Kaczyński nie był liderem opozycji, ale trudno nie zauważyć, że liderem politycznym został i jest nim do dziś.
To prawda, że w Porozumieniu przeciw monowładzy Jarosław Kaczyński przecenia swoją rolę w opozycji, karmi czytelnika swoimi paranojami i pisze z perspektywy natural born samca, redukując kobiety do elementów w tle. Jest jednak w tej książce wiele fragmentów, które trzeba docenić jako wyraz praktycznej biegłości w sztuce uprawiania polityki. I nie chodzi tu wcale o underwoodowanie, ale dość oryginalne przemyślenia, które warto brać pod uwagę także wtedy, gdy treść działań Kaczyńskiego budzi nasz głęboki sprzeciw i odrazę.
Zacznijmy od anegdoty, zdającej sprawę z warunków określających dobrego politycznego lidera. Rzecz dzieje się w 2000 roku, gdy Jerzy Buzek mianować ma Lecha Kaczyńskiego na ministra sprawiedliwości. Buzkowi zależy na błyskawicznym zaprzysiężeniu, ale Lech wyraża obiekcje, bo nie ma odpowiedniego garnituru. Premier zauważa, że może przecież pożyczyć od Jarka, ale nie wie, że Jarek jest tęższy od Lecha. Na to Buzek wypala, że przyszły minister może wziąć garnitur od Wąsacza. Jarosław w książce komentuje to następująco: „To była propozycja niewykonalna, bo minister Emil Wąsacz był znacznie niższy niż Leszek, ale trzeba było sobie uświadomić ze smutkiem, że z punktu widzenia wysokiego mężczyzny to wszystko jedno” (s. 375).
Można tę opowieść potraktować jako dystansowanie się wobec własnych kompleksów, ma ona jednak głębsze znaczenie. Jej pełny sens objawia się, gdy Kaczyński pisze o Marianie Krzaklewskim. Jego słabością było przekonanie, że jest niezmiernie przystojny i mądry. Ktoś przekonany, że jest wcieleniem ideałów swojego społeczeństwa, nie będzie nigdy dobrym politykiem.
Polityk musi posiadać jakiś brak.
Tworzy on z niego postać osobną, zmagającą się ze swoją słabością i jednocześnie ze swoją wspólnotą, której nie uważa za gotową, ale postrzega jako rzeczywistość do ukształtowania.
Przekształcanie społeczeństwa wiąże się z posiadaniem czegoś, co można nazwać ideą kierującą. Jeśli polityk jest jej pozbawiony, szybko wypadnie z polityki albo skończy jako partyjny żołnierz. Jeśli ją ma, może decydować się na kompromisy i akceptować koncesje wobec istniejącego stanu rzeczy z mniejszym ryzykiem, że stanie się karierowiczem i cynicznym graczem. Dla Kaczyńskiego ideą kierującą, która powraca w wielu miejscach książki, jest sprawiedliwość. Naród czy katolicyzm są raczej drogami realizacji tej podstawowej idei niż fundamentami jego działań (to odróżniałoby go na przykład od liderów ZChN, a potem LPR).
Ideą kierującą nie może być oczywiście samo sprawowanie władzy, bo poparcie wyborców nie bierze się ze sprawnego PR-u, tylko z poczucia łączności w dążeniu do realizacji wspólnego celu. Osobiste zaangażowanie polityka, a nawet obsesyjne upieranie się przy czymś, stają się rękojmią autentyczności jego osoby. Walka polityczna toczy się o powiązanie doświadczeń, odczuć i interesów ludzi z ideą kierującą polityka.
W tej walce kluczowe się dwie procedury: wskazywanie wroga i protest.
Kierująca idea musi mieć przeciwnika, żeby była postrzegana jako alternatywa. Kaczyński jest oczywiście znany z tego, że wyznaczanie wrogów ma „we krwi”. W różnych okolicznościach stawali się nimi zarówno przedstawiciele Unii Demokratycznej, postkomuniści, Lech Wałęsa, jak i ZChN. W książce są jednak także fragmenty świadczące o tym, że konflikt budować trzeba zawsze nie tyle z odruchu, ile z powinności. Na przykład, gdy Kaczyński opisuje debaty nad reformą terytorialną, zauważa, że zgłaszał projekt liczby województw, który nie miał żadnych szans na poparcie, jednak zależało mu na tym, żeby ludzie mieli poczucie, że można chociaż rozważać alternatywę.
Protest z kolei jest praktyką łączenia idei kierującej z roszczeniami ludzi. Kaczyński uznaje wagę protestów, chociaż nie jest typem polityka ulicznego. Najciekawsza pod tym względem jest relacja Kaczyńskiego z demonstracji w Pruszkowie: „Postanowiliśmy nie tylko domagać się zaostrzenia kar, ale także przeprowadzić akcję bezpośrednią, czyli demonstrację przeciwko przestępcom w Pruszkowie. Odważnie podjęli się tego ludzie z Ligi Republikańskiej, coraz wtedy sławniejszej. Przyjechałem do Pruszkowa i ja. Stawili się też gangsterzy, odgrażający się, ale przekonujący przechodniów, że są porządnymi ludźmi, wręcz dobrymi. (…) Po demonstracji, wieczorem, w jednej z sal w Pruszkowie odbyło się zebranie, podobno tam też przyszli gangsterzy, ale zostali usunięci przez Straż Miejską. Obecni mieszkańcy oczywiście nas poparli” (s. 307–308). Dzięki demonstracjom dociera się do zwykłych ludzi i szuka się sposobów na wyrażenie ich potrzeb i interesów, podejmując często pewne ryzyko. Nie zawsze takie jak w Pruszkowie, ale komponent ryzyka jest w nich zawsze obecny: Czy przyjdą ludzie? Czy będzie kontrdemonstracja? Czy będą niewygodni sojusznicy? Jak zachowa się policja? Potwierdza to zaangażowanie polityka i jego autentyczność.
Dobry polityk musi być fundamentalistą, jeśli idzie o ideę kierującą, ale jednocześnie empirykiem w stosunku do procesu politycznego i innych aktorów w politycznym świecie. To, czy ktoś okaże się odpowiedni na określone stanowisko albo czy będzie zwycięskim kandydatem, nie może zostać rozstrzygnięte przed nominacją i wyborami. Bycie w polityce to seria prób, przez które przechodzi się zwycięsko lub w których się przepada w zależności od osobistych cech, indywidualnej wytrwałości, a także na skutek okoliczności zewnętrznych. To nastawienie do polityki wyjaśnia, dlaczego Kaczyński wysunął nieznanego Dudę na prezydenta, choć niewielu komentatorów dawało mu jakiekolwiek szanse. Duda oczywiście okazał się politykiem zdolnym do wygrania wyborów, ale niezdolnym ze względu na słabość charakteru do stania się niezależnym prezydentem.
Chociaż biegłość w sztuce politycznej jest bardzo ważna dla osiągania celów, to niebagatelną rolę odgrywa też w polityce fortuna. Dla Jarosława Kaczyńskiego momentem, który zadecydował o powrocie do wielkiej polityki, była wspominana już nieoczekiwana nominacja Lecha Kaczyńskiego na ministra sprawiedliwości, co otworzyło drogę do popularności obu braci i wprowadzenia Prawa i Sprawiedliwości z niezłym wynikiem do sejmu w 2001 roku. Na fortunie nie można opierać kalkulacji, ale jej grymasy mogą okazać się decydujące dla politycznego „być albo nie być”.
Rekonstrukcja uwag Kaczyńskiego o uprawianiu polityki nie jest usprawiedliwieniem jego dzisiejszych działań. Dla lewicy jest on wrogiem zarówno ze względu na antydemokratyczną praktykę, jak i instrumentalne wykorzystywanie nacjonalizmu i katolicyzmu. Jego rozumienie polityki może być jednak krzepiące dla lewicy. Wierność podstawowym ideom, osobność, a zarazem nieodwracanie się od społeczeństwa, uznanie dynamiki politycznego procesu i przekonanie, że wartość poszczególnych liderów i formacji zależy od prób, a nie oceny komentatorów, to zasady, które warto przyswoić sobie, przygotowując się na polityczną walkę w najbliższych latach.
Czytaj także:
Michał Sutowski, Zbawca narodu przed emeryturą
Kinga Dunin, Kobiety Kaczyńskiego
prof. Andrzej Friszke: Kaczyński w opozycji: ani aktywista, ani publicysta – czyli kto?
prof. Antoni Dudek: W poszukiwaniu głównego wroga
**Dziennik Opinii nr 229/2016 (1429)