Zastanawialiście się może kiedyś, czym zajmuje się Ministerstwo Kultury i dlaczego organizacją rocznicy katastrofy smoleńskiej?
A Wy? Co byście zrobili, gdy osoba bezpośrednio odpowiedzialna za śmierć bliskiej wam osoby, została przewodniczącym Rady Europejskiej? Jakbyście się czuli? Czy chcielibyście żyć w Europie przewodzonej przez może nie mordercę, ale prawie mordercę? Osobiście czułbym się pewnie dość podle, gdyby mój bliski został zamordowany, a winny jego śmierci został ponownie wybrany na szefa Rady Europejskiej. Najgorsze w tym byłoby pewnie poczucie, że prawie nikt nie chce tego zrozumieć. Przedstawiciele wszystkich europejskich krajów głosują na winnego masowego mordu. I jak tu nie porównywać UE do III Rzeszy?
I jak tu nie porównywać UE do III Rzeszy?
Zazwyczaj o tym nie myślę, ale czasem sobie przypominam, że pewnie właśnie jakoś tak czuje się najważniejszy obecnie polityk w Polsce Jarosław Kaczyński. Wygląda na to, że żyjemy w kraju rządzonym przez człowieka, który wierzy, że jego polityczny rywal i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk bezpośrednio odpowiada za śmierć jego brata. „Brat bliźniak to bardzo bliski związek. Gdybyście go państwo stracili w związku z niewątpliwą czyjąś działalnością, toby go państwo lubili?”,zastanawia się Kaczyński, zapytany o stosunek do Tuska.
Przez chwilę próbowałem dojść, dlaczego właściwie Tusk winny jest śmierci Lecha Kaczyńskiego, bo ten prosty fakt, że był premierem w trakcie katastrofy smoleńskiej, to jednak trochę mało, jak na bycie odpowiedzialnym czyjejś śmierci. Jeśli winą Tuska był zły stan rządowego lotnictwa, to równie dobrze winny jest on śmierci tysięcy kierowców, którzy stracili życie na kiepskich polskich drogach. Tusk nie nadzorował bezpośrednio lotu Tupolewa, a jednak zdaniem Kaczyńskiego jego wina jest bezpośrednia. Niestety Kaczyński nie bardzo lubi to tłumaczyć. Jednak pytany, wśród powodów, które doprowadziły do katastrofy, wymienia brak respektu wobec świętej pamięci Lecha. Wygląda na to, że zabił go rechot przemysłu pogardy, na którego czele stał Darth Tusk.
czytaj także
Choć oczywiście nie można też wykluczyć bomb helowych, trotylu, ani ruskich. Po sześciu latach śledztwa prawda o katastrofie wcale nie wydaje się być bliższa odkrycia. Wręcz przeciwnie. Coraz więcej Polaków ma wątpliwości, że uda się ją kiedykolwiek ustalić. No, chyba, że się jest kimś takim nudnym jak ja, co uważa, że był to wypadek, a wypadki chodzą po ludziach. Obwinianie Tuska o zabicie Kaczyńskiego tylko dlatego, że to państwo z dykty działa czasem teoretycznie, a ludzie często są niemili, wydaje mi się czystym szaleństwem. No, ale to nie ja rządzę tym krajem. Ja tylko próbuję zrozumieć, co myślą rządzący tym krajem ludzie. W sumie, skoro nim rządzą, to może warto wiedzieć, co myślą. Przez to, co i jak myślą, robią różne rzeczy. Na przykład ośmieszają się Polskę na arenie europejskiej. Zastanawiam się, co prawda, do ilu europejskich liderów dotarło, że nie chcemy Tuska, bo jest odpowiedzialny za śmierć naszego prezydenta. Jednak Kaczyński najwyraźniej sądzi, że przekaz o naszej moralnej niezłomności i niezgodzie na zło, nawet gdy popierane jest przez większość, do wszystkich dotarł. „Nie ma wątpliwości, że mimo przegranej na szczycie UE uczyniliśmy dobrze i że – co może zabrzmi paradoksalnie – nasz status, a także osobisty status pani premier w ten sposób się podniósł, a nie obniżył”. Cały świat będzie teraz szanował naszą Beatę, co nie wyszła za Niemca. Polska, ostatni sprawiedliwy wśród narodów świata. Jedyny kra, który nie godzi się, żeby na czele UE stał człowiek współwinny morderstwa. Wiara, że daliśmy słowiański odpór złu, sprawia, że prezes czuje, że tryumfuje. Choć ze swoim poczuciem, że brat został zamordowany, Kaczyński nie zdradza się zbyt często, to jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że właśnie to poczucie wciąż ma decydujący wpływ na niektóre jego decyzje.
Podczas kolejnych rocznic katastrofy Jarosław Kaczyński podkreśla, że Polacy zasługują na poznanie prawdy. Choć uważa, że powinna się ona znaleźć w podręcznikach, niestety nigdy precyzyjnie nie powiedział, o jaką prawdę mu chodzi, ale hasła na transparentach trzymanych przez ludzi na smoleńskich rocznicach i miesięcznicach nie pozostawiają wątpliwości: Tusk to morderca. Jednak Polska ma być sprawiedliwa dla wszystkich Polaków. „Wierzę, że taki dzień nadejdzie” – przemawiał prezes Prawa i Sprawiedliwości podczas kolejnej rocznicy. Ja też chciałbym w to wierzyć, dlatego z wielkim zdziwieniem przyjąłem informację, że w tym roku nasze stowarzyszenie nie otrzymało z MKiDN żadnej dotacji. Oczywiście niewykluczone, że nasz wnioski i propozycje były gorsze niż w latach uprzednich. Być może rzeczywiście publikacja książki Listy Wachtera. Nazista, który okradł Kraków dr. Magdalena Ogórek jest istotniejszym wkładem w poszerzanie świadomości literackiej Polaków niż wydanie intymnego pamiętnika Anny Świrszczyńskiej. Choć trochę się obawiam, że proza doktor Ogórek może nie sięgać wyżyn pisarskiego kunsztu jednej z najwybitniejszych polskich poetek, to najwyraźniej ministerialni eksperci nie podzielają moich obaw i są przekonani, że jej książka zaliczać się będzie do „najambitniejszych dzieł polskiej literatury najnowszej”. Podobnie pięćsetlecie reformacji nie wydało im się na tyle istotną rocznicą, żebyśmy mieli z tej okazji opublikować książkę poświęconą sukcesowi brata Lutra. Mogę to zrozumieć. Choć reformacja wpłynęła na kształt naszego kraju, to może nie dość zajmowało ją utrwalanie naszej tożsamości kulturowej i narodowej. Co jest nowym, istotnym aspektem oceny wniosków.
Naprawdę jednak nie rozumiem, dlaczego ministerstwo nie chciało wesprzeć publikacji książki dr Paula Brykczynskiego Primed for violence. Ten kanadyjsko-amerykański historyk postanowił przybliżyć nam okoliczności społeczne i polityczne śmierci pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza. Wydaje się, że zamordowanie prezydenta RP powinno być stanowić żywy przedmiot zainteresowania PiS. W końcu nie tak wielu prezydentów zamordowano w historii naszego kraju. Najwyraźniej jednak prawda o zabójstwie Narutowicza nie jest tak ważna jak prawda o zabiciu Lecha Kaczyńskiego. Myślę jednak, że publikacja tej książki mogła być dla wielu osób pouczająca.
Nawet Bronisław Wildstein swojego czasu porównywał „przemysł pogardy” rzekomo rozkręcony wobec PiS do antysemickiej nagonki wymierzonej w Narutowicza. Co prawda przypadki fizycznej agresji na PiS-owców były jednak znacznie rzadsze niż przemoc skierowana wobec Żydów w dni poprzedzające zabójstwo Narutowicza. Gdy ogłoszono, że stanowisko prezydenta I RP miał objąć szwajcarski inżynier Gabriel Narutowicz, prawicowa prasa rozpętała antysemicką nagonkę. Jego zwycięstwo było możliwe dzięki głosom mniejszości, co prawica uznała za zdradę polskiej racji stanu. Według doktryny narodowej demokracji władze powinien sprawować kandydat wybrany przez naród. Zamieszkujące Polskę mniejszości narodowe nie powinny móc decydować o tym, kto w ich kraju sprawuje władzę. Narutowicza okrzyknięto „żydowskim pachołkiem”. Nieważne, że za jego kandydaturą opowiedziały się też inne mniejszści. Poziom emocji był tak duży, że wystarczyło wyglądać na Żyda, żeby zostać pobitym na ulicy. Po mieście szalały prawicowe bojówki. Żydowski prezydent musiał zginąć. Eligiusz Niewiadomski z początku potępiony nawet przez prawicę, szybko zyskał status żołnierz wyklętego, dzięki któremu udało się zatrzymać żydowską ofensywę. I chyba rzeczywiście się udało. Po zabójstwie Narutowicza w Polsce zaczęto obawiać się wspierania mniejszości, a antysemityzm mógł swobodnie kwitnąć.
czytaj także
We wniosku na dofinansowanie książki, co prawda, ani razu nie użyłem słowa antysemityzm, bo wiem, że w Polsce nie ma żadnego antysemityzmu, więc po co drażnić ministerialnych ekspertów przypominaniem, że kiedyś był. Publikację książki rekomendowali historycy Antoni Dudek i Andrzej Paczkowski, a jednak ministerstwo uznał, że istotniejsze będzie wydanie i promocja książki Piotra Sitkiewicza pt. Krótka historia polskiego godła. Czyżby historia polskiego godła była za mało znana i lepiej uzupełniała polski rynek wydawniczy o wartościowe, niekomercyjne publikacje? Najwyraźniej również historia Brunhildy, królowej Austrazji, jest dla Polaków bardziej interesująca niż okoliczności zabójstwa prezydenta Narutowicz. Jest to o tyle ciekawe, że strategiczne cele programu kazały szczególnie uwzględniać dzieła związane tematycznie z historią Polski. Nieznany jest mi co prawda wpływ królowej Austrazji na historię Polski, której wówczas jeszcze nawet nie było na mapach. Ale nie jestem historykiem, więc może czegoś nie wiem.
Staram się wierzyć, że w tym roku naprawdę wszystkie nasze projekty były wyjątkowo słabe, a pomysły głupie i nie zasługiwały na wsparcie. W innym wypadku musiałbym przyjąć, że brak dotacji na książki, czy inne nasze działania, jest wynikiem małostkowości władzy, która usta ma pełne frazesów o prawdzie i sprawiedliwości dla wszystkich Polaków, a w rzeczywistości boi się wydania kilku książek.
Niestety obawiam się jednak, że to ta druga interpretacja jest prawdziwa. Ministerstwo nie dlatego nie dało nam dotacji, że nasze wnioski były gorsze, a proponowane przez nas do publikacji książki nic nie warte. Po prostu w Polsce Prawa i sprawiedliwości nie ma miejsca na wspieranie lewactwa, genderu i innej myśli krytycznej. Wszyscy Polacy to nie my, ludzie gorszego sortu, nie wierzący, że w Smoleńsku Jarosławowi zamordowano brata. I trochę mi smutno, bo też się czuję polskim patriotą jak świętej pamięci Lech Kaczyński, ale najwyraźniej nie jestem. Jestem tylko lewackim śmieszkiem, który powinien pracować do 67 roku życia jako kurier, a nie książki wydawać. Przyjmuję ten wyrok ministerialnych ekspertów z pokorą. Książki niestety będziemy dalej wydawać. Nic na to nie jesteśmy w stanie poradzić. Po prostu to lubimy i uważamy za ważne. Oczywiście politycy i urzędnicy mają prawo być małoduszni i małostkowi. Trochę to nie po chrześcijańsku. Rozumiem jednak, że są ważniejsze rzeczy w polityce niż naśladowanie Jezusa. Na przykład wiara. Na przykład wiara w to, że prezydent Polski Lech Kaczyński został zamordowany w związku z niewątpliwą działalnością obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej. Może w przyszłym roku musimy złożyć wniosek o dotację na książkę Jak Tusk w Smoleńsku zabił Kaczyńskiego?. Wolałbym nie.
Jestem tylko lewackim śmieszkiem, który powinien pracować do 67 roku życia jako kurier, a nie książki wydawać. Przyjmuję ten wyrok ministerialnych ekspertów z pokorą.
Tymczasem Ministerstwo Kultury zajmuje się organizacją siódmej rocznicy katastrofy smoleńskiej, więc trochę jednak szkoda, że nie znalazło ani grosza na publikacje książki o zabójstwie Narutowicz w 95. rocznicę jego śmierci. Choć właściwie nie trzeba mnie nawet przekonywać, że te obchody bardziej podnoszą świadomość (nie tylko literacką) niż jakakolwiek książki. Wyobraźcie sobie, że siódmy rok obchodzicie pogrzeb bliskiego, który został zamordowany, a winni wciąż pozostają na wolności. Co więcej: pełnią wysokie funkcje w UE i są powszechnie szanowani. Potraficie wznieść się na taki poziom świadomości? Niektórzy potrafią. Jednak zastanawiam się, jaki pożytek może przynieść ten stan świadomości. Ze śmierci Narutowicza mogliśmy się przynajmniej nauczyć, że antysemickie nagonki mogą się skończyć źle. Czego możemy się nauczyć ze śmierci Kaczyńskiego, skoro po siedmiu latach śledztwa nawet nie wiemy, jak został zamordowany, to ja nie wiem.