Kogo obchodzą molestowane kobiety i dzieci, skoro jest Wołyń, Katyń i Smoleńsk. Ciągle w naszym kraju ważniejsi są martwi niż żywi, którzy muszą sobie radzić sami.
O zespole stresu pourazowego stało się głośno za sprawą żołnierzy wracających z Wietnamu. Szybko się okazało, że weterani nie są w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie, które nie wymaga od nich biegania po dżungli i strzelania do „wrogów”, tylko chodzenia do prawdziwej pracy i zajmowania się bliskimi. Wielu oczywiście próbowało, ale gdy prawie każde niewinne wyjście do sklepu przypominało im o spadających bombach i zabijanych przeciwnikach, często nie dawali rady zrobić zakupów, czy co tam planowali. Popadali w alkoholizm lub inne uzależnienia. Często mieli problemy z agresją. Zważywszy że na terenie Wietnamu służyło prawie trzy miliony amerykańskich żołnierzy, problem okazał się poważny. Weterani tej wojny stanowili prawie dziesięć procent populacji swojego pokolenia.
Teoretycznie nie było to nic nowego. Po każdej wojnie do domów wracali straumatyzowani mężczyźni. Każda zostawiała też po sobie żniwo gwałconych kobiet. Mimo wszystko nauka na poważnie zajęła się tym problemem dopiero w latach osiemdziesiątych. Można by się zastanawiać, dlaczego tak długo nasze społeczeństwa – uważające się za racjonalne – wypierały fakt, że bycie świadkiem traumatycznych wydarzeń lub uczestniczenie w nich często pozostawia nieodwracalne ślady na psychice, ale odpowiedź jest prosta. Gdybyśmy na poważnie chcieli się zmierzyć z tym problemem, musielibyśmy przestać wysyłać mężczyzn na wojny. Na co nasze racjonalne społeczeństwa nie mogą sobie pozwolić, bo przecież trzeba było powstrzymać Wietnamczyków przed budowaniem komunizmu, a Saddama Husajna przed stworzeniem broni biologicznej. No i chronić Europę przed uchodźcami. W końcu chyba lepiej mieć trochę populacji cierpiącej na traumę niż dać się zabić komunistycznym uchodźcom uzbrojonym w broń biologiczną?
Trochę żartuję, ale problem jest poważny. Zespół stresu pourazowego nie dotyczy tylko weteranów wojennych, ale również gwałconych kobiet, molestowanych i bitych dzieci, a także dorosłych dzieci alkoholików czy po prostu ludzi, którzy przeżyli traumę, bo byli ofiarami napaści, wypadków samochodowych, lotniczych czy katastrof naturalnych. To wszystko przeważnie zostawia ślady na naszej psychice i w naszych ciałach. Nawet jeśli niewiele pamiętamy z tego, jak byliśmy seksualnie wykorzystywani, to nasze ciało pamięta. W efekcie możemy mieć rozmaite problemy, począwszy do depresji, myśli samobójczych czy stanów lękowych, przez poczucie odrętwienia, odizolowania od innych ludzi bądź niezdolność do przeżywania przyjemności, aż po powracające, natrętne wspomnienia sprawiające, że przeżywamy na nowo urazową sytuację, jak gdyby miała miejsce wczoraj.
czytaj także
Skala zjawiska jest trudna do oszacowania, ale możemy się domyślać, że dotyczy setek tysięcy, jeśli nie milionów ludzi w Polsce. Choć nie mamy tak wielu weteranów wojennych jak Amerykanie, to wiemy, że co piąta Polka została zgwałcona, a co czwarta przeżyła próbę gwałtu. Z badań wynika, że aż 46% z przepytanych polskich studentów było ofiarami przemocy fizycznej, a 5 procent respondentów stało się w dzieciństwie ofiarą wykorzystywania seksualnego. Można jednak podejrzewać, że liczba ta jest zaniżona, bo nawet dorośli ludzie niechętnie mówią o byciu molestowanym.
Międzynarodowe badania pokazują, że od pięciu do nawet dwudziestu pięciu procent dzieci było wykorzystywanych seksualnie w dzieciństwie. Liczbę dorosłych dzieci alkoholików szacuje się w Polsce na pięć milionów osób. Do tego dochodzi jeszcze ponad trzydzieści tysięcy wypadków samochodowych rocznie. A to wcale nie koniec potencjalnych ofiar narażonych na przeżywanie traumy. Oczywiście nie wszystkie z tych osób muszą mieć problemy psychiczne. Ale gdy dodamy sobie te liczby, być może przestanie nas dziwić, że w Polsce osiem milionów osób cierpi na zaburzenia psychiczne. To nie jest kraj dla zdrowych ludzi.
Co można zrobić, żeby Polacy rzadziej odbierali sobie życie?
czytaj także
Jakby tego było mało, w przypadku kobiet, które były molestowane w dzieciństwie, ryzyko, że zostaną zgwałcone jako osoby dorosłe, jest znacznie większe. Osoby, które w dzieciństwie były świadkami przemocy domowej, częściej potem same wchodzą w przemocowe relacje. Trauma może powodować też wiele innych negatywnych, a nieoczywistych konsekwencji, jak na przykład otyłość. Działa tu specyficzna logika: bycie grubym sprawia, że jest się mniej atrakcyjnym, więc nikt nie będzie chciał nas zgwałcić. Co oczywiście nie musi być prawdą, bo gwałcone są przecież nie tylko modelki.
Tego wszystkie oraz znacznie więcej dowiedziałem się z fenomenalnej książki profesora neurologii i psychiatry Bessela van der Kolka, weterana badań nad PTDS i założyciela The Trauma Center – Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy.
Van der Kolk zjadł zęby na leczeniu traumy, jednak wnioski, do których doszedł, wciąż pozostają odrobinę kontrowersyjne dla naszego, uważającego się za racjonalne społeczeństwa, które wcale takie racjonalne nie jest. Twórca The Trauma Center zauważa na przykład, że choć nasze społeczeństwo uczy nas, by skupiać się na wyjątkowości każdej jednostki, to na głębszym poziomie żaden człowiek nie jest w stanie funkcjonować jako samotna wyspa. Nasze mózgi są zbudowane tak, żeby umożliwić nam działanie jako części plemienia. Większość naszej energii poświęcamy na kontakty z innymi ludźmi. Większość problemów psychicznych wynika z faktu, że nie potrafimy nawiązać satysfakcjonujących relacji albo kontrolować emocji.
Autor Strachu ucieleśnionego pokazuje też, jak przeżyte doświadczenie traumy bezpośrednio wpływa nie tylko na naszą psychikę, ale również na nasze ciało. Zatem aby uzdrowić duszę, musimy często pracować z ciałem. Brzmi to trochę jak słynna łacińska sentencja, którą zapewne katowano nas wszystkich w dzieciństwie: w zdrowym ciele zdrowy duch. Ale najwyraźniej ci Rzymianie nie byli tacy głupi, bo wszelkie badania naukowe potwierdzają ten banał. Osoby z PTSD mają nie tylko zaburzoną gospodarkę hormonalną, ale również inne tętno czy inną częstotliwość fal mózgowych. To dlatego osobom z traumą ciężko się skupić. Funkcjonują w stanie podwyższonego napięcia, nieustannie wyczekując zbliżającego się zagrożenia.
Dlatego też podawanie leków antydepresyjnych czy cotygodniowe rozmowy z terapeutą mogą nie przynieść oczekiwanych efektów i uzdrowienia. Na szczęście są też dobre wiadomości. Zespół stresu pourazowego jest zaburzeniem, z którego można się wyleczyć. I choć leki nie zawsze pomagają, to może pomóc odzyskanie kontaktu z własnym ciałem i emocjami. Okazuje się, że na przykład dziesięć tygodni ćwiczenia jogi znacząco zredukowało symptomy PTSD u osób, którym nie pomagały leki ani inne formy terapii. Trauma powoduje wzmożoną aktywność w środkowej korze przedczołowej, odpowiedzialnej w mózgu za reakcje lękowe. Tutaj pomocna może być medytacja i nauka uważności. Obserwując reakcje swojego ciała na rzeczy wzbudzające w nas silne emocje, możemy nauczyć się je kontrolować. To zresztą podstawa mindfulness. Nasze myśli i emocje są tylko naszymi myślami i emocjami, a nie nami samymi. Nie musimy na nie automatycznie reagować, sięgając na przykład po kolejny kieliszek czy waląc kogoś w mordę. Możemy po prostu je zauważać i się od nich zdystansować. Och, jestem zdenerwowany i chciałbym ci dać w mordę. Na szczęście wiem, że jestem zdenerwowany i chciałbym dać się w mordę, więc pójdę na basen. Albo masaż.
czytaj także
Bardzo pomocny w leczenie PTSD może też być neurofeedback, czyli trening wykorzystujący zapis elektroencefalogramu (EEG) w czasie rzeczywistym w celu wizualnego przedstawienia aktywności mózgu, dający możliwość jego kontroli. Są już nawet takie gierki dla dzieci, które mają problemy z koncentracją, ale odzyskanie kontroli nad aktywnością naszego mózgu pozwala też walczyć z lękami czy depresją.
Co ciekawe, jedną z najbardziej obiecujących form leczenia PTSD jest tak zwane EMDR, tłumaczone jako terapia odwrażliwiania za pomocą ruchu gałek ocznych. Pomysł, że można się pozbyć traumatycznych wspomnień dzięki odpowiedniemu ruszaniu gałkami ocznymi, brzmi jak typowe new age mambo jambo, ale nauka wydaje się tutaj zgodna. Zostało udowodnione, że poruszanie gałkami ocznymi działa lepiej niż Prozac. Jakby tego było mało, nawet taniec czy występowanie w kółku teatralnym może sprawić, że odzyskamy wiarę we własne siły i nauczymy się nawiązywać zdrowe relacje z innymi ludźmi. Autor wspomina swoją wizytę wizytę w RPA, gdzie przyszło mu pracować z ofiarami gwałtu. Widząc tak wiele kobiet pogrążonych w smutku i bezruchu, sam popadł w przygnębienie. Wystarczyło jednak, żeby jedna z kobiet zaczęła nucić, aby po chwili kolejne dołączyły i przerażający korowód zgwałconych kobiet przerodził się w radosny i roztańczony tłum. Taniec okazał się skuteczną terapią dla ofiar gwałtu czy tortur.
Niestety jest mała szansa, że zajęcia z jogi, mindfulness czy EMDR dostaniecie w ramach NFZ, choć oczywiście nie jest to wykluczone. Niestety świat nauki jest raczej konserwatywny, a politycy decydujący o naszym zdrowiu są często jeszcze bardziej konserwatywni. Na dowód van der Kolk przytacza wynik badań przeprowadzonych na osobach, które przeżyły zamach na WTC. Pytane, co im najbardziej pomogło, wymieniały akupunkturę, masaże, jogę i EMDR. W tej właśnie kolejności. Tymczasem grono ekspertów, które po 11 września spotkało się pod egidą fundacji „New York Timesa”, aby się zastanawiać, jak pomóc ofiarom, które przeżyły zamach, rekomendowało im psychoanalizę oraz terapię poznawczo-behawioralną. Eksperci byli później zdziwieni, że prawie nikt z tych rekomendacji nie skorzystał.
czytaj także
Krytyka tradycyjnych sposobów leczenia PTSD staje się krytyką współczesnego społeczeństwa. Van der Kolk wspomina, że czasem podczas prezentacji o leczeniu traumy uczestnicy proszą go, żeby przestał gadać o polityce, a skupił się na neurologii i sposobach terapii. Niestety nie sposób oddzielić traumy od polityki. I nie chodzi tylko o to, żeby nie byłoby tylu straumatyzowanych mężczyzn, gdybyśmy przestali wysyłać ich na wojnę, ani tylu straumatyzowanych kobiet, gdyby na policji nie pytano ich, jak były ubrane w czasie gwałtu i czy nie prowokowały. W dzisiejszym świecie to, gdzie się urodzisz, często znacznie bardziej determinuje twoją przyszłość niż twoje geny. Co z tego, że urodzisz się Einsteinem, skoro najbliższą szkołę będziesz miał dwie wioski dalej, a po drodze będą grasować partyzanci. Wystarczy zresztą urodzić się w złej dzielnicy, aby mieć znacznie mniejsze szanse na udane i szczęśliwe życie.
W dzisiejszym świecie to, gdzie się urodzisz, często znacznie bardziej determinuje twoją przyszłość niż twoje geny.
Nic dziwnego zatem, że amerykańskim ekonomistom udało się wyliczyć, że każdy dolar zainwestowany we wczesną opiekę na dziećmi przynosi siedem dolarów oszczędności w późniejszych kosztach na opiekę społeczną, zdrowotną czy więzienia. No ale po co oszczędzać, skoro każdy człowiek jest panem swojego losu i sam powinien sobie radzić? Tak działa wolny rynek. Trudniej natomiast wytłumaczyć, dlaczego nasza edukacja działa tak, jak działa, skoro dobrze wiemy, że dzieci, które odczuwają strach, mają bardzo ograniczone możliwości nauczenia się czegokolwiek. Nie jest żadną tajemnicą, że gdy się boisz, nie przyswajasz nowej wiedzy, tylko starasz się zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa, choćby przez ucieczkę ze szkoły. Jakoś jednak nasz system edukacji nie jest w stanie przyswoić sobie tej prostej lekcji i ciągle króluje tu pruski dryl i wiara, że dzieci trzeba trzymać krótko. Tymczasem wystarczyłoby im zapewnić poczucie bezpieczeństwa, żeby mogły osiągać znacznie lepsze wyniki w edukacji. Takie proste, a jednak takie trudne.
czytaj także
Łatwiej mówić o płodach, dzieciach chorych na raka czy Alfiem Evansie. I choć w Polsce nie mamy takiego problemu, że więcej dzieci ginie od kul niż umiera na raka, to mamy za to inne, podobne. Na przykład jest większe ryzyko, że kobieta zostanie zgwałcona czy będzie ofiarą przemocy domowej, niż że umrze na raka, a jednak obcinamy fundusze na wsparcie ofiar przemocy. Szkolne zajęcia z neurofeedbacku, mindfulness czy jogi wydają się w Polsce totalną fantastyką. Kogo obchodzą molestowane kobiety i dzieci, skoro jest Wołyń, Katyń i Smoleńsk. Ciągle w naszym kraju ważniejsi są martwi niż żywi, którzy muszą sobie radzić sami. No ale jakoś sobie radzimy, więc skoro państwo was nie ochroni przed przemocą, to przynajmniej warto wiedzieć, że mindfulness, joga i poruszanie gałkami ocznymi mogą pomóc się uporać z traumatycznymi wspomnienia. A może nawet z przyszłymi traumami, które zapewne was nie ominą, jeśli mieszkacie w Polsce.
*
Bessel van der Kolk, Strach ucieleśniony. Mózg, umysł i ciało w terapii traumy, przeł. Małgorzata Załoga, Czarna Owca 2018