Kultura dopuszcza dzisiaj konsensualny dyskomfort, gdy chodzi o uciechy cielesne – ale nie w świecie słów i idei. Tym samym czyni pewne słowa i idee coraz bardziej atrakcyjnymi.
W szalejącym niedawno po internecie viralu świat ujrzał dalajlamę, który podczas publicznej ceremonii, w obecności licznie zgromadzonych uczestników, prosi siedmiolatka, by ten go przytulił, a następnie „possał mu język”. Na Zachodzie podniesiono larum, potępiając niegodne zachowanie dalajlamy. Pojawiły się głosy, że stetryczały, że pedofil, że stetryczały pedofil.
Mniej wojowniczo nastawieni przypomnieli, że wysunięcie języka to w tybetańskiej kulturze tradycyjna praktyka, symbol szlachetności: patrz! Nie mam czarnego języka, więc nie mogę być złym człowiekiem. Owa tradycja słowem nie wspomina jednak o ssaniu tegoż szlachetnego języka.
czytaj także
Prawidłowy tybetański zwrot brzmi „Che le sa”, co można z grubsza przetłumaczyć jako „Zjedz mi język”. Dziadkowie często z czułością zwracają się w ten sposób do wnucząt, drocząc się z nimi: „Daliśmy ci już wszystko, możesz nam jeszcze tylko zjeść język”. Nie muszę chyba wyjaśniać, że coś tu się zagubiło w przekładzie (choć angielski jest drugim językiem dalajlamy, nie włada nim z biegłością równą umiejętnościom rodowitych wyspiarzy).
Fakt, iż coś stanowi element pewnej tradycji, sam w sobie nie chroni oczywiście tej rzeczy przed oceną ani krytyką. By użyć skrajnego przykładu: klitoridektomia, czyli okaleczanie żeńskich narządów płciowych, również stanowi tradycję w pewnych częściach świata, a i w pradawnym Tybecie nie brakowało zwyczajów, które dziś nazwalibyśmy upokarzającymi, a których celem było podtrzymanie surowej hierarchii. Wang Lixiong i Tsering Shakya piszą w książce The Struggle for Tibet:
„Kiedy podczas rewolucji kulturalnej stary właściciel ziemski spotkał przy drodze wyzwolonych chłopów pańszczyźnianych, stawał na uboczu, w pewnej odległości, zarzucał na ramię rękaw, kłaniał się i wysuwał język w przejawie uprzejmości wyrażanej przez osoby o niższym statusie wobec wyżej postawionych. Ważył się pójść w dalszą drogę dopiero wówczas, gdy dawni chłopi pańszczyźniani go minęli. Obecnie [po reformach Deng Xiaopinga] powrócił wcześniejszy porządek: dawni chłopi pańszczyźniani schodzą na pobocze, kłaniają się z wysuniętym językiem i ustępują drogi swoim byłym panom. Był to subtelny, w pełni dobrowolny proces, którego ani nikt nie narzucał, ani nie wyjaśniał”.
Były prezydent wyprowadzony. Oto dwie rzeczy, których chce teraz „najwyższy przywódca” Chin
czytaj także
W tym wypadku wysunięcie języka sygnalizuje nie pełną miłości troskę, ale ukorzenie się. Po „reformach” Denga dawni chłopi pańszczyźniani zrozumieli, że znów spadli na samo dno drabiny społecznej. Co ciekawe, sam rytuał przetrwał pomimo ogromnych transformacji społecznych.
Ale wróćmy do dalajlamy. Niewykluczone, a nawet prawdopodobne, że to chińskie władze przyczyniły się do lawinowego rozpowszechnienia nagrania, mogącego oczernić osobę, która stanowi doskonałe uosobienie tybetańskiego oporu wobec chińskiej dominacji.
Nawet gdyby tak było, nie zmienia to faktu, że ujrzeliśmy teraz w dalajlamie naszego lacanowskiego Innego, którego nie można zredukować do kogoś „takiego jak my”, którego inność stanowi niemożliwą do pokonania otchłań. Zachodni obserwatorzy zaproponowali mocno zseksualizowaną interpretację tego zachowania, co świadczy o niemożliwej do pokonania przepaści w kulturowym porozumieniu.
Jednak podobne przykłady inności nie do przejścia można znaleźć w zachodniej kulturze. Wiele lat temu, czytając o tym, jak naziści torturowali więźniów, dowiedziałem się ku własnemu niemałemu przerażeniu, że do zadawania nieznośnego bólu stosowali przemysłowe zgniatacze jąder. Tymczasem całkiem niedawno natknąłem się na analogiczny wynalazek w internetowej reklamie:
„Wybierz przyjemność aż do bólu… STALOWY ZGNIATACZ JĄDER, STALOWE ZACISKI DO JĄDER DO TORTUR, ZABAWKI DO BRUTALNEGO ZNĘCANIA SIĘ NAD FIUTEM, HARDCOROWE STALOWE NARZĄDZIE TORTUR DO JĄDER… Kiedy leżysz obok niego w łóżku, gdy ogarnia cię zmęczenie i melancholia, wiesz, że nadszedł właściwy moment. Czas wyłuskać kasztany! Oto narzędzie idealne, by jego jaja poznały brutalną moc!”.
Powiedzmy, że przechodzę obok pokoju, gdzie dwóch mężczyzn ku obopólnej uciesze korzysta ze wspomnianego wynalazku. Słysząc pojękiwania i przepełnione boleścią krzyki jednego z nich, mógłbym błędnie zinterpretować tę sytuację. Czy powinienem zapukać do drzwi i ryzykując wyjście na totalnego idiotę, grzecznie zapytać: „Czy obaj panowie na pewno wyrazili zgodę na tę aktywność?”. Bo przecież krocząc dalej, nie zainterweniowawszy, ignorowałbym fakt, że być może tak naprawdę za drzwiami dochodzi do czynów o charakterze tortury.
Albo wyobraźmy sobie inny scenariusz. Oto mężczyzna robi coś w tym guście kobiecie – czyli za jej zgodą poddaje ją torturom. W obecnych czasach poprawności politycznej wiele osób automatycznie założy, że kobieta została do tego zmuszona albo że zinternalizowała męską represję i zaczęła utożsamiać się z wrogiem.
czytaj także
Zinterpretowanie tej sytuacji bez dwuznaczności, niepewności czy konsternacji jest dla nas niemożnością, ponieważ rzeczywiście są tacy mężczyźni i kobiety, którzy szczerze odczuwają rozkosz podczas pewnego rodzaju tortur, zwłaszcza jeżeli odgrywane są jako akt niekonsensualny. W sadomasochistycznych rytuałach akt wymierzania kary sygnalizuje obecność jakiegoś ukrytego pragnienia, które ją uzasadnia. Jeżeli na przykład w jakiejś kulturze karą za gwałt jest chłosta, mężczyzna może poprosić sąsiada, by go brutalnie wychłostał – i to nie w akcie pokuty, ale dlatego, że mężczyzna ów skrywa w sobie głęboko pragnienie gwałcenia kobiet.
W pewnym sensie przejście od nazistowskich zgniatarek jąder do erotycznej zabawki stosowanej w sadomasochistycznych gierkach można postrzegać jako znak historycznego postępu. Jednak odbywa się on równolegle z „postępem”, w którym niektórzy chcą oczyszczać klasyczne dzieła sztuki z treści, które mogłyby w jakikolwiek sposób kogoś obrażać.
I tak oto znaleźliśmy się w kulturze, w której można uczestniczyć w konsensualnym dyskomforcie na poziomie uciech cielesnych, jednak w świecie słów i idei – już nie. Oczywista ironia polega na tym, że wysiłki zmierzające ku zakazaniu lub wycofaniu pewnych słów i idei sprawią, że staną się one tym bardziej atrakcyjne i zyskają na mocy niczym tajemne, bluźniercze żądze. A to, że stanowią nakaz i wymuszenie ze strony superego, sprawia, że związana z nimi przyjemność i atrakcyjność dla poszukiwaczy rozkoszy jest większa, niż gdyby zostawiono je w spokoju.
czytaj także
Dlaczego rosnąca permisywność zdaje się pociągać za sobą coraz większą niemoc i kruchość? I dlaczego w pewnych warunkach rozkosz można przeżywać tylko przez ból? Wbrew temu, co od dawna twierdzą krytycy Freuda, dopiero teraz nadszedł czas psychoanalizy, tylko ona bowiem jest w stanie ukazać naszym oczom ten gigantyczny, niekonsekwentny bałagan, który nazywamy „seksualnością”.
**
Copyright: Project Syndicate, 2023. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.