Świat, Unia Europejska

Zielone centrum idzie po władzę (spojler: nie w Polsce)

Nie czujecie się do końca komfortowo z powodu śladu węglowego, jaki pozostawiliście, latając na wakacje do Tajlandii? A może martwicie się nierównościami społecznymi, choć akurat wam powodzi się dobrze? Doskonale, Zieloni to partia dla was. Adam Traczyk pisze o kandydatce na kanclerkę, nominowanej właśnie przez drugą partię w niemieckich sondażach.

Na początku roku niemiecka bulwarówka „Bild”, a za nią całe Niemcy zastanawiały się, czy kraj jest gotowy, aby po 16 latach rządów Angeli Merkel dla odmiany to… mężczyzna został kanclerką. Być może wcale nie przyjdzie się nam o tym przekonać. Kandydatką Zielonych została bowiem kobieta – Annalena Baerbock. A ambicją jej i jej partii jest przejęcie steru Republiki Federalnej po wrześniowych wyborach do Bundestagu.

Kim jest Baerbock? To zielona polityczka nowej generacji. Minęły czasy, w których politycy Zielonych rekrutowali się z ruchów społecznych, a ich polityczną inicjacją były przepychanki (lub wprost starcia uliczne) z policją. Zieloni stali się partią nowego środka, a polityczna kariera Baerbock doskonale oddaje tę przemianę.

40-letnia córka pedagożki i inżyniera, żona i matka dwójki dzieci po ukończeniu studiów w Hamburgu i Londynie pracowała wpierw jako dyrektorka biura zielonego europosła. Potem, już w Berlinie, dalej zajmowała się polityką europejską Zielonych. W 2009 roku, startując z trzeciego miejsca na ich liście w Brandenburgii, nie dostała się jeszcze do Bundestagu, ale cztery lata później, już jako liderka listy, wywalczyła mandat, który sprawuje do dziś. Modelowa partyjna kariera.

Zielona fala w Niemczech

czytaj także

Jej ukoronowaniem było uzyskanie w 2018 roku nominacji na szefową partii. Drugim współprzewodniczącym został wówczas Robert Habeck, który ostatecznie musiał ustąpić jej pierwszeństwa w rywalizacji o kanclerską nominację. Również wybór duetu Baerbock-Habeck zakończył długą tradycję, zgodnie z którą na czele Zielonych stawali równocześnie przedstawiciele dwóch skrzydeł – radykalnego Fundis i umiarkowanego Realos. Bo zarówno Baerbock, jak i Habeck to pragmatycy.

Marsz do środka oczywiście nie zaczął się od tej dwójki. Zieloni od lat przesuwali się ku centrum, a samo centrum stawało się coraz bardziej zielone. Dopiero jednak powierzenie partii dwójce zielonych centrystów symbolicznie zamknęło epokę wewnętrznego przeciągania liny i pozwoliło Zielonym realnie zawalczyć o nowe segmenty wyborców na poziomie federalnym. Efekt widać gołym okiem: gdy Baerbock i Habeck obejmowali kierownictwo, sondaże Zielonych oscylowały wokół 10 proc., dziś to aż o 10 punktów procentowych więcej. W efekcie Zieloni zastąpili socjaldemokratów jako druga siła niemieckiej polityki i ustępują w sondażach jedynie chadekom z ok. 30-procentowym poparciem.

Pod przywództwem Baerbock i Habecka Zieloni pozbyli się wizerunku „partii zakazów”. Zamiast wychowywać i choćby na siłę ulepić lepszego człowieka, chcą oni dotrzeć do wyborców ofertą prowadzenia… lepszej polityki. Zamiast wywoływać wyrzuty sumienia, chcą je koić. Obawiacie się katastrofy klimatycznej? Nie czujecie się do końca komfortowo z powodu śladu węglowego, jaki pozostawiliście, latając na wakacje do Tajlandii? A może martwicie się nierównościami społecznymi, choć akurat wam powodzi się dobrze? Doskonale, Zieloni to partia dla was.

Sama Baerbock ujęła to w następujący sposób: „Nie muszę nawracać kierowcy SUV-a z Prenzlauer Berg [modna dzielnica Berlina będąca «ofiarą» gentryfikacji – przyp. A.T.]. Polityka nawracania to nie moja rzecz. Zamiast tego potrzebujemy jasnych wytycznych dla przemysłu samochodowego, aby na rynek trafiały czyste i tanie samochody rodzinne”. Innymi słowy: zagłosujcie na nas, a my już zadbamy o to, aby wszystko się ułożyło. A że część dawnych wartości i ambicji trzeba wyrzucić przy tym za okno? No cóż, taka jest cena realnego udziału we władzy.

Przyjmując dziś nominację z rąk Habecka, Baerbock – w odpowiedzi na zarzucany jej brak doświadczenia na stanowiskach rządowych – mówiła, że reprezentuje odnowę, a kandydaci innych partii status quo. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że bardziej pasowałoby hasło „chcemy zmian po to, by wszystko zostało po staremu”. Jak głęboko mają one faktycznie sięgać, przekonamy się już w najbliższych tygodniach. Kongres programowy Zieloni zaplanowali bowiem na połowę czerwca.

A gdyby tak… lewica przejęła władzę w Niemczech?

A z kim mogliby realizować swój program? Jak przystało na partię środka – praktycznie ze wszystkimi. Po wrześniowych wyborach niewykluczone jest zarówno zawarcie koalicji bardziej „mieszczańskiej”, tzn. z chadekami albo chadekami i liberałami, jak i bardziej „progresywnej”, z socjaldemokratami i Die Linke, a nawet – popularnej ostatnio w przekazie mediów – koalicji zwanej od barw partyjnych „sygnalizacją świetlną”, z socjaldemokratami („czerwoni”) i liberałami („żółci”). Zieloni każdy z tych wariantów mają już przećwiczony na poziomie landu.

Zanim jednak będą mogli przystąpić do realizacji swojego programu, przed nimi kampania. Do boju poprowadzi ich niewątpliwie jeden z największych talentów politycznych swojego pokolenia. Ale prawdziwa próba dopiero przed nią. Bo aby realnie zawalczyć o Urząd Kanclerski, Baerbock musi nie tylko utrzymać przy Zielonych tych wyborców, których zabrali socjaldemokratom, ale i podebrać ich nieco chadekom. Tymczasem, o ile wyborcom Zielonych wszystko jedno było, kto zostanie ich kandydatem na kanclerza, o tyle ogół wyborców faworyzował nieznacznie Habecka, starszego o 10 lat byłego wicepremiera północnego landu Szlezwik-Holsztyn. Choć więc fakt bycia młodą – jak na standardy niemieckiej polityki – kobietą był atutem Baerbock w wewnętrznej rywalizacji o nominację, to w kampanii już niekoniecznie tak będzie.

Nominacją Baerbock Zieloni rozpoczęli nowy rozdział w swojej historii. 38 lat temu pierwszy raz dostali się do Bundestagu, w 1998 roku współtworzyli rząd, a dziś pierwszy raz zawalczą o całą pulę. A co, jeśli jednak zabraknie im kilku punktów procentowych i ich kandydatka nie zostanie pierwszą zieloną kanclerką? Być może podąży wówczas śladem Joschki Fischera i stanie – jako pierwsza kobieta – na czele niemieckiej dyplomacji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Traczyk
Adam Traczyk
Dyrektor More in Common Polska
Dyrektor More in Common Polska, dawniej współzałożyciel think-tanku Global.Lab. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Studiował także nauki polityczne na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn oraz studia latynoamerykańskie i północnoamerykańskie na Freie Universität w Berlinie.
Zamknij