Kraj

Jaki poseł, taki układ

Patryk Jaki walczy z układami, choć sam stworzył swój. Broni pokrzywdzonych przez elity, choć bliskie jemu elity krzywdzą tak samo. I domaga się odpowiedzialności, choć sam jej unika.

Z wewnętrznego sondażu dla PiS, do którego dotarło Polskie Radio, wynika, że Patryk Jaki wygrałby pierwszą turę wyborów na prezydenta Warszawy. Nikt nie ma wątpliwości, że to nagroda za jego aktywność w sprawie afery reprywatyzacyjnej. W Polsce objawił się nowy szeryf, który broni poszkodowanych.

Nie słuchaliście Ikonowicza w 1995, to posłuchacie Jakiego w 2017

Patryk Jaki jest nie tylko wiceministrem sprawiedliwości, ale także posłem Opolszczyzny z ramienia Solidarnej Polski (w wyborach do Sejmu w 2015 r. zdobył najwięcej głosów w całym województwie). W tej drugiej roli jest nie mniej aktywny niż w pierwszej. To właśnie znajomość lokalnej perspektywy pozwala mi dostrzec pełen obraz wiceministra.

Nie wszyscy wiedzą, że Patryk Jaki odszedł z młodzieżówki PiS-u, by w 2006 roku dostać się do rady miasta z list Platformy Obywatelskiej. Niedługo po tym, jak został wybrany, ponownie wrócił do PiS. Sprzeczności związane z wiceministrem są jednak o wiele poważniejsze niż te epizody sprzed lat.

W budowaniu politycznej narracji Jaki skupia się na takich kwestiach jak rozliczanie „kasty sędziowskiej” czy „mafii reprywatyzacyjnej”. W ten sposób wpisuje się w PiS-owską obronę „zwykłych ludzi” przed butnymi, uprzywilejowanymi elitami – taktykę cyniczną, ale skuteczną. Jaki stosuje ją niezwykle zręcznie, a ustawa reprywatyzacyjna na pewno mu pomaga.

W wyborach samorządowych w 2014 r. wiceminister udzielił oficjalnego poparcia obecnemu prezydentowi Opola, bezpartyjnemu Arkadiuszowi Wiśniewskiemu. Na Facebooku bardzo szybko powstał fanpage „Ośmiornica Wiśniewskiego”, który z humorem, czasem mało wybrednym, pokazuje, dokąd sięgają macki prezydenta Opola i posła Jakiego. Bo problem tkwi w tym, że poseł Jaki, dziś pierwszy wróg koterii w Polsce, na swoim podwórku własną zbudował już dawno. Dla lokalnej społeczności „ekipa Jakiego” bywa naprawdę bezwzględna.

O układach wiceministra napominały już ogólnopolskie media: Newsweek, TVN24 czy Robert Mazurek z RMF FM. Ale to szczegóły nadają sprawie wyraźnego rysu. I tak jednym z trzech wiceprezydentów Opola ogłoszono 26-letniego Marcina Rola, byłego asystenta w biurze poselskim Jakiego. Wypominanie mu młodego wieku byłoby nie na miejscu, gdyby nie to, że miał zbyt krótki staż pracy, żeby zgodnie z prawem mianować go oficjalnym wiceprezydentem miasta. Został więc asystentem. Jeszcze kilka lat temu był kelnerem w pubie „Pod Amfiteatrem” należącym do żony Jakiego. Dziś, poza karierą w opolskim Ratuszu, piastuje funkcję sekretarza rady nadzorczej spółki Śląski Rynek Hurtowy Oborki, a kilka miesięcy wcześniej powołano go do spółki Euro-Eko.

Prezesem opolskiego oddziału TVP3 jest Mateusz Magdziarz. To znajomy wiceministra, który z szeregowego dziennikarza lokalnego portalu informacyjnego awansował do biura prasowego Ratusza, a następnie przejął pieczę nad telewizją publiczną. W sytuacji politycznego konfliktu, takiego jak powiększenie Opola (którego Jaki ogłosił się ojcem), TVP3 Opole stanowi tubę propagandową działającą zgodnie z metodami, jakich używa się w ogólnopolskiej TVP. Składają się na nią starannie wyreżyserowane, groteskowo tendencyjne materiały oraz szkalowanie osób niesprzyjających pomysłom Jakiego. TVP3 Opole jest do tego stopnia podległa Jakiemu, że odkąd prezydent Opola pokłócił się ze swoimi prawicowymi przyjaciółmi przy okazji tegorocznego Festiwalu Piosenki Polskiej, telewizja zmieniła strony i do dziś nie przestaje krytykować Arkadiusza Wiśniewskiego i jego doradców.

Rok Wielkiego Opola

Jedną z osi, wokół których od niespełna dwóch lat rozgrywa się konflikt o poszerzenie Opola, jest dochodowa elektrownia ulokowana w granicach sąsiedniej gminy Dobrzeń Wielki. Ujmując rzecz ściślej, elektrownia była częścią miejscowości Brzezie. Jej sołtysem był Tomasz Gabor, kolejny kolega Patryka Jakiego. Przeciwko przyłączeniu tej miejscowości do Opola głosowało 98,5% mieszkanek i mieszkańców (142 przeciw, 1 za, 1 osoba się wstrzymała). Mimo tego Tomasz Gabor ogłosił, że Brzezie chce należeć do miasta. Na natychmiast zwołanym zebraniu wiejskim odwołano go ze stanowiska. Nie minęło jednak kilka miesięcy, kiedy Gabor, szeregowy elektryk, z rekomendacji Jakiego dostał nominację na dyrektora całej elektrowni. Decyzja wywołała burzę, lecz nie była uzgodniona z lokalnymi strukturami PiS-u. Kolega wiceministra był więc dyrektorem… przez jeden dzień. Oficjalnie podał się do dymisji.

Kolegą Jakiego jest także Tomasz Wróbel – radny miejski z ramienia prezydenta Opola. Radny Wróbel zasłynął z publicznego nazwania uchodźców „gwałcicielami kóz”. Jedyną konsekwencją, jaka go spotkała w sądzie, była nagana sędziego. Wróbel jest nie tylko radnym, lecz także prezesem dwóch klubów sportowych i obiektu, na którym rozgrywają one swoje mecze. To on, wraz z wiceprezydentem Rolem, decydują o rozdzielaniu środków na sport. I tak doszło np. do klasycznego „wrogiego przejęcia” Gwardii Opole, klubu piłkarzy ręcznych. Zdyskredytowano prezesa, a fanklub poszedł w odstawkę. Ogromna część kibiców czuje się oszukana.

Takich historii jest wiele. Prezesem opolskiej spółki wodociągowej został ojciec posła, Ireneusz Jaki; kuratorem oświaty – Michał Siek; dyrektorem Agencji Nieruchomości Rolnych – Mirosław Borzym; dyrektorem opolskiej Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa – Jan Stępkowski; wicedyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy – Tomasz Kwiatek. I tak dalej, i tak dalej. To wszystko znajomi Patryka Jakiego. Punkty kluczowe dla politycznego krwiobiegu miasta są zajęte przez ludzi wiceministra. Mieszkanki i mieszkańcy gminy Dobrzeń Wielki, kibice Gwardii Opole, ci tzw. „zwykli mieszkańcy”, „normalni ludzie”, rozbili głowy o mur, który zbudował poseł Jaki dla swoich elit.

Ludzie głodują, władza milczy

Opisywane kilkukrotnie na łamach Krytyki Politycznej poszerzenie Opola jest nieodłącznym elementem tej opowieści. W listopadzie 2016 r. przedstawiciele i przedstawicielki Dobrzenia Wielkiego w godzinach południowych weszli grupą do biura poselskiego Patryka Jakiego przy ul. Oleskiej. Osoby, które w trakcie całego protestu deklarowały swą apolityczność (mając na myśli, oczywiście, apartyjność), założyły nawet koszulki z emblematem PiS-u – wszak przyszli jako petenci, prosząc o spotkanie z posłem. Sołtysi, zwolnione pracownice Gminnego Ośrodka Kultury, sportowcy – ludzie niezwiązani z żadną partią, którzy od roku nie mogli doprosić się o spotkanie z autorem poszerzenia miasta. Ogłosili, że nie wyjdą z biura, dopóki nie dojdzie do spotkania. Udało im się usłyszeć oskarżenie o zakłócanie miru domowego (w publicznym biurze) oraz potwierdzić na piśmie dwa terminy spotkań – w Warszawie i w Opolu.

Obecnych w biurze mieszkańców i mieszkanki ciągano po komisariatach na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Sprawa została umorzona przez prokuraturę, ale w uzasadnieniu podano, że mogło dojść do wykroczenia „zakłócenia porządku publicznego”. W związku z tym dochodzi do kolejnych przesłuchań. Tym razem zostałem wezwany do stawienia się na komisariat w swoje urodziny. Przed nami potencjalna rozprawa sądowa.

Patryk Jaki od początku mówił, że nam nie odpuści. Podejrzani mogą się tylko zastanawiać, czy jeśli sprawa zostanie po raz kolejny umorzona, oskarży się ich o demonstracyjne lekceważenie Narodu Polskiego (art. 49. § 1 KW), o wprowadzanie w błąd i złośliwe niepokojenie innej osoby (art. 107), czy może o umieszczenie w miejscu publicznym nieprzyzwoitego ogłoszenia, napisu lub rysunku (art. 141). Do nękania są już przyzwyczajeni.

Do obiecanych spotkań nie doszło. W Warszawie wiceminister „nie miał czasu”. W Opolu petentów przywitał poseł Antoni Duda, bo Jaki był akurat na wizycie w Teksasie. Mętna rozmowa odbyła się na parkingu przed zamkniętym biurem, w środku zimy i w asyście policji. Obecność służb porządkowych była znamienna: kiedy Jaki przyjechał do Opola w styczniu, budynek Ratusza był otoczony policją. Nie mamy również wątpliwości, że podczas protestów część z nas była podsłuchiwana.

Z perspektywy lokalnych poczynań wiceministra szczególnie uderzające jest żądanie od Hanny Gronkiewicz-Waltz stawienia się przed komisją reprywatyzacyjną. Nie dlatego bynajmniej, że prezydentka Warszawy powinna unikać odpowiedzialności. To nie kto inny, jak Patryk Jaki ucieka przed opolskim sądem od kilkunastu miesięcy.

I tu znów trzeba wrócić do poszerzenia Opola. Wynik konsultacji społecznych był miażdżący: w gminie Dobrzeń Wielki przeciwnych przyłączeniu było 99,7% mieszkanek i mieszkańców. W konsultacjach brały udział wolontariuszki i wolontariusze, którzy roznosili po domach ankiety do głosowania. Patryk Jaki na antenie TVP3 Opole w rozmowie z Łukaszem Żygadło (byłym dziennikarzem Gazety Warszawskiej i wPolityce.pl, kolegą posła) oskarżył obecną w regionie mniejszość niemiecką o fałszowanie wyników.

 

Oświadczył, że czasy, kiedy Niemcy próbowali nam wyznaczać granice, już się skończyły i nie pozwoli na to, by wróciły, bo „jako polski parlamentarzysta nie wtrąca się do tego, jakie granice ma Düsseldorf, a jakie Monachium”. Bezpardonowy rajd w stronę mniejszości niemieckiej, powtórzony na łamach lokalnych mediów, spotkał się z reakcją jednej ze współorganizatorek tych konsultacji. Sołtyska miejscowości Czarnowąsy, Krystyna Pietrek, pozwała Patryka Jakiego. Oskarżyła go o naruszenie dobrego imienia wolontariuszek i wolontariuszy – sołtyska wytoczyła proces w imieniu wszystkich. Co zrobił Jaki? Nic. Nie przyszedł na ani jedną z trzech rozpraw. Zasłaniał się immunitetem (jego oskarżenia pod adresem mniejszości niemieckiej miały być wykonywane… w ramach obowiązków poselskich), lecz sędzina oddaliła jego wniosek o nierozpatrywanie sprawy. Na jednej z rozpraw zażądano wprost obecności wiceministra. Pełnomocnik Jakiego próbował udowodnić, że poseł przebywa w Warszawie i ze względu na szeroki zakres obowiązków nie ma możliwości stawienia się przed sądem bezpośrednio. Sędzina nie zgodziła się i podała pełnomocnikowi trzy możliwe terminy. Jaki nie przyjął żadnego z nich. Podał własny, lecz do tego czasu zdążył już złożyć zażalenie o oddalenie immunitetu. Przyjął je Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, a decyzję o odebraniu immunitetu przekazał w ręce Sejmu. Finał jest chyba jasny.

Dla mieszkanek i mieszkańców było to bolesne doświadczenie. Doprowadzenie Patryka Jakiego pod sąd i prawdopodobne zwycięstwo byłoby dla nich ważnym symbolem, plastrem na zadaną przez wiceministra ranę. A przede wszystkim – pierwszym spotkaniem twarzą w twarz. Ale nie udało się. Króliczek znów uciekł. Pobiegł krzyczeć o stawianiu się przed komisją w Warszawie.

Walka Jakiego z koteriami musi być pozorna i teatralna w sytuacji, gdy sam na swoim podwórku tworzy on bezwzględne, nienaruszalne układy. Nie inaczej należy określić obronę pokrzywdzonych przez reprywatyzację, kiedy z równą bezwzględnością i z naruszeniem prawa krzywdzeni są ci „anektowani” z sąsiedniej gminy. Zwykli ludzie, którzy czują, że lokalne elity Jakiego zdeptały ich godność i których nęka się służbami porządkowymi, domagają się od posła odpowiedzialności. Tej jednak poseł unika jak ognia.

Sprzeczności być może bywają intrygujące. Lokalne rozgrywki wiceministra sprawiedliwości to jednak przypadek szczególny i warto je znać. Jaki walczy z układami, choć sam stworzył swój twardy układ. Broni pokrzywdzonych przez elity, choć jego własne krzywdzą tak samo. I domaga się odpowiedzialności, choć sam przed nią ucieka.

***

Michał Pytlik – rzecznik opolskiej Partii Razem, uczestnik protestów przeciwko powiększeniu Opola, doktorant nauk o polityce Instytutu Politologii Uniwersytetu Opolskiego

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Pytlik
Michał Pytlik
Aktywista, publicysta, Ślązak
Zamknij