Czy Kamiński i Wąsik powinni siedzieć?

Sam poczuję się jako obywatel bezpieczniej, jeśli Kamiński i Wąsik poniosą karę. Poważne europejskie państwo nie może uzależniać wykonania prawomocnego wyroku sądu od obaw o to, jak na to zareaguje Kaczyński i lud pisowski.
Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Fot. P. Tracz/KPRM

Prawo łaski, relikt władzy monarszej, jeśli w ogóle powinno mieć miejsce w systemie liberalno-demokratycznym, to wyłącznie jako środek ostatniej szansy, przywracający sprawiedliwość w sytuacji, gdy wszelkie środki dochodzenia jej przed sądami zostały wyczerpane.

W najbliższych tygodniach sekcja wykonawcza wydziału karnego Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia rozpozna wniosek Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, skazanych na karę dwóch lat bezwzględnego więzienia. Skazani domagają się umorzenia prawomocnego wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z grudnia zeszłego roku – zdaniem pełnomocnika polityków jest on bezprzedmiotowy, gdyż sprawę zamknęło ich ułaskawienie przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Jeśli wniosek zostanie odrzucony, sąd nie będzie miał wyboru, będzie musiał nakazać wykonanie wyroku Sądu Okręgowego, a Kamiński i Wąsik zostaną doprowadzeni przez policję do więzienia znajdującego się najbliżej ich miejsca pobytu. Chyba że prezydent ponownie ich ułaskawi – na razie jednak wyklucza taką możliwość, utrzymując, że ułaskawienie sprzed prawie dziewięciu lat było skuteczne.

Norymbergi dla PiS nie będzie

Niezależnie, co postanowi sąd, spór o to, czy Kamiński i Wąsik powinni pójść siedzieć i stracić mandat, może nas wkrótce podzielić równie intensywnie jak spór o zmiany w TVP. Jak rozkładają się w nim racje?

Czy można ułaskawić kogoś na zapas?

Spór ma dwa wymiary: prawny i polityczny. Na tym pierwszym poziomie, jak w całym obszarze wymiaru sprawiedliwości po ośmiu latach rządów PiS, mamy do czynienia z wielkim zamieszaniem.

Z jednej strony mamy ułaskawienie prezydenta z 2015 roku. Prawo łaski jest bezpośrednią, konstytucyjną prerogatywą głowy państwa, sądy nie mogą jej ograniczać – przekonuje prezydent i jego stronnicy. Problem w tym, że Duda zastosował je w momencie, gdy wyrok wobec Kamińskiego i Wąsika ciągle nie był prawomocny, proces trwał, a oskarżeni nie wyczerpali możliwości dowiedzenia swojej niewinności przed niezawisłym sądem.

Sąd Najwyższy w uchwale z 2017 roku wyraził stanowisko, że prezydent nie może ułaskawić kogoś przed uprawomocnieniem wyroku, może to zrobić dopiero po zakończeniu biegu sądowego sprawy. Odmienne zdanie wyraził Trybunał Julii Przyłębskiej. Sąd Najwyższy stwierdził jednak w czerwcu tego roku, że orzeczenie Trybunału „nie ma mocy prawnej”. Uchylił uznające prawo łaski prezydenta orzeczenie Sądu Okręgowego i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Jego efektem był prawomocny wyrok z końca grudnia.

Kozak: Lewica powinna reżyserować spektakl rozliczeń z PiS

Argumenty Sądu Najwyższego wydają się bardziej przekonujące. Przedstawiający uzasadnienie wyroku z czerwca sędzia SN Piotr Mirek mówił, że „zastosowanie prawa łaski w takiej formule, jak to zrobił prezydent, wyklucza możliwość dowiedzenia przez oskarżonych swej niewinności […]. To założenie niedające się pogodzić z elementarnymi, konstytucyjnymi prawami człowieka, obywatela: równości wobec prawa, domniemania niewinności, prawa do sądu”. Faktycznie, w świetle prawa nikt nie jest winny, o ile nie został skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Prezydent, ułaskawiając Kamińskiego i Wąsika przed zapadnięciem prawomocnego wyroku, ułaskawił więc osoby formalnie niewinne – co jest oczywistym absurdem.

Decyzja prezydenta z 2015 roku ingerowała przy tym w działania wymiaru sprawiedliwości, naruszając fundamentalną zasadę podziału władzy. Jak mówił sędzia Mirek: „sprawowanie wymiaru sprawiedliwości w polskim porządku prawnym jest wyłączną domeną sądów powszechnych i SN i z tego obowiązku żaden inny organ zwolnić nie może”. Nawet prezydent.

Można do tego dodać, że prawo łaski, relikt władzy monarszej, jeśli w ogóle powinno mieć miejsce w systemie liberalno-demokratycznym, to wyłącznie jako środek ostatniej szansy, przywracający sprawiedliwość w sytuacji, gdy wszelkie środki dochodzenia jej przed sądami zostały wyczerpane. Zastosowanie logiki, jaką prezydent i podzielający jego argumentację Trybunał Przyłębskiej przyjął wobec ułaskawienia Kamińskiego, zmieniałoby je w coś w rodzaju karty „wychodzisz z więzienia”, jaką prezydent może wręczyć swoim stronnikom. A nawet nie tyle „wychodzisz z więzienia”, co „nie musisz się nawet fatygować do sądu”.

Służby nie mogą działać ponad prawem

I tu dochodzimy do drugiego, politycznego wymiaru pytania o to, czy Kamiński i Wąsik powinni trafić do więzienia. Stawką tego, czy poniosą karę, jest bowiem to, czy polska demokracja jest w stanie realnie wyegzekwować od w teorii chroniących ją służb, by działały w granicach prawa i nie nadużywały swoich uprawnień, oraz pociągnąć do odpowiedzialności najwyższych nawet funkcjonariuszy, którzy zdecydowali się postawić ponad prawem.

A tak właśnie sądy obu instancji oceniły działania Kamińskiego, Wąsika i wykonujących ich polecenia funkcjonariuszy CBA. Zdaniem sądu nie było podstaw do zorganizowania prowokacji wobec Andrzeja Leppera. Prowokacja, jaką próbowało zorganizować CBA, miała na celu nie tyle wykrycie korupcji, o której służby wiedziały, że ma miejsce w kierowanym przez lidera Samoobrony Ministerstwie Rolnictwa, ile nakłonienie Leppera i jego ludzi do złamania prawa. A państwo powinno zapobiegać przestępstwom, nie podżegać do nich.

Nie można też pominąć politycznego kontekstu całej sprawy. W trakcie debaty przedwyborczej z Donaldem Tuskiem w 2007 roku Kaczyński na zarzut lidera PO, że wziął Leppera do rządu, odpowiedział „tak, ale zaraz posłałem za nim służby”. Służby te – jak można to ocenić na podstawie dostępnej wiedzy – realizowały raczej cele partyjne niż te związane z walką z bezprawiem. PiS niemal od początku koalicji z Lepperem próbował „skonsumować przystawkę”: rozebrać Lepperowi partię, przejąć jej posłów – choć może niekoniecznie przyjmując ich od razu do PiS i wchłaniając elektorat. Gdyby w wyniku prowokacji CBA udało się złapać Leppera na korupcji, PiS-owi mogłoby się to udać. Jak wiemy, prowokacja wywołała polityczny skandal, ostatecznie doprowadziła do skrócenia kadencji Sejmu i wcześniejszych wyborów. PiS je przegrał, stracił władzę na osiem lat, pozostał jednak najsilniejszą partią opozycji. Samoobrona politycznie nie przetrwała wyborów w 2007 roku, a jej socjalny elektorat zasilił częściowo PiS.

Partia Kamińskiego i Wąsika próbuje przedstawić ich działania jako heroiczną walkę z korupcją. I jeśli gdzieś w szumie informacyjnym, jaki płynie z PiS przy okazji sporu u ułaskawienie, jest jakieś racjonalne jądro, to w argumencie, że ich wsadzenie do więzienia miałoby paraliżujący efekt dla walki z korupcją w Polsce. Biorąc jednak pod uwagę, że te same nazwiska pojawiają się w centrum afery Pegasusa – gdzie jak wszystko wskazuje, państwo używało agresywnego oprogramowania szpiegowskiego, by na podstawie wątłych przesłanek inwigilować szefa sztabu głównej opozycyjnej partii – powiedziałbym, że dziś w Polsce mamy raczej do czynienia z odwrotnym problemem. Sam poczuję się jako obywatel bezpieczniej, jeśli Kamiński i Wąsik poniosą karę.

Nie dać się szantażowi PiS

Czy powinna to być kara bezwzględnego więzienia? Tu można mieć wątpliwości, „na oko” bardziej proporcjonalną karą wydawałaby się kara więzienia w zawieszeniu, połączona z odpowiednio długim zakazem pełnienia funkcji publicznych. Sąd na podstawie istniejących przepisów zdecydował jednak inaczej.

Można postawić pytanie: czy z przyczyn politycznych nie byłoby jednak lepiej, gdyby dwaj posłowie PiS nie trafili do więzienia? Gdyby sąd uznał, że prezydenckie ułaskawienie zamknęło sprawę? Bo jeśli trafią, to staną się męczennikami dla połowy Polski, PiS zrobi jeszcze większy cyrk niż w przypadku zmian w mediach publicznych, a prezydent – jak zapowiedział – będzie opowiadał na świecie o „więźniach politycznych rządu Tuska”.

Poważne, całkiem niemałe europejskie państwo nie może jednak uzależniać wykonania prawomocnego wyroku sądu od obaw o to, jak na to zareaguje Kaczyński i lud pisowski.

Jest się czego bać, czyli Pegasus w rękach polskich służb

Awantury i tak zresztą nie unikniemy: jeśli nie o więzienie dla Kamińskiego i Wąsika, to o ich mandaty. Panowie twierdzą bowiem, że ponieważ prezydenckie ułaskawienie z 2015 roku było skuteczne, to wyrok z 2023 roku nie mógł wygasić ich mandatów jako posłów. Na dotyczącą tego decyzję marszałka posłowie złożyli zaskarżenie do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – w całości obsadzonej neosędziami, zdaniem wielu prawników niebędącej sądem. Jej wyrok będzie więc budzić wątpliwości.

Jak się to wszystko skończy? Podejrzewam, że Kamiński i Wąsik mogą trafić na krótki czas do więzienia. Jeśli tak się stanie, PiS rozpęta piekło, starając się to maksymalnie politycznie skapitalizować. Gdy tylko zainteresowanie opinii publicznej tematem opadnie, prezydent po cichu ułaskawi obu skazanych. Co powinno zamknąć spór o wygaszenia mandatu – bo jeśli prezydent ponownie ich ułaskawi, to znaczy, iż sam uznaje, że pierwsze ułaskawienie nie było skuteczne, a więc wyrok z 2023 zapadł prawidłowo i spowodował z mocy prawa wygaśnięcie mandatów obu polityków.

PiS może uważać inaczej i będzie walczyć Kamińskiego i Wąsika do poselskich ław. Hołownię może czekać znacznie poważniejszy test niż przekomarzania z Markiem Suskim – bo jeśli nie będzie w stanie wyegzekwować decyzji w sprawie dwóch skazanych posłów, to PiS mu do końca kadencji nie zejdzie z głowy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij