Kraj, Nauka

Ardanowscy muszą odejść!

Fot. Adrian Grycuk/wikipedia, Mark Robinson/flickr.com. Edycja KP.

Potrzebni są realiści, których nie ogranicza utopiofobia. Radykałowie – bo tylko ich pragmatyczny umiar jest postępowy. Sami sobie odpowiedzcie, czy obecny minister rolnictwa i rozwoju wsi pasuje do tego opisu.

Jan Ardanowski jest fatalnym ministrem rolnictwa i rozwoju wsi. Da się tak powiedzieć bez politycznego awanturnictwa i popadania w przesadę. Jednak w dużym stopniu jest to efekt czegoś znacznie przekraczającego format jednego lub drugiego urzędnika państwowego. Tacy są ministrowie, na jakich pozwala panujący model rolnictwa. Ów model, mieszanina teorii i praktyki, jest kształtowany przy udziale wielu sił, pochodzących ze wszystkich sektorów życia społeczno-politycznego. Jego źródłem nie jest ministerstwo. Jakość służby ministerialnej to efekt licznych zależności, które przekraczają również jakąkolwiek politykę partyjną.

Każdy model rolnictwa działa w określonym rygorze aksjologicznym, a prościej mówiąc: opiera się na wybranych wartościach. Jeśli patrzycie na chlewnię i nie widzicie konstrukcji aksjologicznej, to znaczy, że jesteście ofiarami ideologicznej i moralnej habituacji. Jej najlepszym testerem nie są zresztą gigantomańskie konstrukcje w rodzaju chlewni na ponad czterdzieści tysięcy świń, takie jak planowana – wbrew protestom lokalnej społeczności – w Waplewie Wielkim. Byłoby lepiej, gdybyśmy zjawisko zaniku krytycznej reakcji badali na przykładzie bodźca w postaci przydomowego chlewu.

Ktoś może się zezłościć i zaprotestować, że nie da się już wytrzymać z tą moralizacją wszystkiego. Oburzyć się, że jej zachłanność sięga już nawet po to, co prozaiczne, i że niedługo odbierze ostatnie oazy spokoju. Nie odbierze. Wystarczy jej, że odzyska to, co zdemoralizowane.

Częścią porządku wartości jest określanie zakresu dopuszczalnych ofiar. Mogą to być różne grupy ludzi, narażone na wpisaną w dany model niesprawiedliwość, choćby ekologiczną lub ekonomiczną. Najbardziej stabilną grupą dyskryminowanych są jednak zwierzęta, głównie te traktowane jako użytkowe. Były i są ofiarami w zasadzie każdego modelu rolnictwa.

Nie istnieje rolnictwo bezideowe – przesądza o tym fakt, że preferuje określone wartości. U podłoża obecnie funkcjonującego w krajach Zachodu, w tym w Polsce, też leży określona ideologia. Jakkolwiek ważną jej częścią jest zgoda na mnożenie zwierzęcych ofiar w liczbie niespotykanej nigdy wcześniej, trudno ją nazwać po prostu szowinizmem gatunkowym lub – za psycholożką Melanie Joy – karnizmem. Nie ma tu podziału na chronionych ludzi i krzywdzone inne zwierzęta zdolne do odczuwania. Model ten wiąże się z niesprawiedliwymi relacjami międzyludzkimi i międzygatunkowymi.

Tak jak nie ma rolnictwa bezideowego, tak nie ma bezofiarnego. Rolnictwo, wciąż z konieczności inwazyjne nawet w obrębie produkcji roślinnej, jest niezbędnym elementem metabolizmu mas: ludzkiej i pozaludzkiej. Można przeoczyć fakt, że konsumentami produktów rolniczych są nie tylko ludzie, ale światowy rynek karm dla tzw. zwierząt towarzyszących był w roku 2018 wart prawie 100 miliardów dolarów. Prognozy na rok 2024 mówią o 130 miliardach. Tylko w Stanach Zjednoczonych i Europie żyje około 300 milionów tych zwierząt. To też kształtuje przemocowy charakter rolnictwa.

Wraz z rosnącą skalą pozaludzkiej konsumpcji coraz częściej mówi się o jej negatywnym śladzie ekologicznym. Ma on swoją nazwę: ecological pawprint. Niektórzy twierdzą, że w Stanach Zjednoczonych zaspokajanie potrzeb żywieniowych psów i kotów odpowiada za 25-30 procent negatywnego wpływu na środowisko. Jest związany m.in. ze zużyciem ziemi, wody i paliw kopalnych. Inni kręcą nosem na te dane, ale jedno jest pewne: parametry związane z liczbą ofiar, dotkliwością krzywdy i negatywnym wpływem środowiskowym są ważnymi wyznacznikami jakości modelu rolnictwa.

Co się należy w dobie pandemii?

Kształtowanie jego schematu i nadzorowanie działania to dosłownie kwestia życia i śmierci. To jeden z wrażliwszych obszarów życia społecznego, wymaga ogromnej odpowiedzialności. Jest naprawdę kluczowe, jaką rolę cywilizacyjną społeczeństwo przypisuje rolnictwu i jakich ludzi deleguje do odgrywania w nim kierowniczych i wpływowych ról. Traktowanie rolnictwa jako peryferii kultury, twierdzy tradycji, samoistnej, autonomicznej i głównie technicznej dziedziny, jest wielkim błędem. Jego konsekwencje będą coraz tragiczniejsze.

Byłem kiedyś ze znajomym w księgarni. Po długim dryfowaniu od regału do regału obaj zdecydowaliśmy się na zakup jednej książki. On wybrał opasły tom o wyprawach krzyżowych, ja skromny zbiór roślinnych przepisów. Było to dawno temu, ale dobrze pamiętam uwagę księgarki na temat naszych preferencji: „Och, co za różnica wyborów!”. Niestety moje riposty są często opóźnione o wiele godzin, a nawet lat. Dziś wiem, co powinienem był odpowiedzieć: „Ach, przecież obie książki są o tym samym!”. O przemocy, żądzy władzy, zabobonach i niezdolności do koegzystencji. Moja była o próbie ich przezwyciężenia.

Rolnictwo i związana z nim konsumpcja to części kultury, które operują najwyższymi wartościami, w tym etycznymi i estetycznymi. Chlewnia przynależy do humanistyki. Niestety żyjemy w momencie, w którym niesprawiedliwość i krzywda, będące efektem obecnego modelu, dawno już przekroczyły wymiar lokalny. Utraciliśmy wszelkie hamulce, ale wciąż większości wydaje się, że po prostu jedziemy do przodu. Dalsza społeczna zgoda na dominującą ideologię skończy się globalną katastrofą. Jeśli nie zaczniemy czuć, co się dzieje, ofiar będzie szybko przybywać – do świni coraz częściej zaczną dołączać koale i ludzie.

Odpowiedzią na krytyczny stan, w który zabrnęliśmy, musi być społeczeństwo wymagające od polityków rozbudzonej wrażliwości społecznej, odporności na moralną habituację, innowacyjnych, rozumiejących czas, w którym żyją. Potrzebni są realiści, których nie ogranicza utopiofobia. Radykałowie – bo tylko ich pragmatyczny umiar jest postępowy. Sami sobie odpowiedzcie, czy obecny minister rolnictwa i rozwoju wsi pasuje do tego opisu. I czy jest on kimś wyjątkowym, czy raczej, niestety, przeciętnym.

Dlatego różni Ardanowscy polityki muszą odejść. Nie mają oni kompetencji, żeby służyć zmianie cywilizacyjnej, której pilnie wymaga sytuacja. Nie starcza im wyobraźni, żeby wymyślić świat na nowo. Nie rozumieją, że adekwatną odpowiedzią na kryzys o tej skali nie jest „ostrożne dłubanie na marginesach problemu”. Nie odejdą jednak, dopóki będą przypominali swoich wyborców.

Wspólnie tworzymy model rolnictwa i wspólnie musimy go zmienić – książka za książką, start-up za start-upem, paragraf za paragrafem i talerz po talerzu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij