Świat

Czy sekslalki zasługują na szacunek?

Czy lalki do seksu dają bezpieczne ujście męskiej agresji? A co, jeśli taką lalkę zaprojektowano na podobieństwo dziecka? Czy lepiej, kiedy sekslalka jest tylko martwym przedmiotem, czy kiedy zaczyna być traktowana niemal jak partnerka? Przemysł się rozwija, pytania się mnożą, a odpowiedzi nie są proste.

Od prostych plastikowych lalek w kształcie ciał kobiet, przez takie, których wargi sromowe można prać w zmywarce, modele z wymiennymi głowami, aż po realistyczne seksboty, które potrafią naśladować orgazm czy symulować gwałt. Produkcja sekslalek z roku na rok przyspiesza, na rynek trafiają coraz to bardziej realistyczne gadżety. I właśnie ten realizm może niepokoić.

Dlaczego większość z nich przypomina kobiety, a kupują je głównie mężczyźni? Pojawiają się głosy, że sekslalki powinny zostać zakazane; inni twierdzą z kolei, że chronią kobiety i dzieci przed przemocą seksualną. Czy to niegroźna zabawka, czy raczej symbol kobiecego uprzedmiotowienia? Sekslalki, mimo że nieme, stawiają wiele pytań, na które nie mamy jeszcze jasnych odpowiedzi.

Kto nam zepsuł seks? Nie tylko Kościół i kapitalizm

Widziałaś kiedyś męską sekslalkę?

Sekslalka to syntetyczna replika naturalnej wielkości używana w celach seksualnych. Głównymi jej użytkownikami są, a jakże, mężczyźni, a nawet te nieliczne modele przypominające mężczyzn (produkowane np. przez markę Abyss Creations) i tak kupowane są głównie przez nich.

Przemysł sekslalkarski to dzisiaj dobrze prosperujący biznes, choć nie jest to żadna nowość na rynku. Pierwowzorem sekslalek były ponoć dames de voyage, czyli wykonywane przez europejskich żeglarzy manekiny z kawałków starego materiału albo tak zwane, bliższe dzisiejszym femmes en caoutchouc, czyli „kobiety”, które od końca XIX wieku wykonywano z nadmuchiwanej, wulkanizowanej gumy.

Przełomowym wydarzeniem dla popularności tego rodzaju sekslalek, które znamy dzisiaj, miała być sztuka Matta McMullena. W latach 90. jako artysta pracował nad kobiecymi manekinami, a postępy swojej pracy dokumentował w internecie. Szybko się jednak przebranżowił, kiedy zaczął otrzymywać zapytania o genitalia swoich dzieł. Zaczął tworzyć i sprzedawać silikonowe sekslalki, czym dał początek jednej z pierwszych marek tej branży – RealDoll.

Dzisiaj wielkość globalnego rynku sekslalek wyceniana jest na nieco ponad 382 miliony dolarów, a prognozy mówią, że do 2027 roku wartość ta urośnie do 595 milionów.

Sekslalkarski biznes rozwija się co najmniej prężnie. Nieustannie ulepsza, urealnia i dostosowuje swoje produkty do potrzeb klientów. To, że lalki erotyczne zwykle uosabiają stereotypowy, seksualnie przerysowany wygląd kobiety, niemal wprost wyjęty z filmów pornograficznych, pewnie nikogo nie zdziwi. Zarówno sekslalki, jak i ich robotyczne kuzynki reprodukują silne eurocentryczne męskie spojrzenie, doprowadzając wizję kobiecego ciała do postaci niemalże karykaturalnej. Nawet sekslalki roboty, mimo że mają imitować realizm, wyglądają w zasadzie jak duże Barbie z otworami i przebłyskami sztucznej inteligencji.

To, że prawdopodobnie nigdy nie widziałaś męskiej sekslalki, to nie przypadek. Niepodzielnie królują te kobiece, choć nie są to jednak jedyne opcje.

Kiedy lalka udaje dziecko

Jeśli wciąż nie jesteście przekonane, że sekslalki to temat zasługujący na bliższe spojrzenie, to wyobraźcie sobie, że wasze urocze zdjęcie z dzieciństwa posłużyło jako wzór do stworzenia sekslalki dla osób o skłonnościach pedofilskich. To pewnie wizja co najmniej niekomfortowa, choć cała sytuacja nie jest zmyślona.

Jeden z najsilniejszych argumentów, które stawiają pod znakiem zapytania etyczność istnienia sekslalek, dotyczy dobra dzieci. Wszystko za sprawą przypadku, który w mediach zaczął funkcjonować jako „sprawa Terri”. W sierpniu 2020 Terri, wówczas mama ośmioletniej dziewczynki, otrzymała od znajomego wiadomość, że jedna z dziecięcych sekslalek dostępnych na rynku łudząco przypomina jej córkę. Nie tylko przypomina, ale wygląda niemalże jak plastikowa replika zdjęcia dziewczynki, które Terri umieściła w mediach społecznościowych.

Francja przyznaje, że nastolatki nie mogą wyrazić świadomej zgody na seks

Łatwo jest zapewne uznać podobieństwo za dzieło przypadku. Wątpliwości zaczynają jednak topnieć przy zestawieniu obu zdjęć. Lalka nie dość, że jest łudząco podobna do dziewczynki (nawet na zdjęciach, na których oczy dziewczynki zostały rozpikselowane), to na dodatek ma tę samą charakterystyczną fryzurę, podobnie ubranie oraz niemal dokładnie ma taką samą pozę. Zgadza się nawet pluszak.

Lalkę sprzedawano między innymi na Amazonie, gdzie została opisana jako „wysokiej jakości seksowna żywa lalka dla mężczyzn” za 559 dolarów. Terri natychmiast skontaktowała się z Amazonem, który uznał jej skargę, a samą reklamę usunął. Szybko jednak okazało się, że lalka przypominająca jej córkę dostępna jest również na innych stronach, włączając w to takie, gdzie lalka jest naga, a strona dołącza instruktaż „korzystania” z niej.

Działaczki Child Rescue Coalition przekonują, że sekslalki przypominające dzieci powinny zostać po prostu zakazane. Aktywistki twierdzą, że ich istnienie przyczynia się do seksualizacji prawdziwych dzieci, co wzmacnia ryzyko, że padną one ofiarą przestępstwa. Sprzedaż takich lalek została zakazana na Florydzie oraz w stanach Tennessee i Kentucky, chociaż Child Rescue Coalition postuluje wprowadzenie zakazu na poziomie federalnym. Nie ze względu na konserwatywne podejście do seksualności, ale przez wzgląd na dobro dzieci.

Czy sekslalkę da się zgwałcić?

Największy skandal wybuchł kilka lat temu, kiedy podczas promocji marki True Companion, zapowiedziana została mówiąca, robotyczna sekslalka Roxxxy. Miała oferować do wyboru trzy typy osobowości. Jak opisywali producenci: pierwsza to „frywolna” Wild Wendy, drugą była „otwarta na eksperymenty” S&M Susan, a trzecią Frigid Farrah. Pomińmy na razie brawurę producentów, którzy najwidoczniej uznali, że w tych trzech typach udało im się skatalogować całą kobiecą seksualność. Nie na tym polegał rzeczony skandal.

„365 dni. Ten dzień” to dwugodzinny blok reklamowy, w którym gwałt znów jest romantyzowany

Okazało się, że lalka została zaprogramowana w taki sposób, aby w trybie Farrah wyraźnie stawiać opór, werbalnie prosząc użytkownika o zostawienie jej w spokoju. Choć próba interakcji z tak zaprojektowaną lalką budzi niedwuznacznie skojarzenia z gwałtem, zdaniem prezesa firmy Douglasa Hinesa powstała ona w celach „treningowych”, aby co bardziej nieśmiali mężczyźni mogli uczyć się schematu seksualnej interakcji. Finalnie, jak się okazuje, lalka okazała się niedostępna.

Być może sednem problemu nie są same sekslalki, a osoby, które ich używają?

Co sekslalki mówią na temat współczesnych mężczyzn?

Na pytanie, kto korzysta z sekslalek, wcale nie jest łatwo odpowiedzieć. Wszystkie dostępne na ten temat badania pokazują jednak, że są to prawie wyłącznie mężczyźni. Wobec tego badania dotyczące sekslalek pośrednio mówią coś o kondycji współczesnych zachodnich mężczyzn.

Wiemy już, że sekslalki opierają się na konwencji mocno zseksualizowanej, niemalże karykaturalnej wizji kobiecości. Badani mężczyźni otwarcie również mówią o tym, że to między innymi właśnie względy estetyczne odpowiadają za pragnienie ich posiadania. Zaskakujące może się jednak wydawać, że chociaż seks i wygląd są dla badanych ważne, to spory odsetek deklaruje również, że zależy im na „relacji” czy „towarzystwie”.

Mylimy związek z więzieniem, a miłość z posiadaniem. Dlatego nie wychodzą nam relacje

Ci mężczyźni z jednej strony pragną związku (co sami otwarcie przyznają), ale albo go nie mają, albo nie są z niego zadowoleni. Badaczki i badacze zastanawiają się wobec tego, dlaczego mimo chęci nie udaje im się znaleźć odpowiedniej partnerki? Odpowiedź leży, ich zdaniem, po części w nierealistycznych oczekiwaniach co do jej wyglądu, a po części w braku umiejętności nawiązywania relacji i w dysfunkcyjnych sposobach nawiązywania więzi. Przekłada się to również na niskie poczucie seksualnej samooceny u tych mężczyzn.

Jedno z badań wykazało ponadto, że posiadacze sekslalek wykazują większą tendencję do postrzegania potencjalnych partnerek jako „niepoznawalnych”, a świata – jako niebezpiecznego. Czy nie jest to opis mężczyzny, którego już, skądinąd, znamy?

Działaczki feministyczne zwracają uwagę, że incelska koncepcja „seksualnej redystrybucji”, gdzie seks jest towarem, który każdemu (bo przecież nie każdej!) się należy, łączy się z marzeniami o nastaniu ery seksualnych robotów, które przyniosą powszechne spełnienie. Obie te wizje biorą się głównie z wyobraźni mężczyzn, na co zwracają uwagę niektóre badaczki i aktywistki, tropiąc powiązania między przekonaniami inceli a dyskursem wokół sekslalek. Kampania przeciwko robotom seksualnym (CASR) powstała z ich inicjatywy jako globalny ruch przeciwko rozprzestrzenianiu się lalek erotycznych, który postuluje ich prawny zakaz.

Cierpienia młodego incela

czytaj także

Tego rodzaju głosy, choć mogą wydawać się skrajne, nie są odosobnione. Podobne dyskusje rozgorzały chociażby w Dortmundzie, Turynie, Paryżu czy w Helsinkach. Ich okolicznością były otwarcia swego rodzaju „punktów usługowych” (z braku lepszego słowa), gdzie można było za odpowiednią opłatą wynająć pokój i skorzystać z wybranej sekslalki. Zdania na ten temat były podzielone. Część osób uważała, że tego typu miejsca dają pociechę samotnym mężczyznom i kanalizują ich (nie zawsze konsensualne) fantazje; inna część twierdziła, że takie przybytki powinno się zamykać, bo napędzają fantazje o gwałcie.

Czy sekslalki chronią przed męską przemocą?

Naukowe debaty na temat lalek erotycznych nie poddają się łatwym podsumowaniom. Nie ma jednej, ogólnie przyjętej odpowiedzi na pytanie o związki między przemocą wobec kobiet a komercyjną dostępnością tego rodzaju zabawek erotycznych.

Zasadniczo jednak można wyróżnić dwa typy odpowiedzi na to pytanie. Pierwsza z nich zakłada, że sekslalki to gadżet zaspokajający potrzeby seksualne tych, którzy inaczej (to jest w sposób niekrzywdzący) nie mogą uzyskać seksualnego zaspokojenia. Są to na przykład osoby o skłonnościach do czynów pedofilskich czy mężczyźni fantazjujący o gwałcie. Część badaczy stoi bowiem na stanowisku, że sekslalki mogą „chronić” kobiety (a także dzieci) przed męską agresją, ukierunkowując ją na przedmiot.

Nie jest jednak łatwo potwierdzić tę tezę empirycznie – grupa badanych nie jest w końcu łatwa do zrekrutowania. Dlatego wnioski o „ochronnym potencjale” sekslalek często wysuwane są na przykład przez badaczy zajmujących się tego samego rodzaju „funkcją” pornografii. Jednak nawet wśród badaczy zajmujących się tym tematem, nie jest to powszechnie przyjęte stanowisko.

Druga grupa odpowiedzi na pytanie o sekslalki i przemoc wobec kobiet zakłada, że sprowadzenie kobiety do roli sekslalki uprzedmiotawia je, czym zaostrza mizoginię. Również i ta teza ma swoje mankamenty. Tak jak wydaje się oczywiste, że ogromna dysproporcja w użytkowaniu sekslalek przez mężczyzn i kobiety wynika z płciowych nierówności, tak nie jest jasne, czy może je zaostrzać. Istnieje chociażby badanie pokazujące, że posiadacze sekslalek nie wykazują się większą wrogością wobec kobiet niż mężczyźni ich nieposiadający. (Na marginesie trzeba dodać, że obie grupy badanych przejawiały postawy mizoginistyczne). Różnice między nimi jednak istniały, choć dotyczyły głównie wspomnianych już wyżej przekonań o niebezpieczeństwie świata i tendencji do uznawania kobiet za „niepoznawalne”.

W czerwcu tego roku ukazało się jednak badanie, które może okazać się w tej dyskusji przełomowe.

Kobiety czy przedmioty?

Większość badań skupia się na motywacji posiadaczy sekslalek, na tym, jak je postrzegają i jaka więź ich z nimi łączy. Kluczowe okazało się to, czy mężczyźni myślą o swoich sekslalkach jako o towarzyszkach, partnerkach czy zabawkach.

Wczesne, słabo potwierdzone w badaniach empirycznych przekonania na temat sekslalek wychodziły z założenia, że „uprzedmiatawiają” one kobiety, a to z kolei, jak wielokrotnie i na różne sposoby potwierdziły badania, utrwala mizoginię i reprodukuje wrogie względem kobiet zachowania. Jako rozwiązanie postulowano wytwarzanie bardziej realistycznych, skomplikowanych i różnorodnych modeli.

Najseksowniejsza w łóżku jest zgoda

Najnowsze ustalenia stawiają te tezy pod znakiem zapytania. W wielu badaniach szczególnie silny nacisk kładziony jest na „status relacji” między badanymi a ich sekslalkami. Zwykle okazywało się, że można ich z grubsza podzielić na dwie kategorie: tych, którzy traktują lalki jako nieożywione przedmioty, oraz tych, którzy je personifikują i traktują jak partnerki. Wydawać by się mogło, że to grupa, która traktuje swoje lalki bardziej przedmiotowo, będzie wykazywała się większą wrogością i uprzedzeniami w stosunku do kobiet. Okazało się jednak, że jest na odwrót. To właśnie grupa, która traktuje sekslalki jak swoje żywe partnerki, innymi słowy antropomorfizuje je, wykazuje więcej wrogości wobec kobiet jako grupy.

Nowa generacja sekslalek ma być wyposażona w sztuczną inteligencję, czujniki dotyku, wewnętrzne grzejniki, interfejsy wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości. Robotyczne lalki mają mieć twarze zsynchronizowane z aplikacją, tak aby podczas rozmów ich reakcje wydawały się naturalne. „Celem projektu jest stworzenie iluzji lub alternatywy dla rzeczywistości, jeśli chodzi o relację z lalką. Te RealDolls będą miały zdolność słuchania, zapamiętywania i mówienia naturalnie, jak żywa osoba. Będą miały hiperrealistyczne cechy, ciepło i czujniki reagujące na dotyk” – tak mówią o swoim projekcie twórcy nowej generacji sekslalek Realbotix.

Co dalej z sekslalkami?

Chociaż wiemy już nieco o motywacjach użytkowników sekslalek, nie powinnyśmy zatrzymywać się na poziomie indywidualnym. Na sekslalki, jak i na cały seksbiznes, musimy spojrzeć całościowo: nie przez pryzmat jednostkowych motywacji jego użytkowników, ale jako układ ról, który odtwarza.

Wtedy może się okazać, że sekslalki są karykaturalnym odbiciem damsko-męskich hierarchii, konserwują i reprodukują zastany porządek płci. Posiadanie lalki erotycznej samo w sobie nie jest przecież aktem przemocy, nikogo nie krzywdzi. Jednak ciągły rozwój sekslalkarskiego przemysłu przypomina o relacji władzy między płciami, która rozgrywa się w prawdziwym świecie i nie zniknie dzięki nim. Problemem nie są sekslalki jako takie, a społeczna dynamika, którą reprodukują.

Koniec końców, czy nie jest po prostu zastanawiające, że mężczyźni potrzebują sekslalek, a kobietom wystarcza masażer łechtaczki?

**
Kasia Bielecka jest studentką socjologii w ramach MISH na Uniwersytecie Warszawskim.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij