Kraj

Dlaczego Polacy widzą w Bogu jełopa, a w salcesonie zbawienie?

„Pod rozkazami Matki Najświętszej macie jeść ten salceson”, czyli Artur Nowak prezentuje przegląd prasy katolickiej w Polsce.

Pracując przez ostatnie tygodnie nad Kronikami opętanej ewidentnie zaniedbałem się w lekturze bieżącej prasy katolickiej. Cóż: diabeł kusi. Z pewnym opóźnieniem śpieszę więc podzielić się rewelacjami z kwietniowego numeru „Egzorcysty”, który wziął na swój warsztat proroctwa.

Kolosalne wrażenie zrobił na mnie artykuł pióra księdza Grzegorza Świerszcza. Ksiądz Świerszcz to porucznik Marynarki Wojennej, magister i inżynier w jednym, absolwent elektroniki i łączności Wojskowej Akademii Technicznej, a więc fachowiec jakich mało. Kapłan podjął się próby odpowiedzi na pytanie: „Czy Bóg pragnie naszego cierpienia?”.

Według księdza porucznika przede wszystkim należy odrzucić oskarżanie Boga za cierpienie w kategorii winy. Może być przecież tak, jak zauważa ksiądz porucznik, że wolą Bożą jest, aby ktoś przez chorobę złożył Bogu ofiarę miłości. Mając świadomość, że mniej wyrafinowany czytelnik może tej prostej prawdy nie zrozumieć, autor przywołuje obraz rzemieślnika, który z miłości „tworzy jakieś dzieło, np. rzeźbiarz rzeźbi”. Owo rzeźbienie powoduje zaś ból, bo w procesie tworzenia artysta „musi się zmagać z oporem materiału” i choć „materia nie ma czujnika bólu”, są w niej obecne „jakieś napięcia”.

Pisze ksiądz, że „im większe piękno chcemy uzyskać, im coś ma być doskonalsze, bardziej zahartowane, tym większy ból musimy zadać tej rzeczy. Bóg nie chce bowiem, żebyśmy byli miernotami”.

Czytając to poczułem owe boskie dłuto i ten piekielny ogień. Jak na porucznika marynarki wojennej przystało, zgrabna to racjonalizacja udziału Boga w naszym cierpieniu. Bo boleć po prostu musi. Radość jest w opozycji do Boga. Czym bardziej boli, tym lepiej, bo w bólu zbawienie i Boga zadowolenie.

Droga krzyżowa narodu polskiego

Proponuję też lekturę zawartego w tym samym numerze „Egzorcysty” autorstwa księdza doktora teologii moralnej Pawła Murzińskiego pod tytułem: „Polska jako naród wybrany”. Mowa w nim o uniwersalnym wymiarze miłego Bogu cierpienia: O cierpieniu narodu.

Doktor już na wstępie zauważa, że każdy naród ma się za wybrany. Nie dajmy się jednak temu zwieść. Jak wynika bowiem z analizy autora, owo poczucie wybraństwa, pomijając rzecz jasna Polskę, ma swe źródło w grzechu pychy. Pycha według księdza może obejmować wspólnoty, grupy społeczne, kultury, religie, państwa i narody. I tak powstały między innymi: żydowski mesjanizm, nazistowskie Niemcy oraz islamski dżihad. Z naszym narodem jest na całe szczęście inaczej. Cierpiąca Polska jest bowiem mesjaszem narodów. „Na podobieństwo Chrystusa przechodzi swoją drogę krzyżową, aby jak feniks odrodzić się z popiołów i być zaczynem dla wszystkich narodów w czasach mesjańskich”.

Według poglądu księdza doktora ma to swój sens, gdyż myśl ta „zakłada konieczność współukrzyżowania z Chrystusem, aby potem móc z Nim królować”. Musimy jednak jeszcze podjąć pewien wysiłek. Aby móc „współkrólować z Chrystusem jako naród”, trzeba go najpierw uznać za „Króla Polski”, bo „akt intronizacji” to warunek konieczny, żebyśmy jako naród byli „iskrą dla narodów”. Trzeba się spieszyć, bo proroctwo mówi, że „intronizujemy Pana Jezusa na Króla dopiero wtedy, gdy jako naród staniemy w obliczu zagłady”.

Autor nakazuje czujność w związku z zamętem, który wprowadziło proroctwo służebnicy Bożej Teresy Neuman, która miała powiedzieć przecież, że „Was, Polaków, już nic złego nie spotka, bo już odpokutowaliście za swoje grzechy”. Ksiądz doktor stwierdza, że może i pokutowaliśmy w czasie II wojny światowej zaszłe grzechy, ale w kolejce czekają grzechy nowe. Daje jednak nadzieję, że będziemy łagodniej potraktowani od innych ze względu na naszą jeszcze niewygasłą – jak na standardy Zachodu – wiarę.

Duda powinien płakać przed Bogiem

W numerze nadto wywiad z ojcem paulinem Augustynem Pelanowskim, który skromnie przyznaje, że otrzymuje proroctwa od samego Boga. W jednym z nich Bóg połajał nawet prezydenta Andrzeja Dudę: „powinien płakać przede Mną, a wysłucham go, a nie uśmiechać się do władców zaprzedanych kłamstwu!”

Zagłada jest przecież blisko. Mowa o niej choćby w doniosłym tekście księdza profesora Tadeusza Guza, który na łamach „Naszego Dziennika” podejmuje temat hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Autor z właściwą sobie werwą obnaża zdradę Boga i kościoła, z którą mamy do czynienia.

Zbawienie w salcesonie

Księdza profesora gnębi narracja „globalnego neokomunizmu, zakazującego zabijania zwierząt na pokarm”. Nie może to być! Kapłan zauważa, że „żądanie zakazu zabijania zwierząt dla dobra człowieka jest rewolucyjnym zamachem na wyższość osoby ludzkiej nad zwierzęciem i w konsekwencji drogą do unicestwienia świata”. Według autora Polacy zostali zaczadzeni szkodliwym neokomunistycznym poglądem głoszącym, że przyroda posiada „wspólną z człowiekiem substancję” i staje się pełnoprawnym oraz równorzędnym „podmiotem”. Odtrutką na to szkodliwe myślenie jest, naturalnie, mięcho.

"Dostałem pod choinkę arcyciekawą książkę, "Być jak Hiob", autorstwa ks. Michała Olszewskiego, znanego egzorcysty….

Opublikowany przez Mądrości z Frondy 28 grudnia 2013

Myśl księdza Guza koresponduje niewątpliwie z apoteozą salcesonu, której swego czasu dokonał ksiądz Michał Olszewski. Ten egzorcysta w fundamentalnym dziele Być jak Hiob ostatecznie opisał swoją viktorię nad demonami wegetarianizmu, które przemówiły do niego w trakcie egzorcyzmu jednej z dziewcząt.

Żeby nie uronić choćby zgłoski z tego podniosłego dialogu, przywołuję go za księdzem Olszewskim. A było to tak (pis. org.):

„Kim jesteście?”, a one mówią, że są demonami wegetarianizmu. Rozkazałem im, by wyszły, a one na to, że nie wyjdą. Pytam: „Jakie są przeszkody do wyjścia?”, na co one: „Nie nakarmisz jej mięsem”. Mamy w nowicjacie, gdzie pracuję, dwadzieścia parę świnek, co jakiś czas bijemy świnkę dla siebie na mięso i akurat była świeżo zrobiona kiełbasa. Więc mówię do księdza, który się ze mną modlił: „Mamy trochę swojskiej kiełbaski, przynieś i poczęstujemy te duszki”. Duchy zaczęły krzyczeć: „Nie, nie waż się przynosić kiełbasy”, i mówią do tego księdza: „Bądź człowiekiem, nie idź po tę kiełbasę”. Wtedy mi przyszło do głowy, że jest coś lepszego niż kiełbasa, i mówię: „Salceson przynieś”. Przyniósł ten salceson.

Trzymałem figurkę Matki Bożej z Guadalupe i powiedziałem: „Pod rozkazami Matki Najświętszej macie jeść ten salceson”. Zaczęły jeść, w końcu mówią: „Nie wytrzymamy tego”, i wyszły.

**
Jak więc żyć? – można zasadnie pytać. Cierpieć i jeść salceson.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Nowak
Artur Nowak
współautor książki „Żeby nie było zgorszenia”
Adwokat, wcześniej orzekał w sądzie. Specjalizuje się w sprawach karnych, wielokrotnie w swojej praktyce reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w postępowaniach dotyczących czynów pedofilskich. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia”
Zamknij