Unia Europejska

Wysypisko jednorazowych e-papierosów o smaku syntetycznego kiwi

Jednorazowe e-papierosy mogą funkcjonować jako symbol kapitulacji państw i struktur międzynarodowych w obliczu chciwości korporacji i złożoności procesów legislacyjnych, które mogłyby ją ukrócić.

Nie każda czytelniczka musi mieć świadomość, jak bardzo nastolatkowie pokochali e-papierosy. Polacy wkręceni w zdrowy styl życia, wycieczki z gongami, studia online z metafizyki, klepanie hipsterskich paciorków, wypiekanie własnego chleba i świecowanie uszu doczekali się już nawet własnej reprezentacji w parlamencie, więc nie muszą interesować się osobliwymi – i z daleka wyglądającymi na dekadenckie – nawykami konsumenckimi małolatów.

Co innego ja. Narażam się na pytania o wiek w kolejce na występ Bambi i Young Leosi, na koncertach o połowę młodszych raperów znam teksty lepiej niż cała, o połowę młodsza publiczność, a nawet sami wykonawcy – innymi słowy, nie straciłem kontaktu z blaskami i cieniami młodości. Ale jakoś retroaktywnie, jakby w pamięci otworzyła się lekceważona wcześniej szufladka, wszechobecność pociągania aromatyzowanego dymu z plastikowego długopisu uderzyła mnie dopiero niedawno, kiedy kolega pokazał mi swojego jednorazowego vape’a za 30 zł. Z diodą. I baterią litowo-jonową.

Nogi się pode mną ugięły. Regularne świętowanie globalnego zwycięstwa odniesionego nad plastikowymi słomkami nagle straciło blask. Huczne obchody, podczas których z przyjaciółmi celebrowaliśmy pokonanie nieodwracalnego i ponowne nawinięcie nici czasu na wrzeciono, okazały się być ufundowanymi na kłamstwie. Bo cóż może znaczyć choćby i wiadro słomek wyprodukowanych w warmińskim garażu wobec idiotycznego kawałka wzmacnianego plastiku z diodą, płynącego z Chin tygodniami po to, by znaleźć się w polskim śmietniku po dwóch dniach?

To, że gadżet dla złaknionych aromatyzowanego dymu spłynie akurat z Chin, jest niemal pewne – jeszcze w 2019 roku odpowiadały za ponad 80 proc. światowej produkcji e-papierosów i vape’ów. Chińska dominacja nie osłabła, choć już w tamtym okresie władze wprowadziły przepisy niemal całkowicie pozbawiające producentów możliwości działania na tamtejszym rynku. Pod koniec ubiegłego roku doszedł do tego ban na owocowe jednorazówki, który nie przeszkodził w ich eksporcie na kolejne rynki. W końcu Chiny robią potężną robotę dla zielonej transformacji, więc z kolorowym śmietnikiem z fabryk w Shenzhen niech sobie radzą Europejczycy i Amerykanie.

Aneks do zielonej transformacji

Jednorazowe e-papierosy znajdziecie dziś w każdym sklepie. Choć istnieją od 20 lat, to ich popularność, szczególnie w ostatnim czasie, nakręcały m.in luki prawne w poszczególnych krajach. Na przykład, jak pisze w tekście z „Time’a” Jamie Ducharme, w USA boom na nowe, jednorazowe vapowanie wiąże się z ograniczeniami nałożonymi w lutym 2020 roku na kilkurazowe stare, będącymi najczęściej formą ucieczki koncernów tytoniowych przed ograniczeniami nakładanymi na zwykłe papierosy – i tak dalej.

Ducharme opiera swój tekst na opublikowanym w lipcu 2023 roku raporcie o „przeoczonych ekologicznych kosztach jednorazowych e-papierosów”. Zatem po czterech latach wolnej amerykanki powoli zaczynają do nas spływać niepokojące informacje – jednorazowe bryły plastiku wypełnione toksycznymi liquidami, kupowane za grosze na chińskich stronach i transportowane przez pół globu, nie przynoszą środowisku większych korzyści. Interesujące…

Regulacyjne potyczki z producentami mogą trwać latami, o czym doskonale wiedzą mieszkańcy Unii Europejskiej, której „radykalizm” w walce ze skutkami kryzysu klimatycznego jest regularnie przedmiotem histerii. Weźmy np. Filipa Chajzera, który tydzień temu skarżył się, że nie będzie mógł wjechać swoim Mercedesem z 1995 roku do stołecznej Strefy Czystego Transportu. Chyba nie puścimy tego warszawskiemu ratuszowi płazem?

Człowiek czy reklama? Celebryci obchodzą rekomendacje UOKiK metodą „na Chajzera”

Jednak w przypadku większości takich zamachów na wolność Chajzerów europejscy liderzy przygotowali strachliwy aneks małym druczkiem. Większość unijnych regulacji, dotyczących zazieleniania miast, ekologicznego transportu, odchodzenia od mięsa czy uregulowaniu plastikowych śmieci zalewających Europę, od Warszawy, przez Berlin, po Paryż i Madryt, dobrze wygląda w powerpointowych prezentacjach włodarzy miast i notkach prasowych wysyłanych do mediów lifestyle’owych, ale zestawienie deklaracji z praktyką obrazuje różnice jak w renowacjach starych budynków fabrycznych: w projekcie i rzeczywistości.

