Kraj

Instytut Dmowskiego i Paderewskiego jest Polsce potrzebny jak dziura w moście

Piotr Gliński

Zapowiedziany przez MKiDN Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. R. Dmowskiego i I. J. Paderewskiego będzie kolejną tubą propagandową Polski zadowolonej z siebie jak cholera.

Instytut Dmowskiego i Paderewskiego jest Polsce potrzebny jak dziura w moście. Nawet nie tyle ze względu na kontrowersje otaczające jednego z patronów, ile na zamysł, jaki za tą placówką stoi. Oraz osoby jego twórców.

Powstanie Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego zapowiedział MKiDN. Dyrektorem Instytutu ma zostać prof. Jan Żaryn, a jego zastępcą ds. naukowych dr hab. Paweł Skibiński. Piewca ONR i Brygady Świętokrzyskiej Jan Żaryn we współpracy z fanem generała Franco Pawłem Skibińskim mają wypełniać „białe plamy polskiego dziedzictwa”; przypominać Polakom o „potwornie zafałszowanym” dziedzictwie narodowców, z którego wyrosnąć ma „przyszła, wspaniała Polska w nowych, młodych pokoleniach”.

Kogo uczcił polski Sejm

czytaj także

Co z tego wyjdzie? Kolejna tuba propagandowa Polski zadowolonej z siebie jak cholera. Nie żeby prawdziwi narodowcy z przeszłości tacy właśnie byli, bynajmniej. Po prostu tyle wynika z wypowiedzi oficjeli, które usłyszeliśmy przy okazji ogłoszenia całej inicjatywy przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Teza szefa Instytutu, jakoby dziedzictwo narodowców było „potwornie zafałszowane”, wyraźnie wskazuje, w jakim kierunku zmierzać będą jego prace „edukacyjne, naukowe i popularyzatorskie”. Historia endecji jest już bowiem opisana dość obszernie, przez historyków i znawców wysokiej próby. O programach różnych odłamów ruchu narodowego – od „starej” endecji po falangistów Piaseckiego – drobiazgowo pisał np. Andrzej Friszke w książce O kształt niepodległej; sążniste tomy poświęcone przedwojennej prawicy pisali ludzie tego kalibru, co prof. Szymon Rudnicki czy Jan Józef Lipski.

Biografię Dmowskiego napisał lewicowiec prof. Grzegorz Krzywiec, ale też wybitny badacz orientacji prawicowej, prof. Roman Wapiński. O dyskursie i polityce ulicznej endecji głośną pracę wydał niedawno Paweł Brykczyński; działalność wczesną endecji opisywał Bogdan Cywiński w Rodowodach niepokornych, publicystykę polityczną tego środowiska przybliżała Barbara Toruńczyk w antologii „Przeglądu Wszechpolskiego”, losy środowiska „Sztuki i Narodu” Elżbieta Janicka. I tak dalej, i tym podobne.

Oczywiście, większość z przywołanych tytułów jest pisana z pozycji krytycznych wobec ruchu narodowego, ale przy zachowaniu kryteriów najwyższej rzetelności naukowej. A skoro tak, to słowa prof. Żaryna o „potwornym zafałszowaniu” i ministra Glińskiego o „białych plamach” wskazywać mogą tylko na jedno – intencję rozszerzenia apologetycznej i propagandowej działalności IPN w temacie nacjonalistycznego podziemia zbrojnego na kolejne epoki i środowiska.

Powołanie rzeczonego Instytutu to także kolejny sygnał przesuwania ideologicznego środka polityki historycznej państwa. Obóz Prawa i Sprawiedliwości zaczął od Muzeum Powstania Warszawskiego – martyrologicznego, jak trzeba, ale odwołującego się do dziedzictwa Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego; bytów raczej inteligenckich i nazbyt ekumenicznych, skoro tolerowały w swych szeregach niepodległościowych socjałów, za to narodowców już niekoniecznie.

Potem przyszli „wyklęci”, z Burym i Ogniem na czele, z którymi do jednego worka w haniebny sposób wrzucono rotmistrza Pileckiego, bohatera rzeczywistego, a nie z nacjonalistycznych czytanek. Fakt mordowania ocalałej z Holokaustu ludności żydowskiej i innych mniejszości, a także zwykłą działalność bandycką zaczęto negować lub traktować jako przypadkowe wióry, które muszą przecież polecieć przy rąbaniu antykomunistycznych drew.

Czy Duda zaapeluje do narodowców, żeby zdjęli koszulki z „Burym”?

Równolegle niszczono dorobek historiografii pokazującej inną stronę wojen – przestrzegającej przed powtórką z rozrywki, przed nacjonalizmem i czystkami; ukazującej cierpienie ludności cywilnej, ale przede wszystkim wpisującej polski los w historię uniwersalną zamiast narcystycznego parcia na wyjątkowość. Krótko mówiąc: rozjechano walcem drogowym gdańskie Muzeum II Wojny Światowej. Muzeum Polin znajduje się obecnie w stanie faktycznego oblężenia, a przed atakami podobnymi do tych, które spotkały placówkę prof. Machcewicza, chroni je przede wszystkim PiS-owski lęk przed stygmatem antysemityzmu i parasol międzynarodowy.

Machcewicz: Zrobię wszystko, żeby obronić wystawę

Dziś, na to wygląda, program Falangi i antysemickie tyrady Dmowskiego wejdą do głównego nurtu naszej pamięci historycznej – nie jako przestroga, nawet nie w roli kłopotliwego ekscesu „skądinąd zasłużonych”, lecz na pełnych prawach dumnego dziedzictwa patriotów. Jako agenda dla szkół i wydarzeń publicznych – tym razem już ze stemplem ministerstwa.

Żeby było jasne: nie twierdzę przy tym, że Roman Dmowski – nie oszukujmy się, główny patron tej imprezy – nie był figurą wybitną. Jego wczesna publicystyka polityczna jest mistrzowskiej próby, analizy geopolityczne inspirujące, a działalność dyplomatyczna z okresu I wojny światowej i tuż po niej zapewnia mu trwałe miejsce w historii. Choć jego koncepcja polskości wydaje mi się głęboko szkodliwa, to była na tyle spójna i charakterystyczna dla epoki, że wymazać jej z historii myśli politycznej nie można.

Przy tym wszystkim autor Separatyzmu żydowskiego i jego źródeł patologicznie nienawidził Żydów i przez lata żywił obsesję antymasońską – radykalnie nawet na standardy swych ogólnie antysemickich czasów. Ideologia, którą dorabiał do polityki antyżydowskiej nienawiści, była amunicją w sferze publicznej, którą Eligiusz Niewiadomski zamienił na kule z browninga wystrzelone w warszawskiej Zachęcie w stronę prezydenta Narutowicza. Wreszcie powszechne uznanie tak aprobowanego przez niego darwinizmu w stosunkach międzynarodowych i społecznych oznacza dla naszego kraju pewną katastrofę, a dla mniejszości – w najlepszym razie szykany, w najgorszym pogromy i kolejną zagładę. Trudno się spodziewać, by cokolwiek z tego znalazło się w przekazie tworzonego właśnie Instytutu.

Ale mimo tego byłbym w stanie uznać sens badania dorobku myśli narodowej za publiczne pieniądze – gdyby faktycznie chodziło o rozwijanie namysłu nad paradygmatem realistycznym w stosunkach międzynarodowych; o badanie doświadczenia parlamentaryzmu w obliczu sił wrogich demokracji; o refleksję nad aktywnością gospodarczą państwa i tworzeniem warunków dla modernizacji społecznej w warunkach kapitalizmu zależnego. Rozpoznania i dorobek endecji w tych sprawach są wrogie lewicowemu czy liberalnemu pojmowaniu świata, ale nie mniej przez to inspirujące.

Tuwim szlochał spazmatycznie [śmierć Narutowicza]

Tyle że nie o tym to będzie. A o czym?

W czasach komuny słyszeliśmy, że Niemcy mordowali Polaków, a półgębkiem – że część z tych Polaków była Żydami. W 2001 roku za sprawą Grossa dowiedzieliśmy się, że Polacy też mordowali Żydów, a nasz prezydent za to przepraszał. Gdy do władzy doszło PiS, słyszymy, że Polacy głównie ich ratowali, a przeprosić to powinien Gross za szkalowanie. Niedługo będziemy mogli się dowiedzieć, że bicie Żydów przed wojną to część patriotycznego dziedzictwa.

J.T. Gross: Postawcie pomniki wywiezionym z miasteczek Żydom zamiast Kaczyńskiemu

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij