Wizyty kanclerza Scholza i ministry Baerbock w Warszawie dobitnie pokazują, czym różnią się polska i niemiecka dyplomacja. Nasza robiona jest na potrzeby krajowych sporów – dlatego wyciągamy z kapelusza temat reparacji wojennych. Berlin z pokorą wysłuchuje nierealistycznych żądań Warszawy, nie obraża się publicznie i ich… po prostu nie realizuje.
Zaledwie dwa dni po ceremonii zaprzysiężenia gabinetu Olafa Scholza (SPD) – nowa szefowa niemieckiego MSZ-u Annalena Baerbock (Partia Zielonych) odwiedziła Warszawę, gdzie spotkała się z prezydentem Andrzejem Dudą, ministrem spraw zagranicznych Zbigniewem Rauem i rzecznikiem praw obywatelskim Marcinem Wiąckiem. Stolica Polski była trzecią destynacją Baerbock, zaraz po Paryżu i Brukseli.
Chłodna przyjaźń Berlina z Warszawą
Zarówno nowa koalicja rządząca w Berlinie, jak i poprzednie rządy federalne podchodziły do stosunków polsko-niemieckich z bardzo dużą ostrożnością. Wbrew temu, co twierdzi część polskiej prawicy, nad Renem, Łabą i Wezerą panuje dziś konsensus wokół kwestii, kto wywołał drugą wojnę światową i jest odpowiedzialny za Zagładę. Niemieckie elity są świadome tego, że nie mogą się otwarcie wywyższać nad Polską, Polkami i Polakami, choćby realizowały politykę, która jest niezgodna z polską racją stanu (wsparcie budowy omijającego nasz kraj Gazociągu Północnego).
czytaj także
Po sześciu latach rządów Zjednoczonej Prawicy stosunki polsko-niemieckie są wprawdzie zdecydowanie chłodniejsze, niż były przed 2015 rokiem, ale jednak nie aż tak złe, jak na przykład relacje z Czechami, z którymi jesteśmy w otwartym konflikcie prawnym dotyczącym działalności kopalni Turów. To wielka zasługa kanclerki Angeli Merkel (CDU), która z uwagi na swoją wschodnioniemiecką socjalizację była przyjaźnie nastawiona do Polski i wykazywała się wręcz anielską cierpliwością wobec nieudolnej polityki zagranicznej rządu Prawa i Sprawiedliwości: nawet podczas swojej ostatniej oficjalnej wizyty w Warszawie, w październiku 2021 roku, apelowała, aby spór polskiego rządu z Komisją Europejską w kwestii praworządności rozwiązać poprzez rozmowy, a nie drogą sądową.
„Życzliwa powściągliwość” jako odpowiedź na żądanie reparacji
Piątkowa wizyta ministry Baerbock wpisała się w strategię życzliwej powściągliwości, którą stosują Niemcy wobec Polski rządzonej przez Zjednoczoną Prawicę, czego najlepszym przykładem była wspólna konferencja prasowa szefowej niemieckiego MSZ-u i ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua (PiS). Baerbock z chłodnym, lecz zainteresowanym wyrazem twarzy słuchała wypowiedzi Raua, w trakcie której ogłosił on, że strona polska oczekuje od nowego rządu federalnego „gotowości do zmierzenia się z […] odpowiedzialnością [za skutki drugiej wojny światowej – przyp. red.], także w formie rozmów o rekompensatach i zadośćuczynieniu”. Rząd Republiki Federalnej uważa, że ta kwestia została uregulowała już w ramach tak zwanego traktatu dwa plus cztery z 1990 roku. Krytyczne słowa polskiego ministra w sprawie Gazociągu Północnego, które także padły na wspomnianej konferencji, pewnie ucieszyły szefową niemieckiej dyplomacji – niemieccy Zieloni od samego początku sprzeciwiają się temu projektowi (sama Baerbock stwierdziła 12 grudnia, że druga nitka Gazociągu Północnego na chwilę obecną nie może uzyskać zezwolenia na użytkowanie, co z kolei ucieszyło Warszawę).
Wypowiedź Baerbock była mniej konfrontacyjna i to mimo jej słów, że „jest wiele rzeczy, które nas łączą, ale też wiele, które nas dzielą”. Na wstępie szefowa niemieckiego MSZ-u przytoczyła zapis w umowie koalicyjnej dotyczący przyjaźni polsko-niemieckiej i nawiązała do dwóch wydarzeń, które osobiście łączą ją z Polską: ponad 60 lat temu jej dziadkowie przeprowadzili się do Niemiec z Górnego Śląska, a ona sama stała w nocy z 30 kwietnia na 1 maja 2004 roku na moście między Słubicami a Frankfurtem nad Odrą, uczestnicząc w uroczystościach przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.
Apel o dopuszczenie pomocy humanitarnej na granicę polsko-białoruską
W dalszej części wypowiedzi Baerbock podkreśliła – tak jak każda niemiecka polityczka odwiedzająca nasz kraj – niemiecką winę za drugą wojnę światową i wyraziła pełną solidarność Niemiec z Polską i krajami bałtyckimi w kontekście działań Aleksandra Łukaszenki.
Ministra wspomniała także kryzys uchodźczy, ale w bardzo subtelny sposób: „W kontekście mroźnych temperatur na terenie przygranicznym musimy zagwarantować dostęp do pomocy humanitarnej, i to po obu stronach”.