UE bierze się na przykład za greenwashing, bo w przypadku ponad połowy produktów reklamujących się jako „zielone” czy zrównoważone ekologicznie mamy do czynienia z manipulacją lub kłamstwem? Świetnie! Choć akurat o tej regulacji jako dziennikarz słyszałem jeszcze w czasach, gdy nie wiedzieliśmy, co to znaczy koronawirus. „Przedsiębiorstwa są zaniepokojone, a zarządzający nimi decydenci ostrzegają, że regulacje ograniczą konkurencyjność europejskiego przemysłu” – czytamy w tekście „Financial Timesa” o dyrektywie antygreenwashingowej, która już w przyszłym roku ma zostać przegłosowana w Parlamencie Europejskim. Do 2027 poszczególne kraje wspólnoty będą musiały się do niej zastosować, a szampon udający „eko” znów będzie po prostu szamponem.

Dlatego jednorazowy e-papieros może funkcjonować jako świetny symbol kapitulacji państw i struktur międzynarodowych w obliczu chciwości korporacji i złożoności procesów legislacyjnych, które mogłyby ją ukrócić. Może i za 2 lata jakieś europejskie ciało wspaniałomyślnie zablokuje taki czy inny model elektronicznego papierosa, a za 30 lat ich produkcja zostanie globalnie wstrzymana. Pamiętacie, jak znakomicie poradziły sobie polskie władze z dopalaczami? Wystarczyło kilka lat i oficjalnie niemal zniknęły z centrów miast!

Gdzie są pieniądze na fundusz klimatyczny? W kieszeni miliarderów

Problem w tym, że do ekologicznej transformacji odkładanej na wieczne nigdy – na 2030, 2050 czy 3000 rok – dochodzą niemożliwe do szybkiego uregulowania trendy konsumpcyjne, wykorzystujące luki w biurokratycznej maszynie. Za 3 lata pojawią się inne jednorazowe e-papierosy, które UE zbanuje w 2029, ale w międzyczasie globalny śmietnik rozrośnie się do rozmiarów przekraczających wyobraźnię prawodawców. Filip Chajzer kupi sobie mercedesa o dwa lata młodszego, dwudziestolatkowie zaczną palić liquidy w nieograniczonych konfiguracjach smakowych w specjalnych kabinach zainstalowanych w centrach miast, a klasa średnia pokocha innowacyjną wege wieprzowinę. Jakoś to będzie.

Ścieżka dźwiękowa plastikowego oceanu

W olbrzymiej, liczącej ponad 150 płyt dyskografii Jamesa Ferraro znajdziemy płyty nagrane w tysiącach efemerycznych, często niemal jednorazowych stylistyk, z których bodaj najszerzej rozpoznaną jest ta, którą w „głównym folio” amerykańskiego artysty reprezentują płyty Far Side Virtual i Human Story 3.

E-papierosy do badania. Czy pomoże to uniknąć zatruć?

To niemal całkowicie pozbawione tekstów (poza monotonnymi komunikatami z generatora mowy) MIDI-symfonie, w których wpływy ambientowych nagrań Briana Eno z lat 70. (i skomponowanych przez niego motywów dźwiękowych z Windowsa 95) krzyżują się z minimalizmem Steve Reicha czy Phillipa Glassa, przełożonym na język aplikacji, wideokonferencji, elektroniki codziennego użytku i supermarketowych kas.

Jak pisał Jakub Wencel w tekście poświęconym obu albumom: „Far Side Virtual dokonywało swoistego zawieszenia zgromadzonego przez ostatnie kilka dekad kulturowego kapitału zachodnich społeczeństw, a zamiast historycznego, humanistycznego ujęcia proponowało przyjrzenie się jego wybranym »skarbom«, »użytkowym artefaktom«, przede wszystkim jako przedmiotom – rzeczom podlegającym przekształceniom i będącym częścią procesu globalnej wymiany informacji”.

„To pseudoutopijne dźwięki tuszujące kłamstwo, w którym wszyscy funkcjonujemy” – pisał z kolei Borys Dejnarowicz, dodając, że „[Ferraro] dokumentuje – w największym skrócie – »realną fikcję« nieuchronnego uwiązania masowo użytkowej technologii z galopującą kontrolą korpo-demokratycznego systemu opresji”.

Jak działa muzyka?

Już same tytuły z obu nagrań dają pewne pojęcie o zawartości: Plastic Ocean (Poem for a Deep Horizon), Plastiglomerate & Co, Market Collapse, Security Broker, Starbucks, Dr. Seussism, While Your Mac Is Sleeping. Na okładce Far Side Virtual widzimy iPada w garniturze, a klipy promujące Human Story 3, już w tytule, nawiązującym do Toy Story 3, przypominają – tu znów Wencel – „współczesną wersję Biblii złożoną z samych zdjęć z Shutterstocka”.

Symbole statusu zostają osadzone w rzeczywistości udającej komfortową i znaną, ale w rzeczywistości podszytą horrorem, neurozą przeładowanej codzienności. Gdyby Ferraro chciał domknąć trylogię, wysypisko jednorazowych vape’ów o smaku syntetycznego kiwi mogłoby stać się wymownym symbolem „kłamstwa, w którym wszyscy funkcjonujemy”.

Muzyk wybrał jednak inną, konsekwentną drogę – jego późniejsze płyty to już dystopijne, mroczne „requiem dla zrecyklowanej planety”. To znakomita ścieżka dźwiękowa do przemian współczesnego „plastikowego oceanu”, których rejestrowanie dawno temu przerosło możliwości – nasze, indywidualne, ale też systemowe czy legislacyjne. Czym zresztą szybko przestaliśmy się przesadnie zamartwiać, osładzając sobie gorycz katastrofy dawką smakowego e-liquidu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij