Unia Europejska

Unia ma dobre prawo. Niech zacznie go przestrzegać

Unijny kodeks zakazuje eksportu broni, jeśli mogłaby ona zostać użyta do represji wewnętrznych. Mówi się też o tym, jak ważne jest „poszanowanie praw człowieka w państwie docelowym”. Powstaje pytanie, czy te zapisy kiedykolwiek traktowano poważnie. Gdyby rzeczywiście je zastosować, eksport broni do Arabii Saudyjskiej zostałby natychmiast wstrzymany.

Trwające na Bliskim i Środkowym Wschodzie wojny i brutalne konflikty są niezwykle skomplikowane i misternie ze sobą powiązane. Pomimo katastrofy humanitarnej w Jemenie nadal prowadzone są tam bezlitosne działania wojskowe. Do głównych adwersarzy należą tutaj Arabia Saudyjska i Iran. Oba kraje liczą na swoich lokalnych partnerów w walce o dominację nad regionem. W konflikt zaangażował się również Egipt i inne sąsiednie kraje.


Nie widać także końca wojny w Syrii, choć tzw. Państwo Islamskie udało się już mniej więcej pokonać. Wciąż trwa śmiertelny konflikt między Izraelem i Palestyną, który tli się już od siedemdziesięciu lat, czekając tylko, by w każdej chwili wybuchnąć żywym płomieniem. Aktualna amerykańska polityka w tym regionie podsyca tylko ogień, wzmacniając raczej determinację obu stron, zamiast pomagać im w szukaniu pokojowego rozwiązania.

Pogłoski o pokonaniu Państwa Islamskiego są mocno przesadzone

Sytuacja jest więc skomplikowana, a zaangażowanie Europy polega tu przede wszystkim na eksporcie sprzętu wojskowego. W ostatnich tygodniach przez Niemcy przetoczyła się burzliwa debata na temat tego, czy obowiązującą blokadę dostaw broni do Arabii Saudyjskiej należy znieść czy przedłużyć. Arabia Saudyjska dysponuje trzecim co do wielkości budżetem wojskowym na świecie – po USA i Chinach. Jest także największym importerem systemów zbrojeniowych, co roku kupuje broń za ponad 22 miliardy dolarów. Inni importerzy broni na wielką skalę w tym regionie to Zjednoczone Emiraty Arabskie, Turcja, Irak, Katar i Izrael, zaopatrujący się m.in. w Niemczech. Lista zakupów? Łodzie podwodne, wyrzutnie, fregaty, czołgi, pojazdy opancerzone, helikoptery, rakiety, broń palna.

Rachunek ropy i krwi

czytaj także

Rachunek ropy i krwi

Peter Singer

Jest to silnie zmilitaryzowany region, gdzie władze wszystkich krajów dążą do rozbudowy swojego potencjału wojskowego: według danych Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) siedem na dziesięć państw, które wydają najwięcej (jako procent PKB) na cele militarne leży właśnie na Bliskim i Środkowym Wschodzie. I kiedy w Niemczech nadal trwa dyskusja nad tym, czy w najbliższych latach będzie możliwe zwiększenie wydatków na obronę do 2% PKB, w Izraelu na armię wydaje się 4,7% budżetu państwa, a Arabia Saudyjska i Oman mają jeszcze lżejszą rękę: wydatki na armię wynoszą tam odpowiednio 10,3% i 12,1%.

Ponad połowa całej broni, która trafia do tego regionu z importu, pochodzi z USA. Wielka Brytania i Francja sprzedają swoje supernowoczesne systemy kilkunastu tutejszym krajom, oferując szerszy asortyment niż Niemcy. Sprzęt wojskowy eksportują tu także Hiszpania i Włochy.

W niemieckiej debacie na temat eksportu broni do Arabii Saudyjskiej – kontrowersyjnej szczególnie ze względu na jej wpływ na projekty realizowane wspólnie z Brytyjczykami i Francuzami – warto przyjrzeć się jeszcze raz obowiązującym dotychczas wytycznym. Każdy, kto śledzi przebieg tej dyskusji, może szybko nabrać wrażenia, że niemieckie władze stały się w swojej polityce zbrojeniowej nieprzewidywalne, a co za tym idzie, nie stanowią wiarygodnego partnera na przyszłość. A przecież w Kodeksie postępowania Unii Europejskiej w sprawie wywozu broni (1998) oraz we wspólnym stanowisku UE (2008) kraje członkowskie postanowiły określić „wysokie wspólne standardy”, które powinny być traktowane jako konieczne „minimum”.

Dotyczy to konkretnie zapisu na temat nieprzyznawania licencji eksportowych, jeżeli istnieje wyraźne ryzyko, że sprzedana broń „mogłaby zostać użyta do celów represji wewnętrznych”. Rodzi się więc pytanie, czy w przypadku eksportu na Bliski i Środkowy Wschód zapis ten kiedykolwiek traktowano poważnie. W regulacjach mówi się również o tym, jak ważne jest „poszanowanie praw człowieka w państwie docelowym”. Gdyby rzeczywiście zastosować to kryterium, cały eksport broni do Arabii Saudyjskiej zostałby od razu zablokowany.

Kto ukarze zabójców Dżamala Chaszukdżiego?

Co więcej, sytuacja prawna w Niemczech jest bardzo jasna. Prawo o kontroli zbrojeń przewiduje, że władze muszą odmówić zezwolenia na eksport sprzętu wojskowego, jeżeli istnieje ryzyko wykorzystania go do zakłócenia pokoju lub pogwałcenia zobowiązań wynikających z zasad humanitarnych. Dlatego w związku z morderstwem saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego eksport niemieckiej broni do Arabii Saudyjskiej nie tyle stał się problematyczny, ile powinien już dawno zostać wstrzymany, tak jak wymagają tego unijne wytyczne i niemieckie prawo.

Zgodnie z unijnymi kryteriami inny powód do wydania zakazu eksportu to „istnienie konfliktu zbrojnego między odbiorcą a innym państwem lub prawdopodobieństwo zaistnienia takiego konfliktu”. Powstało mnóstwo raportów przygotowanych przez ONZ i szereg organizacji pozarządowych, które wyraźnie dokumentują, jak siły zaangażowane w wojnę w Jemenie naruszają fundamentalne prawa człowieka.

Szantaż pracy i banalność zła

czytaj także

Szantaż pracy i banalność zła

Félix Talego Vázquez, Angelina Kussy

Dlatego należy się zastanowić nie nad tym, czy Niemcy powinny z dnia na dzień wstrzymać eksport broni na Bliski i Środkowy Wschód, ale raczej nad tym, dlaczego chcą to zrobić dopiero teraz. I jak to możliwe, że Wielka Brytania i Francja bezkarnie grożą Niemcom palcem i moralizują na temat niemieckiej niewiarygodności, kiedy w rzeczywistości powinien odezwać się święty krzyk oburzenia z powodu bezwstydnego zaopatrywania targanego wojną regionu w broń z unijnych krajów. Po co nam Kodeks postępowania Unii Europejskiej w sprawie wywozu broni, skoro jest on bezceremonialnie ignorowany?

Po co nam Kodeks postępowania w sprawie wywozu broni, skoro jest on bezceremonialnie ignorowany?

W 2008 roku państwa unijne wspólnie ustaliły potrzebę zachowania „zbieżności działań” w eksporcie broni. W niemieckiej debacie niektórzy udają, że to Niemcy muszą złagodzić restrykcyjne stanowisko i spojrzeć przychylniejszym okiem na pobłażliwe podejście do tej kwestii innych państw członkowskich; wydaje się, że nikt nie pamięta, że wiele innych europejskich krajów, jak choćby Holandia, Flandria (region), czy Szwecja, w ogóle nie dostarcza broni koalicji stojącej za jemeńskim konfliktem. Ignoruje się również fakt, że beztroscy eksporterzy broni lekceważą unijne wytyczne, które sami pomagali tworzyć. Dlatego każde żądanie „dostosowania wytycznych” jest w rzeczywistości równoznaczne z żądaniem całkowitego zniesienia restrykcji eksportowych.

**
Herbert Wulf – były dyrektor instytutu badawczego Bonn International Center for Conversion (BICC). Obecnie jest starszym partnerem w BICC i starszym współpracownikiem ds. badań w Instytucie Rozwoju i Pokoju na Uniwersytecie w Duisburgu/Essen, którego wcześniej był wicedyrektorem.

Artykuł jest wspólną publikacją magazynów IPG i IPS Journal. Publikację polskiego tłumaczenia dofinansowano ze środków Fundacji im. Friedricha Eberta. Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij