Kultura

Na marginesie „Pokotu”: wytyczne dla sztuki nieostrożnej

Sposób, w jaki wyobrażamy sobie nieostrożność sztuki, mówi bardzo wiele o normie społecznej, w tym o rzeczywistej sytuacji ofiar, na przykład zwierząt, o opresji których opowiada „Pokot”.

Po obejrzeniu Pokotu Agnieszki Holland Kinga Dunin wypatruje sztuki nieostrożnej. Takiego filmu, które nie udaje „pseudokryminału” i którego koniec nie odnosi do „idyllicznej utopii”. Filmu, którego główną bohaterką byłaby „mścicielka, a nie wariatka”, niepodatna na wyśmianie postać, dzięki której widzowie mogliby „zidentyfikować się z aktami zabójstwa” i naprawdę „posmakować zemsty”. Wszystko to jednak w „cywilizowany”, bezpieczny sposób, w ramach sztuki.

Zemsta jest rozkoszą ofiar

Sztuka byłaby tu przestrzenią specjalną – laboratorium emocji, w którym, jak rozumiem, raczej przeprowadzamy doświadczenie, a nie po prostu doświadczamy. Mamy nad nim kontrolę, gospodarujemy nim i w białym kitlu – żadnych śladów krwi – wzbudzamy refleksję. Być może można by to nazwać strefą ślepych nabojów, bezpiecznej symulacji – choćby zemsty, która co prawda nie wychodzi poza dziedzinę symboli, ale może przynieść rzeczywiste katharsis; przestrzenią buforową pomiędzy dowolnością radykalizmu myśli a rzeczywistością codzienności, która stawia im opór, i to nie tylko poprzez kajdany poprawności politycznej.

Można się spierać o szczelność nawiasu, w którym znajduje się i powinna się znajdować sztuka. Na ile da się i trzeba oddzielić laboratorium od życia, spektakl od polityki i worek treningowy od ulicy. Zapewne właśnie uchylanie tego nawiasu jest sposobem przejścia od sztuki jako przestrzeni eskapistycznej do artywizmu. Być może też większy zakres jego uchylenia określa sztukę nieostrożną. Taką, która staje się niebezpieczna, bo nie daje komfortu gry, pozbawia uspokajającej dominacji przyjętej konwencji i nie można z niej uciec z powrotem do „normalnego” życia, bo sama jest jego częścią. Staje się sprawcza w obszarze tego, co prozaiczne i codzienne, i gdzie rozgrywają się prawdziwe dramaty.

Sposób, w jaki wyobrażamy sobie tę nieostrożność, mówi bardzo wiele o normie społecznej, w tym o rzeczywistej sytuacji ofiar, na przykład zwierząt, o opresji których opowiada Pokot. Agnieszka Holland i Olga Tokarczuk rzeczywiście zadbały o asekurację. Niewiele zmieniłoby tu uczynienie z centralnej postaci Duszejko jeszcze bardziej wyrachowanej mścicielki. Myśliwi, te marginalia eksploatacji zwierząt, są po prostu zbyt łatwym celem. Czasem przypominają chłopców do bicia. Dosłownie wystawiają się na strzał, biorąc na siebie osobistą odpowiedzialność za śmierć zwierząt, z której większość bezpośrednio nie korzysta.

Myśliwi, te marginalia eksploatacji zwierząt, są po prostu zbyt łatwym celem.

Zresztą, po co kolejny raz fantazjować o zemście? Tyle szumowin tego brudnego pragnienia wypełnia komentarze wirtualnego świata. Są wśród nich arcydzieła, zgoda. Jednak deklaracja i życzenie zemsty są bardzo odruchową i rutynową, żeby nie powiedzieć: konwencjonalną reakcją na akty krzywdzenia zwierząt, o ile ktoś w ogóle na nie reaguje. No i oczywiście o ile da się wskazać ich autorów.

Nieostrożność sztuki mogłaby zaczynać się tam, gdzie zemsta staje się nieadekwatną reakcją na krzywdę. Tam, gdzie zamiast grubo ciosanych czarnych charakterów, buszujących w urzekających ostępach, jest bagno rozmytej odpowiedzialności i podziału opresyjnej pracy, królestwo banalnego zła i pospolitej scenerii. Niefotogeniczne miejsce ślepej na to zło, codziennej krzątaniny, z której utkany jest, nazwany tak „nie bez podstaw”, zwierzęcy holocaust.

„Pokot” nie jest baśnią o złym PIS-ie

Byłaby rzeczywiście nieostrożną sztuka, która daje „naprawdę posmakować”, ale nie zemsty w imieniu ofiar, a współwiny za ich krzywdę. Nie mógłby to być kryminał, ale nie tylko dlatego, że w tym scenariuszu zemsta nie miałaby sensu. Również dlatego, że wszystkie drastyczne obrazy przemocy wobec zwierząt pokazywałyby przemoc legalną. I nie dałoby się zrobić z tej sztuki tuby jednej opcji politycznej, wyznania religijnego bądź jego braku; medium poglądów jednej płci, klasy, orientacji seksualnej. Nie nadawałaby się też na manifest żadnego z pokoleń.

Nieostrożnie prozwierzęca sztuka – nieznośnie realistyczna, ale żądająca zbyt wiele, niemodnie niepragmatyczna, sztuka taka drażniłaby prawie wszystkich, mając tylko nielicznych obrońców. Pokazywałaby bowiem trwałą wspólnotę wygodnictwa, konformizmu i obojętności przytłaczającej większości zróżnicowanego, ba!, poróżnionego w wielu innych kwestiach społeczeństwa – wspólnotę, która od pokoleń „nie bierze poważnie” krzywdy zwierząt i robi z tego cywilizację.
Historycznie sprawdzony, szowinistyczny sojusz konserwatyzmu i postępowości, duchowości i naukowości, do tego stopnia podcinający skrzydła wyobraźni, że wstyd by było pokazywać jakiekolwiek sceny idyllicznej utopii, będące jej produktem, bo i ona byłaby śmierdzącym kompromisem.

Skarcona za fundamentalizm, fanatyzm, wyśmiana, pozbawiona nagród, zbyt nieostrożna sztuka leżałaby u stóp gromady krytyków. Na świerkowych gałązkach, przegrana.

Gzyra: Czworonożni oprawcy, zbrodniarze w piórach

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dariusz Gzyra
Dariusz Gzyra
Działacz społeczny, publicysta, weganin
Dariusz Gzyra – filozof, działacz społeczny, publicysta. Wykładowca kierunku antropozoologia na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Towarzystwa Etycznego. Redaktor działu „prawa zwierząt” czasopisma „Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies”. Autor książki „Dziękuję za świńskie oczy” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018). Weganin.
Zamknij