Świat

Znikająca Ukraina

Gdy Ukraina uzyskiwała niepodległość w 1991 roku, liczyła ponad 50 mln mieszkańców. Od wybuchu wojny nikt nie wie, ile ma dokładnie mieszkańców. Wszystkie prognozy demograficzne są zgodne co do tego, że będzie ich o wiele mniej.

Według oficjalnych danych z 2019 roku w ciągu 30 lat Ukraina straciła ponad 13 mln mieszkańców. Trapią ją te same procesy co resztę Europy. W wyludniającym się kraju zwyżkę demograficzną mają jedynie duże miasta i okalające je miejscowości. Różnica polega na tym, że w Ukrainie ten proces jest o wiele bardziej gwałtowny, a wojna jeszcze bardziej go pogłębiła.

W Charkowie, do którego się udałem, widać to jak na dłoni. Duże miasta tracą najaktywniejszą zawodowo ludność. Charków, kiedyś pełen studentów, wytracił znaczną część młodych, a ci, którzy zostali, już czwarty rok uczą się zdalnie: najpierw z powodu pandemii, teraz z powodu wojny.

„Stracone pokolenie” – to określenie często wybrzmiewa wśród Ukraińców.

Charków. Fot. Jan Wysocki

Zapaść demograficzna

Już przed wojną sytuacja demograficzna Ukrainy nie była najlepsza. Jak pisze w swoim raporcie Ośrodek Studiów Wschodnich: „w 2019 r. […] rządowy zespół dokonał szacunków elektronicznych (tzw. spis Dubiłeta), wykorzystując m.in. dane od operatorów komórkowych, w wyniku czego ustalono, że populacja liczy 37,3 mln osób (nie licząc Krymu oraz niekontrolowanych części obwodów donieckiego i ługańskiego). Z kolei według […] danych Państwowej Służby Statystyki Ukrainy (Derżstatu) liczba Ukraińców (bez Krymu, ale z uwzględnieniem obwodów donieckiego i ługańskiego) wyniosła 41,9 mln”.

Przed nami jeszcze długa wojna [rozmowa z lekarką wojskową]

Kolejne ciosy w demografię przyszły po 2022 roku. Miliony Ukraińców wyjechało z kraju, a armia rozrosła się do ponad 700 tys. ludzi. W stosunku do roku, w którym Ukraina uzyskała niepodległość, ubytek ludności był znaczący.

Po wojnie ktoś musi odbudować kraj, dlatego Ukraina powołuje do wojska osoby powyżej 27. roku życia. Najmłodsi muszą przeżyć, by kraj mógł mieć przyszłość. Jednak poza wielomilionową emigracją wciąż giną kolejni ludzie na wojnie. Strona ukraińska nie podaje pełnej skali strat, często odpowiadając wymijająco. W kwietniu 2023 roku minister obrony Ołeksij Reznikow powiedział, że liczba poległych jest mniejsza niż liczba ofiar trzęsienia ziemi w Turcji (zginęło tam przeszło 50 tys. osób). Jednak od tamtego momentu minęło kilka miesięcy ciężkich walk na Zaporożu. Dalej też nie wiadomo, ile zginęło cywilów. Według prokuratury generalnej Ukrainy jest to ponad 10 tys. osób, ale, jak sama prokuratura zastrzega, są to dane niepełne.

Wioski starców

Z Charkowa jadę na północ do miejscowości Cyrkuny, gdzie chcę porozmawiać z wójtem. Miejscowość ta przez siedem miesięcy znajdowała się pod okupacją i wojna odcisnęła na niej bardzo silne piętno.

– Przed wojną mieszkało tu 6 tys. osób, a w całej hromadzie (gminie) 14 tys. Teraz w Cyrkunach jest może z półtora tysiąca osób – opowiada wójt Mykola Sikalenko. Podkreśla, że wiele osób wyjechało albo do Charkowa, albo dalej na zachód za granicę.

Wśród tych, którzy zostali w Cyrkunach, większość to osoby starsze z emeryturą niewystarczającą na niezbędne wydatki. Ci ludzie często są straumatyzowani, a w najlepszym wypadku zobojętniali.

Wszystkie zdjęcia z wojny, jakie do tej pory widziałem w internecie, w Cyrkunach stają się żywe. Tragizmu dodaje fakt, że pośród ruin wciąż mieszkają ludzie.

– W dom mojej sąsiadki uderzył pocisk, a fala uderzeniowa uszkodziła mój. Sąsiadka nie wytrzymała tego. Teraz mieszka ze swoją siostrą, a jej dom nie nadaje się do remontu – wskazuje na zniszczony dom Nadia. Opowiada energicznie, ale na skraju płaczu. Każde wypowiedziane słowo jest ogromnym kłębkiem emocji i traum. Mimo to ma się wrażenie, że jej słowa trafiają w pustkę. Nie ma zbyt wielu samochodów, nie słychać typowych dla wsi maszyn, nawet zwierzęta, jeśli jakieś tu jeszcze są, nie wydają odgłosów.

Wieś Cyrkuny. Fot. Jan Wysocki

W Cyrkunach zostały głównie osoby starsze, które już najlepsze lata życia mają za sobą i zostały z przyzwyczajenia. Jak sami mówią, młodzi stąd wyjechali, „bo co mają robić”.

– Zachorowałam na covid 14 lutego 2022 roku. Byłam w szpitalu, jak zaczęła się wojna. Mieszkałam u córki w Charkowie, ale do Cyrkun wróciłam, jak już je wyzwolili. Odbudowujemy się. Tu się urodziłam i nigdzie stąd nie wyjadę. Wynajmuję mieszkanie blisko córki w Charkowie, ale tam wszystko jest obce, a tu swoje. Brakuje mi tu bliskich i przyjaciół. Większość wyjechała do Finlandii albo państw bałtyckich, gdzie musieli jechać przez Biełgorod w Rosji – opowiada o swojej perspektywie Nadia.

Ilu wyjechało?

Nie wiadomo, ile osób wyjechało albo zostało deportowanych na terytorium Rosji. To kolejny cios demograficzny Ukrainy. Według danych ONZ może być to ponad 2,8 mln ludzi. Nie wiadomo jednak, ile z tych osób ostatecznie wyjechało z Rosji do UE.

– Przez rok pomagaliśmy ukraińskim uchodźcom na czterech drogowych przejściach granicznych w Łotwie. (Łącznie jest ich pięć i dwa kolejowe). Od listopada 2022 do listopada 2023 roku do UE weszło ponad 100 tys. osób. Nie wiemy, ile osób przechodziło przez przejścia w Litwie, Estonii i Finlandii, ale w krajach bałtyckich była podobna intensywność – mówi Dagmara Góralczyk z Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM).

Wiktor Szmygol, pełnomocnik do spraw odbudowy Cyrkun, uważa, że priorytetem muszą być nowe, nowoczesne domy. On sam miał firmę deweloperską, stąd jego myśli idą w kierunku mieszkalnictwa.

– Kraj odbudują młodzi, a oni muszą mieć gdzie mieszkać, żeby chcieli wrócić – mówi.

Czy wrócą? Demografowie i analitycy nie mają optymistycznych prognoz.

Łukasiewicz: To czas desperacko ponury

Cyrkuny i tak mają szczęście, bo obok Trościańca, Posad-Pokrowskie, Borodzianki, Moszczun i Jagodna zostały wybrane na przyszłe wizytówki odbudów. Dla tych miast przeznaczono specjalne fundusze, by po odbudowie żyło się w nich „lepiej niż przedtem”. Administracja Zełenskiego chce pokazać, że sprawnie działa, i tym zachęcić zachodnich inwestorów. Z drugiej strony ma to też zapobiegać korupcji. Jednak miast wyludnionych i zdewastowanych w Ukrainie jest znacznie więcej, a potrzeby zdają się nieskończone.

Dopóki wojna trwa, prądu nie będzie

– Prądu nie mam od 24 lutego. Na szczęście dostaliśmy generator, używamy go głównie do uruchomienia studni i pompowania wody – mówi mieszkanka Łypci.

Geolokalizacja nie działa, bo znowu włączył się alarm przeciwlotniczy. Wtedy zagłuszane jest namierzanie, dlatego trzeba znać trasę. Wiem, że miejscowość jest położona na północ od Cyrkun; stąd do Rosji jedzie się samochodem nie dłużej niż 10 minut.

Mieszkańcy Cyrkun. Fot. Jan Wysocki

Życie mojej rozmówczyni koncentruje się na przygotowywaniu jedzenia, sprzątaniu domu i karmieniu bezdomnych psów.

– Prąd w obwodzie charkowskim ogólnie jest, ale tu, gdzie była okupacja, wszystko pozrywane, a przecież granica jest 8 kilometrów stąd. Dopóki wojna się nie skończy, będzie, jak jest – opowiada.

– Nie mam wysokiej emerytury, 2700 hrywien [ok. 75 dolarów – red.]. Muszę sama gotować – podkreśla starsza kobieta. Dla niej pomoc humanitarna jest ważna i pozwala zaoszczędzić na innych produktach. W dniu, kiedy rozmawiamy, otrzymała pakiet chemii gospodarczej. Taką pomoc dostarcza tu Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej dzięki wsparciu Fundacji Biedronki. Tiry jeżdżą raz w tygodniu w okolice Charkowa, ale i Chersonia, na samej linii frontu.

„Biegliśmy przez pole, a oni strzelali do nas z karabinu maszynowego”. Reportaż z frontowych wiosek Chersońszczyzny

– Dzisiaj to dostałam od polskiej organizacji – wskazuje na worek pełny chemii gospodarczej. – Co drugi tydzień też władze miejscowości razem z charkowską organizacją przywożą ciepły posiłek. Bo ja nie gotuje tylko dla siebie i męża – opowiada.

– Dla dzieci?

– Nie, moje dwie córki są w Charkowie, a syn pod Odesą. Psy karmię. Wiele osób wyjechało i zostawiło je, a mnie się ich tak strasznie żal zrobiło. Są grzeczne, nikomu krzywdy nie robią. Ponad 40 codziennie karmię u siebie w domu – mówi Alina z Łypci.

Koniec wojny?

– Nas jest 40 milionów, ich 140 milionów, liczby mówią same za siebie – mówi wójt Cyrkun. Jednak morale, jak i zawziętość są wciąż duże. – Rosjanie nie mają czego tu szukać. Jakby tu znowu weszli, to każdy człowiek, każde drzewo by do nich strzelało. Zachód, USA, Polska pomogą, to wygramy, ale tylko jeśli Rosja się rozpadnie – dodaje.

– Tyle śmierci. Wojna „gospodarstwa i własci, nie ludji” [ukr. wojna państw i władzy, nie ludzi]. Po ich stronie też pełno młodych chłopaków poginęło – mówi mieszkanka Łypci.

– Lubiłam Rosję, oglądałam ich telewizję i koncerty, wszystko, co rosyjskie. Oni byli „swoimi”. Po co to wszystko? Przyjeżdżali na zakupy, handlowaliśmy, a teraz poniszczone domy, ludzi pozabijali – w głosie pani z Cyrkun słyszę silną emocję.

Akt oskarżenia przeciwko Federacji Rosyjskiej

Perspektywy?

Gdy w 1991 roku Ukraina uzyskiwała niepodległość, kraj miał ponad 50 mln mieszkańców. W dniu wybuchu pełnowymiarowej wojny było to już 37 mln. Teraz? Nikt tego nie wie. Wszystkie prognozy demograficzne są zgodne co do tego, że będzie źle albo bardzo źle. Szefowa Instytutu Demografii i Badań Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy Ełła Libanowa prognozuje, że w kolejnej dekadzie ludność kraju może się wahać w przedziale od 24 mln do 32 mln osób. Podobne przewidywania płyną z badań zleconych przez Radę Europy.

Władze Ukrainy wciąż liczą na powrót emigrantów do kraju po zakończeniu wojny. Jednak każdy miesiąc oddala tę perspektywę, bo uchodźcy coraz bardziej wsiąkają w nowe miejsca zamieszkania, a Ukrainę coraz głębiej trawi wojna.

Scenariusze wojny rosyjsko-ukraińskiej. „Zachód przeżarł dywidendę pokoju” [rozmowa]

Jednak Ukraińcy już nieraz pokazywali swoją determinację w momentach, gdy niewielu na nich stawiało. Zarówno w 2014 roku, gdy rozpoczęły się najkrwawsze starcia podczas protestów na kijowskim Majdanie, gdzie w imię integracji europejskiej zginęło ponad 100 osób, jak i w 2022, gdy przeciwstawili się rosyjskiej agresji. Władze Ukrainy zdają się liczyć na to, że i tym razem ich naród podźwignie się wbrew przeciwnościom.

**
Jan Wysocki – miłośnik Bliskiego Wschodu i Dolnego Śląska. Zajmuje się polityką zagraniczną ze szczególnym uwzględnieniem Maszreku oraz zagadnieniami społecznymi. Z dziennikarstwem związany od 2019 roku, zawodowo pracuje w sektorze humanitarnym. Pisze reportaże. Ukończył historię na Uniwersytecie Wrocławskim. W wolnej chwili z ekologicznym zacięciem urbanisty-społecznika aktywnie przeciwstawia się szerzeniu paradygmatu świętej przepustowości i pisze książki, których nigdy nie wydaje.

***

Finansowane przez Unię Europejską. Poglądy i opinie wyrażone są poglądami autorów i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy Unii Europejskiej lub Dyrekcji Generalnej ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii. Ani Unia Europejska, ani organ przyznający finansowanie nie ponoszą za nie odpowiedzialności.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij