Rdzenni mieszkańcy Ameryki Łacińskiej byli pozbawieni praw, przywiązani do ziemi, całkowicie zależni od białych obszarników. Masowo ginęli w kopalniach i na plantacjach. Nawet gdy w XVI wieku papież uznał, że Indianie jednak są ludźmi, biali wciąż traktowali ich niczym zwierzęta pociągowe. Biały człowiek zawsze był tu panem i nawet upadek kolonialnych imperiów nie przyniósł wyzwolenia.
Co trzeci Latynos żyje w biedzie. To 222 miliony ludzi. Choć wskaźnik ten nieznacznie różni się w poszczególnych krajach, nierówności społeczne, niestabilność gospodarcza i wewnętrzne konflikty, które generują ten niedostatek, są cechą charakterystyczną dla całego regionu. Zubożenie tak dużej części całego kontynentu nie jest jednak wynikiem nieudolnej, współczesnej polityki. To proces, który trwa od pięciuset lat i został zapoczątkowany przez hiszpańską konkwistę.
W jaki sposób kolonializm ukształtował podstawy kryzysu, w którym znajdują się dziś państwa Ameryki Łacińskiej?
czytaj także
By zrozumieć obecne problemy, należy przyjrzeć się historii, która ukształtowała tamtejsze społeczeństwa. Charakterystyczne podobieństwa między oddalonymi od siebie o tysiące kilometrów państwami pochodzą z odległych czasów, gdy niemal wszystkie ziemie, od przylądka Magellana na południu, aż po północnoamerykańską Florydę i Kalifornię, rządzone były twardą ręką iberyjskich monarchów. Ponad 300 lat kolonialnego wyzysku i politycznej podległości położyło solidne podwaliny pod dzisiejsze nierówności społeczne, postępującą biedę i ekonomiczne problemy każdego kraju regionu.
Podbój
Odkrycie i skolonizowanie Ameryki na wiele sposobów było przedłużeniem rekonkwisty – osiemsetletniej świętej wojny z muzułmańskimi najeźdźcami, której podporządkowane było całe społeczno-polityczne życie średniowiecznej Hiszpanii i Portugalii.
W tych skrajnie zhierarchizowanych, rasistowskich i nierównych społeczeństwach życie polityczne bazowało na patrymonialnych relacjach królewskiego dworu i bogatych arystokratów, na barkach których spoczywał ciężar konfliktu. Król nie posiadał podległego sobie wojska – w jego imieniu walki prowadziły lokalne milicje i prywatne armie szlachciców. Wykazanie się w boju było najszybszą drogą do awansu społecznego i dostępu do arbitralnie nadawanych przez Koronę przywilejów (fueros). Spowodowało to wykształcenie się systemu, w którym dalsze bogacenie się wąskiej grupy możnowładców uzależnione było od spełniania zachcianek swojego władcy.
Petelczyc: Całe zło w Brazylii zaczyna się od nierówności [rozmowa]
czytaj także
Zwycięstwo w iberyjskiej krucjacie zbiegło się w czasie z przybyciem Kolumba do Nowego Świata. Uznano to za znak od Boga, który w ten sposób legitymizował podbój, zniewolenie i przymusową chrystianizację południowoamerykańskich tubylców. Wykorzystując ogromną przewagę technologiczną oraz zastane, liczne konflikty wewnętrzne, Hiszpanie błyskawicznie podbili imperia Azteków w Meksyku i Inków w Andach. Były to scentralizowane cywilizacje zorganizowane wokół króla-boga otoczonego arystokratyczną elitą i powszechnie wykorzystywanych, poddańczych mas biednych chłopów. Podporządkowując sobie lokalną szlachtę, konkwistadorzy rozszerzyli jednocześnie swoje panowanie na dziesiątki milionów podległych im poddanych.
By w pełni kontrolować podbite społeczeństwa, oprócz narzucenia politycznej władzy, Iberyjczycy musieli również skolonizować umysły amerykańskich autochtonów. Likwidując kastę kapłanów – historyków, nauczycieli, lokalnych liderów i przewodników religijnych, odcięto tubylców od ich kulturowych korzeni.
Choroby sprowadzone przez konkwistadorów spowodowały śmierć nawet 50 milionów osób – 90 procent rdzennych mieszkańców całego kontynentu. Indianie tysiącami umierali na ospę, tężec, jaglicę, tyfus, trąd, żółtą febrę, próchnicę zębów, infekcje płuc i choroby weneryczne, które nie zagrażały białym najeźdźcom. Był to znak poświadczający potęgę boga spod znaku krzyża, który ostatecznie przypieczętował europejską dominację na podbitych ziemiach.
Społeczeństwo kolonialne
Po zakończeniu konkwisty na obu kontynentach amerykańskich przystąpiono do długotrwałego procesu budowy nowego społeczeństwa. Zamorskie państwa kolonialne mają tendencję do bycia skrajnie konserwatywną wersją metropolii. Europejscy koloniści zaimplementowali w nowej ojczyźnie system bazujący na skrajnej hierarchii, męskiej dominacji, rasizmie i podporządkowaniu, który stanowił podstawę życia społeczno-politycznego w XVI-wiecznej Hiszpanii.
Na samym szczycie społecznej drabiny stali peninsulares – półwyspiarze, czyli urodzeni w Hiszpanii i Portugalii majętni, pochodzący z najbardziej wpływowych klanów politycy i wojskowi dowódcy piastujący najwyższe stanowiska w kolonialnej administracji. Była to wąska grupa świetnie wykształconych, wiernych królowi szlachciców, odpowiedzialnych za zarządzanie ogromnym terytorium zamorskim. Ich głębokie przekonanie o wyższości białej rasy sprawiło, że rasowa hierarchia stała się głównym fundamentem organizującym życie społeczne w amerykańskich koloniach.
Niżej w tej hierarchii znajdowali się mający w swoich żyłach „dodatek” białej krwi Kreole – Metysi, Mulaci i Zambos. Ich liczebność, powstała w wyniku nieustającego mieszania się przedstawicieli kultur europejskich, rdzennych amerykańskich i afrykańskich, z upływem lat stale rosła, jednak zajmowali podrzędną pozycję w kolonialnym społeczeństwie.
Na najniższym szczeblu znajdowali się amerykańscy Indianie oraz czarni niewolnicy z Afryki, uważani przez białych za istoty niższego gatunku. Byli pozbawieni praw, przywiązani do ziemi, całkowicie zależni od białych obszarników i lokalnych elit. Przez cały okres kolonialnych rządów masowo ginęli w kopalnianych sztolniach, na plantacjach bawełny i cukru. Bulla papieża Pawła III z 1537 roku oficjalnie potwierdziła, ponad 40 lat po pierwszym spotkaniu, że Indianie jednak są ludźmi. Mimo to traktowani byli niczym bezpańskie psy i zwierzęta pociągowe, zmuszeni oddawać swe życia w imię bezustannego pomnażania majątków swych białych panów.
Ekonomia
Hiszpanom w Nowym Świecie przyświecały trzy główne cele – nieskrępowane bogacenie się, nawracanie niewiernych oraz rozwój formującego się imperium. Kolonizatorzy rządzili przy pomocy politycznych struktur, które – religijnie legitymizowane oraz społecznie i ekonomicznie motywowane – zakładały użycie niezbędnej siły w celu ciągłego powiększania zysków. Iberyjskie monarchie nie były zainteresowane migracją swoich obywateli do amerykańskich kolonii. Stworzono zatem system, w którym arystokratyczne, białe elity bezgranicznie wykorzystywały afrykańskich niewolników i rdzenną ludność Ameryki, by kumulować majątek bajecznie bogatych możnowładców.
Królewscy administratorzy przyjęli w Ameryce Łacińskiej system encomiendy, polegający na nadawaniu „w dzierżawę” podbitych terenów razem z zamieszkującą je indiańską siłą roboczą. Była to praktyka znana jeszcze z czasów iberyjskiej rekonkwisty, gdzie kapitanowie-biznesmeni otrzymywali we władanie ziemie odebrane Maurom. Dany koncesjonariusz był zobowiązany do obrony nadanych terytoriów, nawracania tubylców oraz opłacania podatków, natomiast kwestie wewnętrznego zarządzania pozostawiano w rękach iberyjskiej szlachty. Spowodowało to koncentrację ogromnych połaci terytoriów w rękach nielicznych latyfundystów, którzy w niekontrolowany sposób wykorzystywali zamieszkujących ją chłopów.
czytaj także
W późniejszych czasach zrezygnowano z encomiendy na rzecz systemu repartimiento, polegającego na okresowym oddelegowaniu indiańskiej siły roboczej pomiędzy właścicieli ziemskich. Przywiązanie robotników do ziemi, przymusowa praca na rzecz latyfundystów oraz uzależnienie miejscowych od produktów sprzedawanych w plantacyjnych sklepach powodowało postępującą pauperyzację mas robotników i niemal całkowicie wyeliminowało migrację ludności między poszczególnymi ośrodkami produkcji. Robotnicy nie mieli żadnego dostępu do edukacji, a zarobki nie wystarczały na zakup podstawowych środków do życia. Generowało to zadłużenie, które przechodziło na ich dzieci, które z kolei przekazywały długi na swoje potomstwo. W ten sposób teoretycznie wolni chłopi stawali się niewolnikami białych obszarników.
Dwa podejścia do kolonializmu
Iberyjskie kolonie w Ameryce Łacińskiej koncentrowały się wokół dużych ośrodków miejskich, z których biała szlachta administrowała ogromnymi plantacjami i kopalniami drogocennych kruszców. Białym nie zależało na lokalnym rozwoju – liczył się zysk, który karmił pasożytniczą kastę półwyspiarzy i europejską metropolię. Hiszpańska i portugalska monarchia, zakazując lokalnej produkcji i monopolizując handel, ściśle kontrolowała przepływ towarów pomiędzy koloniami, co doprowadziło do zaniku przedsiębiorczości i ogromnego rozwarstwienia ekonomicznego w formujących się społeczeństwach.
Brytyjskie kolonie w Ameryce Północnej diametralnie różniły się od swoich południowych odpowiedników – zakładane były przez purytańskich osadników, którzy uciekali przed religijnymi prześladowaniami, a za Atlantykiem szukali miejsca do stworzenia nowego domu. Wychowani w etosie ciężkiej pracy i kulcie własności prywatnej, mając swobodny dostęp do ogromnych areałów żyznej ziemi, organizowali się w wiejskich centrach skupionych na produkcji towarów i rolnictwie. W przeciwieństwie do bazującej na totalnej kontroli, lojalności, katolicyzmie, hierarchii społecznej i eksporcie drogocennych kruszców Hiszpanii, Brytyjczycy stawiali na swobodny rozwój kolonii i nie ingerowali w polityczne życie osadników tak długo, jak długo uczestniczyli oni w ekonomicznym systemie wymiany dóbr i służyli królowi w jego armii.
czytaj także
Pozwoliło to na wytworzenie się wczesnokapitalistycznego systemu produkcji i handlu oraz powstanie lokalnych struktur politycznych, co dało solidną podstawę do dalszego rozwoju regionu. Populacja Meksyku przez niemal 300 lat okresu kolonialnego pozostawała na tym samym poziomie 4,5 miliona mieszkańców i zwiększyła się do 1910 roku trzykrotnie. Amerykanie z Północy w 1790 roku, krótko po uzyskaniu niepodległości, zaczynali z podobną liczbą mieszkańców, lecz do 1910 roku było ich już niemal 100 milionów.
Kolonialne brzemię
W ciągu kilkudziesięciu lat krwawego podboju iberyjskim najeźdźcom udało się podporządkować cały kontynent i stworzyć jedno z najbardziej nieheterogenicznych społeczeństw ówczesnego świata. Rasistowska hierarchia, w której pozycję jednostki wyznaczał kolor skóry, wywołała podział na ściśle odrębne kasty, gdzie biały zawsze był panem, a kolorowi i rdzenni Amerykanie mogli być tylko sługami. Arystokratyczna struktura władzy skupiała ekonomiczną, polityczną i sądowniczą siłę w rękach garstki Europejczyków i bajecznie bogatych latyfundystów.
Podczas gdy uzyskanie niepodległości przez 13 brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej oznaczało przekazanie władzy w ręce już istniejących lokalnych struktur politycznych, upadek kolonialnych imperiów Hiszpanii i Portugalii spowodował całkowite załamanie się społecznego porządku. Doprowadziło to do serii brutalnych, rasowo-klasowych wojen o władzę pomiędzy najbogatszymi posiadaczami ziemskimi.
Zbrodnia na żądanie banków. Jak Peru likwidowało biedę przymusową sterylizacją
czytaj także
Prywatne armie lokalnych możnowładców przez dziesiątki lat ścierały się ze sobą, walcząc o uniezależnienie się od Korony, ideologiczne podwaliny nowo formujących się państw i partykularne wpływy. Zamiast zerwać z kolonialnym jarzmem podporządkowania i hierarchii, kontynuowano budowę świata, w którym południowoamerykańskie elity, zupełnie niezainteresowane rozwojem gospodarki i poprawą poziomu życia ogółu, pomnażały swe bogactwa, kolaborując z europejskim i amerykańskim imperializmem, dławiąc lokalną przedsiębiorczość i sprzedając za bezcen koncesje na wydobycie surowców zagranicznym korporacjom, które odkupowano później w formie gotowych towarów.
Iberyjski kolonializm w żadnym stopniu nie promował powszechnej równości wobec prawa, lecz bazował na hierarchii i rozdawaniu przywilejów. W Ameryce Łacińskiej, zamiast oddawać władzę w ręce swoich przedstawicieli, przekazuje się ją silnym przywódcom. Powoduje to polityczną niestabilność, plagę korupcji oraz brak społecznego zaufania dla współmieszkańców.
czytaj także
Choć od kilkunastu lat obserwuje się wyraźną zmianę kierunku południowoamerykańskich rządów ku bardziej inkluzywnej polityce, mającej na celu minimalizację społecznych nierówności, wciąż jest to świat, w którym urodzenie mocno definiuje przyszłość. Praca gwarantująca godziwe zarobki, dostęp do szkół wyższych czy profesjonalnej opieki medycznej wciąż pozostają poza zasięgiem milionów Latynosów, którym brak narzędzi do społecznego i materialnego awansu.
Czy jest jeszcze nadzieja na poprawę sytuacji najbardziej potrzebujących mieszkańców Ameryki Łacińskiej? Z pewnością tak. Będzie to jednak wymagało nie tylko zdecydowanych działań lokalnych władz, ale także gruntownej dekolonizacji sposobu postrzegania świata, zakrzywionego przez setki lat historycznego podporządkowania, wyzysku i politycznej przemocy.
**
Daniel Brusiło – fotograf, antropolog kulturowy, podróżnik. Zafascynowany krajami Ameryki Łacińskiej i relacją, która łączy teraźniejszość z ich przeszłością.