Przez Polskę do Niemiec. Czy uchodźcy będą odsyłani nad Wisłę?
czytaj także
Zdaniem Baerbock należy pomóc ludziom koczującym na granicy, są oni bowiem ofiarami cynicznej gry Łukaszenki i nie ponoszą winy za zaistniałą sytuację. Po oficjalnych rozmowach z ministrem Rauem szefowa niemieckiej dyplomacji spotkała się jeszcze z rzecznikiem praw obywatelskich Marcinem Wiąckiem oraz przedstawicielkami organizacji humanitarnych działających na granicy polsko-białoruskiej, co miało być wyrazem przywiązania nowego niemieckiego rządu do praw człowieka i humanitarnej polityki uchodźczej.
Scholz podtrzymuje niekonfrontacyjny kurs Merkel
Zaledwie dwa dni później – 12 grudnia – do Warszawy przybył Olaf Scholz, nowy kanclerz Niemiec reprezentujący Partię Socjaldemokratyczną.
Spotkanie z Mateuszem Morawieckim odbyło się w podobnie koncyliacyjnym duchu co wizyta ministry Baerbock. Scholz wyraźnie unikał kontrowersyjnych tematów, tak jak jego poprzedniczka Merkel podkreślił, że wierzy w rozwiązanie sporu Polski z Komisją Europejską poprzez „dyskusje i rozmowy”, które miałyby doprowadzić „do bardzo dobrego pragmatycznego rozwiązania”.
Berlińczycy chcą odebrać mieszkania spekulantom i korpokamienicznikom
czytaj także
Kanclerz wprawdzie podtrzymał deklaracje poprzedniego rządu federalnego dotyczące solidarności względem Polski w kwestii konfliktu z Łukaszenką, niemniej umiejętnie kluczył wokół tematu Gazociągu Północnego: po pierwsze zadeklarował, że niemiecki rząd będzie angażował się na rzecz utrzymania działalności gazociągów zlokalizowanych w Ukrainie; po drugie oznajmił, że już za 25 lat Niemcy chcą odejść od wykorzystywania gazu ziemnego w energetyce i ciepłownictwie, co zmniejszy znaczenie dostaw tego surowca.
Na pytanie o reparacje wojenne Scholz odparł, że Niemcy płacą bardzo wysoką składkę unijną, a duża część funduszy europejskich poświęcona jest właśnie na inwestycje we wschodnich i południowych państwach członkowskich.
Poważna dyplomacja vs. polityka zagraniczna na potrzeby krajowe
Wizyty Baerbock i Scholza w Warszawie dobitnie pokazują, czym różnią się polska i niemiecka dyplomacja.
Politycy i polityczki Prawa i Sprawiedliwości uprawiają politykę zagraniczną na potrzeby krajowych sporów: wyciągają z kapelusza temat reparacji wojennych (wiedząc, że Niemcy nie zapłacą im choćby jednego eurocenta), zmyślają, że w umowie koalicyjnej nowego niemieckiego rządu nakreślona jest wizja nowej „IV Rzeszy”, czy wchodzą w otwarty konflikt z Komisją Europejską tylko po to, aby zapunktować u swojego prawicowego elektoratu, który lubi, „gdy ktoś walnie w berliński/brukselski stół”. Skutki tego niestety są opłakane: rząd Zjednoczonej Prawicy nie jest traktowany poważnie na arenie międzynarodowej, nie zaprasza się nas nawet do rozmów światowych mocarstw dotyczących bezpieczeństwa Ukrainy, która jest przecież naszą bezpośrednią sąsiadką (z życzliwości nie wspominam nawet o drugiej nitce Gazociągu Północnego, której PiS-owi także nie udało się powstrzymać).
Niemiecka polityka zagraniczna działa inaczej. Berlin z pokorą wysłuchuje nierealistycznych żądań Warszawy, na przykład dotyczących reparacji wojennych, nie obraża się publicznie i ich… po prostu nie realizuje. Obecny, jak i poprzedni rząd federalny nie krytykowały Polski za brak praworządności, wyrażały co najwyżej pewne zaniepokojenie przy jednoczesnym podkreśleniu, że jest to ważny filar Unii Europejskiej, i… po cichu dały Komisji Europejskiej zielone światło, aby mogła wejść w spór z Polską.
Za Odrą i Nysą Łużycką doskonale zdają sobie sprawę z tego, że wina narodu niemieckiego za drugą wojnę światową nakłada na rząd federalny pewne ograniczenia w stosunkach polsko-niemieckich, co nie zmienia faktu, że Niemcy potrafią manewrować swoją siłą gospodarczą i polityczną w taki sposób, aby osiągnąć swoje cele, nie wchodząc w otwarty konflikt z rządem Zjednoczonej Prawicy.
Pierwsze oficjalne wizyty kanclerza Scholza i ministry Baerbock nie doprowadziły zatem do znaczących zmian w napiętych stosunkach polsko-niemieckich, być może z wyjątkiem jednej rzeczy: czyżby prawicowiec Mateusz Morawiecki znalazł w zielonej Annalenie Baerbock nieoczekiwaną sojuszniczkę w walce o zablokowanie drugiej nitki Gazociągu Północnego? Niemieccy Zieloni nie będą umierać za gazociąg, ale na potrzeby krajowej polityki chcą wykazać się sprawczością – mogą zatem robić wszystko co w ich mocy, aby opóźnić jego uruchomienie.