Świat

Autorytaryzm może trwać dłużej niż pandemia

Fot. Sergei Piunninen/Unsplash, Kevin Gill/flickr.com. Edycja KP

Jeśli ochrona demokracji nie znajduje się na twojej prywatnej liście rzeczy do zrobienia, to można spokojnie założyć, że nie ma jej również na liście nikogo innego.

NOWY JORK – „Władza pochodzi od Boga i od ludu… Wziąłem ją, do cholery, i utrzymam ją już na zawsze” – te słowa wypowiedział w 1963 roku François Duvalier, haitański dyktator znany jako  „Papa Doc”. Jak powiedział, tak właśnie zrobił. Sprawował urząd prezydenta aż do śmierci w 1971 roku, a wtedy zastąpił go jego syn Jean-Claude, „Baby Doc”, który przedłużył dyktaturę o kolejne 15 lat.

Ta historia może brzmieć jak z innej epoki, ale nie dla mnie. Moja rodzina pochodzi z Haiti. Chociaż wyemigrowaliśmy do Stanów Zjednoczonych, gdy byłem jeszcze dzieckiem, zawsze mieliśmy wrażenie, że pozostajemy w zasięgu bezwzględnego reżimu Duvalierów. Nigdy nie zapomniałem brutalnych lekcji, jakie Haitańczycy odebrali pod rządami Duvalierów. Między innymi tego, jak można wykorzystać każdą klęskę żywiołową i każdy narodowy kryzys,, by jeszcze bardziej umocnić swoją władzę.

Dzisiaj musimy wziąć tę lekcję do serca. COVID-19 jest zagrożeniem nie tylko dla zdrowia publicznego, ale także dla praw człowieka. Na przestrzeni dziejów kryzysy takie jak obecny służyły jako wygodny pretekst dla autorytarnych reżimów do tego, by normalizować ich despotyczne impulsy. Moi rodzice widzieli to na własne oczy na Haiti. Teraz możemy to zaobserwować wszyscy.

Na koronawirusa Chiny polecają autorytaryzm

Nowe zagrożenie pojawiło się w Chinach. Autorytarny rząd początkowo próbował ukrywać epidemię, co w efekcie pozwoliło jej rozprzestrzenić się na cały świat. Ale Chiny nie są jedyne. W Indiach rząd premiera Narendry Modiego ogłosił trzytygodniową izolację z zaledwie czterogodzinnym wyprzedzeniem, nie dając czasu milionom najbiedniejszych ludzi świata na zgromadzenie zapasów jedzenia i wody. Co gorsza, od tego czasu indyjskie służby wykorzystują blokadę do nasilenia represji wymierzonych w muzułmanów.

Tymczasem w Kenii i Nigerii policjanci i wojskowi bili każdego, kto nie stosował się do wprowadzonych zasad dystansu społecznego. Władze Izraela dołączyły do ponad dwudziestu innych rządów, które nadwyrężyły ochronę prywatności do tego stopnia, że postanowiły wykorzystać dane z telefonów komórkowych do śledzenia ruchów obywateli. Zaś na Węgrzech premier Viktor Orbán, który już od lat umacnia swoją władzę, przeforsował ustawę, która skutecznie umacnia w przepisach jego status jako władcy absolutnego.

Reakcja światowych demokracji na te ekscesy to ledwie cichy szept. Władza sięga po coraz drastyczniejsze środki również w Ameryce: pod koniec marca Departament Sprawiedliwości USA zwrócił się do Kongresu z prośbą o możliwość przetrzymywania w nieskończoność obywateli amerykańskich (nie tylko nieudokumentowanych imigrantów) bez jakiegokolwiek procesu.

Rządy, które decydują się zastosować takie środki, uzasadniają je jako niezbędne do zwalczania pandemii. Jednak historia pokazuje, że nieliberalni przywódcy rzadko, jeśli w ogóle, pozwalają na wygaśnięcie ich nadzwyczajnych uprawnień. Żeby było jasne: każdy rząd ma obowiązek zdecydowanie zareagować na potężny kryzys zdrowia publicznego, a to może oznaczać wprowadzanie tymczasowych, ale daleko idących ograniczeń codziennej wolności obywateli. Jednak wiele kroków, jakie w ostatnich tygodniach poczynili autorytarni przywódcy, jest nie tylko antydemokratycznych; bywa, że w walce z pandemią przynoszą one efekt przeciwny do zamierzonego.

„STOP barbarzyńcom!”. Polki walczą z zakazem aborcji

Na przykład tłumienie wolności prasy wbrew deklaracjom nie pomaga w zapobieganiu rozprzestrzeniania się chorób, a wręcz przeciwnie: znacząco utrudnia podnoszenie świadomości społecznej na temat zapobiegania zakażeniom. Zatrzymywanie bez procesu podważa zaufanie obywateli do rządu właśnie wtedy, gdy jest ono najbardziej potrzebne. A rezygnacja z wyborów sprawia, że przywódcy polityczni tracą motywację, by stawiać interesy społeczeństwa na pierwszym miejscu.

Zbierając się do walki z COVID-19, musimy również zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby chronić zdrowie naszych demokracji. Co więcej, musimy uznać, że pod wieloma względami ochrona zdrowia publicznego i obrona demokracji to dwa fronty tej samej bitwy.

Na szczęście organizacje społeczeństwa obywatelskiego i sami pojedynczy obywatele nie są bezsilni w mierzeniu się z pandemią. Po ponad trzech dekadach na pierwszej linii frontu w obronie demokracji w Fundacjach Społeczeństwa Otwartego wyciągnęliśmy pewne istotne wnioski.

Świat po koronawirusie? Taki jak teraz, tylko bardziej

Po pierwsze, do ochrony swobód obywatelskich trzeba wykorzystać każde dostępne narzędzie. Chociaż pandemia zmusza do społecznej izolacji, nie usprawiedliwia brutalności policji ani nadużywania władzy państwa. Gdy politycy zaczynają ograniczać wolność słowa i prawo do protestu albo utrudniają obywatelom kontrolę swoich poczynań, ryzyko zsuwania się w stronę autorytaryzmu staje się realne. Rządy, które zaczynają testować te ograniczenia, muszą natychmiast zostać pociągnięte do odpowiedzialności.

Druga lekcja jest taka, że musimy powstrzymać się od szukania kozła ofiarnego. W reakcji na pandemię wiele rządów ochrzciło nowego koronawirusa  „chińskim” wirusem, tworząc atmosferę opresji i stygmatyzacji osób chińskiego pochodzenia.

Ochrona zdrowia publicznego i obrona demokracji to dwa fronty tej samej bitwy.

Jako Haitańczyk i Amerykanin byłem naocznym świadkiem takich prześladowań podczas kryzysu HIV/AIDS w latach 80. Amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) ogłosiły wtedy, że wirusa HIV przenoszą „homoseksualiści, heroiniści, chorzy na hemofilię i Haitańczycy”. Ten nienaukowy i tendencyjny przekaz sprawił, że Stany Zjednoczone zaczęły przetrzymywać ubiegających się o azyl Haitańczyków w przerażającym więzieniu Guantanamo, co w efekcie osłabiło wysiłki na rzecz zapobiegania rozprzestrzenianiu się HIV.

Wreszcie, musimy zająć się tak podstawowymi kwestiami jak nierówności gospodarcze i społeczne, które pogłębiają się w wyniku pandemii. Aby zobaczyć, jak koronawirus obnażył głębokie nierówności w Ameryce, wystarczy spojrzeć na Rikers Island, największe więzienie w Nowym Jorku i jedno z największych na świecie. Właśnie tam notuje się teraz najwyższy wskaźnik infekcji na planecie. W szerszym ujęciu, obecny kryzys po raz kolejny pokazuje, że zbyt wiele amerykańskich rodzin nie ma dostępu do opieki zdrowotnej, płatnych zwolnień lekarskich, nie korzysta z ochrony pracowniczej, nie posiada osobistych oszczędności, ani nie jest w stanie zaspokoić innych podstawowych potrzeb.

Koronawirus: nie taki egalitarny, jak go malują

czytaj także

Odpierając kolejną falę ataków na demokrację i prawa obywatelskie, musimy wykorzystać ten moment, aby zidentyfikować wszelkie sposoby, w jakie nasze społeczeństwa jeszcze przed nadejściem pandemii pozbawiały praw obywateli, uchodźców, migrantów czy osoby ubiegające się o azyl. Tak, większość ludzi obecnie nie zaprząta sobie głowy stanem demokracji. A jeśli ochrona demokracji nie znajduje się na twojej prywatnej liście rzeczy do zrobienia, to można spokojnie  założyć, że nie ma jej również na liście nikogo innego.

Niestety, zbyt wielu przedstawicieli władzy nigdy nie weźmie na siebie obowiązku ochrony naszych praw. Musimy zrobić to sami. Demokracja to więcej niż tylko forma sprawowania władzy; to soczewka, przez którą można oglądać świat i swoje miejsce w nim. Jeśli w sytuacji kryzysowej zniszczymy tę soczewkę, możemy już nigdy nie zobaczyć siebie w ten sam sposób.

**
Patrick Gaspard, były ambasador Stanów Zjednoczonych w RPA. Jest prezesem Open Society Foundations.

Copyright: Project Syndicate, 2020. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożyła Marzena Badziak.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij