Przed ostatnimi wyborami Norwegię podzielił spór o podatek majątkowy. Stroniący od danin bogacze wpompowali wielkie kwoty w przekonywanie, że podatek niszczy gospodarkę.
Kilka dni przed wyborami parlamentarnymi 8 września każda podświetlana reklama w metrze w Oslo mówiła to samo: „To twoje pieniądze. To twój kraj. Głosuj na prawicę. Nie pozwól, by Partia Pracy, Socjalistyczna Lewica i komuniści z Rødt decydowali o tobie”.
Media ujawniły, że za kampanię zapłacił miliarder Christen Sveaas. Przed końcem roku przekazał też 10 milionów koron (3,6 mln zł) prawicowej, populistycznej Partii Postępu (FrP). Jest ich największym indywidualnym sponsorem i figuruje pod nazwą swojej firmy. Ale partia przyjmuje również anonimowe datki. Dużo anonimowych datków.
Przedsiębiorcy sypnęli też groszem na reklamy w gazetach i w sieci. Ba, doczekaliśmy się nawet protest songu na LinkedIn (a gdzież indziej). „Nie przyjeżdżaj do Norwegii/ tu cię tak opodatkują/ że zbiedniejesz/ a gdy nic ci już nie zostanie/ dowalą ci jeszcze trochę” – śpiewa rzewnie pewien konsultant biznesowy, po angielsku oczywiście, do swoich przyjaciół przedsiębiorców zagranicznych.
Czułam przymus wdzięczności. Nie skarżyć się, tylko dziękować Norwegii
czytaj także
Po drugiej stronie frontu mamy tych, którymi straszą plakaty w metrze.
Jeden z kandydatów Rødt (Czerwień) publikuje na Facebooku swoje zdjęcia w stroju Robin Hooda, te z przedszkola i obecne. A szefowa Socjalistycznej Lewicy z dumą prezentuje na Instagramie „ścianę hańby” w swoim biurze, gdzie wiesza wypowiedzi bogatych Norwegów, którzy wyprowadzili się za granicę, by uniknąć podatku majątkowego w Norwegii i „z tułaczki” w Szwajcarii opowiadają o „podatkach-potworach” i Norwegii jako „Związku Radzieckim”.
Z szablą na podatek majątkowy
Ku zdziwieniu, a czasem przerażeniu niektórych, cała norweska scena polityczna została podzielona w tych wyborach na lewicę i prawicę właśnie wzdłuż linii sporu o podatek majątkowy. Bo czy to taki chwytliwy temat, skoro podatek płaci tylko 16 proc. dorosłych, a dla większości z nich jest on i tak bardzo niewielki?
Obecnie stawka podatku majątkowego w Norwegii wynosi 1 proc. dla majątku powyżej 1,7 mln koron (ok. 625 tysięcy PLN) i 1,1 proc. dla tych szczęśliwców, którzy zgromadzili ponad 20,7 mln koron.
Podatek pobiera się co roku, a oblicza dodając wartość nieruchomości, oszczędności, ewentualnych przedsiębiorstw, inwestycji i akcji – a następnie odejmując długi.
Trudno uniknąć podatku po przekroczeniu progu, to o wiele trudniejsze niż ukrycie dochodu. Dlatego zwolennicy widzą w nim fundament progresywnego systemu podatkowego, który przyczynił się do stworzenia jednego ze społeczeństw o najmniejszych nierównościach. Jego przeciwnicy uważają to za zwiastun śmierci biznesu, zdławienie, „innowacji” i zaproszenie do emigracji podatkowej.
Czy to znaczy, że Norwegia przestaje być krajem egalitarnym, który Thomas Piketty prosił o „wskazywanie światu drogi” w kwestii podatków i niwelowania nierówności? W krainie płynącej ropą nierówności rosną, coraz więcej dzieci dorasta w ubóstwie, rośnie jednocześnie sprzedaż luksusowych samochodów sportowych. Tymczasem części elit odwidziało się łożyć na państwo opiekuńcze.
Jeszcze lewica nie zginęła
Jeszcze niedawno zapowiadało się, że po poniedziałkowych wyborach w Norwegii dojdzie do zmiany rządu z centrolewicowego na prawicowy. Po raz pierwszy w historii kraju od jesieni zeszłego roku do końca lutego w sondażach prowadziła prawicowa, populistyczna Partia Postępu. Jednak choć FrP dostała historycznie wysokie poparcie przy urnach i będzie największą partią opozycji, to wybory wygrała Norwegia progresywna.
Gdy ustalimy granicę bogactwa, będzie nas stać na luksus publiczny
czytaj także
Największa jest Partia Pracy (28 proc. głosów i 54 miejsca w Stortingu), która zbudowała Norwegię po drugiej wojnie światowej, a dziś rozpoczyna rozmowy koalicyjne. Robin Hoodowi i Partii Rødt poszło w wyborach najlepiej od jej narodzin w 2007 roku – dzięki 5,3 proc. głosów wprowadzi do parlamentu 9 osób.
Marsz marsz Piketty
Ale wróćmy do kwestii podatku majątkowego, który rozpalił debatę wyborczą.
Utrzymać? Obniżyć? Znieść całkowicie? Populiści z Partii Postępu są za całkowitym zniesieniem. Inne, bliższe centrum partie prawicowe opowiadają się za likwidacją części podatku, na przykład od akcji.
Zwycięska Partia Pracy ogłosiła typowe dla siebie salomonowe rozwiązanie: będziemy się temu szczegółowo przyglądać, zapytamy ekspertów, zbadamy.
Premier Jonas Gahr Støre, który będzie rządził drugą kadencję, to dumny czytelnik Piketty’ego. Pozowali razem do zdjęć już w 2014 roku, gdy ekonomista przyjechał do Norwegii promować Kapitał w XXI wieku, w którym proponuje rozwiązać problem nierówności poprzez, no właśnie, progresywny podatek od majątku.
Dotychczas francuski intelektualista chwalił Norwegię. Ale proponuje też, by podatek majątkowy był globalny, by nie można by było przed nim uciec do Szwajcarii. Tymczasem świat idzie w odwrotną stronę i w ostatnich dekadach taki podatek raczej się redukuje lub usuwa, a nie wprowadza.
Po szwedzkim zaborze
Polska podatek majątkowy wprowadziła w 1924 roku wraz z reformą Grabskiego. Norwegia zaczęła go pobierać od określonego progu bogactwa już w 1892 r., czyli jeszcze zanim uniezależniła się od Szwecji.
Dziś należy do ekskluzywnego klubu trzech europejskich państw, które utrzymują podatek majątkowy, razem z Hiszpanią i Szwajcarią. Uzupełniają go kraje takie jak Francja, Włochy, Belgia i Holandia, które pobierają podatek majątkowy od pewnego rodzaju własności.
W 2007 roku z podatku zrezygnowali za to Szwedzi. W ostatnich tygodniach, podczas gorączkowej debaty w Norwegii think tank Agenda przyjrzał się bliżej konsekwencjom tej decyzji politycznej Sztokholmu.
czytaj także
Jakie są skutki po 18 latach? Jak konkluduje Agenda – była to dla Szwecji bardzo kosztowna decyzja. Państwo straciło ogromne dochody podatkowe, podczas gdy liczba miejsc pracy, które udało się w ten sposób uratować, była znikoma.
Tymczasem w Norwegii dochody z podatku rosną. Dzięki zmianom wprowadzonym przez Partię Pracy po dojściu do władzy w poprzednich wyborach, łączna kwota zebrana z podatku majątkowego wzrosła z 18 miliardów koron w 2021 r. do 32 miliardów w 2024 r. Prognozy na ten rok są jeszcze bardziej atrakcyjne: 34 miliardy koron, czyli ponad 13 miliardów zł.
Biją w tarabany
W 2022 r. zmiany podatkowe skłoniły niektórych bogaczy do spakowania walizek. Według gazety finansowej „Dagens Næringsliv”, kraj opuściło ponad 30 miliarderów i multimilionerów. Wśród nich znalazł się potentat przemysłowy Kjell Inge Røkke, czwarty najbogatszy Norweg, który przeprowadził się do Szwajcarii.
Mímir Kristjánsson, Robin Hood z Rødt, napisał o tym exodusie książkę Pomocy! Uciekają do Szwajcarii! Opisuje ona rosnącą władzę norweskich miliarderów, również na poziomie debaty publicznej, i podpowiada lewicy, co może zrobić, by znów przejść do ofensywy.
W 2022 r. obawiano się utraty wpływów podatkowych i ciosu dla gospodarki, ale trzy lata później jest jasne, że skutki ucieczki miliarderów były bardzo ograniczone.
We właśnie zakończonej kampanii wyborczej czarnowidztwo wobec podatku majątkowego i katastroficzne narracje o tym, do czego on rzekomo prowadzi, uderzyły z nową siłą – napędzane milionami, którymi elita biznesowa Norwegii dofinansowała kampanie poszczególnych partii.
Jednak kiedy „Dagens Næringsliv” zaczęła sprawdzać fakty, niewiele zostało z apokaliptycznych wizji snutych za pieniądze elity. Wbrew jej narracji Norwegia jest w światowej czołówce pod względem produktywności, a nie na szarym końcu. Wzrost wydajności utrzymuje się na poziomie porównywalnym z innymi krajami. Wielkość sektora publicznego pozostaje względnie stabilna, a całościowy poziom podatków nie różni się znacząco od Finlandii, Danii czy Szwecji.
czytaj także
Dziennikarski fact checking oburzył bogaczy. „I ty, Brutusie?” – zdawali się zwracać do „Dagens Næringsliv”, nazywając gazetę „antybiznesową”. Zaczęli też rezygnować z prenumerat i namawiać innych, bo zrobili to samo.
4 września, cztery dni przed wyborami, redaktorka lewicowej gazety „Klassekampen” Mari Skurdal napisała:
„W tej chwili partie prawicy mają problem, bo rozpadająca się narracja o podatku majątkowym wysysa całe powietrze. Trudno bowiem być w sojuszu z rozgrzaną do czerwoności elitą biznesową, której jedynym celem jest uniknięcie jakiegokolwiek podatku – i która nie znosi, gdy w przestrzeni publicznej pojawiają się niewygodne fakty”.
Były to prorocze słowa. Wygrał Robin Hood. A egalitarna Norwegia? Jeszcze nie zginęła.