Piotr Kuczyński

Macron ma więcej programów niż pralka. Ale rynki to kochają

Tym razem w swoim comiesięcznym komentarzu napiszę więcej o rynkach finansowych, ale od dawna nie da się o tym pisać, nie zahaczając o politykę. Tym razem jednak nie o politykę polską chodzi – chodzi oczywiście o to, co stało się 23 kwietnia we Francji. A doszło tam do wyborczej niespodzianki.

Tak, nie mylę się. Po blamażu kolejnych „sondażowni”, czy to badających preferencje głosujących w referendum w sprawie Brexitu, czy wyborów prezydenckich w USA, obawiano się, że i we Francji wynik będzie podobny. Tak się nie stało – sondaże dokładnie przewidziały wynik wyborów. Być może dlatego tak dokładnie, że aż 80 procent Francuzów poszło do wyborów. Taka frekwencja jest dla Francji normalna –możemy im tylko pozazdrościć.

Wygrana Emmanuela Macrona w pierwszej turze i drugie miejsce Marine Le Pen doprowadziło do wybuchu euforii na europejskich rynkach akcji. Francuski CAC-40 w powyborczy poniedziałek zyskał ponad cztery, a niemiecki XETRA DAX ponad trzy procent. Spokojniej było na Wall Street czy na GPW, ale i tutaj indeksy zyskały.

Giełdowi gracze (inwestorzy, jak ktoś woli) zapomnieli o wszystkich zagrożeniach i kupowali akcje jak szaleni. To prawda, że sondaże w drugiej turze wciąż dają Emmanuel Macron około 20-punktową przewagę nad Marine Le Pen i niezwykle mało prawdopodobne jest, żeby nie został on prezydentem Francji. Jednak nie jest tak, że prawdopodobieństwo jego przegranej jest zerowe.

Przez dwa tygodnie wiele się może wydarzyć i bardzo wątpię, żeby sztab Marine Le Pen nie miał w zanadrzu jakiejś niespodzianki. Poza tym, jeśli prawdą jest zaangażowanie rosyjskich służb/trolli w wybory w USA i we Francji, to ten czynnik też może odegrać większą rolę. Mniejsze znaczenie miałby atak terrorystyczny, o ile nie byłby naprawdę potężny.

Radykalizacja islamu czy islamizacja radykalizmu? [Wybory we Francji]

Ale i bez tego możliwe są niespodzianka. Macron nie jest dziewicą polityczną i biznesową – jest członkiem elity francuskiej, milionerem, byłym ministrem gospodarki w socjalistycznym rządzie i z cała pewnością jakiegoś trupa w szafie chowa. Warto przypomnieć sobie losy przegranego w tych wyborach François Fillona. Był przez długi czas pewniakiem w wyścigu prezydenckim. Wystarczyło, że media dobrały mu się do skóry (setki tysięcy euro wypłacane członkom rodziny z funduszy publicznych za niewykonywaną pracę), żeby przegrał z kretesem.

Pamiętać też trzeba o tym, że Macron nie dysponuje zdyscyplinowaną partią. Jego ruch En Marche, powołany do życia rok temu (6 kwietnia 2016), to na razie nic innego jak pospolite ruszenie. Macron wykorzystał to, że jest młody (39 lat), ma dobry wygląd i charyzmę. Ulokował się też między klasyczną lewica i prawicą czerpiąc różne pomysły z obu podręczników takich, klasycznych partii. Partii, które po raz pierwszy od 60 lat nie rozdawały kart w tych wyborach i były największymi przegranymi. Nawiasem mówiąc – to czerpanie z różnych prądów, ta eklektyczność Macrona prowadzi do stawiania mu zarzutów o brak prawdziwego, spójnego programu. Jego krytycy twierdzą złośliwie, że ma on więcej programów niż pralka.

Taka euforia rynków finansowych pokazała, jak płytko rozumują giełdowi gracze. Przecież wystarczyło wczytać się w wyniki wyborów, żeby zobaczyć, że wśród głosujących na Marine Le Pen (narodowy socjalizm raczej niż skrajna prawica) i na Jean-Luc Mélenchona (skrajna lewica) około połowę stanowią młodzi wyborcy (poniżej 24 lat). Poza tym blisko połowa Francuzów głosowała przeciwko elitom (elektorat Mélenchona i Le Pen – Macron to jednak nadal elita).

Brexit i Trumpa może jakoś przetrwamy. Jej już nie

Pytanie tylko, czy będzie tak, jak w Polsce, gdzie młodzi głosują na Janusza Korwina-Mikke, a potem dorastają i głosują na inne ugrupowania? A może tym jednak będą wybierali skrajności? Jeśli w drugiej turze wyborów rzeczywiście wygra Macron i zawiedzie oczekiwania wyborców, z całą pewnością do tego dojdzie. Ale tym rynki finansowe będą się martwiły za kilka lat.

Są jednak i wcześniejsze obawy, o których większość zdaje się nie pamiętać. Niedługo powinniśmy się zacząć martwić wynikami parlamentarnymi we Francji (11 i 18 czerwca). Ruch Macrona (En Marche) wcale nie musi tych wyborów wygrać (nie ma utrwalonych struktur). Macron co prawda desygnuje premiera, ale to nie znaczy, że dostanie poparcie parlamentu. A nawet jak je dostanie, to wcale nie jest pewne, że uda mu się utworzyć koalicję, która jego propozycje będzie przeprowadzać przez parlament.

Tym zaś rynki będą się martwiły w drugiej połowie maja. Na razie wszyscy świętują i czekają na drugą turę wyborów prezydenckich (7 maja) oraz na obiecane dopiero co przez Stevena Mnuchina, sekretarza skarbu USA, szczegóły planu reformy podatkowej, którą Donald Trump zapowiadał jeszcze przed wyborami i zamierza zrealizować ją wkrótce.

Mam wrażenie, że po 7 maja wrócimy do obserwowania przede wszystkim tego, co będzie się działo w USA, a wybory parlamentarne we Francji będą wpływały na zachowanie rynków tak, jak będą im pokazywały kierunek sondaże polityczne. W każdym razie warto też pamiętać, że rozpoczynamy dość interesujący miesiąc, jako że czasem sprawdza się przysłowie „sell in May and go away” (w maju sprzedaj i uciekaj). Po tak długiej hossie na rykach zagranicznych może pojawić się pokusa realizacji zysków.

W V Republice coś się skończyło

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij