Zdrowie

Skoki przez okno, Lenin wiecznie grzybem i inne mity o psylocybinie

W Polsce psylocybiną się nie leczy tylko straszy.

W 1957 roku, kilkanaście lat po odkryciu LSD, Albert Hofmann – szwajcarski chemik, wtedy już dyrektor jednego z oddziałów koncernu farmaceutycznego Sandoz – zsyntetyzował psylocybinę. Tym sposobem substancja psychoaktywna obecna w ponad 100 gatunkach grzybów halucynogennych rozpoczęła oficjalną karierę laboratoryjną. Niezwykle krótką i kontrowersyjną, jak na środek obecny w kulturze od kilku tysiącleci. A w dodatku jeden z pierwszych używanych przez człowieka z intencją zmiany świadomości. Według archeologów powszechnie korzystali z niego już Majowie; wedle pseudonaukowych fantastów, takich jak Terence McKenna (twórca jedynej w swoim rodzaju teorii ewolucji o wdzięcznej nazwie „Stoned Ape” [ang. Upalona małpa]) sympatia, jaką żywił do psylocybiny homo erectus pozwoliła na transformację w homo sapiens.

Sektor badań naukowych skoncentrowanych na wykorzystaniu substancji psychodelicznych w psychiatrii i psychologii przeżył gwałtowny wzrost w latach 1950-1970, a następnie uległ drastycznemu załamaniu pod naciskiem regulacji prawnych. Torsten Passie w 1996 roku doliczył się aż 700 publikacji z tego okresu. Decyzje polityków na początku lat 70. wstrzymały rozwój dziedziny na kilkadziesiąt lat, równolegle legitymizując lęki opinii publicznej, wyrosłe ze skądinąd realnej fali nadużyć.

Ketamina to nie magiczna pigułka

czytaj także

Dziś zespół badaczy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa przekonuje na łamach czasopisma Neuropharmacology, że utrzymujace się – takźe wśród naukowców – uprzedzenia wobec psychodelików są konsekwencją dezinformacji, której źródła sięgają właśnie lat 60-tych.

I tak w roku 2018 badacze nadal pokutują za wyskoki członków kontrkultury i histeryczne ruchy władzy. Nieliczne kolektywy i organizacje pozarządowe takie jak MAPS, SAEPT, Instytut Heftera czy Fundacja Beckeleya są zależne od dotacji osób prywatnych, a przede wszystkim od konsekwencji i cierpliwości członków, które przydają się w konfrontacji z restrykcyjnymi przepisami.

Próby przywrócenia psychodelików nauce trwają od lat 80-tych i wszystko wskazuje na to, że powoli przynoszą efekty. Specjaliści z Food and Drug Administration skonfrontowali stare stanowiska z rzeczywistością naukową i udzielili w tym roku firmie COMPASS Pathways zgody na przeprowadzenie największego jak dotyczczas badania klinicznego z użyciem psylocybiny. W 2019 roku kilkaset osób z lekooporną depresją będzie miało okazję spróbować tej nowoczesnej terapii.

Zombie na Dolnym Śląsku

Dla wielu rekreacyjnych użytkowników grzybów halucynogennych psylocybinę nadal otacza ezoteryczna aura. Jednak wytropienie w Polsce niepozornych grzybów nie wymaga posiadania wiedzy tajemnej. Łysiczka – lancetowata, czeska, azurescens czy siniejąca – jest dość popularna choćby na Dolnym Śląsku. Wyrasta na pastwiskach, poboczach dróg, łąkach, polanach. Poszukiwanie konkretnych miejsc wysypu co roku ułatwiają czujne lokalne media. Pragnąc chronić mieszkańców sielskich uzdrowisk przed inwazją zdesperowanych i nieobliczalnych „ćpunów”, dostarczają czytelnikom dokładnych instrukcji.

I tak portal interia.pl w artykule „Żywe trupy po psylocybinie” poleca Jelenią Górę, Oławę i okolicę Ślęży, dolnośląskie Naszemiasto.pl Szklarską Porębę i Bystrzycę Kłodzką, Podhale24.pl Babiogórski Park Narodowy a Gazeta Krakowska – Beskidy. Na uwagę zasługują też cytowane tam wypowiedzi specjalistów od uzależnień. Pani Magda Słomka mówi, że zażycie grzybów może wywołać „depresję, a nawet choroby psychiczne” i reakcje „(…) nie do przewidzenia. Komuś na przykład może się wydawać, że potrafi latać”. Na szczęście redaktorka Katarzyna Wilk uspokaja, że „w tym roku do jeleniogórskiego Monaru nie trafił jeszcze nikt z problemem uzależnienia od halucynków”.

Niewątpliwe byłoby to ewenementem na skalę światową. Dlaczego? Bo psylocybina to najmniej szkodliwa z substancji psychoaktywnych. Jej potencjał uzależniający jest niższy niż kofeiny, a pojedyncza, średnia dawka rekreacyjna mniej toksyczna, niż porcja aspiryny. Do przedawkowania mogłoby dojść prawdopodobnie po przyjęciu dozy tysiąckrotnie większej. Uzależnienie psychiczne jest oczywiście możliwe, ale ze względu na specyficzny charakter doświadczenia – mało prawdopodobne. Mechanizm działania psylocybiny wygląda podobnie jak w przypadku LSD (aktywacja receptora serotoninowego 5-HT2A), jednak efekt jest 100 razy słabszy. Bezpieczeństwo tej substancji, stosowanej w kontrolowanych warunkach, potwierdziło praktycznie każde związane z nią badanie. Dotychczas odnotowano jeden przypadek śmierci, która prawdopodobnie była związana z przyjęciem znacznej ilości grzybów halucynogennych. Zmarła osoba miała za sobą transplantację serca, a badanie krwi wykazało, że była równolegle pod wpływem kilku innych środków zmieniających świadomość.

Tymczasem Agata Jurczak, terapeutka w Małopolskim Ośrodku Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Nowym Sączu ostrzega, że „spożywanie grzybów halucynogennych jest wyjątkowo ryzykowne. Łatwo o przedawkowanie. Nie da się przewidzieć działania substancji psychoaktywnych zawartych w łysiczkach. Może pojawić się euforia, ale także przerażające halucynacje”.

Psychodeliki – ani trucizna, ani panaceum. W takim razie, co?

Niestety, to nie halucynacja. Specjalistka cytowana przez Gazetę Krakowską najwidoczniej nie rozumie, czym jest „halucynacja”. Halucynacje, czyli omamy wytwórcze, to takie spostrzeżenia zmysłowe, które pojawiają się niezależnie od bodźca zewnętrznego, nie są zniekształceniem istniejącego bodźca, a osoba doświadcza ich jako istniejących realnie. Halucynacją będzie więc na przykład widzenie w pomieszczeniu przedmiotu, którego tam nie ma. Wbrew potocznym opiniom substancje psychodeliczne nie wywołują tego typu omamów wytwórczych, a znacznie zniekształcają percepcję, sprawiając, że zwyczajne na co dzień bodźce (dźwiękowe, wizualne, etc.) mogą być odbierane w niezwykły sposób.

Z kolei Tadeusz Dobosz, kierownik Zakładu Technik Molekularnych Akademii Medycznej we Wrocławiu już wie, że psylocybina nie uzależnia, ale uważa że „grzybki przyczyniły się pośrednio do śmierci wielu ludzi, którzy podczas wizji wyskakiwali przez okno”. Z tekstu dowiemy się też, że „grzyb stanowi składnik preparatu stosowanego do rzekomego przekształcania ludzi w tzw. żywe trupy – zombie”. Skąd polscy fachowcy od uzależnień czerpią wiedzę na temat substancji psychodelicznych? Najwyraźniej nie ze źródeł opartych na dowodach naukowych. Aż dziwne, że w tym zbiorze miejskich legend, gdzieś za ludźmi wylatującymi przez okno nie pojawił się legendarny grzyb, w którego przemienił się Władimir Iljicz Lenin.

Robi się mniej zabawnie, kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że rzekomi specjaliści i osoby decyzyjne bezkrytycznie rozpowszechniają mity i nie uaktualniają swojej wiedzy. Postawy szeregowych pracowników nie zmieniają się od kilkudziesięciu lat, opierając się na prohibicyjnych fantazjach odziedziczonych po pierwszych Monarach.

Katalizator i reset

Polskie prawo regulujące uzywanie psylocybiny jest bardzo restrykcyjne i niekonsekwentne. Posiadanie zarodników, które można bez problemu kupić przez internet jest w Polsce legalne, ale sama hodowla grzybów – już nie. Psylocybina znajduje się w grupie I-P wykazu substancji psychotropowych, a więc w zbiorze „substancji o braku zastosowań medycznych i o dużym potencjale nadużywania, które są wyłączone z obrotu farmaceutycznego i mogą być używane jedynie w celu prowadzenia badań naukowych”. Uznana za nieprzydatną w lecznictwie i potencjalnie szkodliwą dla zdrowia, figuruje w jednym rzędzie z metamfetaminą. Problem w tym, że ta klasyfikacja jest sprzeczna z aktualną wiedzą naukową. Oprócz tego, że zapis uderza w rekreacyjnych użytkowników, utrudnia prowadzenie prac naukowych. Przepis teoretycznie pozwala na badanie psylocybiny, ale w praktyce umożliwia wyłącznie rewizję właściwości fizykochemicznych samej substancji, a nie jej wpływu na ludzi.

Pan sobie ogarnie marihuanę

czytaj także

Pan sobie ogarnie marihuanę

Aleksandra Pezda

To o tyle zdumiewające, że aktualnie dostępne wyniki potwierdzają pozytywną rolę psylocybiny w leczeniu depresji lekoopornej, zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, uzależnienia od alkoholu i tytoniu oraz u osób w terminalnym stadium choroby nowotworowej. W większości przeprowadzonych dotychczas badań klinicznych pełniła rolę dodatkowego „katalizatora”, wspomagającego intensywną, krótkoterminową psychoterapię. Naukowcy proponują potoczne określenie „resetu” dla zmian wywoływanych przez takie oddziaływania, które udało się zaobserwować przy użyciu funkcjonalnego rezonansu magnetycznego w rejonach mózgu związanych między innymi z depresją.

Jak wygląda taka terapia? Spotkania w większości ośrodków są przeprowadzane według restrykcyjnego protokołu, zapewniającego pacjentowi maksimum korzyści i minimalizującego ryzyko wystąpienia skutków ubocznych. W Instytucie Heftera sesje z udziałem substancji poprzedza kilka tygodni przygotowawczych, podczas których klient bierze udział w dokładnej diagnozie i nawiązuje z terapeutą tak zwane przymierze terapeutyczne. Kiedy obie strony sojuszu zawrą kontrakt, rozpoczyna się seria trzech ośmiogodzinnych sesji z psylocybiną. Odbywają się one w specjalnie przygotowanych pomieszczeniach, umeblowanych i udekorowanych w taki sposób, żeby nie przypominały przestrzeni laboratoryjnej, czy szpitalnej. Liczba osób i płeć personelu medycznego obecnego podczas sesji jest zależna od konkretnego klienta. Po zakończeniu kuracji klienci pojawiają się na spotkania kontrolne, mając również do dyspozycji kontakt telefoniczny lub on-line.

Preparat na bazie psylocybiny mógłby znaleźć swoje miejsce w hospicjach. Nowotwory to druga przyczyna śmierci na świecie – tylko w tym roku dotknęła blisko 10 milionów osób. Pacjenci bardzo często doświadczają depresji z silnym lękiem, którym towarzyszy trzykrotnie większe niż w standardowej depresji ryzyko zachowań samobójczych – i nie dotyczy to wyłącznie paliatywnego stadium schorzenia. Ross i Griffiths wykazali w swoich badaniach, że zastosowanie psylocybiny w znaczny sposób redukował niepożądane efekty już przy pojedynczej dawce, a pozytywny skutek utrzymywał się u 60 do 80 % pacjentów po 6 miesiącach. Zmianom ulegało nastawienie do siebie samego, ocena relacji z innymi ludźmi, satysfakcja z całokształtu życia, a wreszcie poziom demoralizacji, lęku przed śmiercią czy poczucia bezsilności i beznadziei. Charakterystyczne pesymistyczne nastawienie ulegało zmianie, umożliwiając bardziej adekwatną i realistyczną ocenę przyszłości. Redukcja depresyjnych zniekształceń poznawczych zwiększała szansę skutecznej pracy w procesie terapeutycznym. Duża część pacjentów odbierała doznania jako mistyczne, a charakter tych duchowych przeżyć pomagał utrzymać odpowiednią postawę w obliczu końca życia, co umożliwiało walkę z bólem totalnym.

Praktycznie wszystkie wyniki badań z użyciem psylocybiny pokazywały dwa mechanizmy zmiany: z postawy cechującej się poczuciem oddzielenia (od siebie, innych ludzi, całego świata) na poczucie połączenia, oraz ze skłonności do wypierania emocji, na gotowość do konfrontacji i akceptacji. Uzyskiwane zmiany w strukturze osobowości były stosunkowo trwałe. Opierając się na modelu Wielkiej Piątki badacze zauważyli spadek poziomu neurotyczności i wzrost poziomu ekstrawersji, otwartości na doświadczenie i sumienności.

Lek, który wyzwala homoseksualnych mężczyzn

Psylocybina poprawiając zdolność do refleksji, empatii, zaufania oraz umiejętności zauważania i akceptowania własnych emocji  może ulepszać jakość kontaktu terapeutycznego, od którego zależy skuteczność całego procesu. Wprowadzona do obrotu byłaby z jednej strony przydatna w pomocy osobom, które nie reagują na konwencjonalne leczenie, a z drugiej mogłaby poprawić dobrostan także tych odbiorców pomocy psychologicznej, którzy nie spełniają kryteriów diagnostycznych dla zaburzeń. Podobnie jak w przypadku innych substancji stosowanych w psychofarmakologii, terapia wspierana psylocybiną (ang. psilocybin-assisted therapy) miałaby swoje kryteria wyłączenia, do których z pewnością należałyby psychozy, zaburzenia osobowości czy zaawansowane problemy poznawcze.

Idem per idem

Analizy dotychczasowych badań doprowadziły naukowców do wniosku, że restrykcje dotyczące psylocybiny powinny odpowiadać co najwyżej tym odpowiadającym grupie IV-P. Znajdują się w niej środki o istotnych zastosowaniach medycznych i niewielkim potencjale nadużywania, co pozwala na stosowane ich w celach medycznych, naukowych i przemysłowych. Co polskie Ministerstwo Zdrowia ma do powiedzenia na temat nieprawidłowej klasyfikacji? Zapytałam o to rzecznika prasowego, pana Krzysztofa Jakubiaka. Poprosiłam o informację, na jakiej podstawie sklasyfikowano psylocybinę jako substancję niebezpieczną i bezużyteczną, skoro z powszechnie dostępnych wyników badań empirycznych wynika coś zgoła odwrotnego; zaciekawiło mnie też, czy w Polsce komukolwiek udało się uzyskać zezwolenie na badanie z użyciem substancji i dlaczego ustawa jest aktualizowana wybiórczo.

Przedawkowanie to uderzenie w dno? Ty też możesz nie przeżyć

Efektem godnej podziwu ekwilibrystyki Ministerstwa były odpowiedzi takie jak: „każda zmiana kwalifikacji danej substancji do grupy (…) wymaga przede wszystkim przeprowadzenia szerokiej analizy, w szczególności pod kątem oceny w świetle współczesnej wiedzy naukowej skutków oddziaływania na ośrodkowy układ nerwowy powodujących zagrożenie zdrowia lub życia ludzi, lub szkody społeczne, wynikających z używania danej substancji”. Cóż, trudno się nie zgodzić – to było przyczyną mojego pytania. Dowiedziałam się też, że “w Polsce nie toczyło się jak dotąd żadne badanie z użyciem psylocybiny i/lub psylocyny” a „w europejskiej bazie badań klinicznych znajdują się informacje o czterech niezakończonych badaniach z psylocybiną”, co również jest prawdą – ale nie odpowiedzią na zadane pytanie. Wystarczy kilkanaście kliknięć żeby zobaczyć, że w bazie międzynarodowej jest ich kilkadziesiąt, w tym ukończonych.

W zeszłym roku Piotr z Poznaj P wystosował petycję w sprawie zmiany klasyfikacji, a w odpowiedzi otrzymał podobną żonglerkę faktami. Niestety, Ministerstwo Zdrowia dobrze wie, że przeprowadzenie takich badań (z udziałem ludzi, podwójnie ślepą próbą, itd.) jest  w świetle obowiązujących przepisów praktycznie niemożliwe. Podsumowując: psylocybina jest reglamentowana dlatego, że nie ma badań, które sugerowałyby, że nie powinno się jej reglamentować, a nie ma ich, bo się ją reglamentuje. A reglamentuje się, bo… nie ma badań.

Pięć rzeczy, które trzeba wiedzieć o narkotykach w Europie

Na pocieszenie – nie tylko w Polsce Lenin nadal jest grzybem. W Austrii w związku z dekryminalizacją psylocybiny, przyłapany użytkownik nie ponosi konsekwencji karnych, ale musi chodzić na terapię. Nie, nie terapię wspomaganą psylocybiną.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij