Świat

LeBron James. Czy legenda NBA pomoże wykopać Trumpa z Białego Domu?

Fot. Tim Shelby/Flickr.com CC BY 2.0. Edycja KP.

LeBron James jest jednym z najgłośniejszych krytyków Donalda Trumpa. Jego aktywizm nie ogranicza się jednak tylko do internetowych kłótni z prezydentem USA i jego poplecznikami z Fox News. Za pomocą inicjatywy „More than a Vote” koszykarz ma zamiar zachęcić czarnych do głosowania.

Jeden z najlepszych koszykarzy i liderów NBA LeBron James został współtwórcą organizacji non profit „More than a Vote” (Więcej niż głos), mającej na celu wsparcie oraz aktywację czarnych wyborców i wyborczyń.

Jej członkowie chcą to osiągnąć poprzez walkę z dezinformacją, a także z utrudnianiem głosowania w dzielnicach zamieszkanych przez Afroamerykanów – przez długie kolejki czy zaniedbane lokale wyborcze. Chcą też po prostu zapewnienia bezpiecznego procesu wyborczego w czasach COVID-19. Ruch Jamesa wsparli sportowcy, aktorzy i akademicy.

Grać, a nie robić politykę!

Afroamerykańscy sportowcy mają długą historię przyczyniania się do zmian w amerykańskim społeczeństwie. Obojętnie, czy mowa o Jesse Owensie ośmieszającym rzekomą fizyczną supremację rasy aryjskiej na oczach samego Führera, Jacku Robinsonie z niebywałą odwagą ignorującym kolejne wyzwiska rzucane w jego stronę z trybun, czy Muhammadzie Alim poświęcającym cztery lata kariery bokserskiej w imię wyznawanych przez siebie ideałów.

„Równość i władza w ręce ludzi!” Wraca NBA z Black Lives Matter w tle

Na czarnym sportowcu spoczywa w pewnym sensie większa odpowiedzialność. Poza reprezentowaniem drużyny, dla której występuje, jego sukces jest też sukcesem czarnych – jednych zainspiruje, innym otworzy drzwi do poprawy sytuacji życiowej, dla wielu będzie krokiem w walce o równość i sprawiedliwość.

Część krytyki, jaka spadła na jednego z najbardziej znanych sportowców świata, Michaela Jordana, wynikała z faktu, że był „tylko” wzorem, a nie kimś, kto wyciągnął rękę do członków lokalnej czarnej społeczności, akcentując jej problemy. Przezroczystość, jaką udało się osiągnąć Jordanowi, była też wynikiem wymagań białej większości wobec czarnych. Ich obraz musi być nieskalany, bo inaczej ich wysiłek zostaje przekreślony przy pierwszym lepszym potknięciu. Przekonał się o tym choćby golfista Tiger Woods, gdy ujawniono jego liczne romanse.

Zwykły chłopak z Akron

Z jednej strony łatwo traktować aktywizm społeczny LeBrona Jamesa z przymrużeniem oka. Chociażby przez dożywotnią wierność firmie Nike, sprzedaną za ponad 500 milionów dolarów. Albo za własny show (The Shop) zmontowany tak, by uczynić z Jamesa duchowego przywódcę i rzecznika afroamerykańskich sportowców:

,

Albo za krytykę, jakiej poddał wspierającego protesty w Hongkongu generalnego menedżera Houston Rockets, podczas gdy sam domaga się pełnego prawa do wyrażania własnych poglądów. Znajdującego się od przeszło 20 lat przed obiektywem kamer Jamesa można by po prostu uznać za odklejonego. Ale byłoby to niesprawiedliwe. Spójrzmy bowiem razem na pierwszych 15 lat z życia obdarzonego ogromnym talentem, zwykłego chłopaka z Akron (jak sam lubi siebie określać).

James przyszedł na świat, gdy jego matka miała 16 lat. Na ojca nie było co liczyć, wychowywała więc syna z własną matką i babką. Kiedy obydwie zmarły, James był jeszcze dzieckiem. Wraz z matką zostali bez dachu nad głową. Przeprowadzali się od jednych znajomych matki do drugich, bez perspektyw. Aż pewnego dnia młody chłopak zaczął grać na ulicy w koszykówkę.

Unikatowy talent i etyka pracy uczyniły z niego wkrótce znakomitego młodego zawodnika. Brylując w ligach juniorskich, zwrócił na siebie uwagę koszykarskiego świata. Stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych licealistów w kraju. Nastoletni celebryta musiał codziennie rozdawać autografy i przeciwstawiać się pokusom, które mogły zakończyć jego karierę, zanim ta się w ogóle rozpoczęła. Jedyną ekstrawagancją, na jaką pozwolił sobie nastolatek w tym okresie, była jazda kupionym przez matkę hummerem – kobieta wzięła w banku pożyczkę na poczet przyszłych zarobków syna.

Nie pomyliła się, podobnie jak koszykarscy eksperci, wróżący Jamesowi niebywałą karierę. Mało kto jednak przewidział, że okoliczności, jakie go ukształtowały, przełożą się lata później na tak szerokie i szczere zaangażowanie polityczne.

View this post on Instagram

??

A post shared by LeBron James (@kingjames) on

Więcej niż głos

Przez lata James starał się podążać ścieżką wytyczoną przez Michela Jordana, unikając kontrowersji i sprzedając się jako wzór do naśladowania. Brakowało mu jednak jednego – mistrzowskiego pierścienia. Po latach niepowodzeń w barwach Cleveland Cavaliers, drużyny z jego rodzinnego stanu Ohio, LeBron w 2010 roku w programie na żywo przygotowanym we współpracy z telewizją ESPN ogłosił swój transfer do Miami Heat.

Od tego czasu możemy mówić o transformacji Jamesa – powszechnie krytykowany za ten pokaz egocentryzmu, z ulubieńca mediów stał się momentalnie obiektem krytyki. Koszykarz także przestał zabiegać o sympatię wszystkich wokół. Co najważniejsze, zaczął też coraz częściej zwracać uwagę na rasizm, jakiego doświadczają czarni Amerykanie we własnym kraju.

Mowa tu również o samym Jamesie – bogactwo nie uchroniło go bowiem od dyskryminacji i aktów wandalizmu. W 2017 roku na bramie wjazdowej jego domu w Los Angeles pojawiły się rasistowskie hasła. Podobna rzecz spotkała pół wieku temu innego gracza zaangażowanego w poprawę sytuacji Afroamerykanów, Billa Russella – pierwszego czarnego trenera w historii NBA, zdobywcy 11 mistrzowskich pierścieni w barwach Boston Celtics. Do domu koszykarza, kiedy ten był największą gwiazdą ligi, włamano się, ściany wymazano rasistowskim graffiti, a w jego łóżku znalazły się ekskrementy.

Russell i Lew Alcidor byli wśród sportowców, którzy pojawili się na wspólnej konferencji prasowej z Muhammadem Alim, gdy ten publicznie odmówił udziału w wojnie w Wietnamie. Alcidor zmienił potem nazwisko na Kareem Abdul-Jabbar i do teraz pisuje dla „Guardiana” zaangażowane politycznie artykuły. Często unikając rozdawania autografów czy pytań od dziennikarzy, Russell i Abdul-Jabbar byli odbierani jako zbyt wyniośli i niekoniecznie sympatyczni.

Są sprawy, których LeBron nie potrafi ignorować

W 2012 roku, po zabójstwie 17-letniego Trayvona Martina przez George’a Zimmermana, James wrzucił na Twittera zdjęcie z kolegami z drużyny, na którym wszyscy mieli naciągnięte na głowy kaptury. To właśnie śmierć Martina przyczyniła się do poważniejszego zaangażowania się koszykarza w kwestie rasowe. James ma dwóch nastoletnich synów i córkę, jego aktywizm jest więc podszyty troską rodzica o kraj, w którym wejdą w dorosłość jego dzieci.

W 2014 roku, po tym jak policjant udusił niestawiającego oporu podczas zatrzymania Erica Gardnera, mimo że ten kilkakrotnie mówił, że nie może oddychać, James pojawił się na przedmeczowej rozgrzewce w koszulce z ostatnimi słowami Gardnera: „I can’t breathe”.

Zarówno w social mediach, jak i podczas wywiadów, odnosił się też do tego, co spotkało ostatnio George’a Floyda i Jacoba Blake’a. Mówił o strachu o własne życie, ale przede wszystkim o życie jego dzieci.

Od lutego wraz ze swoim przyjacielem Maverickiem Carterem planował większy polityczny projekt, któremu ostatecznie nadali nazwę „More than a Vote”. Aktywizm Jamesa, dotąd prowadzony w pojedynkę, może wznieść się na niespotykany dotąd poziom dzięki skutecznemu aktywowaniu niezaangażowanych dotąd politycznie Afroamerykanów. Jeśli jego plan się powiedzie, koszykarz zapisze się w historii nie tylko jako wielki gracz, ale też jeden z działaczy społecznych, którzy doprowadzili do porażki wyborczej Donalda Trumpa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Muniowski
Łukasz Muniowski
Amerykanista
Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów na Uniwersytecie Szczecińskim. Autor i tłumacz książek o sporcie.
Zamknij