Świat

„Totalandia”: kolonialny wyzysk Afryki przez koncerny nigdy się nie skończył

Wynajęta przez wielki koncern armia terroryzuje lokalną ludność, torturując i zabijając dziesiątkami, jeśli nie setkami. Czy to scenariusz dystopijnego SF? Nie, to rzeczywistość we współczesnym Mozambiku, gdzie TotalEnergies wydobywa gaz ziemny. Stanowi to wyjątkowo jaskrawy, lecz nie jedyny przykład wciąż trwającego wyzysku Afryki.

Kraje afrykańskie uzyskały formalną niepodległość kilkadziesiąt lat temu, ale większość z nich do dzisiaj nie zdołała się uwolnić od wyzysku ekonomicznego ze strony zagranicznych koncernów. Jeśli chodzi o własność surowców i złóż, to pod wieloma względami sytuacja wręcz pogorszyła się w ostatnich dekadach – za sprawą wymuszonych liberalizacji i prywatyzacji, które służyły przede wszystkim interesom międzynarodowego kapitału.

Dało to w praktyce wolną rękę wielkim koncernom naftowym, narzucającym warunki afrykańskim partnerom i zarządzającym swoimi inwestycjami w atmosferze absolutnej bezkarności. Wyjątkowo ostrym tego przejawem stały się ostatnio poczynania francuskiego TotalEnergies w Mozambiku i towarzyszące temu wydarzenia, niedawno szczegółowo opisane w reportażu Politico.

Jak rozśmieszyć nafciarza? Łatwizna. Powiedz mu, że walczysz o klimat

„Totalandia”, czyli twierdza francuskiego koncernu

Złoża gazu ziemnego w dawnej portugalskiej kolonii są na tyle duże, że TotalEnergies uruchomiło wart 20 miliardów dolarów projekt ich wydobycia i porozumiało się z lokalnymi władzami w kwestii wydelegowania do ochrony inwestycji oddziału 700 żołnierzy, opłacanych i zaopatrywanych bezpośrednio przez Total. Wojskowe wsparcie, stacjonujące w zbudowanej przez francuski koncern „twierdzy” (nazywanej przez miejscowych Totalandią), jest niezbędne ze względu na aktywność islamistycznych rebeliantów w regionie. W 2021 roku dokonali oni masakry tysiąca ludzi, a TotalEnergies znalazło się z jej powodu pod lupą francuskiej prokuratury, ponieważ wobec firmy padły oskarżenia o zaniedbanie bezpieczeństwa zatrudnionych przez nią kontrahentów.

To jednak dopiero początek zarzutów kierowanych pod adresem TotalEnergies. Opłacani przez koncern żołnierze nie tylko otaczali większą opieką kosztowną infrastrukturę niż życie okolicznych mieszkańców, ale również sami dopuścili się zbrodni. Grupa ok. 200 mieszkańców pobliskich wiosek szukała schronienia u mozambickiej armii, lecz na terenie Totalandii spotkały ich wyłącznie oskarżenia o współpracę z islamistami, uwięzienie w przegrzanych metalowych kontenerach, głód, tortury, gwałty i śmierć. Ostatecznie trwającą trzy miesiące niewolę przeżyło zaledwie 26 osób.

TotalEnergies stanowczo odcina się od zbrodni dokonanej na terenie inwestycji przez żołnierzy działających na jej zlecenie. Wypada jednak zapytać, jaki zysk miejscowa ludność będzie miała z wartego dziesiątki miliardów projektu, skoro na bezpieczeństwo na pewno nie wpływa on pozytywnie. Otóż zagraniczny koncern zgodził się oddać mozambickiej prowincji 0,4 proc. zysków z projektu wydobywczego położonego na jej terenie. Ma to wynagrodzić już dokonane przesiedlenia i nieuniknione przyszłe szkody środowiskowe.

Prezes TotalEnergies nie ukrywa, że za inwestycjami w Afryce przemawia przede wszystkim ich niski koszt. Na Zachodzie koncernom naftowym grożą olbrzymie kary za nieprzestrzeganie prawa lub zanieczyszczenie środowiska. Tymczasem w Nigerii brytyjsko-holenderski Shell jest odpowiedzialny za dziesięć tysięcy wycieków ropy i śmierć protestujących przeciwko dewastacji przyrody aktywistów, a żadna kara jeszcze go za to nie spotkała. To nie wyjątek, lecz reguła – zagraniczne koncerny wydobywcze mogą z czerpać z Afryki ogromne zyski, będąc wolnymi od jakiejkolwiek odpowiedzialności. Co więcej, w ostatnich dekadach sytuacja Afrykańczyków zmieniała się głównie na gorsze.

Shell wycofuje się z Nigerii. Ucieka przed wyrokami?

czytaj także

Jak Afryka oddała kontrolę nad swoimi złożami

Gdy byłe kolonie wybijały się na niepodległość, jednym z głównych celów ich liderów było uzyskanie kontroli nad przemysłem wydobywczym i strategicznymi sektorami gospodarki, co nieraz prowadziło do konfliktów z europejskimi mocarstwami. Nacjonalizacja kanału sueskiego przez Gamala Abdela Nasera sprowokowała angielsko-francuską inwazję, ale Egipt wyszedł z tej próby zwycięsko. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia – premier Ghany Kwame Nkrumah i prezydent Burkiny Faso Thomas Sankara przypłacili życiem politykę nazbyt niezależną od zachodnich mocarstw.

Zasadniczo większość państw afrykańskich zdołała jednak znacjonalizować firmy wydobywcze, a one stały się motorami napędowymi licznych postkolonialnych gospodarek, przynajmniej przez pewien czas. Na ogół dosyć krótki, co można tłumaczyć dwojako. Pierwsze tłumaczenie wskazuje na czynniki makroekonomiczne, takie jak globalne spowolnienie gospodarcze w następstwie kryzysu paliwowego lat 70., połączone z drastycznymi spadkami cen surowców kluczowych dla eksportu większości afrykańskich gospodarek, co ostatecznie wywoływało spirale zadłużenia, pogarszane dodatkowo przez nową politykę monetarną USA.

To nie była jednak interpretacja przyjęta przez międzynarodowe organizacje finansowe w latach 80. i 90. Źródeł kryzysu szukały one w lokalnej korupcji i państwowym zarządzaniu gospodarką, które zgodnie z duchem epoki uznawano za z zasady hamujące rozwój. Recepta miała być prosta: liberalizować politykę i prywatyzować państwowe firmy wydobywcze.

W praktyce prowadziło to do ich oddania w ręce obcych koncernów, ale afrykańskie państwa nie miały wyboru – od tego Bank Światowy uzależniał „pomoc” zadłużonym i pogrążonym w kryzysie gospodarkom. Chociaż międzynarodowe organizacje finansowe w niektórych aspektach zdążyły porzucić tego typu neoliberalną ortodoksję, Afryki to nie dotyczy. Udzielone w ostatnich latach pożyczki wciąż miały na uwadze głównie interesy wielkich koncernów.

Kolonializm we współczesnym wydaniu

Między 2016 a 2021 rokiem w 58 projektów wydobywczych w Afryce zainwestowano łącznie 132 mld dolarów. Aż 86 proc. funduszy pokryli inwestorzy zagraniczni, głównie z krajów Zachodu, a nieco rzadziej Dalekiego Wschodu. Naturalnie, nie jest to bezinteresowna pomoc rozwojowa – w zamian obce koncerny otrzymują pełną kontrolę nad złożami, lwią część zysków, a nierzadko także wpływy dalece wykraczające poza zwykłe relacje biznesowe. Swego czasu serwis WikiLeaks ujawnił, jak bardzo wspomniany wcześniej koncern Shell podporządkował sobie całe nigeryjskie państwo, korumpując polityków, szpiegując ich i podejmując za nich kluczowe decyzje, co nie jest jedynym takim przypadkiem.

Część wydobywanych surowców zagraniczne koncerny sprzedają państwom afrykańskim, oczywiście z zyskiem, jednak większość zaspokaja potrzeby Zachodu, gdzie obecnie w ramach ratowania klimatu i dekarbonizacji odchodzi się od paliw kopalnych. Często ma to charakter pozorny i polega w dużej mierze na outsourcingu emisji, czego dowodzi boom inwestycyjny w Afryce. Międzynarodowe koncerny zamykają kopalnie węgla i gazu w Europie, aby otwierać nowe w innych regionach świata. Na dodatek zielona transformacja wymaga znacznych ilości metali rzadkich, takich jak obecny w bateriach lit, co prowadzi do rywalizacji o kolejne afrykańskie złoża, zwykle bez korzyści dla miejscowej ludności.

Przykładowo sporządzony kilka lat temu raport dotyczący Ugandy wykazał, że w tym bogatym w złoto i cynę kraju wydobycie surowców naraża mieszkańców na codzienny kontakt z toksycznymi substancjami, szkodzi zagrożonym gatunkom zwierząt, a jednocześnie nie przynosi zysków, ponieważ te zatrzymywały dla siebie zagraniczne firmy, unikając przy tym opodatkowania. Uganda stanowi jednak ostatnimi czasy pozytywny przykład w przynajmniej jednym aspekcie, rząd bowiem podjął kroki na rzecz przejęcia części udziałów w przemyśle wydobywczym, co pozwoli zachować większą niż dotychczas część dochodów w kraju, na którego terenie znajdują się złoża.

Gorączka „białego złota”. Światowe mocarstwa walczą o złoża litu

W subsaharyjskiej Afryce to nadal rzadkość. Standardem jest, że zachodnie i azjatyckie koncerny dysponują pełną własnością złóż, uprzywilejowaną pozycją w stosunkach z władzami i brakiem zobowiązań wobec lokalnej ludności. Nie muszą nawet dbać o jej zdrowie. Uganda również tego na razie nie zmieni, bo obok posunięć nieco ograniczających zyski koncernów nadal posuwają się do przodu ich inwestycje – np. budowa rurociągu TotalEnergies doprowadziła do masowych wysiedleń.

Oczywiście, powrót pod państwową kontrolę nie gwarantuje poprawy sytuacji, zwłaszcza w reżimach niedemokratycznych, jednak losem mieszkańców prędzej przejmą się miejscowi decydenci niż korporacyjni funkcjonariusze w Londynie, Paryżu czy Waszyngtonie. Dla Zachodu ukrócenie samowoli koncernów naftowych będzie stanowić natomiast test tego, na ile poważnie traktują zieloną transformację i czy nie chodzi im wyłącznie o outsourcing emisji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij