Przemysł futrzarski spotyka się w Europie z krytyką i coraz mniejszym zainteresowaniem konsumentów, ale w sukurs przychodzą mu Chiny. Jednak nawet w Europie – w tym w Polsce – fermy futerkowe wciąż nie są poddawane wystarczającej kontroli.
Jeszcze przed wygaśnięciem okresu przejściowego zamknęła się ostatnia ferma zwierząt futerkowych w Niemczech. Zakaz wprowadzono na Słowacji, a w wielu innych krajach toczą się dyskusje parlamentarne na ten temat. Z futer rezygnują projektanci, sieci sklepów i domy mody.
Zewsząd docierają też informacje o kryzysie branży futrzarskiej. Zamykają się przede wszystkim tzw. fermy rodzinne, czyli mniejsze hodowle – głównie lisów i jenotów. Ale kryzys dotyka również większych producentów. Nie oznacza to niestety, że w najbliższym czasie futra przejdą do historii. Nie wszędzie.
To lobby futrzarskie chce związać ręce organizacjom prozwierzęcym
czytaj także
W ostatnich miesiącach ukazało się kilka raportów, które przedstawiają współczesne oblicze przemysłu futrzarskiego. Mowa o China’s Fur Trade and its position in the global fur industry przygotowanym przez organizację ACTAsia, Certified Cruel – Why WelFur fails to stop the suffering of animals on fur farms koalicji Fur Free Alliance i Raport o dobrostanie lisów Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Czego się z nich dowiadujemy?
Chiński syndrom?
Wyraźny od lat spadek cen futer na międzynarodowych aukcjach, kolejne fermy zawieszające działalność, wreszcie malejąca liczba zwierząt hodowanych w poszczególnych krajach – to niewątpliwie oznaka zachodzących zmian. Cezurą był rok 2014, w którym na fermach futrzarskich „wyprodukowano” łącznie 87 milionów zwierząt. Dwa lata później – już 70–75 milionów. Podobnie przedstawiała się sytuacja na rynku chińskim. Tam produkcja spadła z 35 milionów w 2014 do 26 milionów w 2016 roku.
czytaj także
Na ówczesny kryzys przemysłu futrzarskiego miało wpływ przynajmniej kilka czynników. Pękła rosnąca od lat bańka zachęcająca hodowców do ciągłego inwestowania w ten przemysł, zakładania nowych i rozbudowy istniejących ferm. Dlatego rynek nie był w stanie przyjąć nadprodukcji.
Istotna była też sytuacja w krajach, które są największymi kupcami skór. W Chinach przemysł napiętnowała afera korupcyjna ujawniająca nielegalny import futer. Zdecydowana reakcja władz Państwa Środka spowodowała, że futra stały się niejako synonimem łapówkarstwa. Z kolei Rosję, drugi ważny rynek zbytu, dotknął w latach 2014–2016 kryzys ekonomiczny, znacznie hamując dotychczasowy rozwój europejskiego przemysłu futrzarskiego.
Autorzy raportu na temat sytuacji chińskiego przemysłu futrzarskiego wskazują jednak, że rynek nie tyle się załamał, ile przechodzi konsolidację. Przemysł w Europie wydaje się niejako godzić z odwrotem Zachodu od futer i szuka sojuszników w Chinach. Tamtejszy rynek to nie tylko tania siła robocza, ale przede wszystkim 1,4 miliarda konsumentów. Raport ACTAsia ujawnia, że 80% wyprodukowanych w Chinach futer kupowanych jest na lokalnym rynku – głównie przez milenialsów.
W oczy rzucają się nowe strategie sprzedażowe. Od kilku lat obserwujemy rosnącą tendencję do wykorzystywania elementów futrzanych w galanterii. Futra stają się dodatkiem. Coraz częściej wykorzystywane są też jako obszycia kurtek, kapturów, rękawiczek czy czapek.
Przeprowadzone na przestrzeni kilku lat badania konsumenckie wykazały, że znaczna część kupujących w Chinach sięga po produkty z futrzanym wykończeniem nieświadomie. Wyniki badań wskazują, że futrzane obszycia nie są elementem decydującym o zakupie produktu. Wydaje się więc, że producenci sztucznie kreują popyt, zalewając rynek materiałem, na który nie ma realnego zapotrzebowania.
Atrakcyjność Chin dla przemysłu futrzarskiego nie kończy się na dostępie do dużego rynku zbytu samych futer. Do Chin eksportowane są również stada podstawowe, służące do rozrodu zwierząt wyhodowanych w USA i Europie. Ma to na celu poprawę puli genowej zwierząt. Fińskie i duńskie fermy zarodowe są bowiem konkurencyjne dzięki znacznie bardziej rozwiniętym technologiom hodowlanym.
Wykluczymy hodowlę przemysłową, ale nadal będziemy jeść mięso
czytaj także
Oczywiście nie ma to związku z troską o dobrostan zwierząt. Przeciwnie. Wystarczy przypomnieć cierpiące na rozmaite choroby genetyczne fińskie lisy-olbrzymy, żyjące na fermach z agresywnie dziś promowanym certyfikatem „dobrostanowym” WelFur.
Współpraca europejskiego przemysłu futrzarskiego z Chinami odbywa się też na gruncie promocyjnym: organizowane są seminaria, szkolenia z nowych technologii barwienia futer, a największe europejskie domy aukcyjne otwierają akademie projektowania i wydziały skoncentrowane na promocji mody futrzarskiej. Zaopatrują też w futra kolekcje studentów. Współpraca ta wspiera europejski przemysł futrzarski, który w domu traci grunt pod nogami.
WelFur – certyfikat złostanu
Wspomniany wyżej certyfikat WelFur to odpowiedź przemysłu futrzarskiego na kampanie antyfutrzarskie i rosnące zainteresowanie mediów, opinii publicznej oraz polityków tym tematem. Jak deklarowała zrzeszające europejskie związki hodowców futer organizacja parasolowa Fur Europe, do 2020 wszystkie fermy miały być już certyfikowane.
WelFur promowany jest jako odpowiedź na definicję dobrostanu odpowiadającą tzw. zasadzie 5 wolności – ma świadczyć o dobrych warunkach bytowania zwierząt na fermie, prawidłowym odżywianiu, zdrowiu i właściwym zachowaniu zwierząt (wyeliminowaniu zaburzeń behawioralnych wynikających z życia w niewoli w systemie klatkowym).
Kłopot jednak w tym, że drapieżniki mają potrzeby gatunkowe, których nigdy nie będą mogły realizować w warunkach hodowli – czy to przemysłowej, czy rodzinnej. Zaburzenia psychiczne wynikające z trzymania dzikich zwierząt w niewoli są powszechne na wszystkich fermach i stanowią podstawowe pogwałcenie ich dobrostanu.
Ponadto autorzy raportu wskazują na błędne zdefiniowanie samego dobrostanu, stanowiące zlepek różnych sposobów jego mierzenia, co w praktyce pozwala maskować poważne problemy dobrostanowe, a przy tym nie uwzględnia cierpienie pojedynczego zwierzęcia. Fermy nadal wyposażone są w druciane klatki, które nie osłaniają przed ekstremalnymi warunkami pogodowymi, druciane podłogi ranią kończyny, a zwierzęta przetrzymywane są w grupach, co w okresie wakacyjnym owocuje masowymi przykładami kanibalizmu.
czytaj także
Protokół WelFur wyznacza też niższe standardy niż te określone w prawie unijnym. Inna sprawa, że UE zadbała o zwierzęta futerkowe w niewielkim stopniu. Dyrektywa Rady Europy z 1998 roku (98/58/WE) nie wyszczególniła specyficznych potrzeb gatunkowych zwierząt hodowanych na fermach. Rok później w ramach korekty opublikowano rekomendacje Rady Europy dotyczące lisów, norek i szynszyli.
Niestety pominięto jenoty, które – co warto dodać – w wielu krajach Europy, także w Polsce, znajdują się na liście inwazyjnych, czyli zagrażających lokalnej faunie gatunków obcych. Polskie służby weterynaryjne wydały pozwolenia na dalsze funkcjonowanie ferm jenotów, nie kwestionując stanu ich dotychczasowej infrastruktury, a nawet nie zarządzając kontroli w tym zakresie. Nie zainteresowało się tym również Ministerstwo Środowiska.
Na kolejne 20 lat UE zapomniała o temacie hodowli futerkowych. Zarekomendowane zmiany realnie nie wpłynęły na poprawę losu zwierząt. Nic nie zmieniło się też w ciągu 11 lat od powstania inicjatywy certyfikowania ferm w ramach protokołu WelFur. Nie wprowadzono żadnych modernizacji certyfikowanych ferm, które miałyby istotny wpływ na poprawę tragicznych warunków życia tych zwierząt.
Protokół WelFur wyznacza niższe standardy niż te określone w prawie.
Wreszcie autorzy raportu piętnują WelFur za sam system oceny. Jest to bowiem certyfikat oceny ferm, a nie dobrostanu zwierząt. Punktem odniesienia nie jest prawo unijne ani tym bardziej dobrostan zwierząt żyjących na wolności, ale inne fermy, co pozwala po prostu na zachowanie statusu quo. Podczas audytów zaniżone wyniki w jednym obszarze można zrekompensować w innym. Ponadto hodowca ubiegający się o certyfikat może przystąpić do audytu wielokrotnie.
Ostatecznym argumentem przeciwko WelFur są wykazane przez autorów raportu afiliacje „niezależnych” firm przeprowadzających audyty, jak również samych kontrolerów – powiązanych z przemysłem. Do przeprowadzenia audytów wybrana została duńska firma Baltic Control. W Finlandii, gdzie znajduje się jeden z dwóch głównych domów aukcyjnych, a także najwięcej ferm w Europie, audyty realizowane były przez subkontraktora Baltic Control – firmę Luova, której 38% akcji należy do… Fifur, czyli fińskiego związku hodowców. Zresztą już w treści ofert pracy przy audytach jako atut wskazywano „doświadczenie futrzarskie”.
Implementacja protokołu WelFur trwała od stycznia 2017 do grudnia 2019 i według Fur Europe objęła 2 918 ferm w 22 krajach. W chwili zainicjowania WelFur ferm było ok. 4 tys., a certyfikatu nie uzyskało zaledwie 2%. Co w takim razie z pozostałym tysiącem? Część ferm się zamknęła, ale to nie wyjaśnia – jak przypuszczają autorzy raportu z Fur Free Alliance – aż tak dużej rozbieżności. Może jednak system sprzedaży ma większe dziury, niż twierdzą przedstawiciele przemysłu i certyfikat nie jest wcale niezbędny, by sprzedawać futra?
czytaj także
Co mają do tego polskie lisy?
W ubiegłym roku w ramach interwencji na fermie w miejscowości Karskie Stowarzyszenie Otwarte Klatki odebrało lisa z otwartym złamaniem tylnej łapy. Hodowca z dwudziestoletnim doświadczeniem i recydywą za znęcanie się nad zwierzętami leczył łapę Tribiotikiem. Niestety kończyny nie udało się uratować, ale lis Maciek żyje dziś szczęśliwie w azylu, a ferma jest już zamknięta. W rejestrze Głównego Inspektoratu Weterynarii nadal pozostaje jednak 497 aktywnych hodowli.
Kilka tygodni temu Otwarte Klatki opublikowały raport o dobrostanie lisów. To już czwarta publikacja w historii stowarzyszenia poświęcona zwierzętom hodowanym w Polsce na futra. Możemy w nim przeczytać o tym, jak dobrostan definiuje prawo polskie, co składa się na dobrostan lisów żyjących na wolności, wreszcie – jak wyglądają warunki na lisich fermach.
czytaj także
Autorzy publikacji obalają w nim chętnie podnoszony przez hodowców argument o udomowieniu lisa, z którego miałoby wynikać, że lis hodowlany nie przejawia potrzeb gatunkowych właściwych dla zwierząt żyjących dziko. Znajduje się tu również szereg informacji na temat wszelkich patologii tego typu hodowli: od wyliczenia najczęstszych urazów zwierząt, przez choroby i zaburzenia behawioralne, po zagrożenia sanitarne.
Raport stanowi kompendium wiedzy na temat hodowli zwierząt futerkowych. Nie jest to jednak wiedza tajemna. Wiele tych informacji pojawiło się już w prasie, przewinęło we wcześniejszych raportach Otwartych Klatek czy przy okazji publikowania materiałów interwencyjnych z ferm futrzarskich. Ile więc raportów, badań opinii publicznej, śledztw i interwencji musi jeszcze ujrzeć światło dzienne, zanim polscy politycy przekują tę wiedzę w realne działanie?
czytaj także
Oczekując na wprowadzenie zakazu w Polsce, trudno jednak zapomnieć o wspomnianej furtce: rynku chińskim. W jednym z artykułów na temat przejęcia kanadyjskiego domu aukcyjnego NAFA przez Saga Furs padł symptomatyczny komentarz lokalnego hodowcy, który stwierdził, że zakazy w Europie są jedynie symboliczne, ponieważ to Chiny stanowią największy rynek zbytu. Uzależnienie całego europejskiego przemysłu futrzarskiego od wahań finansowych i sytuacji gospodarczej jednego, jakkolwiek dużego, kraju brzmi jednak ryzykownie. Choć nie byłby to pierwszy raz, kiedy europejscy futrzarze źle zainwestowali.