Gospodarka

10 najbogatszych osób w Polsce ma tyle, co 6,8 miliona najuboższych

Jak duże są właściwie nierówności majątkowe w Polsce?

Pierwszą dziesiątkę najbogatszych Polaków i Polek łatwo jest odnaleźć. Rankingi najbogatszych ludzi w Polsce od lat prowadzą „Forbes” i „Wprost”. Według rankingów z ubiegłego roku dziesięć najbogatszych osób w Polsce posiada majątek o wartości pomiędzy 49,7 miliardów zł („Forbes”) a 54,1 miliarda zł („Wprost”). Dla uproszczenia przyjmijmy, że jest to majątek wart 50 miliardów zł.

Jak to się ma do tego, co posiadają osoby najuboższe? Badania dotyczące majątku gospodarstw domowych w Polsce (netto, czyli majątku po odjęciu długów) przeprowadził w 2014 roku Narodowy Bank Polski. Jak z nich wynika, majątek netto wielkości 50 miliardów zł, czyli mniej więcej tyle, ile w rankingach przedstawiane jest jako majątek dziesięciu najbogatszych osób w Polsce, posiada łącznie 22 procent najuboższych gospodarstw domowych w Polsce. To z kolei, zgodnie z informacją przekazaną mi przez NBP, odpowiada grupie około 6,8 miliona osób.

Ile to właściwie jest – 6,8 miliona osób? Sto osób dość łatwo sobie wyobrazić, tysiąc już trochę gorzej. Ale kilka milionów? W całej Warszawie mieszka 1,7 miliona ludzi. Gdyby chcieć zobrazować to liczbą mieszkańców miast, do liczby osób mieszkających w Warszawie trzeba by dodać mieszkańców i mieszkanki Gdańska, Poznania, Krakowa, Wrocławia, Gdyni, Szczecina, Katowic, Lublina, Torunia, Bydgoszczy, Słupska, Elbląga, Rzeszowa, Jeleniej Góry, Koszalina, Sopotu i Olsztyna. Nie oznacza to jednak, że dziesięć najbogatszych osób w Polsce posiada tyle, co mieszkańcy tych miast, lecz tyle, co liczba mieszkańców tych miast. A ponadto chodzi tu jedynie o osoby najuboższe.

Według rankingów z ubiegłego roku dziesięć najbogatszych osób w Polsce posiada majątek wart około 50 miliardów zł.

Dla pełniejszego obrazu dodam, że zgodnie z wynikami badania NBP przeciętny majątek netto w Polsce (mediana) to 257 tys. zł, a 1 procent osób najbogatszych posiada majątek netto o wartości co najmniej 2,8 mln zł. Natomiast majątek osób najbiedniejszych ma często wartość ujemną – tym, co posiadają przede wszystkim, są długi. 5,9 procent społeczeństwa w Polsce posiada majątek o wartości 0 lub ujemny.

Wydajmy jeszcze więcej

Jest coś niezwykłego w tym, że można posiadać majątek o wartości kilku lub kilkunastu miliardów złotych i wciąż chcieć więcej. Załóżmy, że mamy 10 miliardów zł w akcjach spółek i w nieruchomościach. Sprzedajemy to wszystko i mamy teraz do dyspozycji gotówkę. Gdybyśmy chcieli wydać te pieniądze w całości w przeciągu następnych 50 lat, musielibyśmy wydawać dziennie 547 945 zł. Nie miesięcznie. Dziennie. Zapewne przydałby się nam do pomocy mały sztab ludzi, bo wydawanie każdego dnia tylu pieniędzy może być dość wyczerpujące. W weekend również. Nie ma, że święta. Jaką kreatywnością trzeba się tu wykazać!

Proszę pana, nierówności to fakt

czytaj także

Załóżmy, że postanowilibyśmy kupować sobie codziennie mieszkanie. W Sopocie wykupilibyśmy w krótkim czasie wszystko, co jest dostępne na rynku. Trzeba by zacząć kupować mieszkania również w Gdańsku i w Gdyni, oglądać je, podpisywać umowy – to przecież mnóstwo pracy! Lepszym pomysłem wydają się jachty, bo są droższe i można cumować wzdłuż całego wybrzeża Bałtyku. To mogłoby nawet być fajne – jacht w każdym porcie. Potem dwa, a nawet trzy. Tylko kiedy tam jeździć, skoro wciąż trzeba wydawać? Nie można się ociągać! Decydujemy się więc na dodatkowy zakup – co tydzień jeden samochód. Wszystko przez tych paskudnych deweloperów, którzy dali nam zniżkę ze względu na dużą liczbę kupowanych mieszkań, przez co została nam dodatkowa pula pieniędzy do wydania. Teraz trzeba jeszcze te wszystkie mercedesy i lexusy gdzieś zaparkować. Całe życie ma człowiek pod górkę. Na szczęście mamy zespół do pomocy. On to ogarnia, wynajmuje garaże i tak dalej.

Po pewnym czasie okazuje się jednak, że nasz plan – kupić jedno mieszkanie dziennie – ma pewien minus. Po wykupieniu sporej części wolnych mieszkań w Trójmieście odkrywamy, że do naszego biura przychodzą dziesiątki listów od ludzi, którzy mają problem z wynajęciem lub kupieniem mieszkania w Trójmieście i muszą wyprowadzać się do innych miast. Coś się pozmieniało z cenami mieszkań na rynku. Prezydenci trójmiejskich miast patrzą na nas dziwnym wzrokiem. Ale nie będziemy przecież wynajmować mieszkań innym ludziom, bo kupiliśmy je za nasze ciężko zarobione pieniądze. Te wszystkie mieszkania się nam po prostu należą. Są nasze! Kupujemy więc niszczarki do korespondencji, po jednej na każdy pokój w biurze, a maile filtrujemy i kasujemy. Chwilowo problem znika.

List do miliarderów

Minęło pięć lat. Jesteśmy już właścicielami 1825 mieszkań w Trójmieście i w okolicy. Rozszerzamy strefę zakupów na Słupsk i Koszalin. Do tego na parkingach poupychaliśmy 260 samochodów. Idzie całkiem nieźle, choć zdecydowanej większości tych mieszkań nawet nie obejrzeliśmy. Od osoby z naszego zespołu dostajemy jedynie ich zdjęcia na telefon. Do tego już nam się mieszają te wszystkie ulice i lokalizacje. Może kupować to od razu kwartałami albo ulicami? I do tego można by pozmieniać nazwy ulic, dać im nasze nazwisko, żeby było prościej i łatwiej znaleźć na mapie. O, to jest myśl. Teraz panuje chaos – co ulica, to inna nazwa. Kto zajmuje się nadawaniem nazw ulic? Rada miasta. A ile taka rada kosztuje?

Finansujemy więc kampanię wyborczą jednego z komitetów wyborczych, dla pewności kupujemy lokalną gazetę i radio, żeby go lepiej wypromować, i nasi faworyci bez większych problemów zdobywają większość w radzie miasta. Wkrótce potem naszym imieniem i nazwiskiem nazwane zostaje kilkanaście ulic, a jako bonus od naszego imienia zostaje nazwana także cała dzielnica. Nawet ładnie – Marcinkowo.

Dymek: Nierówności, czyli słoń w pokoju

Przed nami jednak wciąż jeszcze sporo pieniędzy do wydania. Pierwszy miliard się już rozszedł, ale to dopiero początek – na koncie zostało jeszcze około 90 procent początkowej kwoty. Zaciskamy zęby i idziemy na masaż, żeby się zrelaksować. Zdejmując marynarkę, powtarzamy sobie, że damy radę. Tymczasem problemy się mnożą, w mediach piszą o nas brzydkie rzeczy: że krezusy, pijawki, kapitaliści bez serca i takie tam. Przydałoby się im tego zakazać. Kto decyduje o takich rzeczach? Sejm. A ile taki Sejm kosztuje?

Tak już musi być?

Gdyby dziesięć najbogatszych osób w Polsce zdecydowało się spieniężyć swój majątek i pozyskać w ten sposób 50 miliardów zł, ile mieszkań mogłyby za to kupić? Przyjmijmy, że średnia cena mieszkania w dużym mieście w Polsce to 5800 zł za 1 m2 (tak, wiem, że w Warszawie mieszkania są droższe, jednak w innych miastach ceny wyglądają inaczej). Załóżmy, że interesują nas mieszkania, które mają trzy pokoje, o powierzchni 56 m2. Daje to koszt 324 800 zł za jedno. W takiej cenie dziesięć najbogatszych osób w Polsce mogłoby kupić 153 940 mieszkania. Dla porównania, w całym Sopocie jest około 19 100 mieszkań.

Duży majątek może ponadto umożliwiać wpływanie na politykę państwa: na kształt konkretnych ustaw – poprzez lobbing – oraz na wyniki wyborów – poprzez finansowanie partii politycznych lub udział osobisty. Przykład? Dopiero co miliarder Donald Trump wygrał wybory na prezydenta USA. Gdyby był jedynie właścicielem małego sklepu w stanie Iowa, byłoby mu o wiele trudniej to osiągnąć, choćby na spotkaniach wyborczych mówił dokładnie to samo. Plany polityczne może mieć także Mark Zuckerberg, również miliarder, choć z innej opcji politycznej.

Mark Zuckerberg kupuje dom nad Biebrzą

Oczywiście, miliarderzy mogą również prowadzić działalność charytatywną, jak Bill Gates, który finansuje zapobieganie zachorowaniom na malarię w Afryce, czy wspomniany Mark Zuckerberg, który wspiera między innymi szkoły. Mogą też jednak korzystać ze swojego majątku na przykład do promowania  sceptycyzmu w kwestii wpływu człowieka na zmiany klimatu, jak bracia Koch, lub wspierać organizację, która sprzeciwia się wprowadzeniu zakazu wydobywania uranu w Wielkim Kanionie w USA (również bracia Koch). Indywidualna filantropia jest cenna, jednak w przypadku ogromnych kwot pojawia się pytanie, na co właściwie te środki zostaną przeznaczone. Czy nie lepiej, by jako wpływy z podatków zostały w demokratyczny sposób rozdysponowane tak, aby było to korzystne z perspektywy całego społeczeństwa?

Można uznać, że tak to jest z kapitalizmem, że takie nierówności społeczne są normalne i tak już musi być. Niech zarabiają, może my też kiedyś dorobimy się takiej fortuny, więc na wszelki wypadek niech państwo się za bardzo nie wtrąca. Można zapłacić jakieś podatki, byle nie za duże, pozwólmy jednak ludziom się rozwijać. Przedsiębiorczość trzeba wspierać, a nie ograniczać biznes. Swoboda gospodarcza nade wszystko. A poza tym czy nie fajnie jest choćby pomarzyć o takim bogactwie?

Można również uznać, że coś tu jest bardzo nie w porządku. Jak to jest, że jedna osoba może zgromadzić ogromny majątek, podczas gdy inni żyją biedzie? Czy nie można tego majątku rozłożyć bardziej równomiernie i sprawiedliwie, aby jak największa liczba ludzi miała szansę na dostatnie życie? Jeżeli wybieramy tę opcję, wówczas można zrobić kilka rzeczy. Po pierwsze można wprowadzić dochód maksymalny, aby zapobiegać powiększaniu się nierówności. Dochód maksymalny nie rozwiązuje jednak kwestii już istniejących różnic w posiadanym majątku. Do tego z kolei służą różne formy podatku majątkowego.

Sposób na nierówności? Globalny podatek majątkowy!

Podatek majątkowy może dotyczyć posiadanych nieruchomości, udziałów w firmach, lokat bankowych, a nawet gotówki. Kwestia jego wysokości jest otwarta – wszystko zależy od tego, czemu ma służyć. Jeżeli jest to tylko sposób na dodatkowe dochody do budżetu państwa, wówczas może być stosunkowo drobny i wynosić jak w Hiszpanii od 0,2 do 3,75 procent rocznie, w zależności od wartości majątku netto oraz decyzji wspólnoty autonomicznej (rejonu kraju). Jeżeli jednak jego celem miałoby być wyrównanie nierówności, wówczas powinien być wyższy, aby na przestrzeni powiedzmy kilkudziesięciu lat doprowadzić do zmniejszenia rozwarstwienia majątkowego. Dobrze byłoby także, aby środki z podatku majątkowego trafiały na jakiś konkretny cel, jak opieka zdrowotna, programy dla najuboższych czy inwestycje w odnawialne źródła energii.

Do rozważenia jest także wprowadzenie majątku maksymalnego. Można bowiem ustalić, że jedna osoba w Polsce może posiadać majątek netto – obejmujący wszystko łącznie, od stanu konta w banku, poprzez budynki, samochody, żaglówki, aż po grunty rolne – w kwocie nie większej niż na przykład 10 milionów zł. Przy takiej jego wielkości limit majątku maksymalnego dotyczyłby w Polsce mniej 1 procenta osób. Oczywiście, wysokość takiego limitu powinna być ustalana na demokratycznych zasadach i może być on związany z wysokością majątku najuboższych.

Stiglitz: Prawdziwa cena nierówności społecznych

Za normalne uważa się dziś, że majątek można powiększać w nieskończoność, bez ograniczeń. Za normalne można jednak uznać również to, że powinny obowiązywać pewne limity dotyczące wielkości majątku i dochodów, bo warto zapobiegać powstawaniu nierówności społecznych. Że wartością dla nas, jako społeczeństwa, jest troska o dobro wspólne. W którym kierunku chcemy pójść?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij