Jeżeli politycy Platformy Obywatelskiej nie chcą gryźć się w język ze względu na własną wrażliwość czy przyzwoitość, niech zrobią to chociaż cynicznie, żeby zdobyć więcej głosów (lub nie tracić tych, które mają).
Jacek Jaśkowiak mówi o Przemysławie Czarnku: „Widać, jaki on jest gruby i utyty”, a Sławomir Nitras o politykach Prawa i Sprawiedliwości: „Im się już paski nie domykają. Oni się wszyscy tak rozpaśli. W sensie fizycznym i finansowym”. Te słowa mówią o liberalnej opozycji więcej, niż mogłoby się wydawać.
To nie są wypowiedzi przypadkowych osób. Jacek Jaśkowiak jest znanym i lubianym samorządowcem, a niespełna cztery lata temu był kandydatem w prezydenckich prawyborach. Otrzymał wówczas głosy 125 delegatów i delegatek największej partii opozycyjnej, co oznacza, że nie tylko sam prezydent Poznania widział siebie na najważniejszym stanowisku w naszym kraju.
czytaj także
Z kolei Sławomir Nitras jest jednym z najbliższych współpracowników Rafała Trzaskowskiego, a także organizatorem Campusu Polska Przyszłości, którego założeniem jest otwieranie Platformy Obywatelskiej na nowe środowiska. To właśnie Campus jest – o zgrozo – uznawany za to, co liberalną opozycję odświeża i nadaje jej bardziej postępowy charakter.
W słowach Jaśkowiaka i Nitrasa zawiera się esencja naszego rodzimego liberalizmu, który opiera się na akcentowaniu indywidualnej odpowiedzialności. Świetnie widać to w wymiarze ekonomicznym, gdy liberałowie czy liberałki wypowiadają się o bogactwie („mam pieniądze, bo wstałem wcześnie rano i zapierdalałem”) czy ubóstwie („nie masz pieniędzy, bo jesteś leniwy i nie chce ci się robić”). Warto przypomnieć jedną z najbardziej haniebnych wypowiedzi w historii polskiej polityki, gdy Jacek Sutryk – inny samorządowy gwiazdor Platformy Obywatelskiej – napisał do mężczyzny z niepełnosprawnością: „mniej internetu, więcej mycia”. Mechanizm jest analogiczny: ty i tylko ty odpowiadasz za swoje ciało, tak samo jak za to, co masz w portfelu.
To niepokojące, ponieważ politycy i polityczki powinni myśleć o rzeczywistości w kontekście znacznie szerszym niż jednostka. Liberalizm oczywiście zakłada, że nadrzędnym zadaniem państwa powinno być zapewnienie każdej osobie jak największej indywidualnej wolności. Jednak polityczną receptą na to nie może być obarczenie odpowiedzialnością poszczególnych jednostek bez względu na to, w jakich warunkach żyją i jak te warunki ograniczają lub wymuszają ich życiowe decyzje.
Za wygląd naszych ciał odpowiada wiele czynników. Nadwaga jest kwestią społeczną, do której powinno podchodzić się systemowo. Poszczególne społeczeństwa różnią się średnimi parametrami wagi, ale nie dlatego, że są mniej czy bardziej leniwe, tylko dlatego, że wpływają na to takie czynniki jak jakość ochrony zdrowia i edukacji, zamożność i ceny żywności, a także dominujący styl życia czy moda.
Istotą liberalizmu byłaby więc refleksja nad tym, jak stworzyć system, w którym ciała poszczególnych jednostek są jak najpełniej uwolnione od presji wywieranej przez otaczające struktury.
Na temat konsekwencji zdrowotnych nadwagi czy otyłości powinni wypowiadać się eksperci i ekspertki, podobnie jak na temat uwarunkowań biologicznych, które mogą na nie wpływać. Tu zwróćmy tylko uwagę, że jest to konstrukt społeczny i właśnie w ten sposób powinien być publicznie omawiany, przynajmniej do czasu, aż nie trafi się do gabinetu lekarskiego. Nasze ciała są wypadkową – i elementem – kapitałów społecznych, a także jednym z elementów społecznego rozwarstwienia, chociażby przez to, jak bardzo klasowość determinowana jest przez estetykę.
Najlepiej o społecznym charakterze cielesności świadczą dane na temat związku między wagą a wykształceniem. Eurostat wskazuje na tę zależność w całej Europie. European Health Interview Survey pokazuje, że nadwaga i otyłość dotyczy 43,8 proc. Polek i Polaków z wykształceniem wyższym, 53,8 proc. osób z wykształceniem średnim i do 64,6 proc. z zawodowym i podstawowym. Podobna korelacja występuje pomiędzy nadwagą, otyłością a dochodami – im niższe dochody, tym oba te zjawiska występują częściej.
czytaj także
Polska od wielu lat należy do czołówki europejskich krajów, w których odsetek osób z nadwagą i otyłością jest najwyższy. Według danych Eurostatu – posługującego się pozostawiającym wiele do życzenia indeksem BMI – 58 proc. osób żyjących w naszym kraju znajduje się powyżej zakresu normy. Światowa Organizacja Zdrowia wskazuje, że od kilku dekad wzrasta otyłość wśród dzieci; obecnie w Polsce dotyczy ona 20 proc. chłopców i 14 proc. dziewczyn.
To efekt wieloletniej polityki polskiego państwa, w tym także – a może przede wszystkim – liberalnych rządów, które zindywidualizowały odpowiedzialność za nasze życie, a także umocniły przywileje poszczególnych klas społecznych.
Wypowiedzi na temat cielesności nie są przypadkowe. To doskonale współgra z tym, co liberalni politycy i polityczki chcą powiedzieć swojemu elektoratowi. Platforma Obywatelska kieruje bowiem swój przekaz do tych, których prawica lekceważąco określa jako „fajnopolactwo” – przedstawicieli i przedstawicielek klasy średniej i wyższej. To im status społeczny i ekonomiczny zapewnia środki na dobre produkty spożywcze i wyjście do wegańskiej restauracji, karnety na siłownię czy dostęp do prywatnej ochrony zdrowia. To oni powinni czuć się jak półbogowie, a inni mają być odrażającymi grubasami.
Cukier w cukrze i trochę barwnika. „Doskonałe śniadanie dla dzieci na początek dnia”
czytaj także
Liberalni politycy i polityczki czują się w takiej narracji jak ryba w wodzie. Anegdotycznym przykładem może być wpis Borysa Budki – kolejnego z bardzo ważnych polityków Platformy Obywatelskiej – który po sprzeczce na sali plenarnej z Januszem Kowalskim wrzucił własne zdjęcie z zawodów biegowych z komentarzem: „Jak myślicie, poseł Janusz mówiąc o rajtuzach tak naprawdę tych nóg zazdrościł?”. Nie dość, że cringe, to świetnie potwierdzający tezę: cielesność służy liberałom do sygnalizowania przewagi nad innymi.
Wiem oczywiście, że Przemysław Czarnek czy Joachim Brudziński nie są osobami, które narzekają na brak przywilejów. W dodatku pierwszy z nich ma za sobą wyjątkowo paskudną kartę fatshamingu, gdy dwa lata temu stwierdził, że zadaniem Ministerstwa Edukacji i Nauki będzie walka z otyłością „zwłaszcza wśród dziewcząt”. Ale to nie jeden czy drugi polityk Prawa i Sprawiedliwości jest tutaj problemem, a sposób myślenia liberałów i liberałek. I im bardziej prawica jest opresyjna pod względem cielesności (a nikt nie kwestionuje tego, że jest!), tym bardziej odpowiedzią opozycji powinno być myślenie w całkiem odmienny sposób.
Jak myślicie, poseł Janusz mówiąc o rajtuzach tak naprawdę tych nóg zazdrościł? 😜 pic.twitter.com/PU5NbAeHZb
— Borys Budka (@bbudka) February 10, 2023
To właśnie jest chyba jeszcze bardziej zaskakujące w wypowiedziach Jacka Jaśkowiaka czy Sławomira Nitrasa. Ich słowa brzmią jak wyjęte z innego świata. O fatshamingu w ostatnich latach powiedziano naprawdę dużo – powstały na ten temat tysiące postów w mediach społecznościowych, setki artykułów i dziesiątki książek. Jeżeli politycy Platformy Obywatelskiej nie chcą gryźć się w język ze względu na własną wrażliwość czy przyzwoitość, niech zrobią to chociaż cynicznie, żeby zdobyć więcej głosów (lub nie tracić innych). Jak nastoletni chłopak czy dziewczyna, otoczeni ciałopozytywnymi treściami, mają z czystym sumieniem zagłosować na dziadów, którzy opowiadają o utyciu i rozpasaniu?
To zresztą charakterystyczne dla liberalnej opozycji: niby jest razem z nami w tej samej rzeczywistości, a jakby jej nie było. Donald Tusk przez wiele lat mieszkał w Belgii, w której podatek dochodowy wynosi 50 proc., a gdy przyjeżdża do Polski, nagle nie mieści mu się to w głowie. Europosłowie i europosłanki pracują w krajach, gdzie geje i lesbijki od dawna mogą zawierać małżeństwa, a w Polsce nie przechodzi im przez gardło postulat związków partnerskich. Z ciekawości sprawdziłem, czy na Campusie Polska Przyszłości były warsztaty dotyczące postrzegania ciała. Tak, były. A kilka miesięcy później Sławomir Nitras – jeden z głównych organizatorów tego eventu! – opowiada w wywiadzie rzeczy, na które nawet Bogdanowi Rymanowskiemu oczy wychodzą z orbit.
czytaj także
Fatshaming jest zjawiskiem charakterystycznym dla współczesnego społeczeństwa, w którym słabość i siła są często reprodukowane z kapitału na kapitał. Otyłość to poważna choroba, która bierze się między innymi z systemowych zaniedbań. Mierzące się z nią choroby nie tylko nie uzyskują wystarczającego wsparcia, ale są poddawane dodatkowej opresji ze strony społeczeństwa. I nie jest to jedynie problem docinków na szkolnych boiskach i korytarzach, ale także kapitalizmu, który z idealnego ciała stworzył doskonale sprzedający się towar.
A przede wszystkim: fatshaming jest przemocą. To niedopuszczalne, żeby politycy i polityczki sięgali po środki, które bezpośrednio przyczyniają się do cierpienia innych. Jeśli to robią, udowadniają po prostu, że nie zasłużyli na to, żeby rządzić. Nawet jeśli – jak chwalił się Nitras – są szczupli i zawsze dopinają się im paski.
**
Jan Radomski – socjolog, doktorant na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, naukowo zajmuje się oporem, przede wszystkim pojęciem „strajku” w dyskursie, a także narracjami dotyczącymi systemów społeczno-ekonomicznych.