Kraj, Miasto

Glusman opuszcza warszawski ratusz. „Na obce elementy – takie jak ja – nie ma tam miejsca”

– Gdy naruszasz status quo, to ono oddaje ci mocniej. Jako osoba niezwiązana z żadną opcją polityczną, byłam obcym, nigdy niezaakceptowanym w pełni elementem – mówi nam Justyna Glusman, która właśnie zakończyła współpracę z warszawskim ratuszem na stanowisku dyrektorki-koordynatorki ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni.

Paulina Januszewska: Co się dzieje, gdy działaczka społeczna idzie do ratusza? Musi zdradzić ideały i zgadzać się na liczne kompromisy, żeby przetrwać, czy jednak ma jakąś sprawczość?

Justyna Glusman: Wejście na pokład urzędu miasta jest pewnego rodzaju zderzeniem z rzeczywistością i wymaga ustępstw, chociażby dlatego, że jak w każdej dużej organizacji, wszyscy muszą pójść na pewne kompromisy, tak aby statek mógł płynąć w określonym kierunku. Nie miałam jednak poczucia, że kompromisy, które zawierałam, były na tyle poważne, by mogły zostać zakwalifikowane jako zdrada ideałów.

Bardzo dużo nauczyłam się o samorządzie, także o tym, jakie przeszkody stoją na drodze do realizacji celów, o które wcześniej upominałam się jako aktywistka miejska. Zrozumiałam, dlaczego niektóre procesy trwają tak długo. To bardzo cenna lekcja, bo część zmian widziana z zewnątrz wygląda na stępienie ostrości oceny działań decydentów, ale tak naprawdę długo trwa, bo wymaga zmierzenia się z wewnętrznymi barierami.

Jakie to bariery?

Przede wszystkim brak spójności celów w całym ratuszu. Jedną z wielu wad ustrojowych systemu samorządu terytorialnego jest to, że nie działa on w sposób kolegialny, tylko silosowy. Nie ma uregulowanego ustawowo sposobu działania zarządu miasta, co powoduje, że każdy z zastępców prezydenta realizuje własną politykę i niekoniecznie musi się w swoim obszarze kompetencji konsultować.

To, w jakim stopniu zastępcy prezydenta stworzą działający razem i w spójny sposób zespół, zależy od samego prezydenta miasta. Największą odpowiedzialność za funkcjonowanie miasta ponosi prezydent, ale rozwiązania ustrojowe wyposażyły go/ją także w olbrzymią władzę, decyzyjność. Ma do tego duży aparat biurokratyczny. Zaskoczeniem jest jednak fakt, że ów aparat, kierując się różnymi względami politycznymi, nie zawsze działa na rzecz prezydenta, często kosztem realizacji jego deklaratywnych celów.

I sądzi pani, że Rafał Trzaskowski, który przecież sam zaproponował pani stanowisko w urzędzie w ramach współpracy ponad podziałami, teraz naciskał na jej zakończenie?

Nie znam odpowiedzi na to pytanie, mogę jedynie interpretować pewne zdarzenia. Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z monopolizacją władzy przez Platformę Obywatelską wraz ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi i zakończeniem polityki otwartości, która okazała się jedynie pozorem. To ostatni moment na dokonywanie korekt politycznych i podejmowanie kontrowersyjnych decyzji. Nie ukrywam jednak, że od początku czułam dużą presję różnych stron na wykazanie, że moje działania nie są skuteczne.

Co to znaczy?

Mam wrażenie, że otoczenie prezydenta Rafała Trzaskowskiego nie przyswoiło do końca idei współpracy ponad politycznymi i środowiskowymi podziałami, która miała przyświecać mu na początku kadencji. Pamiętajmy jednocześnie, że przyszłam do ratusza z dość konkretnymi, żeby nie powiedzieć – wywrotowymi – propozycjami zmian, których realizacja wymaga zmian na bardzo wielu polach, również tych związanych z mentalnym podejściem do sposobu działania urzędu miasta.

Jak rozumiem, pani pomysły spotykały się z oporem?

Tak, bo każda zmiana powoduje jakiś szok. W efekcie paru pracowników odeszło, nie wszyscy byli zadowoleni ze zmiany sposobu pracy na taki, który przyniesie w określonym czasie jakieś konkretne efekty. Przeszliśmy z „administrowania” do pracy na projektach, a te projekty były pochodną konkretnych celów, czyli na przykład zmiany zaopatrzenia miasta w energię na energię wyłącznie zieloną, doprowadzeniem do finału w założonym terminie dziesiątków projektów inwestycyjnych czy stworzeniem wysokiej jakości systemu monitoringu jakości powietrza.

Tak już jednak jest, że – jak napisała Janette Sadik-Khan, komisarz ds. Transportu w Nowym Jorku w latach 2007–2013 – gdy naruszasz status quo, to ono oddaje ci mocniej. Wiem, że jako osoba niezwiązana z żadną opcją polityczną, byłam obcym, nigdy niezaakceptowanym w pełni elementem w ratuszu. Poza tym rosła chęć na to, by w momencie, gdy wyniki ciężkiej pracy zaczną być widoczne, zasługi mogła ogłosić osoba z właściwego kręgu, a nie osoba z zewnątrz.

Czyli pożegnanie z ratuszem to element większej układanki: nacisków otoczenia prezydenta, ale może też konsekwencja powrotu Donalda Tuska, realizującego strategię większej koncentracji na wzmocnieniu samej PO?

Powrót Tuska zapewne miał jakieś znaczenie, ale nie wydaje mi się, aby cała partia zaczęła się od wewnątrz konsolidować. Raczej poszczególne jej frakcje, a wiemy, że takie istnieją zarówno wokół samego prezydenta, jak i innych ważnych w partii postaci, wokół których skupia się chociażby klub radnych, zaczynają ze sobą ostrzej konkurować, czekając na nowe rozdanie. To tam nastąpiło zwieranie szeregów, co tylko pokazuje, że PO jako ugrupowanie jest archipelagiem, a nie monolitem. Mamy do czynienia z próbą umocnienia się konkretnych obozów, związaną z przesileniem wewnątrz partii i pojawieniem się nowych szans dla przedstawicieli tych różnych grup.

Flis: Trzaskowski nie ma się co frustrować brakiem władzy, bo ma jej realnie więcej niż Tusk

A jakie szanse zyskało miasto dzięki pani pracy?

Za największy sukces uważam zmianę w podejściu do zarządzania zielenią. Wymyśliliśmy wraz z zespołem i wdrożyliśmy systemowe podejście do ochrony miejskiego drzewostanu, oparte na wiedzy eksperckiej i siedmiu standardach w obszarze inwentaryzacji, monitorowania i pielęgnacji drzew oraz informowania mieszkańców o planowanych wycinkach. Jest to zupełnie nowatorska i po raz pierwszy w historii miasta kompleksowo działająca strategia, która pozwala poznać zasoby i wartość miejskiego zielonego portfela, stan drzew oraz działania mogące go poprawić.

Podstawą ideową systemu jest manifest – Karta Praw Drzew – mówiący o tym, jakie prawa mają miejskie drzewa, a jego uzupełnieniem szereg elementów, jak choćby wspomniane standardy. Celem jest skuteczna ochrona drzew w mieście, zapewnienie pełnej transparentności w zarządzaniu drzewostanem, dążenie do równego traktowania mieszkańców różnych dzielnic w kontekście dostępu do zieleni, ale i objęcie ochroną pracowników zajmujących się pielęgnacją drzew.

Dlaczego to ważne?

Obecnie ponad połowa drzew w Warszawie to drzewa osłabione lub chore, ale decyzje o podjęciu leczenia zapadają zbyt rzadko z uwagi na to, że ogrodnicy i konserwatorzy w świetle prawa ponoszą pełną odpowiedzialność – cywilną i karną – za wypadki spowodowane przez wyłamane czy uszkodzone drzewa, niezależnie od tego, czy ich działania lub zaniechania miały na to jakikolwiek wpływ. Niestety, w dobie postępującego kryzysu klimatycznego i występowania ekstremalnych zjawisk pogodowych jest o nie coraz łatwiej. Chcemy zmienić przepisy tak, by zabezpieczały pracowników przed wspomnianym ryzykiem.

A jakie korzyści będzie mieć z tego miasto?

Wdrożenie standardu przeglądów i analiz dendrologicznych z jednej strony ujednolici w całym mieście sposób monitorowania stanu zdrowotnego drzew i klasyfikowania ich według klas ryzyka, a z drugiej pozwoli na dokładne opisanie obowiązków każdego pracownika opiekującego się drzewami. Jeśli dana osoba wykona je prawidłowo, a będzie to można odtworzyć w przygotowanej we współpracy z miejskim Biurem Geodezji aplikacji Mo-Drzew, nie będzie ponosić konsekwencji nieprzewidzianych sytuacji. Myślę, że w konsekwencji zmniejszy się także liczba wycinek drzew, a pracownicy będą bardziej skłonni podejmować decyzje o wdrożeniu leczenia i innych wysiłków mających na celu ochronę drzew.

Ale miasto będzie się też bardziej zazieleniać?

Tak. Zainwestowaliśmy w nasadzenia, w tym zwiększenie powierzchni parków miejskich, bo do 2023 roku przybędą dwa zupełnie nowe parki, na Żeraniu i Mokotowie, w którym także przewidzieliśmy wydzielony zielenią przejazd rowerowy wzdłuż linii kolejowej, po śladzie istniejącego już dziś przedeptu. Powstanie w przyszłości wygodne ekologiczne połączenie między Ochotą, Mokotowem i Ursynowem. Powiększyliśmy także po raz pierwszy od 50 lat powierzchnię Lasów Miejskich o około 100 ha, co umożliwi nasadzenie około 300 tys. dodatkowych drzew.

Mam nadzieję, że władze Warszawy nie zwolnią tempa i będą kolejne powiększenia lasów. Przygotowaliśmy także wraz z interdyscyplinarnym zespołem złożonym z przedstawicieli kilku biur i jednostek miejskich program funkcjonalny dla Zakola Wawerskiego. To przyrodniczy skarb w środku miasta, miejskie mokradło, które trzeba chronić, ale można także dobrze wykorzystać zarówno z pożytkiem dla przyrody, jak i mieszkańców. To działania, z których jestem szczególnie dumna, bo przynoszą same korzyści, w tym istotne z perspektywy ochrony klimatu i adaptacji do zmian klimatu.

Gdybyśmy płacili drzewom za oczyszczanie powietrza, rachunki szłyby w miliony

No właśnie, jak z kryzysem wywołanym globalnym ociepleniem radzi sobie Warszawa?

Na pewno ważnym osiągnięciem dla nas było utworzenie, właściwie od podstaw, założeń polityki klimatycznej. Wprawdzie cele redukcyjne dla Warszawy ustalono jeszcze w poprzedniej kadencji, ale dopiero w obecnej poważnie zajęliśmy się planowaniem ich wdrożenia. Miasto zobowiązało się do ograniczenia emisji CO2 o 40 proc. do 2030 roku. Zeroemisyjność ma osiągnąć najpóźniej w 2050 roku. To są wbrew pozorom bardzo ambitne założenia, biorąc pod uwagę stan miksu energetycznego w Polsce.

Niestety, emisje gazów cieplarnianych na terenie Warszawy zależą w dużej mierze od podmiotów niezależnych od władz miasta. Na przykład elektrociepłownie i elektrownie to spółki skarbu państwa, a miejską siecią ciepłowniczą zarządza dziś prywatna firma, siecią gazową także spółka państwowa. Mieszkalnictwo i energetyka emitują aż ponad 80 proc. gazów cieplarnianych. W kompetencjach lokalnych włodarzy leży więc to, by wywierać presję także na rządzie centralnym. Ale najpierw trzeba się dowiedzieć więcej na temat tego, ile dokładnie emitujemy i z jakich źródeł.

I stolica to wie?

Owszem. Umożliwiła nam to bardzo dobra współpraca z organizacją ponad 100 światowych metropolii, które stawiają przed sobą ambitne cele klimatyczne, C40 Cities oraz Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju. Przystępując jako pierwsze miasto w Polsce do programu Zielone Miasta (EBRD Green Cities), otrzymaliśmy od tej instytucji pokaźne wsparcie w postaci kilkuset tysięcy euro na przygotowanie tak zwanej Zielonej Wizji Warszawy, która wskaże, jakie inwestycje należy poczynić, aby osiągnąć założone cele emisyjne.

Wizja przedstawi także alternatywny, bardziej ambitny program redukcji emisji o 61 proc. do roku 2030, który realizują miasta zrzeszone w C40 Cities.

Pracujemy nad tym projektem od grudnia zeszłego roku, prowadząc inwentaryzację i modelując wraz z C40 Cities scenariusze emisji w celu opracowania ścieżki dojścia do miasta neutralnego klimatycznie. W tej chwili opracowywana jest lista inwestycji umożliwiających osiągnięcie celów klimatycznych, zarówno tych do realizacji w najbliższym czasie, jak i dłuższym terminie.

Jakich na przykład?

Będą to na przykład inwestycje w bezpośrednie wytwarzanie energii ze źródeł odnawialnych lub w ramach partnerstwa energetycznego. Może to być instalacja fotowoltaiki na budynkach miejskich, dzierżawa prywatnych dachów pod instalacje fotowoltaiczne, budowa farm wiatrowych we współpracy z innymi gminami czy współpraca z sektorem prywatnym w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Inne przykładowe działania to program termomodernizacji budynków komunalnych, a także wsparcie modernizacji energetycznej budynków zarządzanych przez spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Budynki mieszkalne to dział, w którym możliwości redukcji emisji są największe, a więc to od niego trzeba zacząć transformację energetyczną miasta.

Projekt Zielonej Wizji Warszawy cieszy się zainteresowaniem przedstawicieli bardzo wielu biur, bo to program kompleksowy, dotykający wielu dziedzin. Musi zostać uwzględniony w innych systemowych dokumentach, takich jak opracowywane Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego, czyli konstytucji przestrzennej miasta. Program był także konsultowany z mieszkańcami, jak i organizacjami społecznymi i kluczowymi z punktu widzenia emisji gazów cieplarnianych przedsiębiorstwami.

Miasto chce ścinać emisje i oczyszczać powietrze walką z kopciuchami, którą się pani zajmowała. Choć ratusz nie podał konkretnej przyczyny rozwiązania waszej współpracy, w mediach pojawiły się pogłoski, że jedną z nich było zbyt wolne procedowanie wniosków dotyczących wymiany kotłów na bardziej ekologiczne źródła ciepła. To prawda?

Owszem, tempo zmian pozostawia trochę do życzenia, ale o to ratusz może winić tylko osoby odpowiedzialne za decyzje kadrowe. Zacznę jednak od tego, co działa. Powstało nowe Biuro Ochrony Powietrza i Polityki Klimatycznej, które wzięło na siebie odpowiedzialność za likwidację kopciuchów i stworzyło atrakcyjny system dotacji oparty na zasadzie, że najczystsze źródła ogrzewania są premiowane wyższą dotacją.

Udało nam się także przekonać prezydenta, a potem radnych do wsparcia programu bardzo dużymi środkami z przeznaczeniem na dotacje do wymiany kopciuchów i OZE. Takie środki, choć sytuacja budżetowa miasta była o niebo lepsza, były nie do pomyślenia w poprzedniej kadencji. Wystarczy choćby porównać sytuację dzielnicy Wawer – bo aktywnie wspieramy także wymianę kopciuchów komunalnych. W poprzedniej kadencji dzielnica otrzymała na ten cel około 1,5 mln zł, a w ostatnich dwóch latach aż 15 mln zł. Dzięki temu realne jest pozbycie się wszystkich kopciuchów do końca 2022, jeśli tempo prac zostanie utrzymane.

Ale jednocześnie budżet całkowity był chyba w nieporównywalnie lepszej sytuacji?

Ma pani rację. Od 2019 roku PiS robi wszystko, by lokalne władze pozbawić jak największej ilości pieniędzy i to niestety coraz bardziej odbija się na pracy wszystkich biur. Niemniej jednak program dotyczący czystego powietrza opiewa na sumę aż 300 mln zł i bazuje on na następującym założeniu: na im bardziej przyjazne środowisku rozwiązanie zdecyduje się wnioskodawca chcący wymienić kocioł, tym większe wsparcie od miasta dostanie. Z tego względu najwyżej wycenialiśmy zastosowanie pomp ciepła, a najniżej – gazu. I to jest też dobra wiadomość dla rynku, bo rośnie zapotrzebowanie na pompy ciepła, a wraz z tym oraz rozwojem technologii, obniża się ich cena.

Najbardziej jednak cieszy wzrastające z roku na rok zainteresowanie mieszkańców i fakt, że adresujemy w ramach tej akcji jednocześnie trzy cele: walkę o lepszą jakość powietrza, zmniejszenie emisyjności (kopciuchy emitują także CO2) oraz szansę na uporanie się z ubóstwem energetycznym, na przykład w mieszkaniach komunalnych. W tej chwili procedowanych jest blisko 5 tys. wniosków na wymianę kopciuchów oraz instalacje OZE.

Urzędnicy nie dają sobie rady z ich przerabianiem. Dlaczego?

Bo zespół jest za mały. Od początku istnienia zajmującego się programem biura wiedzieliśmy, że dysponuje ono niewystarczającą liczbą pracowników. Pomimo wniosków, spotkań i apeli nowi pracownicy byli zatrudniani zbyt wolno, co spowodowało opóźnienia w rozpatrywaniu wniosków o dotacje. W dodatku okazało się, że istnieje jeszcze jeden, nie wiadomo z czego wynikający problem z akceptacją regulaminu biura, który pozwoliłby na udrożnienie tego procesu poprzez wydzielenie kadrowe części dotacyjnej i stworzenie stanowiska koordynatora do spraw ekodoradców, których planowaliśmy zatrudnić jesienią bieżącego roku.

Nie wydaje mi się, żeby problemem były pieniądze, ale raczej rozgrywki wewnątrz ratusza, być może motywowane tym, aby osoba z zewnątrz nie odnotowała sukcesu, którego wcześniej zarządzający tym tematem przez wiele lat nie osiągnęli. Podnoszone przeze mnie potrzeby biura nie były aż tak ogromne, jak mogłoby się wydawać.

To znaczy?

Przykładowo w Krakowie, gdzie ten proces przebiegał kilka lat temu bardzo sprawnie, pracowało w szczycie nawet 80 osób, obecnie ponad 60. Ja ubiegałam się o zatrudnienie 30. Niestety musimy sobie zdać sprawę, że wysiłek administracyjny jest ogromnie potrzebny do powodzenia tego typu projektów. Chodzi nie tylko o przerabianie wniosków, ale też ekspercką ocenę ich kwalifikowalności. Ponad 10 proc. składanych wniosków o dotacje to próby ich wyłudzenia. Urzędnik musi więc być wyszkolony, by móc je zweryfikować. To nie jest proste, automatycznie wykonywane zadanie.

