„Bella, ciao” Piotra Siemiona to powieść z poprzednich czasów – „nigdy więcej wojny”. Dziś musimy raczej przemyśleć, czym jest wojna sprawiedliwa, a czasem konieczna. Autor ma jednak rację – nie należy jej romantyzować. Kinga Dunin czyta nową powieść Piotra Siemiona i „Pojechałam do brata na południe” Karin Smirnoff.
Karin Smirnoff, Pojechałam do brata na południe, przeł. Agata Teperek, Wydawnictwo Poznańskie 2022
Pojechałam do brata na południe. Autobusem wzdłuż wybrzeża i wyskoczyłam na ecztery. Potem ruszyłam do wsi.
Najpierw natkniemy się na pewną przeszkodę. Bohaterka to janakippo – autorka imiona i nazwiska, i nie tylko to, pisze łącznie. I są to nazwiska szwedzkie, czasem łączone z dwoma imionami, a przy takim hansiemikaelunielssonie naprawdę trudno się nie potknąć. Poza tym autorka używa wielkich liter na początku zdania i kropki na końcu, i żadnych innych znaków interpunkcyjnych. Wiadomo, przecinki to zaraza, ale ich brak też może przeszkadzać. Wystarczy jednak przeczytać kilka stron i przestajemy zauważać tę niedogodność, niesie nas rytm krótkich zdań, mowy codziennej, a autorka tłumaczenia oszczędziła nam dialektu, którym porozumiewają się lokalsi. No i powieść szybko zaczyna nas wciągać. W bagno? Może, ale trudno przestać czytać.
Janakippo wraca po wielu latach do rodzinnego domu, żeby odwiedzić, a może uratować?, swojego brata bliźniaka, który zapija się na śmierć. Szybko poznajemy koszmar ich dzieciństwa. Oociec (to nie literówka!), znęcający się nad rodziną – alkohol, przemoc, seksualne nadużycia. Aatka (też nie literówka), bita, niewspierająca dzieci, uciekająca w modlitwę i haftowanie serwetek z religijnymi sentencjami. Nadal żyje, choć po udarze, wcale nie taka stara, w zakładzie opiekuńczym. Jana nigdy jej nie odwiedziła i nie zamierza. Nienawidzi rodziców, a ojca próbowała zabić. Udało się to dopiero jej bratu. Te tajemnice poznajemy dość szybko, ale jest ich o wiele więcej. Kim na przykład jest zamordowana wiejska femme fatale? Kto jest czyim dzieckiem? Wieś nie lubi opowiadać o swoich sekretach.
czytaj także
Jasne, to książka o traumie, a wieś odreagowuje swoje traumy, powtarzając dawne scenariusze – alkohol, przemoc. Jana oraz jej kochanek – szybko kogoś znalazła, właściwie od razu – także sztuką, on maluje, ona lepi figurki z gliny. Te obrazy i figurki opowiadają o tym, co przeżyli.
Ale wieś to też wspólnota, w której można znaleźć oparcie, a Jana nie jest jedną z tych znanych nam z wielu powieści bohaterek z klasy średniej, które kontemplują swoje rany i chodzą na terapię. Znajduje pracę w ośrodku pomocy dla osób starszych i chorych. Myje ich, zmienia pieluchy, sprząta – i nie narzeka. Zapisuje się do kółka łowieckiego, co prawda nie chce zabijać łosz i łoszaków, ale niezwykle sprawnie potrafi oprawić zabite zwierzę. Świadomie buduje relacje w pracy, z sąsiadami. Dużo w tej książce cierpienia i bardzo trudnych relacji, ale ostatecznie nie jest dołująca. Jest nadzieja.
Sięgając po tę powieść, już wiedziałam, że Karin Smirnoff podpisała umowę na napisanie kolejnego tomu z serii Millennium Stiega Larssona – nie miał on dotąd szczęścia do kontynuatorów. I wyobrażałam siebie lisbethsalander w jej wykonaniu – a to fani się zdziwią. Teraz jednak myślę, że to naprawdę dobrze się zapowiada. Jana ma w sobie coś z bohaterki Millenium, a autorka umie opowiadać.
czytaj także
*
Piotr Siemion, Bella, ciao, Wydawnictwo Filtry 2022
Idzie ich siedmioro, przez kraj bez map, przez bezmiar.
Po autorze Niskich łąk i Finimondo, które były komentarzem do współczesności, chyba spodziewałam się czegoś innego, ale od ich ukazania się to już ze dwadzieścia lat minęło, a zaskoczenia są dobre. I tak czytam sobie, i myślę: o, fantastyka. Jest taki rodzaj fantastyki, który lubi wykorzystywać historię, tę nowszą, a nie jakieś średniowiecze, i choć wszystko trochę inaczej wygląda i trochę inaczej się nazywa, daje się łatwo umieścić w polu znanych skojarzeń. Niestety, jest to gatunek często eksploatowany przez prawicę. Chociaż ostatnio i lewica nie próżnuje. No i zwykle nie są to wysokie literackie loty.
Pierwsze wrażenie? Jak to jest dobrze napisane! W porównaniu z poprzednimi powieściami Siemiona – też dobre! – proza może bardziej oszczędna i zdyscyplinowana – ale to jeszcze lepiej! Gra z gatunkami popularnymi – też plus.
Europa jest zniszczoną pustynią. Wojna niby się skończyła, ale ludzie wciąż się mordują, w lasach żyją niebezpieczne dzieci niecofające się przed kanibalizmem. W zrujnowanym miasteczku – kiedyś Lanzin, a teraz Łeńsko, gdzieś na Pomorzu – spotykają się różni aktorzy tej wojny. Uzbrojeni i cywile. Polacy ze wschodu, którzy mają się tu osiedlić. Niemieccy cywile, którzy są wysiedlani. Szwadrony Ludowe, czyli zbrojne ramię nowej władzy. Maleńki oddział wojska polskiego, a właściwie już głodni i obdarci żołnierze wyklęci, dowodzeni przez ziemianina ze wschodu, pułkownika Szesta, wspomagającego się morfiną. Równie bezwzględni jak inni.
Pojawiają się też w miasteczku Ruscy, którzy zdobyli Berlin i teraz wracają do domu, niby zdali broń, ale każdy coś tam sobie zatrzymał. Kradną wszystko, co się da, zabijają, gwałcą. Dzicz, chociaż jegrzy (to taka formacja wojskowa, która zniknęła przed pierwszą wojną). Ale Ruscy to Ruscy – carscy, komuniści czy putinowcy – dzicz.
Wygląda na to, że w miasteczku może dojść do zbrodni na ludności cywilnej – Polakach i Niemcach, bez różnicy, i tylko cud może uratować kilkuset cywili. Akcja mknie szybko, przygody i niespodziewane wydarzenia… Pułkownik Szest spotyka byłego chłopa ze swego majątku, który teraz jest w Szwadronach Ludowych. (To najsłabsze w tej książce, ich przewidywalne rozmowy. Chociaż gdyby były nieco bardziej wyrafinowane, nie pasowałyby do konwencji). Jedni chcą komunizmu, a wiadomo, że nic dobrego z tego nie będzie, drudzy, żeby było jak dawniej – „wolna Polska” i „zemsta na wroga”, ale to „kieszonkowe wojsko”, które już przegrało. Dwie młode dziewczyny, Polka i Niemka, mają się ku sobie (must be we współczesnej prozie).
My towarzyszymy, co chyba nikogo nie zaskoczy, oddziałowi Szesta, który stara się doprowadzić garstkę swoich ludzi nad morze. Po co? To do ostatnich stron pozostaje zagadką, mają tam podobno spotkać Wysłannika. Szest nic więcej im nie powie.
czytaj także
Niektórzy odbierają tę powieść jako profetyczną, choć napisaną przed wojną w Ukrainie. Jednak walka Ukraińców ma sens, zaś te powieściowe nie mają żadnego. Zresztą wszelkie idee sprawiają jedynie, że ludzie stają się mięsem armatnim. Zostaną „zeżarci i wysrani”. Liczy się życie, którego nie warto poświęcać, rodzina i może miłość. I dlatego jest to powieść z poprzednich czasów – „nigdy więcej wojny”. Dziś musimy raczej przemyśleć, czym jest wojna sprawiedliwa, a czasem konieczna. Autor ma jednak rację – nie należy jej romantyzować. Jest zawsze potworna. I żadne Bella, ciao tu nie pomoże. Nikt też tej kultowej partyzanckiej piosenki nie zaśpiewa. Co najwyżej czastuszki albo żurawiejki.