Świat

Machon: Zakazywać odrobiny zioła? Ile to wyrządziło szkód?

Słowo „legalizacja” od razu wywołuje panikę.

Martyna Dominiak: Jako była agentka brytyjskiego wywiadu jest pani znana przede wszystkim ze swojej działalności na rzecz wolności obywatelskich i demokracji. Komentuje pani afery wokół Bradleya Manninga czy Edwarda Snowdena, opowiadając się po stronie wolności słowa i dostępu do informacji publicznej. Skąd zainteresowanie polityką narkotykową?

Annie Machon: Od 15 lat jako aktywistka i publicystka zabieram głos w sprawach dotyczących bezpieczeństwa i swobód obywatelskich. Ale od zawsze wiedziałam, że wojna narkotykowa jest porażką. Widziałam to na własne oczy, kiedy pracowałam dla brytyjskiego wywiadu, dla MI5, chociaż moja codzienna praca skupiała się na innych obszarach.

Podczas serii moich wykładów w Kanadzie w 2009 roku ktoś podszedł do mnie i spytał, czy znam LEAP (Law Enforcement Against Prohibition)*, bo byłabym świetną rzeczniczką tej organizacji. W Amsterdamie spotkałam się z szefem LEAP Jackiem Cole’em i zgodziłam się dla nich pracować, bo podzielałam ich poglądy. Na corocznej sesji ONZ ds. narkotyków w Wiedniu poznałam więcej osób, dostrzegłam potencjał do budowania sieci rzeczników LEAP w Europie i zdecydowałam, że chciałabym taką sieć współtworzyć. Dołączyłam do zarządu i teraz swój czas poświęcam także na rzecznictwo w obszarze polityki narkotykowej.

Organizacje działające na rzecz zmiany prawa narkotykowego w Polsce i w całym naszym regionie postulują dekryminalizację (zaprzestanie karania za posiadanie niewielkiej ilości substancji psychoaktywnych na własny użytek). LEAP jest bardziej radykalne i mówi o legalizacji. Dlaczego?

Świetnie, że takie kraje jak Ukraina rozmawiają o dekryminalizacji, bo to jest ważne dla użytkowników. Bardzo dobrze, że praca tak wielu organizacji pozarządowych na całym świecie skłoniła nawet ONZ do rozmowy o redukcji szkód i dekryminalizacji. To pierwszy, duży krok. Jednak dekryminalizacja skupia się wyłącznie na użytkownikach narkotyków, którzy są niepotrzebnie wsadzani do więzień. My mówimy o legalizacji, ponieważ problemem jest kryminalizacja całego handlu: podziemie narkotykowe i zorganizowana przestępczość. Kartele narkotykowe, terroryzm, wzrost przemocy na całym świecie – to są zjawiska, które wynikają z tego, że narkotyki są nielegalne.

Jeżeli legalizujemy narkotyki, tak jak w Stanach zalegalizowano alkohol po porażce prohibicji, przenosimy dochód z handlu narkotykami na legalną ścieżkę, oddajemy go w ręce rządu i opodatkowujemy. Dzięki temu mamy też kontrolę jakości – użytkownicy wiedzą, co kupują. To ich chroni.

Globalny handel narkotykami jest obecnie wart między 320 a 500 miliardów dolarów rocznie. Jest trzecią największą gałęzią handlu, zaraz po handlu ropą. I te wszystkie pieniądze idą w ręce przestępców i terrorystów. My to znamy, bo jako działacze LEAP wywodzimy się z organów ścigania. I nie chodzi tu o kontrole na ulicach w poszukiwaniu torebki marihuany, ale o zorganizowaną przestępczość, którą śledzimy, osądzamy i skazujemy. Znamy skalę zjawiska i widzimy, że jest coraz gorzej.

Legalizacja dla wielu oznacza „promowanie narkotyków”…

Niestety słowo „legalizacja” od razu wywołuje panikę i przekonanie, że chcemy wszystkim rozdawać narkotyki. Tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego: o ściśle regulowany rynek, gdzie mamy do czynienia z taką samą lub lepszą kontrolą obrotu jak w przypadku papierosów czy alkoholu.

Konwencja oenzetowska z 1961 zakładała całkowite uwolnienie świata od narkotyków. Nie tylko nie udało się tego osiągnąć, ale jeszcze bardziej się od tego oddaliliśmy. Zwiększyła się podaż, substancje są mocniejsze i tańsze. Więcej osób ich używa. I jesteśmy świadkami największej fali przestępczości w historii ludzkości. Więc trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego wciąż robimy to samo i wciąż żądamy prohibicji, skoro wiemy, że ona tylko pogarsza sytuację?

Co dokładnie pani widziała, pracując w MI5?

Nie mogę wchodzić w szczegóły. W MI5 pracowałam w jednostce antyterrorystycznej, gdzie zajmowałam się terroryzmem irlandzkim, przerzucaniem broni itp. Okazało się, że ci sami ludzie, którzy handlują bronią, handlują też narkotykami. Monitorując brytyjskie lotniska i porty, obserwowałam, jak irlandzkie grupy terrorystyczne zdobywają większość swoich pieniędzy z narkotyków. Handel narkotykami dawał im kontakty międzynarodowe, ale także wiedzę, jak przeprowadzić atak na terenie Wielkiej Brytanii.

O jakich jeszcze skutkach nielegalności narkotyków możemy mówić?

Generalnie możemy powiedzieć, że pieniądze z narkotyków fundują destabilizację państwa i społeczeństwa. Społeczeństwa krajów producenckich są dziesiątkowane przez przemoc gangów i karteli, które walczą o kontrolę na rynku. Destabilizacja oznacza tam nie tylko fizyczny brak poczucia bezpieczeństwa, ale w wielu przypadkach także wojnę domową na poziomie całego państwa. Rząd i policja są przekupywane przez walczące ze sobą gangi i pozwalają im robić, co chcą. Takie państwa są na najlepszej drodze do wejścia w stan kompletnej anarchii, bez funkcjonującego rządu i jakiejkolwiek osłony dla społeczeństwa.

Podobnie lub jeszcze gorzej jest w krajach pośredniczących w globalnym handlu. Dziś takie państwa jak Gwinea Bissau, Mali i Libia służą za punkty przerzutowe z Ameryki Południowej do Europy, będąc jednocześnie miejscem walki gangów o terytorium na szlaku przemytu. Tam nie ma mowy o stabilnej władzy, jakichkolwiek organach ścigania.

W Libii po interwencji NATO mamy do czynienia z odradzaniem się sojuszników Al Kaidy, którzy czerpią zyski ze szmuglowania narkotyków do Europy. Destabilizacja państwa prowadzi do destabilizacji społecznej – pojawia się olbrzymi problem z przemytem, uzależnieniem od narkotyków i wzrostem zakażeń HIV. To są tylko wybrane przykłady pokazujące, jak ta spirala się nakręca.

Ale co nas w Europie może obchodzić taka przemoc na drugim końcu świata? Czy ona nas w ogóle dotyczy?

Możemy powiedzieć: to nie nasz kraj, nie nasi ludzie. Ale żyjemy w epoce globalizacji. Jesteśmy zależni od światowych zasobów i handlu. Nawet z czysto pragmatycznego i egoistycznego punktu widzenia Zachodowi powinno zależeć na stabilności tych krajów.

Powinniśmy sobie zdawać sprawę, że jeżeli prohibicja zostanie utrzymana, a popyt nadal będzie rosnąć, przemoc i gangi walczące o rynki zbytu wciąż będą rosnąć w siłę. Spirala przemocy będzie się nakręcać, nie tylko w Ameryce Południowej.

Oczywiście, w krajach gdzie narkotyki przede wszystkim się konsumuje, a nie produkuje (czyli na Zachodzie), ta przemoc nie jest aż tak brutalna. Doświadczają jej na różne sposoby przede wszystkim użytkownicy, których wolimy się zauważać. Ale mamy też do czynienia z wojnami gangów, które próbują kontrolować swoje obszary. W Stanach Zjednoczonych, gdzie istnieje kultura posiadania broni, w ostatnich latach obserwujemy wzrost przemocy. Z powodu wojen gangów całe dzielnice miast stały się gettami. W Europie tego rodzaju przemoc także rośnie. W dużych miastach na północy Wielkiej Brytanii, które są szczególnie dotknięte kryzysem, widzimy strzelaniny na ulicach. A policjanci przechwytują narkotyki od jednego gangu i sprzedają je innemu, czerpiąc z tego olbrzymie zyski. Innymi słowy, rośnie nie tylko przemoc, ale także skala korupcji organów ścigania. To odbija się na całym społeczeństwie.

Kluczem do poprawy sytuacji jest zmiana konwencji ONZ. Jak to zrobić?

Możemy naciskać tę instytucję od wewnątrz. Razem. Kilka lub kilkanaście sojuszniczych krajów może zacząć zadawać niewygodne pytania lub zagrozić wystąpieniem z konwencji. Całkiem niedawno zrobiła to Boliwia, która chciała zmienić swoje prawo dotyczące liści koki. Z drugiej strony, dzieje się wiele rzeczy niezależnych od ONZ i każdego z członków. Zmiana układu sił na świecie, rosnący sprzeciw Ameryki Południowej wobec polityki USA, kryzys ekonomiczny, pogarszająca się sytuacja na Bliskim Wschodzie, która może doprowadzić do kolejnej wojny. Wszystkie te czynniki powodują, że według mnie status quo nie przetrwa dłużej niż dekadę. Na przykład argumenty ekonomiczne mogą w końcu spowodować, że rządy będą chciały zalegalizować część substancji psychoaktywnych, by czerpać dochody z ich sprzedaży. Nie zmienia to faktu, że należy kontynuować nacisk na ONZ od środka. I staramy się to robić, także w LEAP.

Ogromną wagę w ONZ ma głos Stanów Zjednoczonych. A tam sytuacja się zmienia.

USA od początku były motorem prohibicji, dlatego właśnie tam staramy się inicjować zmiany. Już dwa stany, Waszyngton i Kolorado, zalegalizowały marihuanę. Jestem pewna, że następne podążą za nimi. LEAP był bardzo zaangażowany w kampanię w tych dwóch stanach. Badania wykazały, że to właśnie nasze działania najskuteczniej przekonały głosujących. Argumenty wysuwane przez byłych policjantów czy pracowników służby więziennej były traktowane o wiele poważniej przez konserwatywną część społeczeństwa, niż gdyby rzecznikami sprawy byli długowłosi kolorowi hippisi.

Z drugiej strony wciąż czekamy na reakcję władz federalnych. Całkowita zmiana prawa na poziomie państwowym może być trudna ze względu na niejawne interesy różnych grup, np. DEA, amerykańskej agencji do spraw tzw. substancji kontrolowanych.

Co to za interesy?

Długo by o tym mówić. Sama DEA powstała w czasach prohibicji, by zapobiegać szmuglowaniu alkoholu. Kiedy w 1933 roku zmieniło się prawo, okazało się, że 55 tysięcy pracowników musi znaleźć nowe zajęcie. Wtedy właśnie zaczął się lobbing na rzecz zaostrzenia prawa narkotykowego. Z upływem lat ten wewnętrzny problem USA przerodził się w problem globalny i całkowicie wymknął się spod kontroli.

Ale to tylko część niejawnych interesów różnych instytucji należących do organów ścigania. One większość swoich funduszy zdobywają właśnie dzięki wojnie narkotykowej. Mają prawo pozostawić u siebie 80% pieniędzy przechwyconych z nielegalnego handlu. Mówimy tu również o szesnastu (!) różnych służbach specjalnych, także o CIA, która od dziesięcioleci angażowała się w destabilizowanie krajów Ameryki Południowej i Bliskiego Wschodu, używając wojny narkotykowej jako pretekstu. Jest również cała infrastruktura wojskowa i związana z bezpieczeństwem kraju, w której interesie jest utrzymanie nielegalnego handlu, by móc go zwalczać. W grę wchodzą też spore nielegalne pieniądze, które mogą być wydawane np. przez CIA poza księgami. Tu znów pojawia się korupcja. I wreszcie mamy interesy spoza sektora bezpieczeństwa, czyli np. interes ekonomiczny koncernów tytoniowych i alkoholowych wywierających na rządy USA i UE naciski na rzecz status quo.

W jaki sposób te interesy są społecznie uprawomocnione?

Pomaga bardzo prosty komunikat powtarzany od dziesięcioleci: narkotyki to zło! One zabijają nasze dzieci, należy się ich bać. To przemawia do chrześcijańskiej, fundamentalistycznej moralności Amerykanów oraz pasuje do narracji ONZ, która lubi dużo mówić o dzieciach i ich prawach. Niekoniecznie rzeczywiście o nie dbając.

Jednak wierzę, że takie myślenie może się zmienić. Jeszcze 40 lat temu debata o małżeństwach gejów była nie do pomyślenia. A dziś w USA są one legalne. A sto lat temu kobiety nie mogły głosować.

Podobnie zmieni się myślenie o prohibicji, i to już niedługo. Pytanie tylko, ile jeszcze przemocy i wojen będziemy musieli doświadczyć, zanim to się skończy. Na pewno warto obserwować tę zmianę. Być może za 20–30 lat ludzie będą pytać: „Co do cholery im strzeliło do głowy? Zakazywać odrobiny zioła? Ile to wyrządziło szkód!”.

* LEAP – Law Enforcement Against Prohibition (Stróże Prawa Przeciw Prohibicji) powstała w USA z myślą o stworzeniu forum wypowiedzi dla obecnych i byłych funkcjonariuszy organów prawa, którzy uważają, że wojna narkotykowa poniosła klęskę. Założył ją w 2003 roku emerytowany policjant Jack Cole. http://www.leap.cc/

Annie Machon jest byłą oficerką wywiadu brytyjskiej Służby Bezpieczeństwa (MI5). Ujawniła się jako pracowniczka wywiadu jednocześnie z Davidem Shayler, publikując w mediach materiały o przestępstwach popełnionych przez Służby. Obecnie pełni funkcję dyrektora europejskiego oddziału organizacji Law Enforcement Against Prohibition. Opierając się na swoich wszechstronnych doświadczeniach jest również publicystką, działaczką polityczną i rzeczniczką wolności słowa. Annie Machon ma rzadką możliwość połączenia perspektyw wewnętrznego funkcjonowania rządu, agencji wywiadu i mediów z szerszymi konsekwencjami dla potrzeby zwiększenia otwartości i odpowiedzialności w sektorze publicznym i prywatnym. W 2005 Machon opublikowała książkę Spies, Lies and Whistleblowers: MI5, MI6 and the Shayler Affair.

 

Rozmowa została przeprowadzona podczas współorganizowanej przez Krytykę Polityczną konferencji East Drug Story, która odbyła się 26 czerwca 2013 r. w Kijowie

 

 

To, jakich substancji używasz, jest polityczne! Rusza nowy międzynarodowy serwis internetowy o polityce narkotykowej, redukcji szkód i prawach człowieka użytkowników i osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych www.narkopolityka.pl.

 

Strona narkopolityka.pl powstała w 2009 roku w ramach kampanii na rzecz racjonalizacji polskiej i międzynarodowej polityki narkotykowej. Teraz strona zyskuje również wersję angielskojęzyczną, a wkrótce również ukraińską.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij