Kultura

Oglądanie Eurowizji nie zniesie granic klasowych

Być może dzisiaj ludzie z różnych klas społecznych częściej niż kiedyś oglądają te same rzeczy. Ale praktyki związane z ich odbiorem są już inne – inaczej ten sam serial odbierze pracownik fizyczny, a inaczej wprawny kulturoznawca.

Patrycja Wieczorkiewicz napisała bardzo ciekawy tekst na temat poczucia wstydu, który towarzyszył jej dawniej podczas oglądania Eurowizji. „Eurowizja w wielu osobach wzbudza podobne reakcje co disco polo. Mówią o rozrywce dla plebsu, kiczu, festiwalu żenady. Sama przez wiele lat, jeśli już przyznawałam się do oglądania konkursu, dodawałam, że to moje guilty pleasure” – pisze publicystka. W cieniu tej refleksji jest coś, co warto wydobyć: klasowy i dystynkcyjny aspekt kultury, który nie znika nawet wtedy, kiedy się odważnie przyzna do oglądania tego typu festiwali.

Sadura: Polacy dzielą się na klasy, ale to nie klasy dzielą Polaków

Sam nie oglądam Eurowizji. Nie bardzo mnie ona interesuje, ten rodzaj muzyki ani spektaklu do mnie zupełnie nie trafia. Rozumiem natomiast potrzebę zrzucenia z siebie poczucia wstydu za rzeczy, które się lubi, choć jakiś zinternalizowany głos mówi, że się nie powinno. W kontekście wypowiedzi Wieczorkiewicz interesujące jest więc to, w jaki sposób wytwarza się ów wstyd i poczucie niewygody towarzyszące odbiorowi niektórych przejawów aktywności kulturalnej. A także dystynkcyjne tło tych emocji.

Pierre Bourdieu w jednej z najbardziej eleganckich teorii klasowych twierdził, że struktura społeczna przejawia się między innymi przez gusta i smak. Te zaś mieszczą się w nieco szerszej kategorii kapitału kulturowego. Klasa wyższa w koncepcji Bourdieu jest tą grupą społeczną, która jest w stanie narzucić swoją dominację przez ustanawianie tzw. kultury prawomocnej. Częścią tej kultury jest między innymi to, co jakiś czas temu nazywało się „kulturą wysoką”.

W reprodukcji klasowej, czyli w odtwarzaniu się klas społecznych, istotną rolę odgrywa tzw. habitus, czyli zestaw kulturowych dyspozycji, których uczeni jesteśmy od dziecka. Istotną rolę tym mechanizmie odgrywa cały ekosystem instytucji, które decydują (decydowały?) o tym, co jest dobrym smakiem. Zaliczają się do nich muzea, krytycy sztuki, akademiczki, publicyści, instytucje kultury. A dzisiaj – youtuberzy z wysokim kapitałem kulturowym tworzący wideoeseje, podcasterki i twórczynie z mediów społecznościowych. Wszystko to działa w oparciu o dyskretną zasadę KMWTW – kto ma wiedzieć, ten wie. A tymi, którzy wiedzą, są oczywiście ludzie z klasy wyższej. Dzięki zinternalizowaniu przejawów kultury prawomocnej osoby te poruszają się po niej z właściwą sobie swobodą.

Klasa średnia z kolei to grupa pragnąca zrównać się kulturowo (a więc również społecznym statusem) z klasą wyższą poprzez rozpracowanie całej tej skomplikowanej mapy. Nie jest to zabieg łatwy, ponieważ „kultura wyższa” nie jest naturalnym środowiskiem dla klasy średniej. Osoby z tego grona są więc skazane na popełnianie gaf. A w miejscach, gdzie osobisty habitus członków tej grupy wchodzi w uświadomioną kolizję z normami kulturowymi klasy wyższej, rodzi się wstyd. Towarzyszy on również uświadomieniu sobie popełnienia gafy. Bo czym jest gafa, jeśli nie nieintencjonalnym, niegroźnym odstępstwem od jakiejś normy zdradzającym nasze „nieobycie”?

Nie wstydzę się Eurowizji

Warto podkreślić, że niemal wszystkie aktywności ludzi w rozwiniętych gospodarkach (choć w krajach rozwijających się zapewne również) mają komponent klasowy: preferencje filmowe, muzyczne, kulinarne, sposoby spędzania wolnego czasu, preferowany sport, miejsca, w które jeździmy na wakacje, miejsca, w których jemy, miejsca, w których pracujemy, dzielnice, w których mieszkamy. I dalej: poglądy polityczne, szanse zdrowotne i edukacyjne, dochody, sposoby wychowywania dzieci, zainteresowania, odmiany języka, którymi się posługujemy. Klasowość tych wszystkich praktyk jest uniwersalną podszewką społeczeństwa.

W Polsce o klasach społecznych z perspektywy socjologii Bourdieu sporo pisze socjolog dr Michał Cebula. Z jego badań wynika, że charakter klasowy ma na przykład wspólne jedzenie. Osoby z klas wyższych często jedzą wspólnie posiłki. Praktyka ta występuje znacznie rzadziej w przypadku rodzin o niższym statusie społeczno-ekonomicznym. Badacz wskazuje również, że klasowość przejawia się nie tylko w doborze oglądanych w telewizji programów, ale również w sposobie oglądania samej telewizji. Osobom o niższym statusie społeczno-ekonomicznym telewizor po prostu „towarzyszy”, leci sobie w tle. Tymczasem osoby z klas średnich i wyższych oglądają telewizję w sposób bardziej selektywny i celowy, preferując na przykład programy dokumentalne.

Wiem, wiem, pewnie chcecie powiedzieć, że znacie kogoś z klasy ludowej, kto jest pasjonatem niezależnych filmów dokumentalnych. I znacie też osobę z rodziny profesorskiej (znajomość z taką osobą dość dobrze lokuje was samych w strukturze klasowej), która ogląda namiętnie Trudne sprawy. Tylko co z tego? Chodzi o pewne statystyczne prawidłowości, a nie o konkretne przypadki. Zapewne sami często mówicie o dowodach anegdotycznych. Choć mogą one być prawdziwe, to nie wskazują jednocześnie na prawidłowości, które można wyciągnąć z większych zbiorów danych. Nie da się istnienia wymiarów klasowości (i większości zjawisk społecznych) zagadać frazesem „różnie bywa”.

Krymscy Tatarzy wykrzyczą swój ból na Eurowizji

czytaj także

To może jeszcze dwie ciekawostki. Co jest najbardziej wyższoklasowym sportem wśród polskich dzieci? Tenis. Ewidentnie to on wyróżnia praktyki sportowe dzieciaków z bogatych rodzin. Jeden z największych znawców tematyki klasowej w naszym kraju, prof. Henryk Domański, zbadał również gusta muzyczne Polaków. I – co nie powinno chyba nikogo zaskakiwać – im wyżej dana osoba znajduje się w społecznej hierarchii, tym bardziej spada prawdopodobieństwo preferencji do disco polo. A wzrasta do muzyki klasycznej i jazzu. Przynajmniej deklaratywnie. Ale te deklaracje, nawet jeśli nie oddają prawdziwych praktyk, również są wskazaniem na pewne normy kulturowe.

Z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo trudno o jasne kryteria oceny szeroko rozumianych wytworów kultury. Między innymi dlatego gusta są dobrym wehikułem klasowej reprodukcji. Smak to po prostu coś, co trzeba „wyczuć”; coś, co się „ma”. Albo – nabyć drogą edukacji w domu. Bo dlaczego w zasadzie Wolność zespołu Boys miałaby być czymś obiektywnie gorszym niż klasyka polirytmii w stylu Floe Philipa Glassa, którego sobie akurat słucham podczas pisania? Widzicie, co tu zrobiłem? Tak naprawdę słucham teraz Nicklebacka. A może nie, nie powiem wam.

Z drugiej strony czujemy jakiś intuicyjny opór przed relatywistycznym uznaniem, że wytwory kultury i praktyki jej odbioru są sobie równe. Nie jest przecież przypadkiem, że w uznanych galeriach (kto ma wiedzieć, które są uznane, ten wie) nie znajdziemy wielu ciupag, płaskorzeźb z wilkami, obrazów Żydów liczących pieniążki czy portretów pędzla karykaturzystów z warszawskiej starówki. Ale właściwie dlaczego ich tam nie znajdziemy? Cóż, ktoś ma wiedzieć, ten wie.

Nie znalazłem badań, ale jestem niemal pewien, że Eurowizja również ma (lub miała) charakter klasowy – jej śledzenie było domeną raczej niższych rewirów klasy średniej i klas ludowych.

Polak to się nawet o Eurowizję pokłóci

„Potrzeba zaznaczania wyższości własnego gustu muzycznego wynika z klasizmu, a ten przenika całe polskie społeczeństwo. Nawet na Pudelku, pod artykułami dotyczącymi Eurowizji, dominują komentarze w rodzaju: »ale wiocha, kto to ogląda«?” – pisze Patrycja Wieczorkiewicz. Jednak autorka, pisząc „nawet na Pudelku”, sama w jakimś stopniu hierarchizuje źródła informacji, prawdopodobnie czując również ich klasową specyfikę. Moim zdaniem potrzeba zaznaczenia wyższości czy też odrębności praktyk kulturowych wynika nie tyle z klasizmu, czyli klasowej pogardy, ile z istnienia klas społecznych w ogóle. Oraz z dynamiki, która między nimi występuje. Tak, czasem bywa, że klasizm jest pochodną tej dynamiki.

Ale stwierdzenie, że ogląda się Eurowizję, i to z pasją, nie oznacza, że granice klasowe zniknęły. Trend kulturowej „wszystkożerności” tylko pozornie „odklasawia” kulturowe praktyki. Zupełnie inaczej bowiem ogląda Eurowizję wielkomiejska akademiczka, a inaczej kobieta w średnim wieku w małym mieście. Ta pierwsza będzie w stanie zanalizować konteksty polityczne, odczyta dyskretne odwołania do innych dzieł kultury, dostrzeże przekaz emancypacyjny. Dla tej drugiej Eurowizja to po prostu fajny, wieczorny program nieróżniący się wiele od wieczoru z polskimi kabaretami. Nawet jeśli więc oglądają ten sam przekaz, to praktyka jego odbioru jest brzegowo różna. Nie są takie same, jak mówi popularny mem. Nawet jeśli ta pierwsza chciałaby trochę tak o sobie myśleć.

O tym, że wszystkożerność staje się nowym rodzajem dystynkcji, pisał między innymi przytaczany już wyżej Michał Cebula. Być może dzisiaj ludzie z różnych klas społecznych częściej niż kiedyś oglądają te same rzeczy. Ale praktyki związane z ich odbiorem są już inne. Znów – inaczej ten sam serial odbierze pracownik fizyczny, a inaczej wprawny kulturoznawca, tworzący wideoeseje na YT, budując w ten sposób swoją prestiżową i materialną pozycję.

Popowa rewolucja już się wydarzyła

Różnice klasowe nie przestały istnieć (i prawdopodobnie nigdy nie przestaną). One po prostu zmieniły swoje miejsca. Hipsterzy, czyli dzieciaki z klasy średniej i wyższej sprzed 10 czy 15 lat stworzyli pewien kanon rozpoznawania tego, co dobre – „znałem to, zanim stało się modne”. W tym przejechanym milion razy żarciku zawiera się mimowolna diagnoza o pewnym mechanizmie klasowej dynamiki. Rzeczy należy znać wtedy, kiedy są w awangardzie.

To samo odnosi się do pewnych trendów społecznych. Kiedy się popularyzują, trzeba przeskoczyć do czegoś nowego. Klasa wyższa porzuca pewne praktyki wtedy, kiedy stają się one powszechne. A klasa średnia próbuję nadążyć za wiecznie oddalającym się klasowym horyzontem. Tam, gdzie będzie pojawiał się konflikt nowych wartości z wartościami, do których członkowie dzisiejszej klasy średniej nawykli w swoim habitusie z dzieciństwa, tam będzie rodził się wstyd.

Postawię tezę, że ten mechanizm jest nieunikniony. Nie da się z niego wypisać, bo nie da się wypisać z dynamiki gier, w które grają ludzie. I nic nie pomoże „tojestokejizm”, który swoją drogą sam prawdopodobnie jest rodzajem dystynkcji. A raczej był. Bo za dwa lata będzie nowym „znałem to, zanim to było modne”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kamil Fejfer
Kamil Fejfer
Publicysta ekonomiczny
Publicysta zajmujący się rynkiem pracy i tematyką ekonomiczną. Autor książek: „O kobiecie pracującej. Dlaczego mniej zarabia chociaż więcej pracuje” oraz „Zawód”.
Zamknij