Gospodarka

Pytasz, czy wzrost płac zwolni z pracy twoich bliskich. Słyszysz, że jesteś liberałem i masz się „nie zesrać”

rekrutacja-praca-biznesmeni

Zazwyczaj to redakcje wymyślają tytuły tekstów, które piszę, ale ten wymyśliłem sam. Po pierwsze, żeby tekst lepiej się klikał. A po drugie, żeby zwrócić uwagę na problem nadużywania przez najmłodszą lewicę argumentu z incydentu kałowego.

Dyskusje na dość złożone tematy zbyt często załatwia ona (najmłodsza lewica) zbitką „nie zesraj się”, ironiczno-wyższościowym nazywaniem kogoś dzbanem, ewentualnie rzuceniem największej kalumnii: „libka”, czyli nazwaniem kogoś liberałem. Dlaczego o tym wszystkim piszę?

Bo w pierwszej połowie września partia rządząca zapowiedziała wzrost pensji minimalnej do 4 tys. zł brutto. Pułap ten najniższe wynagrodzenia mają osiągnąć najprawdopodobniej w 2024 roku. To ponad 75-procentowy wzrost względem obecnych 2250 zł brutto.

Po pojawieniu się tych zapowiedzi admin (szeroko) znanego w (wąskich) lewicowych kręgach fanpage’a Yrizona – Akuszerowie Nowej Ery napisał post, w którym wyraża obawę, że po tak gwałtownej podwyżce jego rodzina może stracić pracę: „Powiem wam, że boję się relatywnie nagłej podwyżki płacy minimalnej do 4k. Moja rodzina głównie mieszka w małych miejscowościach i są zatrudniani w małych i średnich firmach. Parę członków rodziny już traciło pracę, bo firma upadała i potem szukali pracy w wieku 40–50 lat i z zasiłkiem 600 zł na pół roku. Boję się, że firmy znowu nie wydolą i będzie bezrobocie. Może panikuję, ale się boję. Jakbym miał w rodzinę w Wawie czy w innej metropolii to bym się nie bał” [pisownia oryginalna].

Dość szybko na fanpejdżu pojawiły się komentarze „nie zesraj się”, ewentualnie „przyznaj się, że jesteś liberałem”.

A uj.Powiem wam, że boję się relatywnie nagłej podwyżki płacy minimalnej do 4k.Moja rodzina głównie mieszka w małych…

Opublikowany przez Yrizona – Akuszerowie Nowej Ery Środa, 11 września 2019

Obawy wyrażone przez admina Yrizony nie są jednak pozbawione sensu i naukowych podstaw. A nawet gdyby były, to lewica raczej powinna się w tego typu głosy wsłuchiwać, a nie traktować z buta kogoś, kto je wyraża (no dobra, czasem trzeba, ale należy uważać, żeby w pewnym momencie na placu boju nie pozostać samemu). Zwłaszcza jeżeli ten ktoś jest sojusznikiem lub – tym bardziej – mógłby nim być.

Jak to więc będzie – czy rodzina admina Yrizony straci pracę po dużym podwyższeniu płacy minimalnej?

Żadna rewolucja

Odpowiedzi na te i sporo innych pytań możemy znaleźć w książce Płaca minimalna autorstwa prof. Anny Krajewskiej. Zacznijmy więc od tego, że blisko 15-procentowy wzrost najniższej pensji rok do roku (a z takim mniej więcej będziemy mieć do czynienia, jeżeli Prawo i Sprawiedliwość wcieli w życie swój pomysł) nie jest w Polsce ewenementem.

Z podobnymi (i większymi) wzrostami mieliśmy już do czynienia. W 2000 roku AWS podniósł pensję minimalną o prawie 27 proc., a w 2008 roku rządząca Platforma Obywatelska o 20 proc. Faktem jest, że nigdy nie mieliśmy w Polsce do czynienia z trwającym kilka lat z rzędu wzrostem pensji minimalnej na poziomie 15 proc.

To nie znaczy jednak, że takie rzeczy nie zdarzały się wśród państw Europy Środkowo-Wschodniej. Dlaczego akurat o nich piszę, a nie na przykład o Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Holandii, gdzie płaca minimalna rośnie wolno? Ponieważ w krajach „potransformacyjnych” szybszy wzrost najniższego wynagrodzenia zauważalny jest znacznie bardziej niż w krajach starej Europy, na skutek procesu „urealniania” gospodarek. I tak na Węgrzech średnie tempo wzrostu płacy minimalnej w latach 2000–2017 wyniosło około 15 proc. (tyle, ile PiS zapowiada w kolejnych kilku latach). Tam też mieliśmy do czynienia z rekordowym na skalę europejską jednorazowym wzrostem najniższej pensji – prawie 50 proc. w 2001 roku. Wtedy, według badania przytaczanego przez ekonomistę dra Michała Brzezińskiego, pracę straciło ok. 10 proc. osób zatrudnionych na płacy minimalnej, ale 90 proc. uzyskało 50-procentowe podwyżki.

W Rumunii w tym samym okresie (2000–2017) wzrost płacy minimalnej wyniósł średnio niemal 13 proc., w Bułgarii 11 proc. W tym zestawieniu przed nami jest w sumie 8 państw. Dla Polski średnia w tym czasie wyniosła około 6 proc. A więc to, co zapowiada PiS, nie jest wcale tak potężną i bezprecedensową rewolucją, jak można byłoby wnosić z tonu większości komentarzy.

Płaca minimalna ma pozytywny wpływ na zatrudnienie

Kiedy już umiejscowiliśmy w szerszym kontekście obietnice wyborcze Prawa i Sprawiedliwości, możemy się zastanowić, czy rodzinie admina Yrizony rzeczywiście grozi utrata pracy. Cóż, jeden ekonomista powie, że tak, inny – że nie.

Według badań Bogdana Sucheckiego z 1999 roku na każde 10 proc. wzrostu płacy minimalnej dochodziło do spadku zatrudnienia o 0,76 proc., a w przypadku młodych pracowników o 4,6 proc. Należy jednak pamiętać, że to badanie było przeprowadzane w innych okolicznościach gospodarczych: w bardzo młodej, nieokrzepłej gospodarce rynkowej, silnie podatnej na delikatne fluktuacje ekonomiczno-instytucjonalne.

Dobre miejsca pracy da się zrobić

czytaj także

Jednak prof. Krajewska w swojej książce przytacza szereg innych badań z Polski, które potwierdzają niewielki negatywny wpływ podwyżki najniższego wynagrodzenia na zatrudnienie. Ma on występować szczególnie w momentach dużego wzrostu płacy minimalnej (a z takim będziemy mieć do czynienia, jeśli PiS dotrzyma swoich obietnic) i dotykać osoby z biedniejszych rejonów Polski.

Analiza korelacyjna pokazuje, że wzrost płacy minimalnej jest bardzo nieznacznie skorelowany ze stopą bezrobocia na wsi oraz wśród młodzieży w wieku 15–19 lat. Krajewska powołuje się jednak za chwilę na inne badania, które tego efektu nie potwierdzają, a dodatkowo z niektórymi charakterystykami rynku płaca minimalna jest skorelowana negatywnie. Nie przestawajcie jeszcze czytać – do tego, co to oznacza, przejdziemy za chwilę.

Prof. Krajewska przytacza następujący cytat z raportu Banku Światowego: „Z przeglądu literatury wynika, że chociaż wyniki badań różnią się istotnie, to jednak dominuje wyraźnie ocena, że wpływ płacy minimalnej na zatrudnienie jest zazwyczaj mały lub nieistotny, a w niektórych przypadkach pozytywny”.

Tak, dobrze przeczytaliście, płaca minimalna może mieć pozytywny wpływ na zatrudnienie. Jak to wyjaśnić? Wracamy do wątku urwanego dwa akapity wyżej.

Otóż okazuje się, że wzrost najniższej dozwolonej wypłaty idzie w parze ze spadkiem bezrobocia w grupie osób z wykształceniem gimnazjalnym, podstawowym i niepełnym podstawowym. Krajewska tłumaczy, że takie zjawisko ma swoje źródło w większej opłacalności pracy. Jeżeli jesteś osobą opiekującą się dzieckiem, która ma do najbliższego zakładu pracy kawałek, a więc musi zapłacić za dojazd, to – biorąc pod uwagę utratę zasiłku w wypadku podjęcia pracy – płaca minimalna musi być na tyle duża, żeby ci się po prostu opłacało pracować. I nie ma co tu kiwać paluszkiem na osoby najgorzej zarabiające – sami mamy własne (zróżnicowane) tzw. płace progowe, to znaczy kwoty, poniżej których byśmy nie wstali z łóżka do roboty.

Innym wyjaśnieniem jest efekt mnożnikowy: wyższa płaca minimalna oznacza więcej kasy w portfelach, a to oznacza wyższą konsumpcję. Wyższa konsumpcja oznacza większe zapotrzebowanie na produkty i usługi, a to z kolei zwiększa zatrudnienie.

Dlaczego potrzebujemy gwarancji zatrudnienia

To jeszcze jeden ciekawy fakt. W roku 2003 roku obniżono w Polsce stawki płacy minimalnej dla osób w pierwszym roku pracy zawodowej do 80 proc. i do 90 proc. dla osób w drugim roku pracy zawodowej. Nie spowodowało to wzrostu zatrudnienia wśród osób, których to dotyczyło, za to spowodowało obniżenie ich wynagrodzeń.

Czy rzeczywiście małe firmy są zagrożone przez szybko rosnącą płacę minimalną?

Cóż, małe firemki w ogóle są zagrożone bankructwem. Po 5 latach od powstania nadal funkcjonuje jedynie 30 proc. z nich. Nie jest wykluczone, że do części z tych bankructw dołoży swoją cegiełkę rosnąca płaca minimalna, natomiast większym problemem sporej części tych przedsiębiorstw jest po prostu brak dobrego pomysłu na produkt lub usługę. A więc umowne firemki, w których zatrudniona jest rodzina admina Yrizony, nie zostaną załatwione przez płacę minimalną. Załatwione mogą zaś zostać w wyniku zwykłej gry rynkowej.

Grasz na giełdzie? Oto, dlaczego jesteś frajerem

czytaj także

I tu warto podkreślić jedną rzecz. Funkcją płacy minimalnej jest nie tylko utrzymywanie pensji osób najgorzej zarabiających powyżej tego, co byłby im w stanie zaoferować rynek. Jest to też sposób na wymywanie z rynku przedsiębiorstw, które nie są w stanie zaoferować godnych warunków pracy. Niewielka płaca minimalna może też trzymać całe gospodarki w pułapce niskich pensji.

Oddajmy głos prof. Annie Krajewskiej: „Niskie koszty pracy gwarantują przedsiębiorcom godziwe zyski, ale nie zmuszają ich do wprowadzania innowacji technicznych i organizacyjnych, co utrwala przestarzałą strukturę gospodarki”.

Lenie, wichrzyciele, roszczeniowi awanturnicy – związkowcy

Czy firmy zaczną wypychać ludzi na zlecenia?

Najpierw sprawdźmy, czy rosnąca minimalna w ogóle wypycha ludzi z rynku w szarą strefę. W Polsce płaca minimalna rośnie od 1956 roku, czyli od 63 lat (choć realnie ten instrument rynku pracy ma jakiekolwiek znaczenie dopiero od mniej więcej 30 lat, bo na samym początku transformacji najniższa pensja była ustawiona na tak niskim pułapie, że w praktyce jako narzędzie polityki gospodarczej nie funkcjonowała). W tym samym czasie szara strefa nie tylko nie rośnie wraz z płacą minimalną, lecz maleje.

Bardzo ciekawych danych dostarczają badania Instytutu Badań Strukturalnych nad odsetkiem pracowników pracujących poniżej najniższej prawnie dozwolonej pensji. W Polsce ten odsetek w latach 2003–2012 wynosił średnio 4,7 proc. Sporo, ale znacznie mniej, niż bylibyśmy skłonni sądzić.

Jest jednak coś, co podkreślają niemal wszyscy badacze. Aby płaca minimalna naprawdę spełniała swoją rolę, potrzebna jest siatka instytucji kontrolujących przedsiębiorców, aby jej omijanie nie było dla nich bardziej opłacalne. To właśnie polska instytucja kontrolna – bezzębna, niedofinansowana Państwowa Inspekcja Pracy – jest w tym łańcuchu najsłabszym ogniwem. Nie jest wykluczone, że jej słabość zachęci pracodawców, aby swoich pracowników wysyłali na przykład na umowy o dzieło, których nie obejmuje pensja minimalna.

No ale co z tą rodziną admina Yrizony? Cóż, istnieje bardzo niewielkie prawdopodobieństwo, że stracą pracę na skutek wzrostu najniższych wypłat. Jest kilkadziesiąt razy bardziej prawdopodobne, że po prostu dostaną podwyżki. Pracę mogliby stracić równie dobrze bez podniesienia minimalnej pensji. Zwykłe procesy wolnorynkowe wydają się znacznie skuteczniejsze w doprowadzaniu do bankructwa niż pensja minimalna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kamil Fejfer
Kamil Fejfer
Publicysta ekonomiczny
Publicysta zajmujący się rynkiem pracy i tematyką ekonomiczną. Autor książek: „O kobiecie pracującej. Dlaczego mniej zarabia chociaż więcej pracuje” oraz „Zawód”.
Zamknij