Kraj

Chleba i czołgów, czyli po co lewicy wojsko?

Pospolite ruszenie Polski nie obroni.

Nie da się dziś dalej unikać tematu obronności kraju – nawet jeśli w kampanii wystarczały ogólniki, a głównym postulatem środowisk lewicowych było dotychczas powstrzymanie wzrostu wydatków na zbrojenia na rzecz innych celów społecznych. Brak pomysłów lewicy to oddawanie tematu nieodpowiedzialnym fascynatom militaryzmu, których pomysły wcale nie muszą być lepsze, ale przynajmniej są głośne.

Gwardziści na śmieciówkach, imperialne marzenia i polska Czeczenia

Zacznijmy od tego, że brak działania ze strony lewicy prowadzi do prywatyzacji sfery obronności. Pęd do niej widać wyraźnie w reakcji części konserwatywnych publicystów na konflikt rosyjsko-ukraiński. Ich propozycja jest bowiem prosta niczym wałęsowska siekierka: stworzenie pozapaństwowych struktur militarnych. To one w razie konfliktu mają unieść główny ciężar obrony kraju i stanowić alternatywę dla sojuszy międzynarodowych, a także polskiej armii.

W rezultacie to nie Siły Zbrojne RP miałyby wypełniać zadania państwa w tym zakresie, lecz pospolite ruszenie ochotników, skrzykniętych niczym wolontariusze w ramach medialnej akcji charytatywnej. Szczytem groteski okazał się apel białostockich przedsiębiorców proponujących zorganizowanie pięciotysięcznego oddziału „gwardii narodowej”.

Groźniejsze idee przybrały postać snów o prewencyjnym zajęciu obwodu Kaliningradzkiego czy ewentualnym prowadzeniu wojny partyzanckiej na wzór tych w Czeczenii czy Afganistanie – głoszone bez krzty zrozumienia nieadekwatności tych przykładów do warunków geograficznych i społecznych Polski, nie wspominając o braku poczucia odpowiedzialności za nieuniknione konsekwencje takiej wojny dla ludności cywilnej.

Prosta odpowiedź na pytanie „publiczne czy prywatne” brzmi: dążenie do zapewnienia bezpieczeństwa społecznego, politycznego i międzynarodowego powinno stanowić jeden z fundamentów działań instytucji publicznych, a w zakresie obronności państwo powinno mieć monopol.

Prywatyzacja sfery publicznej dosięga jednak coraz to kolejnych obszarów, które dotychczas nawet skrajni liberałowie gospodarczy uznawali za sferę przypisaną wyłącznie państwu. Widoczne w polskiej debacie publicznej – choćby na powyższych przykładach – trendy zmierzają do „odpaństwowienia” także kwestii obronności. Głosy te nie napotykają wyraźnego sprzeciwu.

Dążenie do zastąpienia Sił Zbrojnych pozapaństwowymi grupami paramilitarnymi może na pierwszy rzut oka wydawać się kuriozalne, ale powtarzany wystarczająco często i długo przekaz może wpłynąć na opinię publiczną. Nigdy zatem dość przypominać o skutkach zastąpienia „państwowego” wojska tego typu jednostkami, które boleśnie odczuwa dziś Ukraina, targana niesubordynacją de facto prywatnych armii.

Jaka alternatywa?

Odpowiedź na te szaleństwa powinna być nakierowana na dobro wspólne. Centrum i lewica są tymi nurtami politycznymi, które mogą walczyć o utrzymanie polityki obronnej i kształtu Sił Zbrojnych w racjonalnym kształcie.

Oprócz samego dążenia do zachowania państwowego (wspólnotowego) charakteru obronności kraju, należy promować tę sferę jako platformę dla szerszego programu zmian społecznych. W szczególności dotyczy to pracowników sektora przemysłowego i rozwojowo-badawczego, sytuacji socjalnej kobiet i mężczyzn służących czy pracujących w Siłach Zbrojnych, a także szeroko rozumianej polityki inwestycji publicznych państwa.

Co to znaczy? Po pierwsze, wydatki zbrojeniowe mogą wygenerować znaczący impuls gospodarczy, który pozytywnie przełoży się na sytuację pracowników. W przypadku zastosowania „klauzuli społecznej” (tzn. preferencji projektów zatrudniających ludzi na umowy o pracę) i faktycznego nakierowania wydatków w stronę zakładów przemysłowych o solidnym poziomie uzwiązkowienia i wynagrodzeń, mogą one stać się narzędziem pośredniego wzmocnienia praw pracowniczych w Polsce. Właśnie dzięki nim może powstać lub zostać utrzymanych wiele wysokiej jakości etatów w sektorze przemysłowym (m.in. w przemyśle stoczniowym) i jednostkach badawczo-rozwojowych.

Po drugie, kobietom i mężczyznom służącym w Siłach Zbrojnych, ale także personelowi cywilnemu, należy się co najmniej taki sam poziom zabezpieczenia społecznego co reszcie obywateli. Należy im się taka sama uwaga jak w przypadku innych grup zawodowych, na których wywalczone prawa ostrzą sobie zęby liberalni demagodzy. Parafrazując argument z czasu debaty o „przywilejach” górników: to, że osobom z korpusu szeregowych odbierze się bezpieczeństwo ekonomiczne, w żaden sposób nie przełoży się na poprawę sytuacji reszty społeczeństwa. Możemy jeszcze dodać – a z pewnością nie na jego bezpieczeństwo.

Wreszcie, dyskusja o wydatkach publicznych w Polsce powinna być częściej prowadzona w kategoriach koniunkcji zamiast alternatyw wykluczających się. Przyjmując tak częstą w sporach o bezpieczeństwo narodowe logikę wykluczania się wydatków obronnych oraz innych inwestycji publicznych, w tym socjalnych, lewica i środowiska centrowe oddają automatycznie pole zwolennikom bynajmniej nie oczywistej – zwłaszcza w obecnej sytuacji budżetowej –  polityki cięć.

Należy raczej wskazywać na potrzebę zwiększania inwestycji publicznych w kraju, gdzie w udział wydatków publicznych w PKB należy do najniższych w Europie – zarówno w strategicznych sektorach rozwojowych, jak też w obszarze zaniedbanej infrastruktury opiekuńczej.

„I” zamiast „albo”

Zdając sobie sprawę konieczności racjonalizowania wydatków zbrojeniowych, trzeba się starać zmienić ramy tego sporu i wyjść poza „albo czołgi albo przedszkola”.

Budowanie dyskursu na zasadzie „i” pozwala zadać fundamentalnie pytanie: „Czego mamy bronić?”. Tego nie da się zbyć pustym frazesem o sprzeciwianiu się bezpieczeństwu zwykłych ludzi czy o „braku patriotyzmu”. Świadoma dbałość o bezpieczeństwo może i powinna być łączona z pytaniem o kształt inwestycji publicznych, od budowy miejskich filharmonii po uniwersalne świadczenia socjalne. Nie na zasadzie ich wzajemnego przeciwstawiania się, a tym samym domyślnej akceptacji zbyt małego rozmiaru naszej kołdry, lecz pozytywnego kształtowania całościowej wizji państwa realnie wypełniającego swoje zadania.

Obok argumentacji makroekonomicznej – wskazując, że wydatki publiczne w kraju oznaczają również dochody dla polskich firm i wpływy z podatków – powinniśmy pokazywać wielopoziomowość bezpieczeństwa jednostki. Konieczne jest bowiem zapewnienie jej bezpieczeństwa przed agresją wojsk innego państwa, ale też zabezpieczenie codziennego bytu i możliwości planowania życia w Polsce, np. poprzez realnie działającą płacę minimalną, dostępną infrastrukturę opiekuńczą czy egzekwowanieprzepisów antydyskryminacyjnych. Takie łączenie różnych obszarów polityki państwa w konsekwencji da efekt synergii i umożliwi wzmocnienie przekazu w każdej z nich z osobna.

Odpowiedzią na rozdęte zbrojenia czy pełzającą prywatyzację nie powinna być negacji całej sfery obronności, a właśnie racjonalizacja wydatków i nadanie im prawdziwie wspólnotowego charakteru. Środowiska lewicowe i centrowe wiele zyskają na włączeniu w swój przekaz tej właśnie tematyki. Na takiej podstawie – a nie jej na przekór – można będzie wzmocnić postulaty z zakresu bezpieczeństwa społecznego czy walki z polityką redukcji wydatków publicznych za wszelką cenę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij