(Jeśli rasizm, kolonializm i niewolnictwo wam nie wystarczają).
Żal po odejściu Elżbiety II przybiera groteskowe formy. W dniu pogrzebu królowej w niektórych częściach Wielkiej Brytanii nie można skorzystać z automatów z prezerwatywami, budek telefonicznych, a nawet opieki położniczej i onkologicznej.
Wraz ze śmiercią nestorki rodu Windsorów nie umarła jednak ani monarchia, ani toksyczne uwielbienie dla niej.
Kiedy poważny portal Washington Post w zakładce World Alert umieścił pilną informację o tym, co stanie się z ulubionym pieskiem* (rasy corgi, rzecz jasna, a nie byle jakim kundlem) Elżbiety II po jej śmierci, wydawało się, że głównie media w czasie żałoby całkowicie postradały zmysły.
Inni z kolei – tym razem w polskim tygodniku – z żalem odkryli, że królowa „nie jest wieczna”, tak jakby nieśmiertelność była cechą dobrze urodzonych. Szybko okazało się, że od rzeczywistości odkleili się nie tylko oni.
*Dobra, tu wyręczymy was z googlowania. Wspomniany wyżej piesek corgi ma ponoć trafić do księcia Andrzeja. Tak, tego samego, którego oskarża się m.in. o pedofilię i wobec którego żywimy nadzieję, że nie jest zainteresowany kolejnymi bezbronnymi istotami.
Ale do brzegu: absurdalna histeria medialna to tylko wierzchołek żałobnej góry lodowej. Wraz z monarchinią w Wielkiej Brytanii i wielu innych częściach świata umarł zdrowy rozsądek i nie wiadomo, kiedy zmartwychwstanie. Jezusowi wystarczyły dni, ale oficjalna państwowa żałoba nie tylko w Wielkiej Brytanii trwa. Sama rodzina królewska zamierza ją zakończyć dopiero tydzień po uroczystym, horrendalnie drogim i opłacanym przez podatników pogrzebie.
czytaj także
Jeśli spytalibyście, na co wydalibyśmy 32,5 mln zł – bo tyle mniej więcej kosztuje ostatnie pożegnanie Elżbiety II – to odpowiedzielibyśmy, że na przykład na transformację energetyczną, wsparcie Ukrainy albo cierpiących z powodu dyskryminacji kobiet (przynajmniej wtedy chętnie powtarzane przez kolorową prasę tezy, że Elżbieta II była ikoną feminizmu, miałyby jakikolwiek sens).
Ale wiemy, że nie zapytacie, bo część opinii publicznej wręcz oburza się na tych strasznych lewaków, którzy nie potrafią uszanować pamięci po historycznej ikonie i piszą o niej nieprzychylne rzeczy oraz szerują bardzo niepochlebne memy. Na przykład ten z Elżbietą szukającą w piekle swojego męża Filipa, Margaret Thatcher czy Jana Pawła II.
Ale nie! Tak naprawdę piszemy nieprzychylne rzeczy o systemie, którego królowa była symbolem i który nie skończył się wraz z jej odejściem. Zaś za każdym razem, gdy ktoś wytyka nam brak empatii i broni obrzydliwie majętnych ludzi, którzy nie przepracowali ani jednego dnia w życiu, przypomina nam się inny mem. Ten, w którym biedni bronią bogaczy absolutnie za nic.
Zdajemy sobie sprawę, że każda śmierć jest tragedią, i bardzo chcemy współczuć rodzinie królewskiej. Jednak z trudem przychodzi nam to w chwili, gdy dowiadujemy się, że zgon 96-letniej obcej dla większości ludzi kobiety sprawia, że staje gospodarka w kraju i codzienne funkcjonowanie, a szpitale wstrzymują operacje.
Tak, dobrze czytacie. Z powodu pogrzebu tysiące pacjentów czekających miesiącami na mniej i bardziej poważne zabiegi, kontrole położnicze i opiekę onkologiczną, nie otrzyma pomocy. Dzień, w którym odbywają się uroczystości, ustanowiono wolnym od pracy. Wprawdzie usługi medyczne powinny działać, ale ostatecznie to poszczególne oddziały National Health Service decydują jako pracodawcy, kto może wziąć wolne. Chętnych z pewnością nie brakuje.
Open Democracy podaje zaś, że decyzja o odwołaniu wizyt z powodu „nieprzewidzianych okoliczności” zapadła w momencie, gdy „listy oczekujących w szpitalu osiągnęły rekordowy poziom”. „Pod koniec lipca na wizyty czekało prawie 6,8 miliona osób. Ponad 377 tysięcy z tych pacjentów – ponad rok” – czytamy w artykule Martina Williamsa.
40 proc. Brytyjczyków cierpiących na raka zgodnie z danymi NHS miało opóźnione leczenie o ponad dwumiesięczne maksimum, a dodatkowe przekładanie terminów może ten czas wydłużyć. Ciężarna bohaterka tekstu dodaje, że w dniu pogrzebu królowej nie może wykonać planowego badania płodu, a gdy chciała dowiedzieć się, kiedy przychodnia wyznaczy nową datę, zawieszono ją w telefonicznej poczekalni na cztery godziny.
Śmierć monarchini sprawiła także, że zamknęły się miejsca oferujące pomoc najbiedniejszym, w tym banki żywności. W obliczu rosnących kosztów życia i rachunków za energię, szalejącej inflacji i faktu, że kraj zmaga się z najgorszym kryzysem ubóstwa od dziesięcioleci, wstrzymywanie wsparcia nawet na jeden dzień pogłębia problemy obywateli.
Mało tego – prace zwalniają także w parlamencie, gdzie wstrzymano czytanie ważnych projektów legislacyjnych dotyczących m.in. dekarbonizacji, ochrony przed zwolnieniem kobiet w ciąży oraz praw pracowniczych.
Pracownicy i związkowczynie musieli zrezygnować z domagania się wyższych płac i lepszych warunków zatrudnienia. Strajki, podczas których 15, 17 i 26 września o powyższe postulaty mieli upomnieć się kolejarze i pracownicy poczty, zostały odwołane z powodu żałoby narodowej. Wolniej lub wcale pracują też sądy, banki i urzędy, a także miejsca związane z kulturą czy sportem, mimo że oficjalne wytyczne rządowe nie wymagają odwoływania żadnych wydarzeń. Kibice piłki nożnej pokazali dobitnie, co myślą na ten temat, wywieszając w przestrzeni publicznej antyrojalistyczne hasła.
Mieszkanka Wysp, która po ogłoszeniu księcia Karola królem wyszła na ulicę z transparentem „abolish monarchy” (z ang. „znieść monarchię”), została aresztowana przez policję. To samo spotkało 45-letniego nauczyciela historii z Oksfordu, którego funkcjonariusze zaciągnęli do furgonetki za publiczne wykrzykiwanie słów „kto go wybrał”. Symon Hill, bo o nim mowa, tłumaczył mediom, że „głowa państwa została narzucona Brytyjczykom bez demokratycznych wyborów”, i dlatego wyraził swoje oburzenie. Czyżby wraz z Elżbietą II pochowano angielską wolność słowa? A może na krytykę monarchii nigdy nie było tam miejsca?
Trudno powiedzieć. Pewne jest natomiast to, że oddawanie szacunku królowej stało się w Wielkiej Brytanii sportem, w którym prześcigają się kolejni przedsiębiorcy i organizacje. Przykładowo lotnisko Heathrow postanowiło przesunąć godziny lotów, aby „zapewnić ciszę nad procesją trumny królowej”. Ale i tak znalazły się setki tysięcy osób, które w celu złożenia hołdu Elżbiecie II potrafiły stać w kolejce nawet kilkanaście godzin. Kolejne nonsensowne przykłady przeżywania żałoby wylicza „Guardian”.
W artykule Martina Belama czytamy o British Cycling, organizacji, która poleciła rowerzystkom i kolarzom powstrzymanie się od jazdy na jednośladach w czasie żałoby, a na pewno w dniu pogrzebu. Wprawdzie pod wpływem fali negatywnych komentarzy wycofano się z tego pomysłu, ale nie z rekomendacji rezygnacji z uczestnictwa w „wydarzeniach sportowych, przejażdżkach klubowych, sesjach treningowych i rowerowych programach społecznych”.
W jednym z brytyjskich hoteli zakazano korzystania z automatu z prezerwatywami, na jednej z ulic czarną płachtą owinięto czerwoną budkę telefoniczną i złożono przy niej kwiaty, a w mieście Norwich odwołano „Dzień bez samochodu”. Podobnych przypadków można naliczyć coraz więcej, co tylko pokazuje, w jak trudnym położeniu znaleźli się ci, którzy smutku z powodu śmierci monarchini nie odczuwają i mają do tego pełne prawo.
Jednak, jak pisze felietonistka „Guardiana” Polly Toynbee, „odmienne głosy na temat królewskiej żałoby zostały uciszone”. Obywatele i obywatelki, kolejne przedsiębiorstwa i organy państwowe ocierają się o groteskowość lub wchodzą w nią z pełnym impetem, bojąc się reakcji konserwatywnej części opinii publicznej, gotowej wytknąć im nienależyty stosunek do Elżbiety II.
Mnóstwo dziennikarzy, przede wszystkim tych, którzy pracują dla BBC, co chwila bowiem dostawało lawinę skarg, że zbyt wcześnie lub późno założyło czarny krawat albo niewystarczająco smutno przekazało wieści o śmierci monarchini.
Zdaniem Toynbee „to megafony prawicy, które zastraszają cały kraj, wytykając mu drobne grzeszki, łagodny antyrojalizm lub antykolonialne nastroje”. Cóż, miejmy nadzieję, że te pierwsze ucichną wraz ze złożeniem trumny królowej do grobu, a hucpa, która nijak nie przystaje do 2022 roku, przejdzie do historii równie szybko jak TikToki dzieciaków z generacji Z opłakujących starszą martwą panią w koronie.