Poza tym na sukces programów dotacyjnych trzeba też pracować w ramach zachęty mieszkańców i wspierania ich przy wypełnianiu formalności. Mam nadzieję, że wraz ze zmianą na moim stanowisku proces ten zostanie odblokowany, a warszawskie kopciuchy wymienione do końca kadencji, tak jak planowaliśmy.

Czy w takim razie wierzy pani jeszcze w ideę współpracy ponad podziałami i interesami politycznymi?

Z dzisiejszej perspektywy mam raczej gorzkie przemyślenia, bo widać, że partykularne interesy partyjne, ale i indywidualne rozgrywki wewnętrzne przeważają nad chęcią realizacji programu prezydenta. Tak jak wspomniałam wcześniej, najtrudniejsze są braki zarządcze i te dotyczące spójności działań, które wynikają także z uwarunkowań prawnych, wzmacniających wręcz silosowość pracy urzędu w przypadku, gdy innego systemu pracy nie wdroży prezydent miasta.

W ratuszu brakuje również spójnej wizji Warszawy, która także zostanie w jasny sposób wytłumaczona mieszkańcom, która wskaże, dlaczego wdrażane są takie czy inne rozwiązania. Powoduje to, że rosną rzesze niezadowolonych nawet z takich projektów, które są oczekiwane od lat, jak choćby zwężanie ulic i zazielenianie centrum, by uczynić je lepszymi dla pieszych.

Z drugiej strony, nie jest jasne, jakie są faktyczne harmonogramy wdrażanych zmian. Wiele mówi się o projektach, ale już mniej o ich realizacji, a także koniecznych środkach. Zielona Marszałkowska to na dziś dzień ścieżka rowerowa i nasadzenia zastępcze, podczas gdy obiecano sześć szpalerów drzew. Koncepcje i projekty przebudowy pobliskich ulic, takich jak Chmielna czy Zgoda, wyglądają pięknie, ale czy przy tym tempie realizacji i w takim kształcie zostaną zrealizowane? To duży znak zapytania. Jedno jest raczej pewne – nie wydarzy się to w bieżącej kadencji.

Polska nie stanie się bardziej ekologiczna poprzez represje i wymuszoną ascezę

Ale może w ten sposób ratusz chce uniknąć protestów?

Problem w tym, że w obecnych działaniach nie widać opartego na wiedzy podejścia do zarządzania miastem. Wiemy o tym, że musimy redukować CO2 i że budynki generują go najwięcej. Przeprowadzenie termomodernizacji, zwiększanie efektywności energetycznej i wykorzystanie OZE powinny być więc priorytetami dla władz, a nie budowa kolejnej linii metra, która wprawdzie ma wiele zalet, ale żadnego efektu proklimatycznego, szczególnie w zaplanowanym przebiegu. Brakuje całościowej wizji rozwoju miejskiego transportu, jego wszystkich elementów, w którą taka linia by się wpisywała. Miasto planuje zwykle swoje projekty w perspektywie wieloletniej, ale przy tym ma trudność z wprowadzaniem korekt do założeń, które by szły z duchem czasu.

Poda pani jakiś przykład?

Wielokrotnie podważano sens budowy trzeciej linii metra przez stację Stadion, wydano jednak na ten projekt tyle pieniędzy, że teraz nikt nie odważy się zaprojektować linii, która by przez nią nie przechodziła. Inny przykład dotyczy poszerzania stref parkowania, które wprawdzie są potrzebne, ale wydaje się, że mieszkańcy nie zostali wystarczająco poinformowani, dlaczego poczyniono takie kroki. Czy ratusz chce zachęcić do korzystania z transportu publicznego? W porządku, ale w międzyczasie tnie linie autobusowe czy tramwajowe. Może chodzi o pozyskanie funduszy, może o pomoc mieszkańcom w znalezieniu miejsca do parkowania przy zniechęceniu osób spoza miasta do przyjeżdżania tu samochodem?

Pytań jest mnóstwo. Nie wiemy, jaka Warszawa ma być za kilka, kilkadziesiąt lat. Nie wiemy, czy doświadczane teraz niewygody mają przełożyć się na konkretne korzyści w przyszłości i jak je będziemy mierzyć. Zdaję sobie sprawę, że potrzeba dużo determinacji i odwagi, by spróbować pogodzić interesy różnych grup i osób…

…ale?

W ratuszu brakuje chęci zaadresowania problemów systemowych, które rzutują na wszystkie aspekty funkcjonowania miasta. Mam tu na myśli przede wszystkim planowanie przestrzenne. Warszawa się rozlewa i to problem, który nie znajduje wystarczającej uwagi. A widać dobrze, jak fatalne ma to zjawisko skutki dla środowiska i klimatu, choćby budynki budowane bez dostępu do sieci kanalizacyjnej czy ogrzewane węglem. Prawo jest dalekie od ideału, ale samorząd musi mieć pomysł na to, jak wpływać na kształtowanie miasta. Potrzebujemy ogromnych zmian systemowych, w tym większej partycypacji inwestorów w kosztach przebudowy miasta.

Nie może być tak, że miasto pozwala na budowę galerii handlowej, która wymaga budowy dojazdu dla transportu publicznego, a jego koszty stworzenia infrastruktury wokół kompleksu w całości są scedowane na ratusz. Przez ostatnie kilkanaście lat Warszawa wydała kilkadziesiąt miliardów zł (z czego 18 mld z funduszy unijnych) na inwestycje infrastrukturalne, w tym drogowe i transportowe. Korzystający z tego rozwoju także powinni w jakimś stopniu się do niego dokładać, nie tylko mieszkańcy, bo już widać, że w dzisiejszych realiach to nie wystarczy.

Czy trzecia linia metra to Ostrołęka Trzaskowskiego?

A teraz przedsiębiorcy się nie dorzucają?

Dziś z tytułu zwiększenia wartości gruntu na skutek inwestycji infrastrukturalnych miasto pobiera rocznie około 400 tys. zł. W innych krajach, szczególnie anglosaskich, jest czymś całkowicie oczywistym, że sektor prywatny uczestniczy w rozwoju miasta. Tymczasem w Warszawie nowa linia metra zostanie poprowadzona przez osiedla wybudowane przez prywatnych deweloperów wyłącznie na koszt miasta. W istocie oznacza to tyle, że mieszkańcy zrzucą się i na mieszkania, i infrastrukturę. Takich niekonsekwentnych działań można znaleźć o wiele więcej.

Nadzorowany przeze mnie do niedawna Zarząd Zieleni z jednej strony jest chwalony za wdrożenie wielu ważnych rozwiązań, przedstawiany jako ważna, przełomowa miejska instytucja, a z drugiej – w przyszłym roku otrzyma o około 25 proc. niższy budżet od dotychczasowego. Jak w takim razie władze chcą utrzymać warszawski drzewostan, nie obniżając przy tym miejskich standardów? Nie wiem, będzie to na pewno ogromne wyzwanie. Obawiam się, że ratusz także nie zna odpowiedzi na wiele pytań – w tej i wielu innych kwestiach.

**
Justyna Glusman – ekonomistka i naukowczyni specjalizująca się w zagadnieniach polityki regionalnej, samorządowej, szczególnie w kontekście unijnym; działaczka społeczna i aktywistka miejska. W wyborach samorządowych w 2018 kandydatka na prezydentkę Warszawy z ramienia koalicji Miasto Jest Nasze – Ruchy Miejskie dla Warszawy. W latach 2018–2021 dyrektorka-koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni w Urzędzie m.st. Warszawy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij