W pierwszych latach XXI wieku bycie singlem lub singielką powróciło do łask i zamiast być postrzegane jako alternatywne i buntownicze, stało się modne. W tym czasie liczba singielek rosła, a media oraz korporacje nie mogły ich już dłużej ignorować, więc poddały je burżuazyjnej, kapitalistycznej metamorfozie i zaczęły namawiać do nadmiernej konsumpcji.
Zastanawiam się, czy nie jesteśmy właśnie świadkami narodzin nowego pokolenia, pokolenia Barbie, pokolenia kobiet, które nie szukają związku za wszelką cenę, tylko wolą spędzać czas same lub ze swoimi przyjaciółkami i przyjaciółmi. Gdy film się ukazał, wiele kobiet z dumą ogłaszało w mediach społecznościowych, że opuściło swoich mężczyzn, co odczytuję jako oznakę trendu.
*Do podobnych wniosków skłania mnie popularność książek i podcastów skupiających się na problemach związków heteroseksualnych, radości płynącej z życia w pojedynkę i potrzebie przyjaźni, a przykładem tego są: Le Coeur sur la table (Serce na stole) Victoire Tuaillon, Wymyślić miłość na nowo Mony Chollet, La chair est triste hélas (Niestety ciało jest smutne) Ovidie czy All the Single Ladies (Wszystkie singielki) Rebekki Traister, Big Friendship Aminatou Sow i Anny Friendman (bestsellerowych autorek „New York Timesa”) oraz wiele artykułów na temat przyjaźni opublikowanych w jakże poważnym amerykańskim magazynie „The Atlantic” czy na portalu brytyjskiej korporacji medialnej BBC.
To przewartościowanie dotyczące bycia singlem lub singielką (tymczasowo lub na stałe) jest owocem pracy feministek, które już od XVIII wieku opowiadały się za życiem w pojedynkę, wolną miłością i tym, co współcześnie nazywamy politycznym lesbianizmem. To one wywalczyły prawa, dzięki którym kobiety mogły stać się niezależne, jak na przykład prawo do rozwodu czy posiadania konta bankowego (we Francji stało się to dopiero w 1965 roku, cztery lata po narodzinach piosenkarki Mylène Farmer!).
Duma i emancypacja
Ważną rolę odegrały także wspólnoty anarchistyczne, hippisowskie i queerowe. To dzięki nim wiemy, że możliwe są inne style życia, które wychodzą poza stereotypowy model pary. W pierwszych latach XXI wieku bycie singlem lub singielką powróciło do łask i zamiast być postrzegane jako alternatywne i buntownicze, stało się modne.
W tym czasie liczba singielek rosła (między innymi dlatego, że średni wiek zawierania małżeństw spadał, a liczba rozwodów rosła), a media oraz korporacje nie mogły ich już dłużej ignorować, więc poddały je burżuazyjnej, kapitalistycznej metamorfozie i zaczęły namawiać do nadmiernej konsumpcji. Promowano nowy model singielki, zgodnie z którym kobiety żyjące w pojedynkę powinny gromadzić przygody seksualne z mężczyznami (lesbijki i kobiety biseksualne nie przebijały się jeszcze wtedy do świadomości mediów i kapitału…), zabawki erotyczne (a przypominam, że w tamtych czasach niektóre z nich potrafiły wybuchać), buty (w jednym z odcinków Seksu w wielkim mieście Carrie ogłasza swoim przyjaciółkom, że sama weźmie ze sobą ślub, a w prezencie kupi sobie buty marki Manolo Blahnik), pierścionki (sklepy jubilerskie obok pierścionków zaręczynowych zaczęły ofertować pierścionki celebrujące kobiecą niezależność).
czytaj także
Od tej pory bycie singielką z wyboru zaczęło być równie wyzwalające co stosowanie tamponów marki X, gdy wykonujemy ćwiczenia fizyczne podczas okresu, albo uprawianie przygodnego seksu, by udowodnić, że jest się cool. Innymi słowy, oferowało kobietom emancypację, z której nadal korzystali mężczyźni i kapitalizm.
Tymczasowe bycie singielką zostało tak znormalizowane, że kompletnie zniknęło z dyskursu. Powróciło dopiero wraz z odrodzeniem się feminizmu, a szczególnie wraz z ukazaniem się w 2018 roku Czarownic Mony Chollet. Zaczęto wtedy mówić o ruchu „singlopozytywności” (single positivity movement) i o sologamii, czyli o małżeństwie z samym sobą. Głośno zrobiło się o Emmie Watson, która woli używać określenia „samopartnerka” (self-partnered), a nie singielka. Życie w pojedynkę stało się przedmiotem raczej dumy niż wstydu, dowodem prawdziwej emancypacji.
Związek? Nie, dzięki
Historie singielek zaczęto przedstawiać jako źródło inspiracji. Pod warunkiem że dotyczyły kobiet białych i bogatych. Kobiety ubogie i urasowione nadal postrzegano jako gorsze. To ich rzekoma niezdolność do wychowania dzieci – zdaniem wielu francuskich polityków – była odpowiedzialna za zamieszki, do których doszło po śmierci Nahela Merzouka. Według socjolożek Marie Bergström i Géraldine Vivier w społeczeństwie wciąż panuje przekonanie, że na życie w pojedynkę skazane są kobiety biedne, grube i z niepełnosprawnościami, mimo że w rzeczywistości co druga pracownica fizyczna i umysłowa twierdzi, że jest singielką z wyboru, w porównaniu do jednej na cztery kobiety na stanowisku kierowniczym.
Pomimo klasizmu, nieugiętej mizoginii i zawłaszczenia przez kapitalizm życie w pojedynkę nie przestaje być rewolucyjne. Osoby młode, następcy pokolenia Bridget, nie traktują już związku jako czegoś koniecznego. Z wyjątkiem gimnazjalistów i gimnazjalistek, którzy i które bycie w parze nadal uznają za rytuał przejścia, osoby poniżej 25. roku życia, niezależnie od swojej orientacji seksualnej i romantycznej, patrzą na związek nieco bardziej krytycznym okiem.
czytaj także
Pokolenie to nie odrzuca idei przywiązania, ale nie godzi się już na tradycyjną grę w związek i przestrzeganie norm społecznych, które im nie odpowiadają. Według BBC młodzi ludzie są teraz bardziej pragmatyczni, żądają więcej wolności oraz elastyczności i „znajdują nowe sposoby na zaspokojenie swoich życiowych pragnień i potrzeb”.
Upadek mitu
Jednym z nich jest situationship – nowy rodzaj nieformalnej relacji, która znajduje się w szarej strefie gdzieś pomiędzy przyjaźnią (friendship) a relacją miłosną (relationship). Situationship określa więź emocjonalną i seksualną, a przynajmniej fizyczną, która z założenia nie musi być długotrwała. Ma rację bytu, dlatego że jest dostosowana do aktualnych potrzeb obu zainteresowanych stron. Jej przykładem może być relacja między dwojgiem ludzi, którzy chcą zachować niezależność i możliwość indywidualnej zmiany miejsca zamieszkania po ukończeniu studiów i znalezieniu pierwszej pracy.
Dzięki temu, że situationship jest z założenia tylko tymczasowy, nie podlega on tym samym normom społecznym co tradycyjny związek, takim jak przechodzenie przez klasyczne etapy tworzenia relacji czy monogamia. Specyfika tego układu zależy od potrzeb osób nim związanych, więc charakteryzuje się zróżnicowanym stopniem zaangażowania, bliskości oraz rutyny.
czytaj także
W 2020 roku Lisa Wade, profesora socjologii na Uniwersytecie Tulane’a w Stanach Zjednoczonych, przeprowadziła ponad 150 wywiadów z uczestnikami i uczestniczkami studiów licencjackich. Zauważyła, że pokolenie Z (czyli osoby urodzone w latach 1997–2010) coraz dłużej zwleka z formalizowaniem swoich związków i preferuje „relacje zmieniające się w miarę upływu czasu”. Kiedy powstawało to badanie, koncepcja situationship dopiero raczkowała, ale zaledwie cztery lata później stała się powszechna zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i we Francji. Zdaniem niektórych jej popularność wynika z naszej rosnącej niezdolności do zaangażowania się i potinderowej tendencji, by ciągle szukać kogoś lepszego. Może jest w tym ziarnko prawdy, ja jednak sądzę, że szeroka skala tego zjawiska związana jest z pragnieniem wolności i upadkiem mitu miłości romantycznej.
*
Fragment książki Postromantyczność. Jak uratować miłość, która ukazała się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Tłumaczenie: Juliette Solska
**
Aline Laurent-Mayard – francuska niezależna dziennikarka, twórczyni podcastu Free from Desire oraz Bienvenu·e Bébé. W swojej pracy porusza między innymi tematy aseksualności i aromantyczności oraz samodzielnego rodzicielstwa.