Historia, Świat

Žižek: Dwie śmierci Gorbaczowa

Moje najsmutniejsze związane z Gorbaczowem wspomnienie to plotka, która krążyła w latach 90. w Niemczech – kto wie, czy prawdziwa, ale nawet jeśli nie, to jest to dobra historia.

Biologiczna śmierć Michaiła Gorbaczowa 30 sierpnia była drugą jego śmiercią. W sensie symbolicznym po raz pierwszy umarł wraz z rozwiązaniem się Związku Radzieckiego. Gorbaczow odgrywał w tym procesie czysto negatywną rolę zanikającego mediatora: „zburzył mur”, puścił w ruch mechanizmy demontażu systemu komunistycznego, a pamiętany i chwalony będzie za to, że pozwolił, by cały ten rozpad przebiegł pokojowo.

Gorbaczow zagrał swoją rolę uczciwie – więc co poszło nie tak? Dlaczego pieriestrojka przerodziła się w katastrojkę?

Jak Gorbaczow przypieczętował rozpad ZSRR amerykańskim piórem

Związek Radziecki – system powszechnego wyzysku

Nikita Chruszczow, rozpoczynając w 1956 roku okres destalinizacji, stawiał na to, że takie (ograniczone!) wyznanie win wzmocni ruch komunistyczny. I na krótką metę tak się właśnie stało.

Trzeba pamiętać, że era Chruszczowa była ostatnim okresem autentycznego entuzjazmu dla komunizmu i szczerej wiary w powodzenie komunistycznego projektu. Gdy w 1959 roku Chruszczow złożył wizytę w USA i buńczucznie przepowiadał: „wasze wnuki będą komunistami”, wyraził jedynie przekonanie, które w pełni podzielała cała radziecka nomenklatura.

Destalinizacji, którą przeprowadził, towarzyszył długotrwały proces „rehabilitacji” i przyznawania, że dotychczasowa polityka Partii była naznaczona „błędami”. Ta rozciągnięta w czasie rehabilitacja odsądzanych wcześniej od czci i wiary byłych bolszewików może zatem posłużyć za najczulszy możliwy wskaźnik tego, jak daleko i w jakim kierunku posuwała się destalinizacja Związku Radzieckiego.

Jako pierwszych zrehabilitowano wysokich dowódców wojskowych rozstrzelanych w 1937 roku (był wśród nich Michaił Tuchaczewski); ostatnim – już w czasach Gorbaczowa, tuż przed upadkiem komunistycznego reżimu – był Nikołaj Bucharin. Przywrócenie dobrego imienia właśnie jemu było nieomylnym znakiem zwrotu ku kapitalizmowi. W latach 20. ubiegłego wieku Bucharin opowiadał się za paktem między robotnikami a posiadającym ziemię chłopstwem. To on sformułował słynne wtedy hasło „Bogaćcie się!” i sprzeciwiał się przymusowej kolektywizacji.

Jeden tylko człowiek, znienawidzony i przez komunistów, i wrogich komunizmowi rosyjskich nacjonalistów, nigdy nie doczekał się rehabilitacji. Jego brak na tej liście jest wymowny. To Lew Trocki, „Żyd wieczny tułacz” Rewolucji, prawdziwy anty-Stalin i jego zaciekły wróg, przeciwny budowaniu socjalizmu w jednym kraju, za to oddany idei permanentnej rewolucji.

Od upadku Chruszczowa w 1964 roku w Związku Radzieckim dominowała cyniczna rezygnacja. Dopiero Gorbaczow podjął wysiłek bardziej radykalnego zmierzenia się z przeszłością. Jednak nawet dla niego nietykalnym punktem odniesienia do końca pozostał Lenin, a Trocki odszczepieńcem, którego nazwiska się nie wypowiada. I nie bez przyczyny.

Jak pisał w magazynie „The Atlantic” Christopher Hitchens, Trocki „u schyłku życia, osamotniony w Meksyku i świadomy swojego pogarszającego się stanu zdrowia, tuż po wybuchu II wojny światowej przyznał, że konflikt może się zakończyć bez socjalistycznej rewolucji. W takim zaś razie cały marksistowsko-leninowski projekt musiałby zostać porzucony”.

Oto co w swoim ostatnim tekście pisał sam Trocki:

„Bylibyśmy zmuszeni przyznać, że [stalinizm] zakorzeniony jest w zacofaniu kraju; nie w imperialnym środowisku, ale we wrodzonej niezdolności proletariatu do stania się klasą panującą. Wówczas, z perspektywy czasu, należałoby uznać […], że obecny Związek Radziecki okazał się prekursorem nowego systemu powszechnego wyzysku”.

Trocki pisze jasno: trzeba się rozstać z myślą o „władzy proletariatu”, wyrzec się oczekiwania, że wyklęty lud ziemi będzie zdolny stworzyć własny, alternatywny system rządów. „Z perspektywy czasu” – wtrąca Trocki, sugerując, że cała idea była od początku skazana na klęskę. Gorbaczow nie był gotowy posunąć się aż tak daleko: głosząc głasnost i pieriestrojkę, nie dostrzegał, że porusza lawinę, która odmieni cały świat.

Chiny uczą się na porażkach Rosji

Chiny, przyjmując reformy Denga Xiaopinga, poszły radykalnie inną, niemal odwrotną drogą. To prawda, że na poziomie gospodarki (i do pewnego stopnia kultury) Chińczycy porzucili to, co zwykle rozumie się pod pojęciem „komunizmu”, a bramy szeroko otworzyli dla „liberalizacji” w stylu zachodnim (własność prywatna, przynosząca zysk działalność gospodarcza, hedonistyczny indywidualizm itd.).

Niemniej jednak polityczna i ideologiczna hegemonia Partii pozostała w Chinach nienaruszona – nie tyle w sensie doktrynalnej ortodoksji (w oficjalnej narracji konfucjańska idea „harmonijnego społeczeństwa” praktycznie wyparła wszelkie odwołania do komunizmu), ile w sensie zachowania bezwzględnego politycznego przywództwa Partii Komunistycznej jako jedynej gwarantki stabilności i dobrobytu.

Wymagało to ścisłego nadzoru i regulacji ideologicznego dyskursu o chińskiej historii, szczególnie o dziejach ostatnich dwóch stuleci. Historia Chin, jaką nieustannie wałkują państwowe media i podręczniki, to rozpoczęte wojnami opiumowymi pasmo upokorzeń, przerwane dopiero zwycięstwem komunistów w 1949 roku. Z tej opowieści niezbicie wynika, że patriotyzm musi oznaczać popieranie rządów Partii.

Gdy historia staje się narzędziem legitymizacji władzy, jakakolwiek znacząca samokrytyka przestaje być tolerowana. Tego nauczyła Chińczyków porażka Gorbaczowa: pełne uznanie „zbrodni założycielskich” prowadzi prosto do krachu całego systemu. Dlatego tych zbrodni trzeba się na zawsze wyprzeć.

Owszem, można potępić „brak umiaru” i „błędy” maoistów (Rewolucję Kulturalną oraz Wielki Skok i wywołany nim masowy głód), a oficjalnie uświęconą formułą pozostaje ocena roli Mao, jaką wyraził Deng: w 70 procentach pozytywna, w 30 procentach negatywna. Ta ocena funkcjonuje jednak jako końcowy wniosek, który wszelkie dalsze dywagacje czyni zbędnymi: nawet jeśli rządy Mao były w 30 procentach złe, symboliczna siła tego ciosu zostaje unieszkodliwiona, a Mao pozostaje wielbiony jako ojciec założyciel narodu, którego ciało godnie spoczywa w mauzoleum, a wizerunek spogląda z każdego banknotu.

Mamy tu do czynienia z oczywistym przykładem fetyszystycznego wyparcia: choć doskonale wiemy, że Mao popełniał błędy i wywołał nieopisane cierpienia, jego postać w jakiś magiczny sposób pozostaje nieskalana tymi faktami. W ten sposób chińscy komuniści pieką dwie pieczenie przy jednym ogniu: radykalne zmiany, jakie przyniosła liberalizacja gospodarki, okazują się nie kolidować z ciągłością rządów jednej i tej samej partii.

Demontaż zachodniego dobrobytu

Moje najsmutniejsze związane z Gorbaczowem wspomnienie to plotka, która krążyła w latach 90. w Niemczech – kto wie, czy prawdziwa, ale se non è vero, è ben trovato…

Już po ustąpieniu z Kremla Gorbaczow odwiedził Berlin i chciał złożyć niezapowiedzianą wizytę byłemu kanclerzowi Willy’emu Brandtowi. Gdy w asyście ochroniarzy podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek, Brandt odmówił spotkania z nim. Tłumaczył później przyjacielowi, że nigdy nie wybaczył Gorbaczowowi przyzwolenia na rozpad bloku komunistycznego.

Nie dlatego, że socjaldemokrata Brandt potajemnie wyznawał wiarę w radziecki komunizm, ale dlatego, że doskonale rozumiał: wraz ze zniknięciem bloku wschodniego musiało zniknąć socjaldemokratyczne państwo dobrobytu w Europie Zachodniej.

Niemcy zmierzyły się ze swą przeszłością. Teraz pora na teraźniejszość

Brandt wiedział, że kapitalizm jest gotowy na daleko idące ustępstwa wobec robotników i ludzi biednych tylko tak długo, jak długo zagraża mu istnienie innej, poważnej opcji: odmiennego systemu produkcji, który obiecuje robotnikom prawa. By się uprawomocnić w oczach rządzonych, kapitalizm musi demonstrować, że nawet robotnikom i biednym żyje się w nim lepiej. Gdy tej konkurencyjnej opcji zabrakło, demontaż państwa dobrobytu można już było rozpocząć.

Narastający globalny kryzys jawnie domaga się radykalnej zmiany społecznej. Jeśli jednak chcemy wskrzesić komunizm pod całkowicie nową postacią, trzeba go będzie oprzeć na zupełnie innej bazie niż ta, którą (za Leninem) wyobrażał sobie Michaił Gorbaczow.

**
Copyright: Project Syndicate 2022. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Slavoj Žižek
Slavoj Žižek
Filozof, marksista, krytyk kultury
Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).
Zamknij