Świat

Oto dlaczego rzuciłyśmy zupą pomidorową w van Gogha

W zeszłym tygodniu dwie młode kobiety rzuciły zupą pomidorową w stronę bezcennego obrazu, żeby zaprotestować przeciwko niszczeniu klimatu na Ziemi. Wywołało to erupcję internetowego oburzenia i hejtu, ale krytyka dobiegała też ze strony zwyczajowych sojuszników ruchów klimatycznych. Czy akcja była potrzebna? Czy nie była przeciwskuteczna? W programie Owena Jonesa tłumaczyła to Emma Brown, rzeczniczka prasowa Just Stop Oil.

„Co jest więcej warte: sztuka czy życie? Czy sztuka jest warta więcej niż jedzenie? Więcej niż sprawiedliwość? Czy bardziej wam zależy na ochronie obrazu, czy na ochronie ludzi i planety? Kryzys kosztów utrzymania to jeden z kosztów kryzysu klimatycznego. Milionów ludzi nie stać na paliwo, na ogrzanie domów. Nie stać ich nawet na podgrzanie puszki zupy […] Jeśli nadal będziemy inwestować w eksploatację gazu i ropy, stracimy zupełnie wszystko”.

Tak mówiły aktywistki klimatyczne brytyjskiego ruchu Just Stop Oil Phoebe Plummer i Anna Holland, które w ubiegły piątek obrzuciły zupą pomidorową słynne Słoneczniki Vincenta van Gogha w londyńskiej National Gallery. Protestowały w ten sposób przeciwko wydobyciu i kupowaniu paliw kopalnych przez rząd Wielkiej Brytanii. Zabezpieczony szklaną taflą obraz nie został w żaden sposób uszkodzony, a jedyne straty materialne to prawdopodobnie zaplamiona podłoga muzeum.

Jaki był cel tej akcji?

Tłumaczy Emma Brown, rzeczniczka prasowa Just Stop Oil:

Mamy jedno proste żądanie: rząd Wielkiej Brytanii musi całkowicie wstrzymać udzielanie nowych pozwoleń i koncesji na eksploatację paliw kopalnych. Ten postulat jest zgodny z zaleceniami Międzynarodowej Agencji Energetycznej, ONZ i naszej własnej, krajowej Komisji do spraw zmiany klimatu. Rząd został nawet pozwany do sądu, a sąd uznał, że rząd odpowiada za prowadzenie polityki, która blokuje proces redukowania emisji do zera netto. Obecna polityka rządu jest całkowicie sprzeczna z działaniami na rzecz klimatu.

Kiedy zaczynałyśmy tę kampanię, szykowano już 40 nowych projektów wydobycia gazu i ropy naftowej. Teraz, jesienią, jest tych projektów 100. Zaprzestaniemy naszych akcji, gdy tylko rząd zajmie stanowisko, jakiego się domagamy. Ale politycy nie słuchają racjonalnych argumentów, nie słuchają zdrowego rozsądku ani nawet własnych doradców. Nikt ich z tego nie rozlicza, dlatego młodzi ludzie muszą robić to, co robią.

Czy tego rodzaju akcje nie zniechęcają do was osób, które skądinąd popierają wasze cele?

Nie sądzę, że tak się dzieje. O sprawie usłyszały miliony osób, nasza akcja zainspirowała miliony dyskusji na całym świecie. Jeśli chociaż w co dziesiątej z tych rozmów ktoś wspomniał o naszym żądaniu, o wszystkich tych nowych inwestycjach w gaz i ropę, to warto było to zrobić. Bo przecież nie jest tak, że news o naszej akcji przesłonił jakieś inne ważne dyskusje w mediach, na przykład o tym, że w przyszłym roku może nas czekać klęska nieurodzaju.

Musimy w końcu sprawić, żeby oburzenie na akcje takie jak nasza nie było większe niż oburzenie na fakt, że rząd chce nadal rozwijać eksploatację paliw kopalnych, kiedy na własne oczy widzimy w kraju skutki tej polityki. To powinno nas bulwersować mocniej niż nieszkodliwa zupa na obrazie za szkłem. Kryzys klimatyczny powinien wzbudzać w nas właśnie takie emocje. Bo przecież blokowałyśmy już terminale naftowe, pikietowałyśmy na Downing Street, ale niestety ekonomizacja uwagi jest, jaka jest, i mało kto te protesty zauważył. Nasze akcje nie muszą być popularne, muszą być głośne, bo wtedy dopiero zaczynają naciskać na władze – i to właśnie robimy.

Mnóstwo ludzi mówi dziś „popieramy wasze cele, ale nie popieramy waszych środków” albo „oczywiście, że nie powinno być żadnych nowych wierceń w Morzu Północnym”. Ale jeszcze kilka miesięcy temu takiej rozmowy przecież nie było. Wszyscy głosili tylko rozmaite absurdy o bezpieczeństwie energetycznym. Co może dać nam większe bezpieczeństwo energetyczne niż produkowana w kraju energia ze słońca i wiatru? Do tego trzeba pamiętać, że zanim nowymi rurami popłynie ropa czy gaz, musi upłynąć 5, 10, 15 lat. Wszystkie te argumenty były z gruntu fałszywe, a dziś coraz więcej ludzi zaczyna przyznawać nam rację. Więc mówimy im: jeśli was też to wkurza, protestujcie po swojemu. Widziałam wiele demonstracji na Downing Street, ludzie stoją tam z hasłami na plakatach i są kompletnie ignorowani.

Strażnicy zamiast ogrodników. Dlaczego warto oddać ziemię naturze?

Dlaczego wzięłyście na cel akurat obraz?

Nie pierwszy raz tak robimy. Dzieła sztuki mają dla społeczeństwa wielką wartość i bardzo istotne znaczenie. Ludzie oburzają się i boją, że mogliby stracić coś bardzo wartościowego. Ten sam lęk i to samo oburzenie powinniśmy odczuwać wobec zmiany klimatu, bo cały nasz świat jest zagrożony. Chcemy powiązać te emocje: dlaczego nie denerwuje nas to, że w tym tempie w ogóle nigdzie nie wyrosną żadne słoneczniki, że nic nie urośnie, że nie zbierzemy plonów z pól? Że zabraknie nam wody do picia? To powinno oburzać nas nie mniej niż myśl o tym, że mogło zostać uszkodzone dzieło sztuki.

Wiele ruchów społecznych, począwszy od sufrażystek, brało na cel dzieła sztuki. Bo chodzi o ten sam lęk przed utratą czegoś bezcennego. Widzimy, że to działa. Ludzie są wstrząśnięci, są oburzeni, ale zaczynają słuchać. Sama studiowałam rzeźbę i doskonale wiem, że większość artystów też domaga się zmiany społecznej. Artyści często bywali radykalni jak na swoje czasy. Dlatego myślę, że całe to oburzenie trafia pod zły adres. Van Gogh byłby zrozpaczony, widząc, co dzieje się z przyrodą i ze światem, który kochał.

Niedawno głośna była inna, podobna akcja, gdy grupa aktywistów rozlała mleko na podłodze supermarketu Harrods w Londynie. Jak w ogóle bronić takich pomysłów?

To była akcja ugrupowania Animal Rebellion, które domaga się sprawiedliwego przejścia na produkcję żywności wyłącznie z roślin. Bo wiemy przecież, że rolnictwo w obecnej formie jest jednym z głównych czynników zmiany klimatu. Można mówić do ludzi i przekonywać ich do upadłego, ale dopiero taki wstrząs naprawdę działa. Zakłóca spokój, ściąga na siebie uwagę, prowokuje do dyskusji. W końcu zaczynamy zauważać u siebie ten dysonans poznawczy: że z jednej strony tak, zgadzamy się, że przejście na dietę bezmięsną może być konieczne, ale nadal chcemy żyć tak jak dotąd, niczego nie zmieniając.

Zmiana nie weźmie się stąd, że będziemy jej chcieć. Zmiana przyjdzie wyłącznie za sprawą właśnie takich w pełni pokojowych, ale uderzających w nasze czułe punkty konfrontacji.

Dlatego popieram takie akcje, bo znów: komu stała się krzywda? To dosłownie płacz nad rozlanym mlekiem. Ale nagle zaczęło się o tym mówić. Chcemy też pokazać, że nie zamierzamy być posłuszni wobec systemu, który nas po prostu zabija. Znajoma, która ma 20 lat i też działa w Just Stop Oil, zapytała mnie niedawno: czy wiesz, w którym roku na świecie zacznie brakować wody pitnej? W 2040. Wystarczy wpisać sobie w wyszukiwarce: „kiedy na świecie zabraknie wody?” Ona wtedy nie będzie jeszcze miała 40 lat. Z taką świadomością żyją dziś młodzi ludzie. Więc jeśli ktoś uważa, że można usiąść sobie wygodnie i zaakceptować wszystko, co się dzieje, to jest dla mnie po prostu odrażające. Powinniśmy wspierać te młodzieżowe protesty, bo świat się nie zmieni, dopóki go nie zmusimy do zmiany.

Czym wobec tego jest rozlanie puszki zupy na szkło? Wylanie butelki mleka na podłogę? Niczym! Takie akcje nas drażnią, ranią nasze uczucia, ale właśnie powinny nas ranić, bo całkowicie zawiedliśmy tych młodych ludzi.

Nie obawiacie się, że po takich akcjach rząd jeszcze surowiej ograniczy prawo do protestów i pokojowych demonstracji?

Stawiamy rząd w trudnej sytuacji, bo organizujemy te głośne protesty, a wszystkie osoby, które w nich uczestniczą, łączy jedno: nie obawiamy się niczego, co mogą nam zrobić. Już ponad 50 osób z naszego ruchu czeka w więzieniu na proces. Rząd próbuje nas więc uciszyć, ale nie boimy się tego i nie przestaniemy naciskać.

Drodzy celebryci, skończcie z laniem wody. Dosłownie

Jedno naprawdę mnie dziwi: jedną prostą decyzją rząd może sprawić, że te protesty ustaną. Wystarczy, że zrobi to, co i tak trzeba zrobić: wstrzyma wszystkie nowe inwestycje w gaz i ropę. Jednak władza pokazuje, że prędzej wtrąci pokojowe aktywistki do więzienia, niż zrobi to, co jest moralnie słuszne. Więc niech robią z nami, co chcą. Zarazem, oczywiście, trwają ataki na działalność związków zawodowych, bo władza tłamsi każde działanie, które może skutecznie prowadzić do zmiany. A my mamy znać swoje miejsce i się nie wychylać.

Chciałyście nagłośnić wasze żądanie i to się wam udało. Ale czy prawdziwym problemem nie jest raczej to, że nie macie siły, by doprowadzić do zmian, o jakie wam chodzi?

Bardzo wiele osób uważa, że nic nie może zrobić. To jeden ze skutków indywidualizmu, w jakim nas wychowano. Ale prawda jest taka, że nasza siła jest ogromna. Jeśli dwie dziewczyny z puszką zupy wywołały taki wstrząs, to wyobraźmy sobie, co mogłyby zdziałać tysiące ludzi. Często rozrzucam ulotki na ulicy. Ludzie je podnoszą, ale czują, że są bezsilni, że nic się nigdy nie zmieni. Gdyby każda z tych osób wstała i coś w tej sprawie zrobiła, razem moglibyśmy osiągnąć bardzo dużo. Na pewno więcej niż pochlapanie zupą obrazu.

**
Wypowiedzi Emmy Brown pochodzą z wywiadu w programie Owena Jonesa. Skróty i redakcja: Krytyka Polityczna.
Cały program możecie obejrzeć tutaj.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij