Kraj, Świat

Puto: Nowa przyjaźń polsko-ukraińska. Jak by tego nie spieprzyć?

Nie, nie roję sobie nic o Międzymorzu i nie interesuje mnie żadna koncepcja, w której Polska czemukolwiek przewodzi. Do niczego nie nadajemy się równie mało jak do koordynacji dużych projektów.

Wiadomo – w nieuchronnej recesji przybiorą na sile antymigracyjne argumenty z „zabierania pracy”, a samopomocowe uniesienie nie będzie trwało wiecznie. To ostatnie może jednak przynieść bardzo pozytywny skutek.

Zakładając scenariusz jakiegoś mniej lub bardziej kwaśnego rozejmu – a nie czegoś bliżej wojny nuklearnej – Polacy i Ukraińcy mają szanse na zadzierzgnięcie mocnych więzów. Inaczej przecież kłóci się z kimś, z kim ma się już kontakt i wspólne wspomnienia.

No bo umówmy się – dotąd tego kontaktu w Polsce poza stosunkami w pracy nie było zbyt dużo, mimo że deklarowana w badaniach sympatia Polaków do ukraińskiego narodu ciągle rosła (czyli w skali makro coś w rodzaju: „nie mamy nic przeciwko, ale mamy was gdzieś”). Teraz to się zmienia, bo nastał czas współpracy przy pomocowych akcjach – i dotyczy to całej Polski. I ludzie się po prostu poznają, co przy braku polityki integracyjnej naszego państwa nie było też dotąd aż takie łatwe.

Patrzcie, jesteśmy mistrzami w pomocy innym, prawda?

Pytanie oczywiście, czy nadal będzie to relacja tak nierówna jak dotąd. Bo że nierówna – to na pewno, tak działa kapitalizm. Migranci są potrzebni, bo są tańszą siłą roboczą, co wywołuje w sile roboczej społeczeństw przyjmujących poczucie bycia ofiarą nieuczciwej konkurencji. Zakładam jednak, że przynajmniej jakaś część januszy biznesu może po tym wszystkim płacić ukraińskim pracownikom trochę uczciwiej, czyli nie mniej niż Polakom (no bo jednak gieroje, że rzucili robotę i pojechali).

Jedno jest pewne: polsko-ukraińska relacja ulegnie jakiemuś przeformułowaniu. Jak słusznie zauważyła na Facebooku Olena Babakova, początek ukraińskiej wojny uderzył w sam środek polskiej duszy, czyli traumę porzucenia przez Zachód w obliczu wielkiej katastrofy.

Pomagamy, bo neurotyczna polska szkoła zakodowała nam ten ból, więc się z nim mniej lub bardziej utożsamiamy albo przynajmniej toczymy z nim bój. Oczywiście również dlatego, że chcemy mieć bufor między nami a Rosją, i dlatego że też nas śmieszą te żarty i cały ten cyrk, bo mamy podobne poczucie humoru. I – może przede wszystkim – cieszymy się, bo to (jeszcze) nie my uciekamy spod bomb.

Czy powinniśmy się z tego powodu czuć winni? Chyba niekoniecznie – jest taka teoria, że umiejętność odczuwania wdzięczności dała początek naszej cywilizacji. Powiada ona, że ludzie zaczęli współpracować i eliminować samolubne jednostki, bo zrozumieli ten schemat: „kiedy ja zrobię coś dla ciebie, jest szansa, że mi się odwdzięczysz, żeby w kolejnej potrzebie dostać znów”. Ponadto, jak dowodzą naukowcy, poczucie wdzięczności znacząco polepsza stan psychiczny.

W dodatku, jeśli pójdzie tak dalej, zbliżenie Polski i Ukrainy mogłoby zmienić proporcje sił w Unii Europejskiej.

Nie, nie roję sobie nic o Międzymorzu i nie interesuje mnie żadna koncepcja, w której Polska czemukolwiek przewodzi. Do niczego nie nadajemy się równie mało jak do koordynacji dużych projektów. Mam raczej na myśli Europę, która jest bardziej – w Brukseli kochają to słowo – sustainable, czyli zrównoważona. Innymi słowy, nie dzieli się na decydujących hegemonów i oferujące tanią siłę roboczą montażownie.

Żeby móc w ogóle zacząć do tego dążyć, Ukraina musiałaby jednak wygrać tę wojnę – wygrać, a nie ukisić się w jakimś zgniłym kompromisie. Z wielu powodów trudno sobie to obiecywać (choć dobrze dla nas wszystkich, że robią to ukraińscy żołnierze).

PS. Kiedy piszę o Polakach w liczbie mnogiej, to nie dlatego, że chcę brzmieć wzniośle, tylko dlatego, że pierwszy raz w życiu jestem świadkiem burzliwego politycznie wydarzenia, o które Polacy się (prawie) nie kłócą, więc postanowiłam to uczcić. W tej sprawie oczywiście nie mam żadnych złudzeń – wielkiej miłości z tego nie będzie. Co najwyżej one night stand na łożu śmierci.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kaja Puto
Kaja Puto
Reportażystka, felietonistka
Dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zamknij