Z troski nad męskim zagubieniem pomyślałam, że może zamiast tworzyć kursy samoobrony dla kobiet, powinniśmy stworzyć kursy antymolestatorskie dla mężczyzn. Program „Jak nie być bucem”.
Porozmawiajmy o molestowaniu. Tak z grubej rury, bez gry wstępnej? Tak, bo to tak delikatny temat, że trzeba mówić o nim bezpośrednio i zdecydowanie. To specyficzne emocje, niedostępne tym, którzy nigdy nie byli napastowani, molestowani, prześladowani itd. To są emocje, które pozostają na długo, czasem na całe życie. To są emocje, które niszczą. To są emocje, które żrą od środka. Molestowanie to emocjonalny kwas wylewany na serce. Dotkliwe szkody na całe życie. Zdawałoby się, że to, co piszę, to nic nowego. Nikt przecież temu strasznemu obrazowi nie zaprzecza. Wszyscy wiedzą, że zły dotyk boli. Wszyscy nienawidzą molestatorów. Czyżby?
czytaj także
Pogadajmy o molestowaniu, które wielu ludziom nie przeszkadza. Ale że co? Że u nas, tutaj, w Polsce, w Europie, w cywilizacji? Komuś to nie przeszkadza? To muszą być zwyrole. A co, jeśli to my? Jesteśmy zwyrolami? Niemożliwe. Jesteśmy przecież wychowani, cywilizowani, nowocześni. Tu nie jakaś Syria, tu nie jakaś Afryka. Tu katolicy, nie muzułmanie. Tu się takich rzeczy nie robi, a jak się robi, to idzie się do więzienia. Ktoś jeszcze w to wierzy?
czytaj także
Facebookowa akcja #metoo pokazała, że już nikt nie powinien w to wierzyć. Molestowanie jest wszędzie – mówią liczne ofiary. Zachęcone historiami innych ofiar, nabierają odwagi, by opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Są słuchane, czytane, ale nie zawsze rozumiane. Część współczuje, ale inni nadal drwią, negują, ironizują. Powstaje pytanie: co jeszcze kobiety muszą powiedzieć, aby ich głos został wreszcie potraktowany poważnie?
Ale zacznijmy od zdefiniowania molestowania – by była jasność, o czym mówimy. Niby wszyscy wiedzą, czym molestowanie jest, ale i tak już na tym podstawowym gruncie często się rozmijamy. Przekopując się przez cztery słowniki psychologiczne i trzy socjologiczne, znalazłam dwie definicje. Obie są bardzo podobne. Według nich molestowanie seksualne wiąże się z: 1) wykorzystywaniem przewagi; 2) zmuszaniem do czynności; 3) zaspokajaniem potrzeb seksualnych oprawcy. Obie zaznaczają, że dotyczy to osób dorosłych, a Słownik psychologii redagowany przez Arthura Rebera nadmienia, że „prawie bez wyjątku chodzi o takie traktowanie kobiet przez mężczyzn”. Akcja #metoo pokazała jednak, że te definicje nie są już wystarczające, czegoś w nich brakuje.
Sięgnęłam po Słownik Języka Polskiego PWN – wersję internetową. Co o molestowaniu mówią znawcy języka?
molestować
1. «naprzykrzać się, natrętnie o coś prosić»
2. «nakłaniać kogoś do kontaktów seksualnych, wykorzystując swoją przewagę nad nim»
Pozwolę sobie na trochę wariacji, korzystając z obu definicji. Na przykład: naprzykrzać się seksualnie. Co to znaczy? Napadać, obezwładniać, ładować ręce w majtki? Też i tak. Ale też: zaczepiać słownie, znieważać, poniżać, upokarzać. To wciąż może być za mało konkretne, nie dla każdego zrozumiałe, dlatego pozwolę sobie na przykłady z życia wzięte: „Chciałbym się z tobą ruchać”, „Zrób mi loda”, „Z twoimi cyckami chętnie bym zrobił «hot doga»”, „Pewnie się nieźle ruchasz”, „Ty dziwko!”.
Takie klasyki. A bolą. Niby z daleka, a jednak z bliska, niby tylko mówi, a jednak dotyka, niby tylko oznajmia, a jednak obraża.
Niby tylko mówi, a jednak dotyka, niby tylko oznajmia, a jednak obraża.
Wariacja nr 2: natrętnie prosić o kontakty seksualne. Czy to się nie wyklucza? Przecież prośby są grzeczne. Prośba to prośba, nie napastowanie, nawet jeśli natrętna. A może niekoniecznie? „Rozumiem, że nie chcesz, i szanuję, oczywiście nie zmuszam cię do niczego, ja taki nie jestem” (żaden z nich „taki” nie jest). Minuta później: [ręka tam, gdzie nie powinna] „Ale może jednak?” [kobiece oburzenie] „Oj przestań, wiem, że chcesz”. [kobiece nie] „Oj, no PROSZĘ, wiem, że tego chcesz” (oni zawsze to „wiedzą”). Taki zwykły podryw.
Do powyższego przykładu pasuje też inna wariacja: natrętnie o coś prosić, wykorzystując swoją przewagę nad nim (choć najczęściej nad nią). Przeważnie myślimy o przewadze fizycznej, ale z przewagi można też korzystać w inny sposób. Może to być przewaga manipulatorska, psychologiczna, finansowa, intelektualna, społeczna. Wiele otwartych drzwi do molestowania. Przykład? Można wykorzystać to, że dana osoba jest słabsza psychicznie lub jest psychicznie chora. Można pozornie „prosić”, w rzeczywistości podstępnie nakłaniając do kontaktów seksualnych. Bardzo mylą się ci, którzy myślą, że molestator to tylko obleśny dziad, który działa prymitywnie i bezpośrednio.
czytaj także
Ale w istocie nie chodzi mi o rozdrabnianie się w definicjach. Chodzi o rzeczywistość. Jak ona wygląda, co z nią jest nie tak? W porównaniu z gwałceniem dzieci wyzwiska nie wydają się niczym wielkim, ale trzeba pamiętać, że to się zaczyna od drobnych rzeczy, a drobne zamieniają się w duże, duże zaś zamieniają się w koszmar. Wszyscy wiemy, że język stwarza rzeczywistość. Mimo to nadal niejeden powie, że tak się zachowują tylko zwyrole. I tutaj dochodzimy do problemu: otóż nie. To są zachowania powszechne. To się dzieje w szkołach, na ulicach, w miejscach pracy, w instytucjach kultury. To się dzieje wśród prawicowców, lewicowców i apolitycznych, wśród ludzi religijnych i ateistów, wśród Niemców, Polaków, Rusków i Żydów, wśród artystów, nauczycieli, literatów, muzyków i górników. Czy molestatorów nazwiemy „zwyrolami”, czy samo zjawisko nazwiemy patologią – to się dzieje. To ma miejsce. I to nie jest rzadkie. Tych „zwyroli” jest bardzo wielu i wielu z nich nigdy nie nazwalibyście zwyrolami. Większość z nich nigdy nie poniesie konsekwencji.
Dlaczego to właśnie przemysł filmowy i telewizyjny znalazł się w centrum akcji #metoo?
czytaj także
Dlaczego? Bo wciąż udajemy, że zjawisko nie istnieje. Albo mówimy kobietom, że są przewrażliwione. A gdy już któraś się odważy i coś powie, jest ośmieszana, znieważana i oskarżana o stwarzanie okazji. Bo przecież osoby, które miały szczęście nigdy tego nie doświadczyć, to najczęściej te, które wszystko potrafią przewidzieć, nigdy nie popełniają błędów ani nie podejmują złych decyzji. Prawda? A może jednak nie.
Źle kładziemy punkt ciężkości. Powinniśmy się skupiać na oprawcy, a nie na ofierze. Ofiara powinna zostać otoczona opieką, a nie być wystawiana na ataki. Ofiarą powinni się zająć najbliżsi, tudzież psycholog/terapeuta – a nie opinia publiczna. Ofiara powinna zniknąć z publicznej debaty. Na językach debatujących mediów powinien być tylko oprawca, ponieważ całe zajście to jego sprawka. Skupiając uwagę na ofierze, odwracamy uwagę od winy oprawcy. Za każdym razem, gdy oskarżamy ofiarę, chronimy oprawcę przed konsekwencjami. W pewnym sensie mu pomagamy. Stajemy się współwinni, bo pozwalamy, by oprawcy chodzili wśród nas. Bo cóż to za pokrętna logika, za pomocą której próbujemy powiedzieć, że oprawca miał prawo do przestępstwa?
Powróćmy jeszcze do akcji #metoo, gdyż zdaje się, że jest to przyczynek do zmiany tendencji. Ogromna liczba ofiar zabrała głos – miliony kobiet, które zebrały się na odwagę, ponieważ uświadomiły sobie, że mają powód, by się na tę odwagę zebrać. Słusznie jednak zauważyła Karolina Lewestam w rozmowie z Karoliną Głowacką na antenie radia TOK FM, że ujawniało się wiele ofiar, ale nie znamy ich oprawców. To znak, że zmiany na tym polu zachodzą powoli i mozolnie.
Walka z molestowaniem to nie tylko siła woli, siła fizyczna czy siła charakteru. To przede wszystkim siła psychiczna. Problem tkwi w tym, że molestowanie właśnie na tym polega: na odbieraniu siły psychice, która kruszeje pod jego ciężarem. Ofiara – już osłabiona – musi po traumie odnaleźć w sobie siły, dzięki którym będzie w stanie walczyć z oprawcą. Oprawcy zaś nierzadko chowają się za maską cynizmu i zarzutów o brak dystansu do siebie. To nie są łatwe warunki do walki. Dlatego wszyscy powinniśmy poczuwać się do obowiązku, by reagować na wszelkie niepokojące zachowania – inaczej jesteśmy współwinni.
Niejeden mężczyzna mi się skarżył, że to nie takie proste, jak nam się, kobietom, wydaje. Bo oni nie chcą nic złego, a my to rozdmuchujemy; bo oni nie wiedzą, że kobiecie się coś nie spodobało, bo dawała sygnały, a potem zmieniła zdanie. I jak tu się w tym odnaleźć? Przez moment nawet było mi tych mężczyzn żal, tak szczerze. Myślałam sobie: „biedni mężczyźni, też nie mają w życiu lekko”. Ale potem dotarło do mnie, że to jednak nie ta skala, nie ten kaliber trudności. Mimo to z dobrego serca, z troski nam męskim zagubieniem, pomyślałam sobie w końcu, że może zamiast tworzyć kursy samoobrony dla kobiet, powinniśmy stworzyć kursy antymolestatorskie dla mężczyzn? Wymyśliłam nawet przykładowy program:
1. Wprowadzenie. Co to znaczy nie być bucem? – wykład.
2. Jak nie być bucem: wykorzystanie wiedzy w praktyce – warsztaty.
3. Porozmawiaj z nią – warsztaty z rozmowy z normalnym człowiekiem.
4. Dlaczego „tak” znaczy „tak”, a „nie” znaczy „nie”, czyli o mitach w interpretacji kobiecej podmiotowości – wykład.
5. Co kobieta miała na myśli, czyli jak nie dopowiadać sobie zbyt wiele – wykład i warsztaty.
6. Nie wiesz, czy możesz? Pytaj – warsztaty z ułatwiania sobie życia.
7. Zbyt pijana, by odpowiedzieć? Zaczekaj, aż wytrzeźwieje – wykład o metodach panowania nad niecierpliwym libido.
8. Nieprzytomna znaczy chętna? Jak interpretować brak komunikatów – wykład i warsztaty z bycia normalnym.
9. Kobieta też człowiek? Debata: od Arystotelesa do Korwina, czyli jak człowieczeństwo uczynić obelgą.
10. Dupa – część ciała czy odrębna podmiotowość? Rozważania nad bytem kreowanym w języku – debata.
11. Gdzie się kończy szarmanckość, a gdzie zaczyna buceria? Nieoczywiste obrazy oczywistości – wykład.
12. Kobieta silna i niezależna – jak przestać się bać? – warsztaty radzenia sobie z zakompleksionym ego.
13. Egzamin końcowy – ćwiczenia w parach: poderwij kolegę, nie molestując go. Jeśli Ci się to uda, prawdopodobnie jesteś gotowy.
czytaj także
Czuję, że ośmieszyłam mężczyzn tym programem, ale wszystko samo cisnęło się na klawiaturę. Najczęściej to ofiary są ośmieszane, dlatego to jest mój sposób (a wierzę, że jest ich wiele) na zmianę: zostawić ofiary i zacząć ośmieszać oprawców. Przy czym muszę zaznaczyć, że nie stawiam znaku równości między mężczyzną a oprawcą. Wiem, że jest dużo sprawiedliwych. Pamiętam również, że mężczyźni też bywają ofiarami, lecz i wtedy najczęściej są ofiarami innych mężczyzn. Zjawisko w rażącej przewadze dotyczy kobiet i generuje zachowania kierowane w stronę kobiet, dlatego to na nich się skupiłam. Choć kto wie, jak wielu z nas pośrednio jest oprawcami? Ignorując niepokojące postępowanie, puszczając obelżywe słowa mimo uszu, usprawiedliwiając zachowania, które nie powinny mieć miejsca. Czy rzeczywiście jesteśmy tacy cywilizowani?
Taki kurs jest potrzebny. Jeśli chcemy coś zmieniać w społeczeństwie, trzeba zacząć od zmiany myślenia. Zmiana myślenia pociągnęłaby za sobą częstsze dostrzeganie niepokojących zdarzeń. To zaś powodowałoby częstsze reagowanie. A to skutkowałoby większym społecznym napiętnowaniem molestatorów, nie ofiar. Molestatorzy przestaliby się czuć bezkarni i pewni siebie. Oprawcy ponosiliby konsekwencje, byliby usuwani z życia społecznego, a ofiary i potencjalne ofiary czułyby się bardziej bezpieczne. Jak widać, mam dużo wiary w ludzi. Czy rzeczywiście tak by się stało – nie wiem. Ale tak mi się marzy.
Na sam koniec wyjaśniam: dlaczego taki tytuł? Bo jestem Zła, że takie teksty piszę.
***
Anna Łoniewska – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracuje w reklamie.