, nie pozwala na dialog, na uznanie krzywdy innych, na uznanie innego w ogóle, na wzajemny szacunek? Jak to rozumieć? I czy rozumieć wystarczy?

Andrzej Leder podpowiada. U źródeł polskiej nienawiści tkwi krzywda klasowa, transgeneracyjna nieprzepracowana, „prześniona” trauma (chamsko-pańska, Polaków wobec Żydów, kolonializmu i tożsamości mieszczańskiej zbudowanej na grabieży). Do tego dochodzi krzywda dzisiejsza, krzywda, która przychodzi z teraźniejszości. Bieda, brak uznania i „zbędność”. Czy pedał/hipster to nie ucieleśnienie Pana, arystokratyczny [1], wyższościowy styl życia ze Zbawka, coś, czego przeciętny Polak nie ma, z czego jest wykluczony? Piłą go! Krzywda nie daje się łatwo zagospodarować, krzywda domaga się nienawiści. A kto potrafi zarządzać nienawiścią? – Prawica. Jesteśmy gnuśni (pojęcie Ledera), jeśli nie próbujemy tego zrozumieć. 

Nie chcę być gnuśna, więc myślę o tej krzywdzie. Ale gdy myślę o tych, którzy idą spalić tęczę, gdy myślę o tym wielkim płomieniu w centrum Warszawy, przypominam sobie (obok tez Ledera) książkę Julii Kristevej Ta niewiarygodna potrzeba wiary. Myślę o tym, co stało się z wiarą w Polsce, jak została ona zagospodarowana i do czego użyta, jak zmanipulowana – znów: przez prawicę. Myślę o tęsknocie ludzkiej do transcendencji, przeżyć wielkich i poza codziennym strumieniem życia, o duchowości, pragnieniu doznań granicznych i wzniosłych i o tym, że nie ma na nie miejsca, bo to, co religijne, stało się tylko (w złym znaczeniu) polityczne.

I myślę o tym, co pisze Kristeva, że adolescenci (a tacy są chłopcy przystępujący do Ruchu Narodowego i ich dziewczęta) tej wiary potrzebują najbardziej. „Nie istnieje adolescent bez potrzeby wiary” – pisze Kristeva. Trzeba „usłyszeć potrzebę wiary adolescenta i ją zatwierdzić”. I dalej: „Wszyscy stajemy się adolescentami, kiedy ogarnia nas pasja absolutu”. Pasja absolutu. Potrzeba wzniosłości. Ktoś jej nie ma? Naprawdę? A jak na to odpowiada polska przestrzeń religijna? Polskie sacrum?

Julia Kristeva pisze z perspektywy zlaicyzowanej Francji, z perspektywy stłumionej religijności. W Polsce jest inaczej. Religia niby jest wszędzie, ale właśnie dlatego nie ma jej nigdzie. Dlatego stłumiona jest tym bardziej, przemieszczona, zagospodarowana. Pustka kościołów, upolitycznienie, kazania o aborcji, Smoleńsku, wzniecanie nienawiści. Katechezy o gender. Gdzie w tym duchowość? Gdzie w tym wzniosłość? Czy nie więcej jej na marszu narodowym, czy nie więcej jej w płomieniu, w przemocy, w doznaniu przekroczenia – prawa, samego siebie, jakichkolwiek granic?

Myślę zatem o ogniu w środku miasta i myślę o Wielkim Innym – krzewie gorejącym. Widzieliście kiedyś drzewo, które płonie? To jest doświadczenie wzniosłe, religijne. Myślę o Witkacym, co chciał przeżyć metafizycznych, by go wyrzuciły ze strumienia codzienności, o wierze przedreligijnej (w ojca, pisze Kristeva, który mnie kocha) i o ludziach niekochanych, nieuznanych, zbędnych… O katedrach sięgających Niewyrażalnego, o axis mundi i o żłobkach w polskich kościołach z Tupolewem i cierpiącymi zwierzętami wystawionymi na pokaz. O szopce jarmarcznej. O jarmarku z duchowości. I o tym, jak tworzy się pustka, brak, której nie można zapełnić. I o tym, że wtedy krzyże, płonące znicze, transowe modlitwy i ogień.

Czy chcę powiedzieć, że przywrócenie ludziom żywej religii zakończy walkę o „tęczę”? Oczywiście nie. Ale naprawdę warto religijność odpolityczniać.

Wypisać religię ze szkół. Oddać ludziom dostęp do modlitwy i duchowości. Może wtedy będziemy mogli mówić o przymierzu, sacrum tęczy czy cudzie pojednania. Bo na razie religijność w Polsce oznacza: bij pedała, spal go, a modlitwa: niech płonie na chwałę Boga i Ojczyzny.

[1] Podczas dyskusji po debacie o tęczy w Barze Studio mówiła o tym Katarzyna Szaniawska. Dziękuję Jej za inspirację.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij