Teatr, Weekend

„Śmierć Jana Pawła II”: Niezręczność umierania

Śmierć Jana Pawła II spektakl

Przedstawienie „Śmierć Jana Pawła II” w reżyserii Jakuba Skrzywanka budziło zainteresowanie, zanim jeszcze spektakl powstał. Z typową dla siebie czujnością na najdrobniejsze przejawy obrazy uczuć religijnych środowiska katolicko-nacjonalistyczne oraz głodne beki z papasa internetowe śmieszki w samym koncepcie widowiska o papieżu Polaku ulokowały wyobrażenia właściwe ich perspektywie.

Także osoby, które znają Skrzywanka, z jego poprzednich spektakli i kojarzą go ze śmiałością podejmowania kontrowersyjnych tematów oraz wyrazistością przerabiania ich na scenie, mogły oczekiwać prowokacji, po którą reżyser sięgał chociażby przy realizacji takich przedstawień jak Mein Kampf (Teatr Powszechny w Warszawie, 2019) czy Opowieści niemoralne (Teatr Powszechny w Warszawie, 2021). W swoim Kordianie (Teatr Polski w Poznaniu, 2018) reżyser umieścił scenę spotkania tytułowego bohatera dramatu Juliusza Słowackiego z łudząco podobnym do Jana Pawła II papieżem, którego przedstawił jako niedołężnego, niezdolnego do skonstruowania sensownej wypowiedzi starca. Pomysł, że w nowym przedstawieniu Skrzywanek przedstawi papieża Polaka podobnie, mógł więc zaświtać w głowach osób, które widziały ten spektakl.

Rozczaruje się ten, kto oczekuje sensacji. Twórcy Śmierci Jana Pawła II unikają oceny pontyfikatu Karola Wojtyły, choć nie pozostają bezkrytyczni wobec Kościoła katolickiego. Interesuje ich niezwykłość sytuacji, w której potężna instytucja, jaką jest Watykan, staje przed wyzwaniem zmierzenia się ze śmiertelnością i cielesnością osoby, którą traktuje jak symbol swojej świetności. Zastanawia ich kwestia empatii wobec umierającego człowieka, dlatego na scenie przeprowadzają wiwisekcję śmierci. W tym celu podejmują udaną próbę rekonstrukcji ostatnich dni życia Wojtyły oraz pośmiertnych obrządków, jakim zostało poddane jego ciało.

Chociaż śmierć Jana Pawła II miała miejsce w apartamentach Pałacu Apostolskiego, na scenie umiera pod szkieletem kopuły Bazyliki Świętego Piotra, a więc w miejscu późniejszego pochówku. Monumentalne sklepienie świątyni wsparte jest na niskich marmurowych ścianach, przypominających tumby grobowców. W tej łączącej surowość kaplicy z majestatycznością pałacu scenografii Agaty Skwarczyńskiej rozegrane zostają umieranie papieża oraz jego pogrzeb.

Prześwitujący budulec kopuły pozwala zajrzeć do prywatnej kwatery papieskiej, w której przedmiotami codziennego użytku są pielęgniarskie narzędzia, a posłaniem – szpitalne łóżko. Jan Paweł II (Michał Kaleta) w trakcie trwania spektaklu znajduje się w centrum sceny, a cała dramaturgia rozgrywa się wokół jego postaci. Stale towarzyszy mu pielęgniarz Massimiliano (Mariusz Adamski), który bardzo przekonująco wykonuje czynności związane z karmieniem, myciem i przewijaniem starca.

Jak ćmy wokół lampy po apartamencie papieża krążą też siostra Tobiana Sobótka (Barbara Krasińska) oraz siostra Eufrozyna Rumian (Monika Roszko) – piastunki porządku w białych szatach. Co jakiś czas Jan Paweł II badany jest przez doktora Renato Buzzonettiego (Piotr Kaźmierczak), a wieści o jego stanie zdrowia przedostają się do wiadomości publicznej za pośrednictwem papieskiego sekretarza kardynała Stanisława Dziwisza (Andrzej Szubski) lub Mieczysława Mokrzyckiego (Piotr B. Dąbrowski).

Mit JP2 nie ma szansy skleić społeczeństwa

Oglądając przedstawienie, widzimy, jak schorowany człowiek coraz bardziej zapada się w sobie i stopniowo traci kontakt z rzeczywistością oraz własnym ciałem. W widoczny sposób postępująca niedyspozycja krępuje go, a zależność od innych osób – drażni. Kaleta znakomicie odegrał zmagania ze śmiertelnością, trzęsąc się oraz krztusząc z każdą próbą utrzymania życia przy granej przez siebie postaci. Wraz z postępem choroby aktor stopniowo uspokaja sceniczną ekspresję. Równolegle do stanu zdrowia jego postaci zmienia się nastrój spektaklu.

Na początku postaci zaklinają chorobową rzeczywistość, jakby śmierć dało się ominąć. Dla zachowania pozorów zwyczajności Jan Paweł II ubrany jest w swoją codzienną, białą sutannę oraz czerwone buty. W telewizorze leci jakiś spokojny, włoski program, chociaż większość telewizyjnych kamer zwróconych jest w stronę papieskiej kwatery. Gdy pielęgniarz karmi dławiącego się co rusz starca, jedna z zakonnic podmienia obumarłe kwiaty na świeże – wymowny gest pudrowania przykrej rzeczywistości.

O tym, że umieranie papieża zakłóca bieg naoliwionej machiny kościelnej, dowiadujemy się wprost. Mimo że wyraźnie schorowany starzec pod koniec życia ma trudności z motoryką i mową, sakralna świta kardynałów zdaje się traktować śmiertelność papieża jako niezręczność, którą należy zwalczyć. Z początku Wojtyła stara się sprostać oczekiwaniu bezdyskusyjnego wypełniania papieskich obowiązków, ale gdy niedyspozycja przykuła go do łóżka, odpuszcza. Jego cierpienie okazuje się jednak słabą wymówką dla Dziwisza, który zadręcza starca sakralnymi rytuałami, gdy ten tkwi w agonii. Przyjęło się, że pontyfikat musi być dożywotni, bo to przecież boska posługa, a nie praca. Takie wyobrażenie stawia szczególne oczekiwania wobec osoby piastującej urząd papieski. Wzorowe odegranie roli Ojca Świętego wymaga bezdyskusyjnej rezygnacji z własnej intymności oraz podmiotowości.

Dziadocen i piwnice patriarchatu

czytaj także

Dziadocen i piwnice patriarchatu

Agata Adamiecka-Sitek

Upublicznienie śmierci Jana Pawła II dowiodło, że cząstkową ceną za świętość jest cierpienie na oczach milionów. Okazuje się, że aby podtrzymać narrację o boskim przymierzu papieża z Trójcą Świętą, trzeba, śladami Chrystusa, umierać w mękach, ale z godnością. Jakby już za życia było się pomnikiem.

Po śmierci Wojtyły jego ciało stało się własnością Watykanu. Zwłoki Jana Pawła II poddane zostały zabiegom konserwacji i kosmetycznej korekty, a krew trafiła do relikwiarza. Proces tworzenia pomnika z ludzkiego ciała przedstawiono w spektaklu naturalistycznie, jakby aktorzy wcielający się w postaci balsamisty – Alan Al-Murtatha – i tanatokosmetolożki – Kornelia Trawkowska, mieli fach w rękach. Kaleta, który wciela się także w martwego Jana Pawła II, wygląda przejmująco, leżąc bezwładnie pod białym prześcieradłem.

Gdy ceremonia dekoracyjna dobiega końca, rozpoczyna się obrządek pogrzebowy. Udekorowane w sakralne rekwizyty papieskie ciało w niczym nie przypomina umierającego starca. W otoczeniu kościelnych śpiewów i rytuałów wygląda, jakby znalazło się na swoim miejscu. Niezręczność umierania wreszcie opuściła Jana Pawła II, a martwy papież może ponownie wypełniać swój obowiązek jako symbol Watykanu.

Rekonstrukcja umierania Wojtyły przerywana jest nagraniami wypowiedzi osób w różnym wieku, które opowiadają o tym, jak przeżyły tę śmierć. Zadziwia wyrazistość emocji przebijająca się z tych historii. Słuchając różnorodnych wspomnień, trudno nie zacząć szperać we własnej pamięci. Prawda jest taka, że każdy z nas, kto w 2005 roku świadomie odbierał te wydarzenia, z większym lub mniejszym zaangażowaniem uczestniczył we współczesnym misterium, w którym Jana Pawła II obsadzono w roli Chrystusa.

Kiedy w lutym 2013 roku Joseph Ratzinger ogłosił swoją decyzję o rezygnacji z urzędu papieskiego ze względu na podupadające zdrowie, zawrzało. Czy oburzenie i sprzeciw wobec jego decyzji wynikały z przywiązania do tradycji Kościoła katolickiego, czy też niezgody na śmiałość zanegowania czegoś, co zdawało się ogólnie przyjętą oczywistością? Mniej istotne od tego, czy śmierć na świeczniku podbija papieżom punkty do świętości, wydaje mi się pytanie o to, czy doświadczenie śledzenia Wojtyły w jego ostatnich chwilach przyczyniło się do podświadomego oczekiwania widowisk tego typu. A jeśli tak jest, czy dowodzi to społecznej znieczulicy wobec cudzej śmierci? To ważne pytanie w dobie zbierającej śmiertelne żniwo pandemii i kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej. Rekonstrukcja umierania papieża Polaka w spektaklu Skrzywanka to inspiracja do podjęcia osobistej refleksji na ten temat.
*
Śmierć Jana Pawła II, reż. Jakub Skrzywanek, scenariusz: Jakub Skrzywanek i Paweł Dobrowolski, Teatr Polski w Poznaniu

**
Julia Niedziejko – recenzentka teatralna. Pisze głównie dla „Czasu Kultury”, „Didaskaliów”, Dwutygodnika i Fragile. Mieszka w Poznaniu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij