Dziki nie umawiają się na spotkania ze świniami, nie chodzą na wspólne spacery ani nie jedzą z jednego koryta. To człowiek przenosi chorobę. Komentarz Karoliny Kuszlewicz.
Obława, obława – tym razem nie na młode wilki, tylko na dziki. Taki jest plan na najbliższe zimowe weekendy w Polsce. Według Ministerstwa Środowiska to bardzo dobry okres na takie zbiorowe polowania, bo „zakończyły się prace polowe i sezon grzybobrania”, a także… dlatego, że lochy są właśnie w ciąży. Jak wskazuje ministerstwo, odstrzał powinien być szczególnie ukierunkowany właśnie na ciężarne samice. Cel? Maksymalne obniżenie populacji dzika w skali całego kraju.
Powyższe wyczytamy w piśmie Ministerstwa Środowiska z dnia 28 listopada 2018 roku. Powodem odstrzałów ma być walka z wirusem afrykańskiego pomoru świń, czyli ASF. Jak jednak przyznaje samo ministerstwo, jest to „metoda pośrednia”. Cóż jednak znaczy ta enigmatyczna pośredniość, organ już nie wyjaśnia. Czy może oznacza to, że po tym, jak odstrzał dzików zostanie dokonany, a ASF nadal będzie w Polsce, ministerstwo powie „przecież mówiliśmy, że to metoda pośrednia. Więc oczywiste, że nie ma skutków bezpośrednich”? Skoro prezydent uspokaja w kwestii zmian klimatu, mówiąc, że „były bardzo różne te klimaty”, to i minister Kowalczyk może ogłosić pośredni sukces bez danych to potwierdzających. Nie będzie dzików, będzie ASF, a i tak usłyszymy słynne „zwyciężyliśmy” (pośrednio). Można to sobie łatwo wyobrazić, prawda?
Politycy głusi na głos nauki
Naukowcy miażdżą ten plan jako kompletnie oderwany od przyrodniczej rzeczywistości. W liście otwartym z 9 stycznia tego roku piszą: „Masowy odstrzał dzików w ramach polowań zbiorowych nie zapewni realizacji celu, jakiemu ma służyć, tj. zatrzymaniu ekspansji wirusa ASF (afrykańskiego pomoru świń, ang. African swine fever) w Polsce. Przeciwnie – zarówno wytyczne Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), jak i krajowa praktyka wskazują, że zmasowane polowania na dziki walnie przyczyniają się do roznoszenia wirusa”. Tłumaczą, że tego rodzaju zmasowane polowania prowadzą do zwiększeni przemieszczania się dzików, ale i zdecydowanego wzmożenia kontaktu myśliwych z zarażoną krwią zwierząt i jej dalszego przenoszenia, np. na butach. Tymczasem w samym tylko roku łowieckim 2017/2018 myśliwi zastrzelili ponad 330 tysięcy dzików, a w tym celu wyszli na polowania…. uwaga – ponad 4 miliony razy. W planie łowieckim 2018/2019 jest kolejne 185 tysięcy.
Program bioasekuracji krytycznie oceniony przez NIK
O tym, że podstawowym narzędziem walki z ASF jest bioasekuracja, czyli zachowywanie wysokich standardów higieny w hodowli świń, wiadomo nie od dziś. Pisał o tym m.in. prof. Okarma w artykule o znamiennym tytule Jak polityka może wykończyć dzika?. Oprócz podkreślenia, że nie ma żadnych dowodów potwierdzających znaczącą korelację pomiędzy liczebnością dzików a rozprzestrzenianiem się wirusa, wskazywał, że podstawą walki z nim jest właśnie odpowiednia bioasekuracja. Polega ona m.in. na przestrzeganiu przez rolników takich zasad jak zmiana ubrań na ochronne w miejscu hodowli świń czy korzystanie z mat dezynfekujących. Tymczasem w styczniu 2018 roku Najwyższa Izba Kontroli wysoce krytycznie oceniła przygotowanie i realizację programu bioasekuracji przez Ministra Rolnictwa i Głównego Lekarza Weterynarii. Kontrola dotyczyła lat 2015–2017 (I półrocze) i wykazała, że aż 74% gospodarstw nie posiadało niezbędnych zabezpieczeń przed wirusem.
Dziki nie umawiają się na spotkania ze świniami, nie chodzą na wspólne spacery ani nie jedzą z jednego koryta. To człowiek przenosi chorobę.
Główny Lekarz Weterynarii chce wybijać zamiast chronić
4 grudnia ubiegłego roku odbyła się narada międzyresortowego zespołu ds walki z ASF, którego ustalenia możemy wyczytać m.in. z ujawnionych pism Głównego Lekarza Weterynarii. Wyraża on swoje uznanie dla planu „wielkoobszarowych polowań na dziki”. Czyżby nie znał stanowiska nauki? Dodam przy tym, że cytowany wcześniej profesor Okarma jest myśliwym, a mimo to bardzo krytycznie ocenił wybijanie dzików jako metodę walki z ASF. Główny Lekarz Weterynarii jest zaś centralnym organem administracji rządowej, kieruje Inspekcją Weterynaryjną i zgodnie z przepisami – jest zobowiązany do nadzoru nad przestrzeganiem ustawy o ochronie zwierząt. Jej art. 5 stanowi, że każde zwierzę wymaga humanitarnego traktowania, tymczasem dziki wybijane są bez jednoznacznych dowodów zasadności odebrania im życia. Jest to sprzeczne z zasadą humanitarnego traktowania zwierząt.
czytaj także
Rozłam wśród myśliwych
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do pisma Ministerstwa Środowiska. Jego kulminacyjnym. momentem jest rekomendacja, by zintensyfikować odstrzał z ukierunkowaniem na lochy, zanim przystąpią do rozrodu. Aborcja sterylizacyjna „na żywca”. W środowisku myśliwskim wrze. Pojawiają się głosy i apele myśliwych, by nie brać udziału w „masakrze”. Nie ma wątpliwości, że wykonanie zbiorowej egzekucji na dzikach, także prośnych lochach, ze świadomością, że jest to jedynie zasłona dymna dla walki z ASF, narusza nawet zasad etyki łowieckiej. Zgodnie z par. 8 Zbioru Zasad Etyki i Tradycji Łowieckich „myśliwy szanuje prawo do życia zwierząt, postępuje w stosunku do nich etycznie, chroni przed zagrożeniami (…)”. Oczywiście ocena tej zasady w świetle uprawiania łowiectwa w ogóle pozostawia wiele do życzenia, ale nie będę się teraz nią zajmować. Wygląda na to, że doszliśmy do sytuacji absurdalnej, gdy nawet dla części myśliwych pomysł ministra to za dużo.
Nieco mniej martwa natura, czyli co się zmieniło w prawie łowieckim
czytaj także
Kary dla niepokornych
Jednak nie dla wszystkich. Zarząd Polskiego Związku Łowieckiego deklaruje pełną gotowość do wykonania odstrzału dzików. Nawet chwali się na swojej stronie, że w tym celu kupił już 203 sztuki chłodni do przechowywania dzika. Co więcej – łowczy kół łowieckich zostali bardzo wyraźnie zdyscyplinowani ostrzeżeniem, że niewykonanie rozkazu źle się dla nich skończy. „Informuję również, iż zgodnie z ustaleniami z narady z dnia 28 grudnia 2018 r. koła łowieckie, które zbagatelizują rangę problemu i zlekceważą ustalenia związane z wdrażaniem »polowań wielkoobszarowych« będzie skutkowało negatywna opinią w ubieganiu się o nowe umowy dzierżawy obwodów łowieckich” – czytamy w komunikacie wydanym przez tarnobrzeskiego Łowczego Okręgowego [pisownia oryginalna – przyp. red.].
Ministerstwo pisze jedno, minister mówi drugie
Jakby tego wszystkiego było mało, z zebranych dokumentów, a także wypowiedzi polityków i przedstawicieli PZŁ oraz GLW wynika kompletny chaos. Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski deklarował, że „jesteśmy na wojnie”, a na wojnie są ofiary. Ministerstwo Środowiska napisało 28 listopada, że konieczne jest owo maksymalne obniżenie populacji dzika w skali całego kraju. Z pism Głównego Lekarza Weterynarii wynika, że ma się to odbyć poprzez wielkoobszarowe zsynchronizowane polowanie. Tymczasem 9 stycznia, wobec absolutnej fali sprzeciwu ze strony społeczeństwa, minister Kowalczyk stwierdził, że odstrzał dotyczyć będzie tylko kilku powiatów, ale uwaga – nie powie, których, bo nie chce, by aktywiści przeszkadzali w polowaniach. Dlaczego zatem jeszcze miesiąc wcześniej jego własne ministerstwo pisało o polowaniach w skali całego kraju? Swoją drogą ogniska wirusa ASF zlokalizowane są na wschodzie kraju, nie zaś na jego całym terytorium.
czytaj także
Politycy nie panują nad sytuacją
Żeby prawidłowo ocenić sytuację, należy wiedzieć, czy mamy do czynienia z tzw. odstrzałem sanitarnym, czy z polowaniami „zwykłymi”, niebędącymi odstrzałem sanitarnym. Logicznie wydaje się, że skoro powodem wybijania dzików ma być wirus ASF, jest to reżim odstrzału sanitarnego. Jednak, jak wiemy, decydentom w tej sprawie z logiką niekoniecznie po drodze.
Minister Kowalczyk 9 stycznia wskazał, że będą to tzw. polowania „normalne”, czyli, jak rozumiem – nie odstrzały sanitarne. Oznacza to, że warunkiem odbycia tych polowań jest prawidłowe zgłoszenie do urzędu gminy i podanie polowania zbiorowego do publicznej wiadomości. Pamiętajmy, że polowania zbiorowe muszą zostać zgłoszone przez dzierżawcę albo zarządcę obwodu łowieckiego do urzędu gminy co najmniej 14 dni przed ich rozpoczęciem. Nie później niż 5 dni od otrzymania zgłoszenia urząd publikuje m.in. na stronie internetowej informację na temat terminu rozpoczęcia i zakończenia polowania zbiorowego, a także jego miejsca. Jest to warunek konieczny legalności polowania zbiorowego, ściśle związany z bezpieczeństwem publicznym. Jednocześnie ten sam minister odmawia wskazania, gdzie polowania się odbędą. Absurd, świadczący o lekceważeniu społeczeństwa i bezpieczeństwa publicznego. Polowania zapowiedział m.in. Zarząd Okręgowy PZŁ w Toruniu, podkreślając, że myśliwi mogą dodatkowo polować na drapieżniki! Czyli nie tylko dziki padną ofiarą tej obławy.
czytaj także
Polki i Polacy protestują
Przy całym nieszczęściu związanym z tymi planami, jedno cieszy: jako społeczeństwo bardzo zaangażowaliśmy się w walkę o dziki. Temat jest obecny w sieci nieustannie niemal od początku stycznia, powstają kolejne wydarzenia wirtualne i protesty uliczne. Facebook „zdziczał”, wszyscy mają na „profilówce” zdjęcia młodego dzika udostępnione od Adama Wajraka, jest wydarzenie DZIKo działamy, w środę odbył się protest w Warszawie, w piątek będzie miał miejsce w Krakowie. Inne miasta też się organizują.
Historia z dzikami ma wiele wątków. Uzasadnione podejrzenie próby wybicia gatunku, całkowite ignorowanie głosu nauki, populistyczne składanie ofiary z dzików jako rzekomo winnych ASF, podczas gdy odpowiedzialność za błędy w bioasekuracji ponoszą przede wszystkim organy władzy rządowej. Skala absurdów i chaosu jest tak duża, że moim zdaniem Ministerstwu Środowiska plan się po prostu nie powiedzie. A my przeszliśmy kolejną lekcję walki ze stereotypami, pokazując, że tak pozornie nudne kulturowo zwierzę jak dzik – bardzo nas obchodzi.