Kraj

Dział Krajowy Lokalny: Pokażmy, że możemy zmieniać politykę od środka

O czym młodzi chcą rozmawiać na ulicach? Jak powinna wyglądać praca posłanki? Czy młodzi powinni przyjmować słabe miejsca na listach wyborczych? Kandydatkę KO Nadią Oleszczuk-Zygmuntowską pyta Paula Wasiluk.

Poniższy tekst powstał w ramach projektu Dział Krajowy Lokalny którego zadaniem jest wsparcie edukacyjno-rozwojowe dziennikarzy_rek lokalnych. W realizację projektu zaangażowanych jest pięć redakcji, które od lat współpracują jako nieformalna grupa Spięcie. Tekst pierwotnie ukazał się na stronie magazynkontakt.pl

*

Paula Wasiluk: Cieszę się, że znalazłaś chwilę na rozmowę, bo łapię Cię w intensywnym okresie kampanii. Na co dzień mieszkasz w Warszawie, a startujesz z okręgu 8., czyli zielonogórskiego, jak to łączysz?

Nadia Oleszczuk-Zygmuntowska: Obecnie, w czasie kampanii, nie mieszkam na co dzień w Warszawie. Do Warszawy ze swojego rodzinnego regionu wyjechałam 3 lata temu głównie w celach edukacyjnych, tam ukończyłam studia licencjackie, i trzeba też przyznać, że przez ostatnie kilka lat działałam także w stolicy, na przykład w ramach Strajku Kobiet. Nie zapomniałam jednak o swoim regionie, współpracując tutaj między innymi z lokalnymi związkowcami. W ciągu kampanii w Warszawie byłam ewentualnie na kilka dni w związku ze spotkaniami czy wywiadami. Nie wyobrażam sobie prowadzenia kampanii tylko przez media społecznościowe, bo mijałoby się to z celem i brakowałoby mi bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Sama krytycznie podchodzę do posłów i posłanek, którzy nie mają nic wspólnego z miejscem, z którego startują, albo skupiają się na wizytach w ogólnopolskich mediach. Nie uważam, że to właściwy sposób realizowania tej roli, bo przede wszystkim powinniśmy być reprezentantami swojego regionu i służyć ludziom, którzy nas wybrali. I tak też widzę swoją rolę – jestem Lubuszanką i tutaj mieszkałam przez większość swojego życia. Jeśli zostałabym posłanką, powinnam być w regionie, blisko ludzi.

Jak pracujesz w terenie?

Przede wszystkim odbywam dużą liczbę spotkań z mieszkańcami. W kampanii tego bezpośredniego kontaktu jest naprawdę dużo. Na początku wydawało mi się to trudne, ale teraz uważam, że jest to najbardziej wartościowa część kampanii. Ważne są dla mnie wnioski z tych rozmów, ich autentyczność, ale też otwartość wyborczyń i wyborców – czuję, że wiele osób w rozmowach ze mną otwiera się po raz pierwszy. Mam wrażenie, że jest to często także pierwszy raz, kiedy ktoś chce ich wysłuchać, więc mogą opowiedzieć o problemach w swojej gminie, szczególnie jeżeli mieszkają na wsi czy w małym mieście, niezależnie od tego, czy chodzi o transport lokalny, dostęp do żłobków i przedszkoli czy do pomocy prawnej. Wiadomo, że nie każda reakcja ludzi na mnie będzie pozytywna, ale są to często ciekawe rozmowy, które wskazują mi nowe kierunki kampanii albo pokazują, że chociażby kwestia transportu lokalnego, o której ciągle mówię, jest chyba najważniejszym problemem dla większości osób mieszkających w moim okręgu poza dwoma dużymi miastami, czyli Gorzowem Wielkopolskim i Zieloną Górą. Chociaż w tych dużych miastach też potrafi być to problem.

Mieszkałaś poza swoim okręgiem tylko i aż 3 lata. Czujesz, że nadal znasz potrzeby regionu i rozumiesz to, czego wyborcy wymagają od swojej potencjalnej reprezentantki?

Powiem szczerze, i to jest raczej przykre, że niestety problemy są te same co 3 lata temu. Na przykład kwestia wspomnianego transportu lokalnego, czyli głównie braku połączeń między miastami. Wychowywałam się w Rzepinie, w którym mieszka około 7000 osób i dojeżdżałam na zajęcia pozalekcyjne autobusem do Słubic. Moi rodzice nie mają samochodu. W ciągu dnia jeździły tylko 3 autobusy, więc zawsze trzeba było to rozplanować logistycznie, żeby w ogóle móc pojechać i wrócić – nadal są tylko 3 autobusy.  Niepewne jest, czy autobus w ogóle przyjedzie o konkretnej godzinie, co jest bardzo problematyczne szczególnie dla młodzieży, która często dojeżdża z gmin wiejskich do liceum czy technikum. Jeżeli rano nie przyjeżdża autobus, to młodzi właściwie nie mają możliwości wydostania się ze swojej gminy do szkoły, przez co się spóźniają i ponoszą dodatkowe konsekwencje. Miałam nadzieję, że z rozmów wyjdę z poczuciem tego, że nastąpiła jakaś poprawa, ale w tej kwestii nic się nie zmieniło. Dodatkowo Rzepin jest ostatnią stacją kolejową przed granicą z Niemcami. Przez to miasto przejeżdża bardzo dużo pociągów, na przykład do Poznania, Berlina, Warszawy czy Szczecina. Okoliczne małe miejscowości i wsie są za to słabo skomunikowane i jeżeli ktoś nie ma auta, to nie ma także możliwości, aby dojechać na pociąg. Dodatkowo Rzepin mimo skomunikowania z dużymi miastami poza regionem, nie jest skomunikowany ze szpitalem, chociażby w Sulęcinie. Co z tego, że działają szpitale, jeśli mieszkańcy małych wsi i miast nie mają jak do nich dojechać?

Może jest jednak coś, co zmieniło się na lepsze?

W Rzepinie powstał żłobek! Jednak przez to, że był utworzony w ramach konkretnego programu, to dzieci do niego zapisywać mogą tylko kobiety, które nie pracują – teoretycznie ma je to zachęcać do aktywności zawodowej, ale niekoniecznie zachęca je to do szukania pracy po zapisaniu swojego dziecka, bo mogą stracić to miejsce w żłobku, więc chyba nie był to do końca przemyślany projekt. Jednak znaczna część problemów pozostała, jak na przykład słaba oferta kulturalna i edukacyjna w małych miastach i na wsi.

Do Warszawy wyprowadziłaś się głównie ze względu na uczelnię, ale będąc tam bardzo zaangażowałaś się w działalność aktywistyczną na rzecz praw kobiet i praw pracowniczych. Czy teraz, kiedy wracasz do swojego regionu, czujesz, że ta działalność sprawiła, że jesteś bardziej rozpoznawalna? Czy to pomaga w prowadzeniu kampanii wyborczej?

Na pewno wcześniej nie byłam osobą nierozpoznawalną, bo jeszcze przed przeprowadzką angażowałam się w aktywność obywatelską w ramach swojej gminy, rozpoczynając od projektu obywatelskiego, dla którego zdobywałam poparcie w gminie Rzepin. Poza tym reprezentowałam swoje województwo w Radzie Dzieci i Młodzieży przy Ministerstwie Edukacji i Nauki i występowałam na lokalnych wydarzeniach, kiedy trenowałam gimnastykę artystyczną i taniec, więc mam poczucie, że byłam osobą kojarzoną. Ale faktycznie moja działalność w Strajku Kobiet dała mi dużo większą rozpoznawalność. Wiem, że ludzie z mojego regionu śledzili te inicjatywy. Pamiętam, że kiedy wychodziły wywiady ze mną, między innymi na kanale Karola Paciorka albo w Radiu ZET, to osoby z mojego regionu często je komentowały. Podobnie jest, jeśli chodzi o moje działania pro-pracownicze. Często pisali do mnie także ze słowami wsparcia w wiadomościach prywatnych. Oczywiście nie wszyscy.

Polska będzie kurnikiem Europy? Mieszkańcy gmin są bezsilni

Myślisz, że twoja kandydatura może przyciągnąć do głosowania w twoim regionie więcej młodych kobiet, które chwilowo są najmniej zdecydowaną grupą wyborczą? Czy czujesz, rozmawiając z ludźmi na ulicach, że młode osoby dzięki Twojej rozpoznawalnej działalności czują, że chociażby prawa kobiet są w tych wyborach ważnym postulatem?

Mam taką nadzieję – staram się dotrzeć przede wszystkim do młodych ludzi, czasem po prostu z przekazem, aby iść na wybory i podjąć decyzję. Większość młodych osób nie jest zdecydowana, że będzie głosować, przy czym według raportu Debiutanci 2023 bardziej zdecydowani są młodzi mężczyźni niż młode kobiety. A ja uważam, że to właśnie młode kobiety powinny pójść na wybory, żeby wybrać polityków i polityczki, którzy będą walczyć o nasze prawa. No i żeby coraz większego poparcia nie zyskiwała Konfederacja, w której takie kandydatki jak Hanna Boczek mówią, że kobiety nie powinny posiadać czynnego prawa wyborczego, a inni postulują karanie kobiet za aborcję. Ale też trochę rozumiem młodych ludzi.

Rozumiesz, dlaczego nie głosują?

Pamiętam swoje pierwsze wybory w 2019 roku i to niestety było strzelanie. Nazwiska na listach nic mi nie mówiły, ewentualnie rozpoznawałam w nich postaci znane z telewizji, ale niekoniecznie potrafiłam określić, czy te osoby podejmują działania zgodne z moimi wartościami. Rozumiem też, że w sytuacji, w której większość kandydatów to starsi politycy, na których wielokrotnie już się zawiedliśmy, to młodym po prostu nie chce się głosować, bo nie mają poczucia, że to cokolwiek zmieni. Ale myślę, że fakt, że wiele młodych osób pojawiło się teraz na listach różnych ugrupowań, będzie bodźcem dla innych młodych ludzi, żeby pójść, zagłosować i wybrać swoich reprezentantów i reprezentantki. Mam wrażenie, że pierwszy raz jest taka możliwość na tak szeroką skalę. Jeżeli młodzi kandydaci będą umieli zmobilizować młody elektorat, to może doprowadzić to do zmiany w składzie Sejmu i w efekcie obniżyć średni wiek posłów i posłanek, który wynosi obecnie 50 lat, a tym samym przyczynić się do wprowadzenia korzystnych dla młodych ludzi zmian dotyczących prawa pracy czy mieszkalnictwa.

A czy młodzi ludzie, których spotykasz na ulicach w swoim okręgu, chcą Cię w ogóle słuchać? Byłam kiedyś na szkoleniu z ulotkowania, na którym usłyszałam, że otrzymanie 30 sekund uwagi od młodej osoby idącej przez ulicę to i tak wielki sukces.

Mam raczej dobre doświadczenia ze spotkań z młodymi ludźmi, szczególnie kobietami. Mam też wrażenie, że w małych miastach jest jednak łatwiej o uwagę młodej osoby i że jest więcej przestrzeni na rozmowę. Chociaż w Gorzowie czy Zielonej Górze też przeprowadziłam wiele rozmów. Widzę, że młodych przede wszystkim interesują konkrety – pytają o to, co chcę zmienić i jakie są moje postulaty, ale też dodają coś od siebie. Mówią o dostępie do psychiatrów i psychologów, o bezpłatnych stażach i praktykach czy o młodzieżowych radach miast, ale też o tym, że cieszą się z nowych, młodych twarzy w polityce. Może nie jest to temat, który zajmuje ich myśli codziennie, ale widzę, że część analizuje profile różnych kandydatów i kandydatek i zastanawiają się, który będzie najbardziej pasował do ich przekonań. Zresztą to właśnie z młodymi trafiały mi się najdłuższe konwersacje, nawet trwające około godziny. Jedną z nich była rozmowa o zasiłkach i minimalnej stawce godzinowej dla stażystów z chłopakiem, który kiedyś popierał Konfederację, ale przestał, bo stwierdził, że ich postulaty dotyczące praw kobiet to gruba przesada, i teraz szuka swojego reprezentanta z innej opcji.

Czy koła gospodyń wiejskich poprą w wyborach Prawo i Sprawiedliwość?

To rzeczywiście bardzo ciekawe spotkanie. Myślisz, że jako kandydatka z bardziej lewicującymi poglądami i doświadczeniem działań feministycznych masz coś do zaoferowania potencjalnym wyborcom Konfederacji?

Na początku wydawało mi się, że raczej nie jestem w stanie przekonać do siebie wyborcy Konfederacji, ale pozostałam otwarta na rozmowy z osobami popierającymi różne opcje. Myślę, że czasami mężczyźni czują, że ruch feministyczny nie dostrzega ich potrzeb, dlatego się od niego odwracają. Ja zwracam uwagę na kwestie praw mężczyzn – rozumiem, że mężczyźni częściej stają się ofiarą wypadków w pracy albo że obecnie prawodawstwo dyskryminuje ich w kwestii wysokości zasiłku przy urlopie rodzicielskim dla ojców. Chcę rozmawiać o tych sprawach i nie skupiam się wyłącznie na prawach kobiet, ale oczywiście lepiej rozumiem tę problematykę, bo sama jestem kobietą.

Wspomniałaś o prawach pracowniczych, czyli o obszarze Twoich wcześniejszych działań aktywistycznych. Gdybyś została posłanką, to na rzecz jakich zmian w prawie pracy działałabyś w Sejmie?

Pierwszy postulat, skierowany przede wszystkim do młodych, to zakaz bezpłatnych lub półdarmowych staży i praktyk, a tym samym wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej dla stażystów i praktykantów. Kolejna kwestia to zwiększenie uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy tak, aby mogła zmieniać umowy zlecenia na umowę o pracę wtedy, kiedy funkcjonuje stosunek pracy. Powinna być też lepiej dofinansowana i mieć większe kompetencje, tak by nie każda sprawa musiała kończyć się w Sądzie Pracy, co jest niestety powolnym i często kosztownym procesem. Należy też wzmocnić rolę związków zawodowych i układów zbiorowych. Kolejną ważną dla mnie kwestią jest rozszerzenie prawa do strajku – w Polsce panuje anty-związkowy porządek prawny, przez co Polakom i Polkom trudniej egzekwować swoje prawo do strajkowania. Należałoby też znieść wymóg udziału przynajmniej 50% pracowników w referendum strajkowym, a za to umożliwić głosowanie zdalne. A to tylko początek długiej listy rzeczy, które muszą się zmienić w polskim prawie pracy czy ustawie o związkach zawodowych.

A co poza postulatami pro-pracowniczymi oferujesz swoim wyborcom?

Mam sporo postulatów dotyczących polityki społecznej. Bardzo ważny jest dla mnie chociażby dostęp do żłobków i przedszkoli, których teraz po prostu brakuje. W każdej gminie powinien być żłobek i przedszkole. Poza tym należałoby odejść od formuły grantowej, jak przy programie Maluch+, na rzecz rozszerzenia subwencji oświatowej i tworzenia darmowych żłobków i przedszkoli. Oczywiście niezbędne jest również zwiększenie wydatków na opiekę szkolną i przedszkolną do 1% PKB, na co chwilowo nie przeznaczamy nawet ćwierci procenta. To kluczowe zarówno dla dzieci, jak i matek, dla których mogłoby to być pozytywnym impulsem do rozwoju kariery zawodowej – jeżeli tego chcą, bo oczywiście mają prawo podjąć inną decyzję. Ważne są też dla mnie także kwestie ubóstwa menstruacyjnego i mieszkalnictwa.

Masz szeroką ofertę postulatów pro-pracowniczych i pro-socjalnych, które kojarzyć się mogą z wartościami lewicowymi, zresztą tak jak Twoja wcześniejsza działalność. A jednak startujesz z listy Koalicji Obywatelskiej. Czy czujesz, że postulaty Twoje i Koalicji Obywatelskiej są sobie bliskie? Jak czujesz się na tej liście?

Zależy, o których mówimy. W kwestii praw kobiet w tej chwili Koalicja jest nierozróżnialna od Lewicy. Moje postulaty mogą bardziej się kojarzyć z Lewicą, zwłaszcza że ma ona chyba najbardziej pro-pracowniczy program ze wszystkich opublikowanych. Ale ja też przypominam, że jestem kandydatką bezpartyjną, a na listę KO weszłam z ramienia Inicjatywy Polskiej, która jest tą bardziej lewicową częścią Koalicji Obywatelskiej. Faktycznie są osoby, które zszokowała moja kandydatura z listy KO, a nie Lewicy, jednak od Lewicy nie dostałam propozycji startu – gdybym ją otrzymała, to na pewno bym to rozważyła i może nawet się zdecydowała. Za to Inicjatywa Polska nie dość, że zaoferowała mi miejsce na liście, to mocno zachęcała mnie do startu. Uznałam, że wolę działać, niż patrzeć z boku – nawet jeżeli miałoby mi się teraz nie udać, to przynajmniej będę zdobywać doświadczenie polityczne i tym doświadczeniem będę mogła podzielić się w przyszłości z innymi młodymi startującymi osobami, zwłaszcza kobietami. Dodatkowo prowadzę kampanię w oparciu o swój własny program, podkreślając, o jakie postulaty czy wartości będę walczyć w Sejmie.

No właśnie – w tym roku bardziej niż przy którychkolwiek poprzednich wyborach zauważa się, że kobiet w polityce jest za mało i że jest duża bariera wejścia do tego świata. Więc jak to się robi? Jak się wchodzi do polityki, będąc wcześniej działaczką społeczną? Wystarczy zadzwonić do partii i powiedzieć, że chce się wystartować z ich listy?

Na pewno warto głośno i bezpośrednio o tym mówić. Niestety czuję, że bariera wejścia występuje, ale też zależy, o którym ugrupowaniu mówimy. Wydaje mi się, że to przez to, że starsi posłowie i posłanki nie chcą zrobić miejsca dla nowych osób, nawet jeżeli przyczyniłoby się do sukcesu całej listy. Jestem na przykład za tym, by wprowadzić limit dwóch kadencji dla posłów i posłanek, żeby więcej różnorodnych osób miało szansę na reprezentowanie swoich społeczności i żebyśmy nie mieli w Sejmie polityków, którzy są w nim po pięć czy dziesięć kadencji i stają się zupełnie oderwani od rzeczywistości. Ale przy wchodzeniu do polityki na pewno ważne jest wsparcie, które ja otrzymałam właśnie w rozmowach z Inicjatywą Polską i Barbarą Nowacką, która podłapała moje zainteresowanie startem w wyborach. Podeszła do mnie bardziej jak mentorka i pomogła podjąć ostateczną decyzję o tym, że tak, to jest ten moment, w którym chcę wystartować do Sejmu. Uważam też, że warto mocno się zastanowić, dlaczego w ogóle chcemy iść do polityki – według mnie jest w niej jak najbardziej przestrzeń do kontynuowania działań społecznych, a nie tylko przekrzykiwania się w parlamencie i kłótni. Bycie posłanką to też dodatkowe zasoby, możliwość posiadania biura poselskiego i zatrudnienia kilku osób – ja na przykład udzielam bezpośredniej pomocy pracownikom, którym nie wypłacono wynagrodzenia lub ofiarom przemocy domowej. W sytuacji działań sądowych próbuję znaleźć kogoś, kto mógłby pomóc im pro bono, ponieważ nie jestem prawniczką. Będąc posłanką i mogąc zatrudnić taką osobę, będę mogła pomagać bardziej efektywnie. Dlatego chcę też utworzyć bezpłatny punkt pomocy prawnej i doradztwa zawodowego w swoim okręgu. Ta wizja przedłużenia pracy społecznej bardzo mi się podoba i może zmotywuje kolejne działaczki do startu.

Co zrobić z kartą do referendum? Najlepiej nie brać

Pojawia się coraz więcej głosów o tym, że młodzi zostali zaproszeni na listy wyborcze tylko po to, żeby przyciągnąć głosy osób wcześniej niezdecydowanych oraz tegorocznych debiutantów wyborczych, ale przy tym nie dostali żadnych „biorących miejsc”. W Twoim okręgu w poprzednich wyborach Koalicja Obywatelska zgarnęła 4 mandaty. Ty startujesz z odległego, dwunastego miejsca na liście. Czy wierzysz, że możesz zdobyć mandat?

Biorąc pod uwagę sondaże, w moim okręgu KO zwiększy swoją liczbę mandatów do 5 albo nawet 6. Zakładając, że będzie to jednak 5 mandatów, po szczegółowej analizie sądzę, że szansa jest – gdybym tak nie uważała, nie podjęłabym próby. Nie mówię, że tak się na pewno wydarzy, bo polityka jest nieprzewidywalna, a na liście jest konkurencja – niektóre osoby z listy mają znacznie większe fundusze na kampanię. Wierzę jednak, że nie chodzi przede o wszystkim o to, kto wywiesił więcej banerów w okolicy. I niestety trochę tak jest, że próbuje się nas wrzucić na średnie miejsca, a przy okazji zyskać trochę więcej młodych wyborców, ale co możemy z tym zrobić na ten moment? Polityka jest niesprawiedliwa. Mogłabym się na to obrazić i powiedzieć, że tego nie biorę. Ale doszłam do wniosku, że jestem w stanie budować swoją rozpoznawalność w regionie, nawet z miejscem, które jest trudne. Uznałam, że szanse są i warto spróbować. Na przykład Franek Sterczewski jako jeden z młodszych kandydatów dostał się ze słabszego miejsca, również prowadząc swoją kampanię w oparciu o własne postulaty, kontakt z wyborcami i świeżość. Przetarł szlaki i pokazał, że to możliwe. Jeśli dają nam słabe miejsca na listach, to i tak je bierzmy i pokażmy im, że możemy zmieniać tą politykę od środka.

*

Paula Wasiluk – Aktywistka społeczna i edukatorka. Prezeska Zarządu i Kierowniczka Zespołu Komunikacji i Edukacji w Fundacji Akcja Menstruacja. Wcześniej studentka fizjoterapii na King’s College London, teraz – polityki społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Związana między innymi z Uniwerysteckim Centrum Wolontariatu UW, Inicjatywą WSCHÓD oraz KNEH_UW.

***

Projekt realizowany z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego z Funduszy Norweskich.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij